Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2015

Próba walki z lękami, c.d.

Czas przecieka mi przez palce. W jaki sposób? Zamiast robić coś konkretnego czytam komentarze o uchodźcach, w niemieckiej gazecie internetowej, czasami coś tam sam napiszę. Bez sensu. Niech oni się tym zajmują. Wiem, że to forma ucieczki. Muszę napisać wymówienie kobiecie, której wynajmuję mieszkanie. Nie dość, że nie zapłaciła kaucji, od roku, to jeszcze nie zapłaciła za wrzesień. Na początku września zapłaciła za sierpień. Nie ma co jej pisać smsów, żeby zapłaciła, skoro ona to najwidoczniej czasami olewa. Nie jest poza tym małym dzieckiem, wiem, czy płaci, czy nie. Kaucję ile razy już obiecywała zapłacić. Muszę konfrontować się z moimi uczuciami duszności, gorąca, mieszanką w głowie. Czasami pójście do sklepu stwarza mi problem. Dzisiaj poszedłem, choć coś w mojej głowie myślało "nie ma czasu". Potrzebuję pary ciepłych piersi, żeby się do nich przytulić. Czyżbym dostawał obsesji na ten temat. Muszę uporządkować w mojej głowie, staram się to robić. Czasami mam wrażenie, że

Gdy czuję niepokój

Siedzę sobie w kafejce, piję kawę z mlekiem "flat white". Lało dzisiaj, prawie, że jak w Europie, choć może jednak bardziej tropikalnie. Brakuje mi pary ciepłych piersi, do przytulenia się, myślę sobie rano. żyję trochę jak dzikus, w wynajętym pokoju. Fakt, korzystam z całego mieszkania i garażu, ale jak miałbym tam dziewczynę przyprowadzić? Wiem, zawsze szukam sobie przeszkód. "Poza tym, to i tak tu nie zostajesz", dodaje coś w mojej głowie. To samo było powodem, że w Niemczech nie miałem dziewczyny. "Bo i tak wyjeżdżam", mówiłem sobie. Każda wymówka jest dobra, żeby nie musieć się nad tym wszystkim zastanawiać. Od lat jestem sam, z krótkimi przerwami. Dowlokłem się na kort, znaczy się, samochodem. Chciałem poćwiczyć z godzinę, posiedziałem prawie, że dwie, bo się rozkręciłem. To też forma ucieczki. Myślę, że przytulenie się do kogoś mogło by mi dodać trochę energii. "Albo i nie", coś od razu dodaje w mojej głowie. Bywało tak i tak. Ale bywało t

Dopóki się oddycha, to trzeba walczyć.

Jak tu nie uciekać? Przed różnymi lękami. Relatywizować problemy, oddychać powoli i głęboko? Ignorować ściskanie w okolicy splotu słonecznego? Ignorować niepokój? Wczoraj zaczęliśmy trening o 10 rano, grałem dużo singli z kumplem. Na początku mnie ogrywał, 4 razy, a potem osłabł, więc ja dwie ostatnie gry wygrałem. On waży pewnie o połowę więcej niż ja, a w singlu to przeszkadza. On poszedł, a ja dalej coś tam pogrywałem, do 14.30. Wtedy już siadłem. Wieczorem napiłem się kawy, rozpuszczalnej, w domu. Przedtem byliśmy w jakimś "Yum Cha", czyli chińskiej restauracji. Trafiliśmy na "porę herbaty" i jedliśmy tylko zastawki, czyli różne jakieś tam ichne, chińskie pierogi, przeważnie z wieprzowiną i krewetkami. Nie przepadam ani za jedzeniem wieprzowiny, ani krewetek, ale koło mnie siedziała miła V, która to wszystko tak zachwalała, że trudno było mi nie jeść. Byliśmy w szóstką, jeden Hindus, nie jadł wieprzowiny, jeden z Tajlandii, Taiwan, Malezja, czy może Indonezja? G

Powolny wdech i wolniejszy wydech, lęki.

Idę pograć trochę. Zameldowałem się na zawody za tydzień, podwójna i mieszana. Uciekam od robienia mojej listy "todo". Interesujące jakich tricków mój mózg używa, żeby unikać pewnych sytuacji. Straszy mnie lękami, to znaczy, niepokojem, lekkim duszeniem się, naciskiem na przeponę, lekką utratą koordynacji ruchowej, czy zamieszaniem w głowie. Szukam metod na osłabienie tego, takich praktycznych. Jak na przykład powolny wdech, wstrzymanie powietrza i jeszcze wolniejszy wydech. Czy medytacja, choćby tylko 10 oddechów, ale parę razy dziennie. Muszę się tego uczyć, by się fizycznie do walki ze stresem, czy lękami, zwała jak zwał, przygotować.

Walka w głowie

Moje emocje mówią mi "uciekaj", albo "nic nie rób", duszą mnie, powodują niepokój, mało adekwatny do sytuacji. Muszę się więc bardziej przestawić na logikę, co mi się czasami udaje. Byłem potrenować, prawie, że dwie godziny, teraz jestem jakoś spokojniejszy, piję kawę w kafejce i dokończyłem pisanie listu do firmy. A, kumpel który mi czasami pomaga, pojawia się i znika, i który zawalił, bo miał być pilnować, obiecał, on mi trochę pomaga. Jak się ma takich przyjaciół, to czasami nie trzeba wrogów, jak to się mówi, bo gdybym wiedział, że tak zawali, to byłbym kogoś innego znalazł. On jakoś nie czuje tego, że zrobił coś nie tak. Podobnie jak z paczką, czy papierami, które mi "wysyła" już od ponad pół roku. W każdym razie, po siłowni jestem spokojniejszy, muszę to traktować jako lekarstwo. Trzeba mi parę innych takich lekarstw, czy metod znaleźć. Muszę walczyć z tym, co się w mojej głowie dzieje, inaczej, to cienko to widzę. Inaczej, to kończy się na czekaniu.

Uczyć się walczyć, codziennie

Zalewają mnie fale gorąca. Jak to działa, że lęk mną kieruje? Robi mi się niedobrze, na myśl, żeby zacząć pisać ten list do firmy, która spieprzyła moją łazienkę. Lista rzeczy, które mam zrobić może nie jest dłuższa, ale widzę, bo liczę dni, gdy nic nie zrobiłem, że coraz bardziej zwlekam. Mam wrażenie, że nic się nie rusza, że stoję w miejscu, albo się cofam, tracąc dni, na nie robieniu niczego. Ludzie piszą książki, mają rodziny, zarabiają, a ja wegetuję? A może mi się tylko tak wydaje? W każdym razie jest już pierwsza po południu, nic nie zrobiłem, trochę słówek z chińskiego. Siedziałem na internecie, pisząc komentarze na niemieckich stronach, jednej z gazet, którą czytam. Tak można bez końca, całymi dniami, czytać i pisać. Tym bardziej, że temat morze, uchodźcy, których zwali się chyba ponad milion. Co za idiotyzm. Większość z tych uchodźców, to raczej z obozów wkoło Syrii, albo z Afryki. W ciągu ostatnich 100 lat ludność wzrosła tam dziesięciokrotnie. Dziesięciokrotnie. Nie wiem t

Jak nie uciekać?

Muszę przyzwyczaić się do walki. Wiem o tym, ale ciągle mi to ucieka. Jak na paletkach. Walczyć o każdy punkt. Nie dlatego, że ten punkt taki ważny, ale żeby odzwyczaić się od szukania wymówek. Ciągle chyba czekam, aż coś się wydarzy, aż moje lęki znikną. Ale one nie znikają. Niby walczę z nimi, ale chyba nie tak do końca. Teraz mam jakieś plamy na twarzy, nie wiem, czy to starość, czy może od tego klimatu tutaj, bo ogólnie, to mam pełno różnych plam i piegów. Dlaczego nie pójdę z tym do lekarza? Nie wiem. Ale myślę sobie, że jak to rak, to nie wiadomo ile mam jeszcze do życia. Nawet, jak to nie rak, to i tak nie wiadomo. Tak czekam, niby walczę, ale jakbym ciągle uciekał. Na co czekam? Pewnie się nie doczekam. Po prostu muszę walczyć. Kto inny ma inne życie, może sobie żyć spokojniej, ja tak nie mam, tak już po prostu jest. Codziennie mnie coś dusi, mam listę, na niej punkty, których od chyba 200 dni nie ruszyłem. Po tym widzę, jak uciekam. Wczoraj siedzieliśmy z A, S i V po treningu

Nigdy się nie poddawaj.

Pustka w głowie i w sercu. Jestem jak w metalowej beczce. Zrobię sobie znowu rozpuszczalnej kawy. Potem parę słówek. O dziwo, mam wrażenie, że więcej zaczynam rozumieć, jak oglądam ten mój prosty serial do Chińskiego. Też więcej staram się powiedzieć, nauczyłem się paru zdań, parę jakoś tam sklecę. Jak na przykład "Nie szukaj wymówek", "不要找借口". Wczoraj na paletkach nawet jakoś szło, raz lepiej, raz gorzej, ale to tylko forma nadania dniu rytmu, ucieczki. Chciałbym mieć spokój w sobie, może kogoś, do kogo bym się mógł rano przytulić. Niepokój jest w mojej głowie, bo nic mi nie zagraża. Po prostu walczyć dalej, z pustką i wewnętrznym chłodem. Z niepokojem, który mnie tak często dusi i z bezsilnością. 决不退让。Nigdy się nie poddawaj.

Bieganie, to jakby ucieczka.

Walczę z lękami. Nic nowego. Szukam drogi, jak je przeskoczyć. To w sumie śmieszne. Mam napisać list, do firmy, który spieprzyła remont łazienki, a nie potrafię. Jakbym oglądał jakiś film o kimś pokopanym. Ktoś nie umie się zabrać za coś. Mnie zaczyna coś dusić, gdy chcę się zabrać, czuję niepokój na samą myśl o tym, żeby siąść. Serce zaczyna mi mocniej bić, robi mi się niedobrze, coś żołądek ściska. Wiem, że to lęk, ale to jakby biec pod górkę, człowiek się męczy, nie jest łatwo. Jakby biec, nie wiedząc, czy się gdzieś dobiegnie, bo ogólnie, to lubię biegać. To raczej, jakby wchodzić do ciemnego miejsca, w którym jest mało tlenu, w którym jest albo za zimno, tak, że człowiek zaczyna drętwieć, albo za gorąco, tak,ż e się zaczynam pocić. Bieganie jest o wiele łatwiejsze niż pisanie, czy zabranie się za taki list. Bieganie, to jakby ucieczka. Muszę kogoś poprosić, żeby mi pomógł. Tego się nauczyłem, prosić o pomoc, choć też mi to trudno czasami przychodzi.

Panika i wyskokie mury.

Duszę się, dokładniej mówiąc, to coś mnie zaczyna dusić, gdy niektóre rzeczy mam zrobić. Robi mi się jakoś, tak dziwnie, tak, jakby coś we mnie zaczynało płakać, moja przeszłość. Coś jakby mówiło "jestem sam, nie daję sobie rady, dlaczego mnie się to przytrafiło, to niesprawiedliwe". Wiem, że to tylko jakieś procesy w moim mózgu, ale objawy tego są nieprzyjemne, jakby lepka pajęczyna mnie oplatała. Coś bezgłośnie mówi "uciekaj, zostaw to, uciekaj", robi mi się gorąco, duszno i szukam wymówek, by tego nie zrobić. Muszę napisać list do architekta, czy kto tam zamiast wanny, prysznic zainstalował i inne głupoty porobił w czasie renowacji. Czuję się bezradny, przez jakąś mgiełkę z oddali odzywa się głos "może byś się jednak zabił, wtedy nie musisz się męczyć". Ale to tylko głos z oddali, nie taki silny jak kiedyś. Więc może jest lepiej. Staram się jakoś uspakajać, mówić sobie, że najważniejsze, to fakt, że w miarę zdrowy jestem. Głęboko oddychać, ale mimo wszy

Ciemne zakamarki w mózgu.

Czasami czuję pustkę. Próbuję ją zapychać jedzeniem, ale nie zawsze to wychodzi. Czasami zmęczenie próbuję zapchać jedzeniem, z miernym skutkiem. Czasami nie pomaga kawa, której i tak nie chcę pić, ale łatwiej mi się z nią zabrać za coś. Dzisiaj rano też, zmęczenie, potem kawa. Udało mi się zabrać za sprawdzenie hamulców w samochodzie, bo myślałem, że coś za głośne są. Czasami trudno jest mi się zabrać za cokolwiek. Zazdroszczę ludziom, którzy nie są sami, ale z drugiej strony, to chyba też czasami cieszę się, że mogę gdzieś uciec, w swój świat. Pewnie by było lepiej, gdybym kogoś miał. Coś przegrywam moje single na treningach. To frustrujące, po co tyle ćwiczę? Ale w sumie, to ćwiczę, że dojść do jakiegoś własnego poziomu, nie mam się co tak cały czas mierzyć. Dobrze, że się za te hamulce dzisiaj zabrałem, to znowu jakieś małe zwycięstwo nad lękiem. Czasami zalewają mnie jeszcze fale złości, gdy ktoś moją słabość innym pokazuje? Jak wtedy, gdy L powiedziała komuś, że uczę się chińskie

Po prostu dalej, nawet jak bez sensu.

Duszę się coś dzisiaj, nawet nie wiem dlaczego. Pouczyłem się trochę słówek. Co ja robię całymi dniami? Byłem na korcie przez godzinę, potem w domu, bo już się nie opłacało jechać do kafejki. Straciłem ponad pół godziny życia oglądając jakiś głupi serial. Muszę się skoncentrować na pisaniu, które jakoś wcale do przodu nie idzie. Chiński jest frustrujący, coś nadal nie umiem czytać, nie licząc jakichś prostych zdań. Nie wiem co dalej, ale, nie chcę się zabić, zawsze coś. Wczoraj zawody próbne dziewczyn, małych, w szkole gdzie jestem trenerem. Nie były z mojej grupy, ale fajnie było. Lubię dzieciakom coś pokazywać, bo często szybko łapią. Idę zaraz trochę pograć. Dam czekoladę YY, bo ona czasami dobre ciastka na treningi przynosi.

Do jakiego schematu życia pasuję, nie wiem.

Nie lubię tego mojego uczucia niepokoju. Po prostu nie lubię Czasami czuję wewnętrzne gorąco, przeszkadza mi ono. "To lęk", uświadamiam sobie nagle. Wiem, że to lęk, ale jakoś nie dochodzi to do mnie, tak, jakbym miał dwa mózgi, jeden wie, co to jest, a drugi czuje, ale jakby nie miał pojęcia, co się dzieje. Jakby emocje i logika nie były ze sobą powiązane. Bo i po części tak chyba jest, z tego, co wiem. Dzisiaj rano byłem połamany, bo trenowałem sporo w piątek, potem grałem sporo w sobotę, a w niedzielę znowu sporo biegania na treningu. Rano byłem jakiś połamany, do niczego. Pustka i zakwasy, jakaś ociężałość, gorąco i bezsens. Kawa wtedy mało co pomaga. Ale porobiłem trochę słówek z Chińskiego, zastanawiając się oczywiście, po co się ich uczę, że to przecież bez sensu. No właśnie, w takich momentach, gdy jestem w dołku, mało co ma sens, to nic nowego. Więc nie mam co polegać na tych emocjach, smutkach, czy myślach, które mówią "po co...", ale po prostu próbować ro

Czasami jakiś krok do przodu.

Po tym, jak mnie mandat podłamał, o dziwo nie podłamało mnie to, że mi samochód nie chciał odpalić w niedzielę rano, jak wybierałem się na trening. Próbowałem go zapalić, bo byłem umówiona na trening z kumplem, a tu nic, trochę porzęził i tyle. Nawet pomoc sąsiada, tego z Południowej Ameryki, nie pomogła. Pomyślałem, że to coś poważniejszego, niż bateria. Już tak raz się zachowywał, ale odpalił. Skończyło się na tym, że musiałem wyjmować rozrusznik, po tym, jak współmieszkaniec podpowiedział, że to może to. Niezależnie od tego, że przeanalizowałem to przez parę godzin, bo żeby się do tego rozrusznika dobrać, trzeba pół samochodu z przodu wyjąć. W każdym razie, samochód jeździ, znowu, od wczoraj. Dzisiaj rano wymieniłem olej. Też się tym przez dwa dni zajmowałem, jaki olej, co i jak, jak się to robi, bo nie chciałem jakiejś głupoty strzelić. Nawet wiedziałem, gdzie stary olej oddać. Zapomniałem tylko, że muszę ten stary gdzieś umieścić, a w pojemniku z nowym miałem jeszcze resztki. Użył