Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2016

Pełno turystów

A teraz jestem na lotnisku w Guangzhou. W sumie, to trochę jak w kafejkach w niektórych dzielnicach Australii, tyle, że więcej białych, przynajmniej w porównaniu do kafejek do których chodzę. żadnych nowych przemyśleń, tylko lekki ból głowy, bo chyba za dużo filmów oglądałem w samolocie. Przede mną jeszcze ten dłuższy kawałek, 12, czy 13 godzin, czy coś koło tego. Kelnerki trochę chyba jak w Polsce, niezbyt zachwycone swoją rolą, a może jestem rozbestwiony po Australii, bo tam się zawsze uśmiechały. Za to pogadałem z jedną z Hondurasu, wyglądało na to, że nie ma ochoty opuszczać mojego towarzystwa, ale miała samolot, na szczęście. Dzieci tu grają super głośno na swoich tabletach, czy jak się to nazywa. Rodzice leżą trochę jak śledzie, pewnie zadowoleni, że mają spokój. Technika jest wszędzie podobna, nawet się mogę podłączyć moją europejską wtyczką do słupka do ładowania tutaj, mimo, że to Chiny W ogóle się tego jakoś nie czuje. Bardziej się czuję w Chinach jak jestem, no właśnie, w je

Na lotnisku

Siedzę już na lotnisku, przeszedłem przez wszystkie bramki. Kupię jeszcze parę prezentów, ale póki co, to piję jeszcze kawę. Zadzwonił do mnie trener, z którym się nawet zaprzyjaźniłem. Tak sobie siedzę i piszę z różnymi ludźmi. Co tu było ciekawe, to samemu skanowało się paszport, potem trzeba było stanąć przez takim okienkiem i komputerowo chyba sprawdzali człowieka. Już dawno nie latałem, ponad dwa lata, więc nie znam takich nowoczesnych ustrojstw. Myślę, że dobrze mi zrobi zmiana klimatu, trochę nowych myśli, trza zarobić trochę kasy. W każdym razie, poprzez kontakt z Azjatami kupuję teraz więcej prezentów, bo oni dają sporo prezentów. Po tym, jak posprzątałem, spakowałem się, poprosiłem przyjaciół o sprzedaż samochodu, czuję się już jak w podróży. Sam nie wiem, co jest w mojej głowie, ale teraz, po mocnej kawie, na ruchliwym lotnisku, nie jest mi wcale źle. Ciekawe, jak to będzie na lotnisku w Chinach.

Jak by to było

Stres od rana, od 5, bo jutro wyjeżdżam. Mam wrażenie, że moje plany się sypią, nawet nie mam mleka do kawy. Ktoś przychodzi oglądać samochód, chciałem iść na siłownię, ale nic z tego, bo się raczej nie wyrobię. Muszę się po prostu zabrać za pakowanie i tyle. Jakaś część mojej głowy obserwuje to, co się dzieje, to, jak uciekam od robienia czegoś, bo robienie czegoś, to jakby zamykanie jakiegoś rozdziału, albo jakby krok bliżej do jakiejś zmiany. Tego moje schematy lękowe oczywiście nie lubią. Ciekawe, jakby to było, gdybym miał teraz dziewczynę tutaj, pewnie by mnie wkurzała, popędzając, trudno wyczuć. Może bym sam sobie jeszcze więcej stresu robił, by nie pokazać słabości? W każdym razie, to czas zacząć się pakować. Wzdycham, ale jakaś część mojej głowy myśli sobie - Poj..ane.

Nie lubię pożegnań

Wczoraj najpierw zaplątałem się na parking, zapchanego supermarketu, bo po prostu chciałem tam coś wydrukować. Niestety, jakoś nie przewidziałem, że będzie aż taki tłok, bo jakieś zniżki podobno były. Boxing day to się nazywa, chyba nie bez powodu. Potem spotkałem się z Księżycową Chmurą, bo tak się ona nazywa, choć używa prostszego imienia na co dzień. Poszliśmy na kawę, ale kafejka była zamknięta, mimo, że w internecie było, że czynna. Poszliśmy pół kilometra dalej, to samo. Wylądowaliśmy na obiedzie, w miarę taniej indyjskiej kuchni. Ona mnie zaprosiła, to znaczy, przy zamawianiu po prostu za mnie zapłaciła. Do tego też trzeba się przyzwyczaić. Potem poleźliśmy na kawę, rozsiedliśmy się, bo jeszcze były 2 godziny czasu do zamknięcia, a tu krzesła zaczynają składać. -- Nikogo prawie, że nie ma -- odpowiedział mi kelner na moje pytanie, o której zamykają. - Więc zamykamy za 15 minut. Poszliśmy więc z Chmurą na spacer do parku, rozmawiając o wszystkim i o niczym, o życiu. W parku zaczę

Zapach krewetek

No i po śniadaniu świątecznym, które było zamiast kolacji, bo tu święta są 25. Była sałatka warzywna, szynka, krewetki i takie tam. Nie lubię krewetek, nie wiem dlaczego. Patrzą one na mnie wyłupiastymi, niewidomymi oczami. Nie wiem, dlaczego nie lubię też ich zapachu. W ostatnie święta też była jakieś "owoce morza", których zapachu nie znosiłem. Tyle, że wtedy były to jakieś śledzie, czy coś. Nawet dzisiaj deszcz padał, co było bardzo miłe, bo nie jest za gorąco. Piję kawę, żeby nie musieć walczyć z sennością, bo jestem w gościach. Jeszcze tylko 4 dni tutaj, aż dziwnie trochę. No właśnie, w tym momencie nie czuję lęku, ale senność. Dobrze, że się już trochę spakowałem. Co jest w sumie ważne teraz? Książka i paletki? Dobrze, że będę miał tą robotę w Niemczech, trochę stabilizacji może mi się przyda. Myślę, że nauczyłem się tutaj lepiej obserwować moje bariery lękowe, także czasami lepiej się z nimi obchodzić. żyłem też w miarę przyjemnie, czasami, to znaczy, uczyłem się czego

Wolne stoliki

Dzisiaj jest 24, ale jakoś w ogóle tych świąt nie czuję. Siedzę na balkonie, bo tu czasami nawet przyjemny wiaterek zawieje. Na horyzoncie chmury. Może coś spadnie. Ptaki świergoczą, dzieci gdzieś tam wrzeszczą. O dziwo, nikt akurat nie kosi trawy. Temperatura, koło 28C. Miło się tu siedzi, może też dlatego, że mam nadzieję, że sąsiadkę dojrzę, śliczną dziewczynę z Tajlandii, która tu z czegoś tam doktorat robi. Samochodu nie sprzedałem, choć znowu ktoś go oglądał rano. Dlatego niewyspany, bo dzisiaj, to bym trochę chętnie pospał. To będzie niezły szok, gdy wyląduję w piątek w Niemczech. Ciekawe jak będę się czuł na starych śmieciach, po ponad dwóch latach nieobecności. Dodam, że wyjechałem na nie wiem ile, początkowy plan, to były 3 miesiące. Tyle, że ja często przedłużam mój pobyt, choć przeważnie nie o tyle. Za każdym razem to samo, raz, czy dwa razy przesuwam termin lotu, co za każdym razem coś tam kosztuje. Tym razem bilet mi przepadł. Do Niemiec kupiłem tylko w jedną stronę, bo c

Jakoś się żyje

Interesujące jest obserwowanie emocji, przynajmniej dla mnie, przynajmniej moich. Wieczorem poczułem nagle niepokój. - Skąd się to dziadostwo wzięło - pomyślałem sobie. Po paru sekundach przypomniało mi się, że mam przecież nagrać życzenie na wesele kumpla, Chińczyka. Taka prosta rzecz, a mnie stresuje. Bo oczywiście, nie wiem, czy mam się do tego jakoś specjalnie ubrać, jak długie te życzenia, w jakim języku. Na koniec, to znaczy, dzisiaj, wyszło, że mam to sobie po angielsku napisać a potem na chiński przełożyć, bo tak łatwiej. Ta, ... Będę musiał poprosić o pomoc jedną z kumpelek. Potem nauczyć się to mówić, żeby nie wyjść na imbecyla, albo nie powiedzieć czegoś nie tak. Najlepiej niech to ktoś jeszcze sprawdzi. Spakowałem walizkę. To też może jakaś zmiana, bo kiedyś pakowałem w ostatnim momencie. Teraz staram się robić niektóre rzeczy po kawałku, ale codziennie. Możliwe, że to mnie tak męczy. Walka z lękami jest męcząca. Wiem, że mam dobrą kondycję, wszędzie mi to mówią, znaczy, ta

Za krótkie życie

Piję kawę, spać mi się chce, znowu się wcześnie obudziłem, 4.30? Pewnie się jakieś ptaszysko darło, kto to tam wie. Byłem na korcie, co mi może trochę humor poprawiło, bo w domu się dusiłem. To w pewnym sensie zabawne, bo wiem, że to lęki mnie duszą. Mimo tego coś tam zrobiłem, to znaczy, zacząłem się pakować. Nie wiem, czy się nie wybrać na surf, choć nad morze z godzinę drogi i coś mi się nie chce. Ostatnio mam zacięcie na punkcie paletek. Myślę, że coś się tam poprawiłem, bo oglądałem swoje nagranie z teraz i z początku roku. Nadal nie mam kontaktu z NB (narkotyk B), myślę, że tak lepiej. Za dużo bezsensownego miotania się z emocjami, życie jest za krótkie na to. To znaczy, na taki eksperyment emocjonalny z samym sobą, bo NB chce mnie zapakować do friendzone, gdzie ja nie mam zamiaru się męczyć :P

Każdy coś tam ma

Padam na nos, bo byłem rano na treningu. ćwiczyłem trochę z tymi lepszymi, potem miałem trochę swojego treningu. Wreszcie nauczyłem się jednego uderzenia, a przynajmniej dowiedziałem się, jak się go powinno w miarę robić. Raczej nie daję pieniędzy na głodujące dzieci w Afryce, czy gdzieś. Może dlatego, że tyle tych dzieci jest i ciągle ich przybywa, bo medycyna robi postępy, a ludzie tam ciągle chcą mieć po 7-8 dzieci, choć się to też pewnie zmienia, powoli. Daję na jakieś tam Amnesty International, od jakiegoś czasu wspieram LINK, czyli Liberty in North Korea. Czemu akurat to? Możliwe, że dlatego, że nie lubię obozów koncentracyjnych, a to chyba jedyny kraj na ziemi, który je jeszcze prowadzi. Poza tym, jak ktoś stamtąd ucieknie, przez Chiny, to go Chińczycy albo używają jako niewolnika, jeśli to kobieta, wiadomo do czego, albo wydają policji, wtedy rząd ich wysyła z powrotem do Korei Północnej. Nie lubię obozów koncentracyjnych, bo mi się źle kojarzą, pochodzę z regionów, gdzie takie

Ciągle walczę, tak już jest.

Ktoś wjechał ciężarówką w tłum na targu świątecznym w Berlinie. Oszołomów na tym świecie nie brakuje. Z jednej strony naukowcy zastanawiają się jak jest wszechświat zbudowany, z drugiej strony, to dla kogoś świat jest prosty. Obrażają ichnego boga, to trza ich zabić. Prosta piłka, co się tu dużo zastanawiać. Czasami prościej tak, nie mieć za dużo myśli na myśli, bo wtedy można by dojść do wniosku, że tak do końca, to nie wiadomo, czego ten bóg, czy inna planeta kosmiczna chce. Ktoś coś tam zapisał, sprzedaje jako świętą prawdę, takich prawd jest oczywiście więcej, jak i więcej jest religii. Ja siedzę w kafejce, jeszcze tydzień i już mnie tu nie będzie, no, może jeszcze 9 dni. Wyjechałem na 3 miesiące może, czy nie wiadomo ile, a zostałem tutaj przez 2,5 roku. Myślę, że dlatego, że fajnie mi tu trochę. Tak sobie pomyślałem, że może pewne rzeczy mi łatwiej przychodzą, choć tak do końca, to nie wiem. Ale mam wrażenie, że więcej jest momentów, w których myślę, że warto żyć. To może też dla

Gra, a życie.

Tu wiatr dzisiaj, chyba pójdę wcześniej spać i będę mógł zamknąć drzwi balkonowe, bo tylko 24 stopnie, a temperatura spada. Nawet ktoś obejrzał ten samochód, ale jeszcze nikt nie kupił. Wczoraj grałem z jednym, lepszym ode mnie, ale, że był zmęczony, bo to pod koniec naszych gierek, i graliśmy tylko do 11, to udało mi się wygrać. To było miłe, takie zakończenie sezonu w tym klubie. Już parę gier wygrałem, z kimś klasę, czy dwie klasy wyżej, jak sobie mnie zaczęli za bardzo olewać. Wziąłem ich przez zaskoczenie. Z drugiej strony, to trener powiedział, że jakbym grał jak C-klasa, to nie brałby mnie do trenowania z najwyższą klasą. Dlaczego to dla mnie ważne? Bo uczę się wygrywać, to znaczy walczyć, starając się wygrać. Czy to na korcie, czy z moimi lękami. Chodzi mi o wiarę siebie, w to, że nawet jak czegoś nie potrafię, to istnieje możliwość, żebym się tego nauczył. Nie czuję się taki bezsilny, czy bezradny. W każdym razie, to walczę.

ślady po gradzie

Sprzedaję samochód. To uświadamia mi, że stąd wyjeżdżam, choćby na jakiś czas. Poza tym, to lubię mój samochód. Coś w nim puka, to wiem, nawet wiem chyba co, ale sam tego nie będę robił, bo to pod samochodem. Dzisiaj po raz pierwszy ktoś go chciał zobaczyć. Dwóch rośle Zbudowanych. Przyjechali nawet punktualnie. Ten jeden Zbudowany, w ciemnych okularach, to z żałości o mało na kolana nie padł, jak zobaczył na dachu samochodu zniszczenia po gradzie. - Kiedy ten grad był? - zapytał. - Jaki grad? - odpowiedziałem. - No ma pan ślady po gradzie na samochodzie - słyszę. - Gdzie? - pytam i pluję sobie w brodę, bo moje ubezpieczenie pokrywa zniszczenia po gradzie. - No tu - Zbudowany w okularach wskazuje w stronę dachu. Czas na mnie zakładać mocniejsze okulary, pomyślałem sobie. Chyba na pewne rzeczy nie zwracam uwagi. - Aha - mówię, bo coś tam rzeczywiście dojrzałem, poza tym, to nie chciałem z siebie robić idioty. Zaproponowałem jazdę próbną, bo oni się do tego nie kwapili. Nawet specjalnie

Jak na moje możliwości, oczywiście.

Spać mi się chce. Nie wiem już nawet ile kaw wypiłem. Idę późno spać, śpię przy otwartych oknach z balkonu, a koło 4 nad ranem, czy której tam, może 5, budzą mnie ptaki. Niektóre rzeczywiście dzioby drą. W każdym razie, to dalej walczę ze sprzedażą samochodu. Uczę się z tym jakoś obchodzić. żeby było weselej, to wsiadam wczoraj po porannym treningu do samochodu, odpalam go i widzę, że mi się jakaś lampka świeci. Pomyślałem, że to może dlatego, że nie dokręcałem zamknięcia wlewu benzyny, bo łatałem trochę bak. Przejechałem kawałek. światełko się nadal świeci. Zatrzymałem się i sprawdzam. Aha, to światełko do poduszek powietrznych, czyli tego całego airbagu. Następnego dnia miał przyjechać klient, zobaczyć ten samochód. -- Pierwszy raz mi się zaświeciło -- powiem mu, pomyślałem -- na pewno mi uwierzy. Nic to, w każdym razie po drodze do domu wstąpiłem do warzywniaka kupić jajka, bo mają takie, z powoli chodzących kur. Niedaleko domu, po warzywniaku, zauważyłem, bo ja jestem błyskotliwy z

Po prostu walka

Mój samochód nie przeszedł przez test techniczny. Potraktowali mnie tam trochę z góry, próbując mi nawet wmawiać pewne rzeczy. Wiem, bo jedną część wymieniłem sam, a oni "już stara, trochę zużyta". W każdym razie, po pierwszym załamaniu podzwoniłem po znajomych, polecili innego mechanika. Pojechałem tam na drugi dzień, prawie pół godziny w jedną stronę. I tu widać, jak czasami miesza mi się w głowie. Facet powiedział, że nie ma go od 7.30-12.30, ja zrozumiałem, że jest tam o tej porze. Oczywiście, przed wyjazdem nie zadzwoniłem, bo "nie lubię telefonować". Pojechałem więc drugi raz, tym razem sprawdziwszy, że jest, bo jak go nie było, tam, to zadzwoniłem. Dokładniej mówiąc, jak nie umiałem jego warsztatu znaleźć. Okazało się, że nie był on pod numerem 28, ale 128. Lekka różnica. Nie wspomnę już tego, że miałem trudności z przeliterowaniem mojego nazwiska. Wiem już, że w takich sytuacjach miesza mi się w głowie. Dlatego próbuję się przygotować do tego, planując sobie

Kafejka i lęki

Siedzę w kafejce, pijąc drugą kawę. Ciekawe, czy to się zakończy jakimś zawałem serca. Siedziała tu jakaś śliczna, młoda dziewczyn, z psem. Przypominała mi NB (narkotyk-B). Eh, popatrzeć sobie mogę. Ona na mnie oczywiście nie zwróciła uwagi. Wczoraj ćwiczyłem, grałem, w sumie przez jakichś 6 godzin. Bo najpierw ćwiczyłem trochę z dobrymi graczami, potem miałem swój trening, a potem, wieczorem, grałem. Na koniec musiałem przerwać bo mi pot kapał z  butów i boisko robiło się przez to za śliskie. Zmieniłem wprawdzie dwa razy koszulkę, wycisnąłem spodenki, ale nie zmieniłem skarpetek. Wczoraj wilgotność dochodziła pewnie do 85%, więc raczej nic tak szybko nie wysycha, nie paruje. Wieczorem, w łóżku, starałem się nie podkurczać nóg, bo groziło to skurczem. Takie życie. Lubię się tak wyszaleć, to pomaga zapomnieć. Najważniejsze, żeby nie dostać kontuzji. Oddałem samochód do warsztatu, mają zrobić obowiązkowy przegląd, bo inaczej, to nie mogę go sprzedać. Oczywiście się stresuję. Czym? że to

Czasami pomieszane

Coś jestem jakiś bez motywacji. Może to gorąco, może jutrzejsza wizyta u mechanika samochodowego, która mnie tak stresuje. Bo co w sumie muszę jeszcze zrobić? Z tym mechanikiem i sprzedać samochód. Czym ja się tak przejmuję? Nawet trening mi humoru nie poprawił. Widzę się na nagraniach, jak koślawo się poruszam. Coś myślę ostatnio o NB (narkotyk-B). Zerwałem z Nią kontakt, uważam, że bardzo dobrze, bo z kontaktem było mi jeszcze gorzej. Tak to już jest w tej mojej głowie, czasami jest po prostu pomieszane.

Dom i poza domem.

To zadziwiające jak mi się nastrój zmienia w zależności od tego gdzie jestem? Co robię? W domu się dusiłem. Było mi gorąco, nic nie miało sensu. Robiłem parę rzeczy, które sobie postanowiłem, ale poza tym, to wydawało się, że otaczają mnie wysokie ściany, mury, grube, stare, z których osypuje się już tynk. Potem wywlokłem się na basen, chciałem się porozciągać na siłowni, ale skończyło się tylko na basenie. Gdy jestem już w wodzie, zanurzam w niej głowę, to cały świat się wycisza. To krótki basenik, ma może 10 czy 15 metrów. Czasami oddycham tylko ze 3 razy gdy go przepływam, z głową zanurzoną w wodzie. Tu lato, więc basen oczywiście na zewnątrz, z przyjemną wodą, ani nie za ciepłą, a nie nie za zimną. Gdybym pływał szybciej, to pewnie była by za ciepła, ale pływam sobie na luzie, raz tak, raz inaczej. W każdym razie, teraz siedzę w kafejce. Nie duszę się, czuję się nawet miło. To też może obecność ładnych dziewczyn w pobliżu, a może ten basen i wyjście z domu. Interesujące. Dom, to st

Znowu emocje i logika

Coś jestem dzisiaj do tyłu, nawet nie wiem dlaczego. Może zmęczenie, bo spałem przy otwartych drzwiach balkonu? Tu w nocy zawsze jakieś zwierzę jakoś tam hałasuje. W sumie, to lubię zasypiać przy cykaniu świerszczy, czy co to jest. Tyle, że czasami mordę wydrze jakiś ptak, czy oposy hałasują. Te ostatnie to zeżarły w nocy jeden z kwiatków, który współmieszkaniec dostał na urodziny, kaktusa w dodatku. Drugiego obgryzły. Trzeci, ten największy, najwidoczniej im nie podszedł, bo dalej stoi. W każdym razie, to muszę załatwiać parę rzeczy, jak przegląd techniczny samochodu, zrobić zdjęcia do ogłoszenia. Dlaczego mnie to tak stresuje? Może dlatego, że większość rzeczy, które muszę robić, mnie stresuje. Z drugiej strony, to jakoś sobie radzę. Zawalam parę rzeczy, ale ciągle żyję. - Co to za życie - mówi mi głos w głowie, ten który zawsze narzeka. W każdym razie, to dzisiaj czuję jakoś smutek. Ciekawe. Nie mam ochoty na ten smutek, czy frustrację. Byłem na siłowni, ale krótko, bo mam zakwasy i

Tak już jest.

No właśnie, tak stanąć koło swoich uczuć, przyjrzeć im się. Czasami to pomaga, czasami nie, ale można się przy tym czegoś nauczyć. Przeczytałem wywiad z Murakami, lubię jego wcześniejsze książki. On w każdym razie pisze 6 godzin dziennie, stara się napisać 2,5 strony, rano, potem idzie pobiegać. Mówi, że bez rytmu to by nie dał rady. Po prostu siada do pisania i pisze, czy mu się chce, czy nie. Ja też mam taki rytm, moją listę rzeczy, które staram się codziennie zrobić. Jak na przykład pisanie czegoś w rodzaju pamiętnika. Staram się pisać przez 20 minut. Tyle daję radę, to wiem. Czasami robi mi się gorąco, czasami duszno. Nawet nie wiem, czy kiedyś było gorzej. Bywa, że po prostu siedzę, piszę, pijąc kawę, nic mi się nie dzieje. A nawet jak mi się innym razem coś dzieje, to mówię sobie -- nie zabije cię to. No właśnie, może jestem na takim etapie, że łatwiej mi pewne rzeczy zrobić, po prostu je robię. Niektóre. Myślę też, że można się przyzwyczaić do lęku, duszenia się, czy nacisku na