Posty

Wyświetlam posty z etykietą PTSD (zespół stresu pourazowego)

Półprzytomny, jak się wyrwać

Ale się podle czuję, znowu mało co spałem, o drugiej w nocy pisałem coś tam z kumplem z Australii, potem założyłem sobie konto na tinderze. Muszę się przebijać przez ciemną falę lęku, która mi mówi, że nic nie ma sensu? Nie wiem, czy ona mi coś mówi, po prostu nie umiem zasnąć, nie chce mi się jeść, choć próbowałem coś jeść na siłę teraz. Już nie wiem, czy nie umiem spać z głodu, czy może to ciągle te myśli. To prawie komiczne, że nie wiem, czy to głód, czy myśli. Myśli, że już nie będę mógł biegać, że mnie biodro coraz bardziej będzie bolało i skończy się na sztucznym biodrze. Jestem chyba powoli jak Czarny, choć może jest lepiej niż wczoraj, chociaż nie jestem do końca przekonany. Kumpel zaprosił mnie na urodziny, dzisiaj, ale chyba nie pójdę, bo tak padam na pysk. Idę za to na targ. Może wyrwę się na rower, trochę mi to myśli wyklaruje, choć z drugiej strony nie mam ochoty, jak taki trochę półprzytomny jestem. Jak tu się wyrwać z tego stanu. Poszedłbym na ściankę, ale boję się, że m

Proste, jak religia.

Wymieniłem się paroma wiadomościami z NB (narkotyk-B). Nic o głębszym sensie, po prostu coś tam o sporcie, bo ona nawet na siłownię chodzi pobiegać. Po tej krótkiej korespondencji czułem się dziwnie, czyli jak zwykle. Zastanawiałem się co to za uczucie, lekkie duszenie się, lekka ekscytacja. Jak interpretuje to moja głowa? W sumie, nie było to przyjemne uczucie, ale też nic specjalnie przykrego, taka po prostu mieszanka. Wczoraj poszukałem czegoś na YT, o myśleniu zwierząt. Oczywiście, kiedyś uważano, wiele osób do dzisiaj tak uważa, że zwierzęta nic nie czują, a nawet jak odczuwają ból, to nie wiedzą, że to ból, bo nie są go świadome. Więc go nie czują, jako tako.Przynajmniej nie tak jak my, czyli ludzie. To interesująca hipoteza, dosyć wygodna oczywiście. Gdy przyjrzeć się mózgom zwierząt, w tym człowieka, to budową aż tak bardzo one się nie różnią między sobą. Dlaczego więc zwierzęta miały by pewne rzeczy inaczej odczuwać? Kiedyś niewolnicy byli zwierzętami, czyli można było z n

Po prostu sport

Ja znowu na sporcie, po prawie tygodniowej przerwie. Oponki mi na brzuchu przybyło, wiadomo, święta. Dwie sesje sportu dzisiaj. Na pierwszej nie grałem w ogóle na punkty, więc jestem bardziej wyluzowany, bo mniej stresu było. W sumie, to chcę nauczyć się grać tak, żebym miał satysfakcję z tego, jak się poruszam i jak trafiam. Może to dziwne, ale z drugiej strony, to trochę jak strzelanie z łuku, to japońskie, czy sztuki walki. Niektórzy traktują to jako zawody, grę z przeciwnikiem, ja mam uciechę z ruchu i wiem, że mi to dobrze robi. A może sobie to tylko tak tłumaczę, żeby się nie stresować, gdy przegram? Z drugiej strony, to wiadomo, poprzeczkę można stawiać sobie dowolnie wysoko. Mistrzem świata, kraju, czy nawet miasta na pewno nie zostanę, a reszta? Jak w sztukach walki, wiadomo, można je ćwiczyć, ale gdy ktoś na odległość z karabinu chce kogoś pyknąć, to szybkość i refelks może pomóc, a nie jakaś specjalna technika. B pisze z Kanady, mają tam teraz -25 C. To już niezłe temperatur

Lubię choinki

święta jakoś przeleciały, to znaczy, jeszcze nie do końca. Spędziłem je sam, nie licząc krótkiego spotkania z Bl, którą spotkałem na lotnisku, bo wracała do swojej pracy. To było w poniedziałek. Dzisiaj, nie licząc krótkiego spaceru w parku, oglądałem chiński serial. Muszę przy każdej linijce zatrzymywać, żeby zrozumieć o co chodzi. Czasami nic nie kumam, czasami szybko przeczytam. Ogólnie, to kumam więcej, niż nie kumam. Powoli wiem, jak jest "rozwieść się", "być w ciąży", bo serial wchodzi w ten etap. Strasznie powoli mi ten chiński wchodzi, ale, zawsze to jakiś sukces, że potrafię czytane napisy jakiejś soap-operę w miarę zrozumieć. Dodam, syn, maminsynek, synowa, rozbestwiona trochę, jej teściowa straszna intrygantka, znająca się na rzeczy i tak dalej. Oczywiście, są jakieś wątki poboczne, jak to w takim serialu. Oglądam go, bo jest w miarę łatwo pokapować o co chodzi, a poza tym, to interesujące jest, że tam rodzice mieszkają z dziećmi, co znam. Nie mówiąc już

Wygrana, czy przegrana, stres

Coś mnie znowu afty męczą, plus od czasu do czasu lekki tik w lewym oku. To ostatnie wskazywało by na stres. Stres jak stres, ale afty są wkurzające, bo trudniej się mówi, a jedzenie wyciska mi łzy z oczu, jak innym jakiś romantyczny film. W każdym razie polazłem dzisiaj na sport, bo wiem, że mi to dobrze robi, jak mam stres, a nawet jak mnie coś przeziębienie boli. W nocy musiałem nieźle zęby ściskać, bo mnie żuchwa rano bolała, to znaczy, zawieszenie. Ciekawe skąd mi się to bierze. Grałem dzisiaj znowu jakiej krótkie gry. Wygrałem, no i dobrze, choć graliśmy tylko jednego seta z każdym. Starałem się nie popadać w panikę, że gram. To znaczy, jakaś część mojego mózgu stresuje się tym "wygrać/przegrać". W każdym razie, to pamiętałem o mówieniu do siebie, ale zapomniałem trochę o oddychaniu. W każdym razie zawsze coś. Oczywiście, wygraną mniej się przejmuję niż porażką, takie życie. żebym wiedział skąd się ten stres bierze, to łatwiej byłoby mi coś z tym zrobić. Czasami trudno

Jesienny liść

święta będę prawdopodobnie spędzał sam. Nie wiem, czy będzie mi smutno, trudno wyczuć. Jakby mnie kto zaprosił, to bym pewnie nie poszedł, chyba, żebym miał iść pograć w biliarda. Tak kiedyś spędziłem jeden z wieczorów wigilijnych, o ile pamiętam. Wiadomo, święta nastawiają czasami nostalgicznie, przynajmniej w północnej europie. W Australii 24-go nic się nie obchodzi, oni obchodzą 25-go. Azjaci to i tak olewają, oni mają swoje święta. Gdybym był w Polsce, to pewnie bym spędził święta z rodziną. Dzisiaj tu nawet słońce wyszło, ja sobie potem rowerkiem pograć w paletki, albo po prostu potrenować coś tam. Wczoraj też byłem. Grałem nawet z Łamaczem (rakietek). Pierwszy mecz wygrałem, drugi przegrałem. Z Łamaczem nigdy nie jest nudno, bo on się wkurza. Zaczyna się to tym, że ja zaczynam prowadzić, w jakimś decydującym secie. On atakuje, mnie się udaje obronić, więc słyszę. - No tak, teraz, to on wszystko odbiera, przeklęte, przeklęte. Łamacz wybija następną piłkę w aut i prawie, że krzyczy

Dołki, czy jakoś tak

Wczoraj na treningu, zamiast wspaniałego zwycięstwa, przegrałem z kumplem. Oczywiście, nie używałem wszystkich rodzajów serwu, bo chciałem wygrać tak jak grałem. Mimo wszystko przegrałem i pewne zwoje w mojej głowie od razu zaczęły wysyłać sygnał w stylu - Tragedia, do niczego się nie nadajesz, po co w ogóle trenujesz. W dodatku jedna dziewczyna z klubu się coś na nas obraziła, bo woleliśmy z kumplem trenować, zamiast z nią grać. Interesujące jest obserwowanie tego, jak się potem różne emocje włączają. Szczególnie te w stylu "Do niczego się nie nadajesz, nie ma po co się wysilać, bo i tak nic z tego nie będzie". Z drugiej strony zrobiłem wczoraj moją codzienną dawkę rzeczy z listy "todo". To jednak nie wystarczy, bo jak się ma dołkowaty humor, to człowiek sobie mówi "tak mało robisz", zamiast powiedzieć sobie "znowu ci się udało dzisiaj". Tak to już jest, w sumie, patrząc na to z dystansu wydaje się to być nawet trochę śmieszne.

W lasku

No właśnie, duchy przeszłości. Coś tam sobie pisałem o tym jak było, jak mnie też trochę w szkole przygłupy prześladowały, przynajmniej w podstawówce. Jeden z nich, Jeżyna, stał kiedyś przede mną w klasie i dawał mi lekko z liścia w twarz. Nie broniłem się, jakoś. Myślę, że dlatego, że w domu mnie do tego przyzwyczajono. Jak człowiek tyle w twarz obrywa i nauczony jest, że nie wolno mu się bronić, to pozostaje to. Jak mnie Stary tresował, to nie wolno mi się oczywiście było zasłonić. Było by to uznane za karygodną krnąbrność i można było wtedy rzeczywiście oberwać. Więc tak mi pewnie to kiedyś pozostało. Ten Jeżyna dawał mi w twarz, ja nic. Biedak się w końcu zdenerwował i walnął mnie pięścią w brzuch. Trafił klamrę paska spodni. Spojrzał wtedy na mnie zdziwionym wzrokiem, bo go ręka nieźle zabolała i na jakiś czas dał mi spokój. Ja czułem się trochę jak bohater, jakbym to ja mu oddał, a nie klamra mojego paska do odzieży dolnej. Tak to już jest pomieszane w głowie. Przypomniało mi się

Zamiast uciekać

No właśnie. Na treningach jestem w stanie ledwie zipieć, ale robić swoje. To, że jest mi gorąco, to normalne, wiadomo. Człowiek ma ochotę przerwać, bo coś mu tak w mózgu mówi, ale stara się jakoś wytrzymać. Jak wczoraj, gdy robiłem sobie te "plank", czyli deski na płasko, na boku, potem jeszcze trochę podskoków. W czasie drugiej serii ćwiczeń zaczęło mi kapać z czoła na podłogę, ciało się trochę trzęsło, jak osika na wietrze, ale nie było to powodem, żeby przestać. Co się dzieje, w czasie walki z lękami? Robi mi się gorąco, check, trudniej mi się oddycha, check, mam ochotę przestać, też się zgadza. No, może z tą małą różnicą, że często po prostu uciekam od czegoś, co stwarza lęk. Uczucie lęku jest abstrakcyjne, to nie strach, gdy widzi się obiekt obaw. Zauważam coraz częściej, jak to działa. Po prostu robi mi się gorąco, gdy o pewnych rzeczach tylko pomyślę, jak o pisaniu mojego lękowego pamiętnika. - Jak wytrzymasz trening, kłopoty z zipieniem, gdy musisz zasuwać - myślę sob

Imbir i sport, dobre prawie na wszystko.

Moje migdały mają się lepiej, to znaczy, mam tylko jednego, który był ostatnio nieźle opuchnięty. Teraz już mnie w każdym razie nie boli, jak przełykam, choć bolało tylko przez pierwszych parę minut, gdy zaczynałem jeść. Uważam, że to uzdrowienie wydarzyło się po części dzięki obżeraniu się produktami czekoladowymi, miodem, masłem (o zgrozo), a także dzięki mocnej herbacie z imbiru. Dlatego wczoraj po treningu znowu sobie takiej strzeliłem, walnąłem jeszcze do termosu, żebym mógł sobie popijać przed zaśnięciem i jakbym się tak obudził. Nawet mogłem z tego pomysłu skorzystać, bo się obudziłem nocą, nawet parę razy. Rano, w przebłysku geniuszu sprawdziłem na wujku Googlu, czy nie aby imbir mi w tych nocnych pobudkach nie pomógł. Faktycznie. Imbir jest dobry, jak człowiek chce się trochę obudzić, pobudza całe ciało. Wiadomo, nie przebija kawy, ale tej sobie na stoliku koło łóżka nie postawiłem. Ogólnie, to co jest dobre na spanie. Na pewno nie imbir, w moim przypadku, nawet zmieszany z mi

Uczucie niepokoju nie zabija

No i co dalej? Wczoraj na treningu przegrałem. Od razu poczułem się zdołowany. - I po co tyle trenuję, jak przegrywam z ludźmi, którzy mało co coś robią? - pomyślałem sobie. Oczywiście, do niczego się nie nadaję, byłoby logiczną konsekwencją tego myślenia. Jednocześnie włączył się jakiś inny kawałek mojego mózgu. - Czym się przejmujesz - powiedział on - po co się masz dołować. Uprawiasz sport, bo ci to dobrze robi. - Coś w tym jest - pomyślałem sobie. Jakoś się lepiej przez to poczułem, choć ten pierwszy głos mi coś tam jeszcze gderliwie dogryzał. Olałem go, więc kiedyś zamilkł, nawet nie wiem kiedy. Próbuję robić to ze swojej listy. Możliwe, że mi to jakoś łatwiej przychodzi. - Zaraz poczuję ten znany uścisk na klacie - myślę sobie - takie życie. Siadam do stołu w kuchni, puszczam jakąś bardziej dziką muzykę i zaczynam się trochę zwijać, bo najchętniej, to bym wstał. - Uczucie niepokoju nie zabija - mówię sobie.

Nie chcę czekać

Czekam, aż się NB (narkotyk-B) odezwie. Ona się nie odzywa, ja do niej nie zagaduję, bo to jak zabawa z wężem. Złapie się go za ogon, to on się może odwróci i dziabnie. Obejrzałem coś tam na YT, jakiś "survivor" depresji, czyli taki, który przeżył depresję, chyba głęboką, opowiadał jak sobie z tym radzi. Z zawodu jest lekarzem, co mu pewnie nie pomaga, ale może tak, bo wie jak to działa. Nie pomaga, bo sam sobie nie wstrzyknie nic do głowy, ale z drugiej strony problemy psychiczne to też stan choroby, tyle, że bardziej hormonalno-neurologicznej, niż powodowanej przez bakterie. Powiedział - jeśli czekasz, aż ci lęk przejdzie, to robisz coś źle. Nie wiesz, czy ci przejdzie, a jeśli nie zniknie, to będziesz rozczarowany, będziesz sobie pluł w brodę. Możliwe, że mi się to dlatego spodobało, bo sam do takiego wniosku doszedłem, mniej więcej, niedawno. - A co, jeśli mi lęki nie przejdą, jeśli takie będą do końca życia? - zacząłem się pytać, sam siebie, na poważnie. Kiedyś by mnie t

Chłodna sauna i gorący policzek

Co za dzień, to znaczy, poranek. Obudziłem się koło 2 w nocy, cholera wie po co i dlaczego, może sąsiedzi znowu tupali, biegając w chodakach, albo trzaskali gdzieś drzwiami? Wiem, niektórzy są zdania, że ludzie i zwierzęta mało co ze sobą mają wspólnego. Stado wrzeszczących małp, siedzących na drzewach, nie ma nic wspólnego ze zgrupowaniem na koncercie, czy jakimś meczu. Wiadomo. Kiedyś było prościej, człowiek, istota wyższa, stworzona na podobieństwo Boga, bliska inteligencją i w ogóle, niejako aniołom. Zwierzęta, to istoty bezmyślne, zero emocji, bo kierowane są instynktami. No, chyba, że czyjś pies, czy kot domowy. Spróbuj takiego kopnąć i powiedzieć właścicielowi, że ma się tak nie stawiać, bo ulubieniec i tak nic nie czuje, reaguje po prostu instynktownie. W czym problem, kurna, co się pani tak miota? Wkurzył mnie wczoraj jeden mały po..b, bo już po skończonej godzinie gry wzięło się staremu i małemu, który miał może z 10 lat, na kopanie piłki. Nie wiem skąd ją wytrzasnęli. Nawet

Kto wie

Wczoraj poszedłem do kafejki, po południu. Miałem wprawdzie nadzieje, że będzie padać, więc będę mógł zostać w domu, ale nie, dosyć często wychodziło słońce i w radiu zapowiedzieli pogodę bez deszczu. Coś w mojej głowie wcale nie chce wyjść z domu, w niedzielę. Nie, żebym się w mieszkaniu dobrze czuł, dostaję czasami lekkiego bólu głowy, czuję się jakiś taki, dziwny. Wiem, że mi dobrze zrobi, jak wyjdę. Po prostu wiem. Emocje mówią mi coś innego. W związku z tym, że nie używają one słów, to czuję po prostu zmęczenie, gdy mam coś zrobić. - Co będę wychodził - mówię sobie wtedy - poza tym, to nie mam czasu na spacery. To naprawdę piękny pokaz braku logiki. Bo gdy siedzę w domu, to oglądam coś tam, najczęściej na YouTube. Jestem już powoli znawcą od topienia metali, to znaczy, tych do kucia mieczy, czy katany. Chociaż, katana też jest mieczem, tyle, że japońskim. Internet ma to do siebie, że znajduje się w nim praktycznie nieograniczona ilość materiału. Co godzinę, co minutę, przybywa ile

Robi mi się cieplej

No  i tyle, dzisiaj znowu bez sportu, za to objadam się różnym badziejstwem w domu, po trosze, żeby wypełnić jakąś pustkę w środku, a po części, by uciec przed robieniem rzeczy, które musiałbym robić, jak pisanie pamiętnika, czy robieniem jakichś rzeczy które mam do zrobienia. Proste. Wstając z łóżka, na którym oglądałem coś o samurajach, było mi zimno, podkręciłem nawet kaloryfer. Zasiadłem do komputera, od razu zrobiło mi się gorąco. - To praktyczne - pomyślałem sobie - lęki mają też pozytywne strony, robi mi się cieplej ;)

O ile łatwiej jest biec do upadłego.

Siedzę sobie spokojnie, na krześle w kuchni. Spokojnie, nie licząc może lekkiego tiku w lewym oku i słuchawek na głowie. Założyłem je, bo muzyka jest mi za cicha, niezależnie od głośności, a nie mam ochoty na wizytę sąsiadów, czy może policji. Złożyłem ojcu NB (narkoty-B) życzenia z okazji urodzin. Składam mu tak raz na 4 lata chyba, jak mi się przypomni, to znaczy, tym razem mi jeden z tych internetowych badziajstw o tym przypomniał. W każdym razie, to dziwnie mi się zrobiło, jak mi dzisiaj odpisał, że NB do niego przyjeżdża. Słucham sobie Thunderstruck. Przedtem słuchałem trochę Buckethead, czy jak się on nazywa, też kawałka wywiadu z nim i jego psychoterapeutą, czy co to było. Nie tylko ja mam lęki. Krew przelewa mi się przez żyły. Mam czasami takie dni, że słyszę, jak ktoś mruga oczami. Może jestem też taki, że się objadłem, a dzisiaj nie poszedłem na sport? Jutro hala zamknięta, coś tam robią, hala sportowa, bo jaka inna, w czwartek też. Pójdę więc pobiegać. Coś też posłuchałem Ra

Rzeczywistość, dziwne zwierzę

Siedzę sobie w kafejce, słonko świeci, choć tutaj jest chłodno, bo w cieniu. Wczoraj cały dzień na sporcie, dwa razy krótko sauna, całkiem miło. Dzisiaj rano, to znaczy, raczej świtkiem koło południa, zrobiłem sobie kawy, żeby się jakoś za coś zabrać. Chciałem popisać pamiętnik. Oczywiście, od razu robi mi się dziwniej, robię się zmęczony. - Idź może do kafejki - mówię sobie. - Eeee, co pójdziesz - odpowiada inny głos - na pewno będzie pełno i kelnerzy na ciebie będą patrzyli, że siedzisz bez końca z notebookiem, miejsce zajmujesz. - Poza tym, to jesteś zmęczony - odzywa się znowu w mojej głowi. No właśnie, może dlatego, że się tym głosom przyglądam, temu, co się ze mną dzieje, podejrzewam, że to po części lęki, które tak przemawiają, ludzkim niejako głosem. - Jak zostanę w domu, to i tak nic nie zrobię - rzuca odważnie logika. - Napiję się trochę tej kawy i pójdę - mówię, prawie, że na głos. W końcu poszedłem, bez picia kawy. Przed drzwiami do budynku spotkałem sąsiada, Domownika, wię

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości. Nie wychodziłem z mieszkania, posiedziałem tylko krótko na balkonie, jak tam słońce świeciło, bo znika kiedyś tam za blokiem naprzeciwko. Wczoraj poszedłem na paletki, do klubu, spędziłem tam w sumie z 8 godzin, z przerwą na saunę i jakąś tam zupę na obiad. Poszedłem na ten sport, bo wiem, że mi wyjście z domu, poruszanie się, pooglądanie ładnych dziewczyn, dobrze robi. Instynkt. Poćwiczyłem znowu z Tajlandką, pod wieczór podenerwowałem jednego, Łamacza Rakietek, wygrywając z nim, ze dwa razy. Na moją uwagę, że dzisiaj nie złamał rakietki, odpowiedział, że już nie łamie. Za to w czasie gry powtarza, na głos oczywiście, bo nie potrafię czytać myśli: - Już mi się nie chce, już nie gram. Co wcale nie oznacza, że przestaje grać. Tłumaczy, że gdyby grał na poważnie i przegrał, to by się naprawdę złościł. Wygrał jednego seta, ja wygrałem 4. Dobrze mi to zrobiło, on uznał, że to nie jego dzień. I tak nie wie, że pewnych uderzeń nie gram, bo byłoby wtedy

Niby rzeczywistość

Urlop mnie rozkłada. Wczoraj mnie łeb bolał, może po prostu dlatego, że spędziłem większość dnia leżąc na łóżku i oglądając serial "Border Security". Zacząłem od australijskiego, poprzez kanadyjski, kończąc na jakimś z Południowej Ameryki. To interesujące jaką mam huśtawkę. Niewątpliwie niekiedy mnie moje lęki za bardzo omotają, jak pajęczyna, nie jestem w stanie się poruszyć, czyli zrobić nic sensownego. Tak, jakby jakiś niewidoczny pająk energię ze mnie wysysał. Tyle, że jest lepiej niż kiedyś, bo wiem, że mam też dobre momenty. Jak wpadam do jakiegoś dołu to nie tak głęboko jak kiedyś. Idę dzisiaj na sport, bo nie byłem od czwartku, a tu już sobota. Nawet nie piłem kawy, czy herbaty wczoraj, bo wiem, że by to nie pomogło. Poszedłem za to na zakupy i wszamałem coś tam w knajpce, to znaczy, falafla. Gdy tak siedziałem, przy stoliku, na zewnątrz, to ból głowy powoli przechodził. Mam go głównie wtedy, gdy cały dzień spędzam w domu. "Dom", to miejsce, gdzie się czasam

Znowu sobota

No i sobota, znowu. Wczoraj było nawet trochę słońca. Dzisiaj dzień sportu, jak to sobota. Dlaczego idę na sport? Chociażby dla towarzystwa. Może też dlatego, że chcę się nauczyć wygrywać, no właśnie, poprzez trening? Na tym ostatni aż tak bardzo chyba mi nie zależy, inaczej bym więcej ćwiczył, bo mogę też w domu pewne rzeczy robić. Wczoraj po treningu byłem jakiś spokojny. Może dlatego, że sobie tylko ćwiczyłem, wcale nie grałem. To trochę jak medytacja, takie ćwiczenie. Jestem wtedy trochę we własnym świecie, skoncentrowany na tym, co robię. Innym powodem do tego, że jestem tutaj to możliwość pogadania z ludźmi. Nie siedzę sam, jak kołek, czy ciołek w domu. Sobota, mimo wszystko obudziłem się koło piątej nad ranem. Wiadomo, internet. Pooglądałem sobie jakichś kabarecistów, potem napiłem się mocnej herbaty. Teraz dwa tygodnie urlopu. Zobaczymy jak to będzie.