Imbir i sport, dobre prawie na wszystko.

Moje migdały mają się lepiej, to znaczy, mam tylko jednego, który był ostatnio nieźle opuchnięty. Teraz już mnie w każdym razie nie boli, jak przełykam, choć bolało tylko przez pierwszych parę minut, gdy zaczynałem jeść.
Uważam, że to uzdrowienie wydarzyło się po części dzięki obżeraniu się produktami czekoladowymi, miodem, masłem (o zgrozo), a także dzięki mocnej herbacie z imbiru.
Dlatego wczoraj po treningu znowu sobie takiej strzeliłem, walnąłem jeszcze do termosu, żebym mógł sobie popijać przed zaśnięciem i jakbym się tak obudził.
Nawet mogłem z tego pomysłu skorzystać, bo się obudziłem nocą, nawet parę razy.
Rano, w przebłysku geniuszu sprawdziłem na wujku Googlu, czy nie aby imbir mi w tych nocnych pobudkach nie pomógł.
Faktycznie. Imbir jest dobry, jak człowiek chce się trochę obudzić, pobudza całe ciało.
Wiadomo, nie przebija kawy, ale tej sobie na stoliku koło łóżka nie postawiłem.

Ogólnie, to co jest dobre na spanie. Na pewno nie imbir, w moim przypadku, nawet zmieszany z miętą. Melisa była by dobra, ale ... nie ma co przesadzać.

Wczoraj byłem niezadowolony, bo mi się nogi na treningu plątały. Jak jednak wcześniej Blondi wytłumaczyłem, gdziekolwiek się nie spojrzy, tam mówią, że sport dobrze robi na głowę. Dlatego jak mi coś nie wychodzi, to mówię sobie, że mi to dobrze robi. Czy idę pobiegać, czy pomacham rakietką, to na jedno wychodzi. Tyle, że jak macham rakietką, to w przerwach mogę sobie z kimś pogadać, jak wczoraj, gdzie znowu była jakaś ładna Azjatka, czyli ta, która wpadła do innej hali dwa tygodnie temu. Chociaż, pogadać raczej nie pogadałem, jakoś się nie złożyło, bo tylko graliśmy przeciwko sobie, podwójną.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!