Jakoś się żyje

Interesujące jest obserwowanie emocji, przynajmniej dla mnie, przynajmniej moich. Wieczorem poczułem nagle niepokój.
- Skąd się to dziadostwo wzięło - pomyślałem sobie. Po paru sekundach przypomniało mi się, że mam przecież nagrać życzenie na wesele kumpla, Chińczyka. Taka prosta rzecz, a mnie stresuje. Bo oczywiście, nie wiem, czy mam się do tego jakoś specjalnie ubrać, jak długie te życzenia, w jakim języku.
Na koniec, to znaczy, dzisiaj, wyszło, że mam to sobie po angielsku napisać a potem na chiński przełożyć, bo tak łatwiej. Ta, ... Będę musiał poprosić o pomoc jedną z kumpelek. Potem nauczyć się to mówić, żeby nie wyjść na imbecyla, albo nie powiedzieć czegoś nie tak. Najlepiej niech to ktoś jeszcze sprawdzi.

Spakowałem walizkę. To też może jakaś zmiana, bo kiedyś pakowałem w ostatnim momencie. Teraz staram się robić niektóre rzeczy po kawałku, ale codziennie.
Możliwe, że to mnie tak męczy. Walka z lękami jest męcząca.
Wiem, że mam dobrą kondycję, wszędzie mi to mówią, znaczy, taką, w sporcie. Za to jestem powolny, dopiero się szybkości niejako uczę. Potrafię biec, jakoś wyłączyć zmęczenie, biec do oporu. To też chyba rodzaj ucieczki, bo łatwiej tak biec, niż walczyć z lękami. Gdy biegnę, to też może nie za szybko, ale pod koniec to wiele osób wyprzedzam, bo oni za szybko zaczęli. Tyle, że jak się coś przebiegnie, to człowiek jest zmęczony, ale ma satysfakcję. Jak się przeskoczy jakiś lęk, to często pozostaje tylko zmęczenie, a po nim następna blokada.

W każdym razie, dzwoniłem do  banku, żeby wstawić nowy numer telefonu. O dziwo, aż tak bardzo się nie stresowałem. Zapomniałem o oddychaniu, to znaczy, kontrolowanym, głębokim, ale poza tym, to załatwiłem. Dla kogoś to może proste, zadzwonić, załatwić i już. Gdy te słowa piszę, czy myślę o następnych, to mam wrażenie, jakbym oglądał jakiś film, choćby dokumentarny, o kimś, kto ma kłopoty z takimi rzeczami.
- Przerąbane - pomyślał bym sobie pewnie, oglądając o kimś takim.
Sam tak tego oczywiście nie odczuwam. Po prostu jest jak jest i tyle.
Podobnie jak myśli samobójcze. Kiedyś je miałem, było to w sumie coś normalnego. To było w pewnym sensie oczywiste, że chciałem się zabić. To taki rodzaj podwójnej logiki. Z jednej strony czyta się o tym, że to w miarę poważny objaw czegoś tam, myśli samobójcze, a z drugiej nie odnosi się tego do siebie. Bo moje myśli samobójcze nie były objawem czegoś tam, były po prostu logiczną konsekwencją. Nad czym się tu zastanawiać?
Wydaje mi się, że spory przełom w moim myśleniu nastąpił wtedy, gdy rozpoznałem, że JA, to nie JA, ale pełno małych jajajaja, zaplątanych jeszcze we reakcje z przeszłości. Wtedy nie zawsze ma sens to co się czuje. Dlatego naprawiam niektóre ścieżki, a przynajmniej się staram.  Trochę ja z paletkami.
Poszedłem do trenera i powiedziałem - "Wiem, że coś jest nie tak, nagrywam się i widzę, że dziwnie to wygląda. Potrzebuję żeby ktoś to sprawdził, powiedział mi, o co chodzi, co źle robię".
Trener uważa, że nie ma czegoś takiego, jak "robienie czegoś źle", po prostu robi się coś mało efektywnie, mało skutecznie. Myślę, że podobnie jest z życiem. Każdy jakoś tam żyje, tak, albo inaczej, ale żyje, jak umie, nie mówię tu o samobójcach. Jak komuś z tym dobrze, to spoko, jak nie i uważa, że da się coś zmienić, to próbuje to zmienić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!