Posty

Wyświetlam posty z etykietą Samotność

Półprzytomny, jak się wyrwać

Ale się podle czuję, znowu mało co spałem, o drugiej w nocy pisałem coś tam z kumplem z Australii, potem założyłem sobie konto na tinderze. Muszę się przebijać przez ciemną falę lęku, która mi mówi, że nic nie ma sensu? Nie wiem, czy ona mi coś mówi, po prostu nie umiem zasnąć, nie chce mi się jeść, choć próbowałem coś jeść na siłę teraz. Już nie wiem, czy nie umiem spać z głodu, czy może to ciągle te myśli. To prawie komiczne, że nie wiem, czy to głód, czy myśli. Myśli, że już nie będę mógł biegać, że mnie biodro coraz bardziej będzie bolało i skończy się na sztucznym biodrze. Jestem chyba powoli jak Czarny, choć może jest lepiej niż wczoraj, chociaż nie jestem do końca przekonany. Kumpel zaprosił mnie na urodziny, dzisiaj, ale chyba nie pójdę, bo tak padam na pysk. Idę za to na targ. Może wyrwę się na rower, trochę mi to myśli wyklaruje, choć z drugiej strony nie mam ochoty, jak taki trochę półprzytomny jestem. Jak tu się wyrwać z tego stanu. Poszedłbym na ściankę, ale boję się, że m

Obuchem w łeb

Tak sobie pomyślałem, parę dni temu, że mi całkiem fajnie nawet, oczywiście, jestem sam, co mi się nie podoba, ostatnio nawet bardzo, może przez tą pogodę, ale da się wytrzymać. Fakt, dokuczało mi to biodro, ale zacząłem je rozciągać i wydawało się być lepiej. Oczywiście, ciągle mam te moje lęki, bariery, ale jakoś udawało mi się to wyprzeć z mojej świadomości. W środę poszedłem do dermatologa, dzisiaj jest piątek. Miał mi coś tam usunąć, miałem nadzieję, że laserowo. Niestety, takie rzeczy się wycina, plamki, inaczej by się to nie zrosło, dowiedziałem się. Dobra, powycinał, wstawił samorozpuszczalne szwy i na moje pytanie o sport odpowiedział, 2 tygodnie przerwy. Potem dodał, 10 dni, ale na początek piano, czyli powoli. Chodzi o to, żebym tych szwów nie pozrywał, on wie, że ja na ściankę, albo paletki. Dobra, myślę, wytrzymam to jakoś, choćby parę dni, pójdę może pobiegać, bo tylko jeden szew na nodze. W czwartek, czyli wczoraj, idę wreszcie po roku, z tym moim biodrem. Lekarze krótko

Biec przed siebie

Trochę sobie czasami odpuszczam, ale i tak nie wiem, gdzie stoję. Ciekawe, że połączenia w mózgu mają wiele poziomów, czy jak to zwał, to znaczy, jedno połączenie może przybierać wiele wartości. Co zwiększa oczywiście potencjalną pojemność pamięci. Znalazłem fajną stronę, wikifit. Można sobie wpisać co się je, to liczy kalorie. Można też wpisać ile się ćwiczy. Stwierdziłem, o dziwo, że jak jem więcej, niż ćwiczę, to nie tracę na wadze. Kto by pomyślał ;) Orzeszki ziemno to bomba kaloryczna. Dlatego zjadłem ich tylko trochę dzisiaj rano, bo chcę stracić na wadze ;) W niedzielę byłem pobiegać, wkoło parku. Tak mi się dobrze biegło, że po dwóch rundkach stwierdziłem, że zrobię jeszcze jedną. Każda rundka, to trochę ponad 5 km. Czułem już potem nogi, ale, dało się wytrzymać. W sumie, to zastanawiam się nad maratonem, bo mnie po bieganiu trochę kolano sieka. Pół maratonu, to mi się chyba nie chce, to jak 4 rundki wkoło parku, wolałbym już 10 km ale w szybkim tempie, tyle, że nie mam kondycj

Droga, tak po prostu

Tak sobie siedzę i myślę, albo biegnę i myślę. Dzisiaj wstałem krótko przed 6, poszedłem biegać. Powoli zaczynam widzieć te same postacie. Jakaś szybko idącą kobietę w czapce, dwóch, czasami trzech starszych panów, jeden w czerwonej kurtce. Oni biegną w przeciwną stronę. Pod koniec mojego kółka biegłem za jakimś w krótkich spodenkach, który był szybszy ode mnie, tak, że się trochę zziajałem. I co z tą Australią? Jechać tam, zostawić zlecenie? Czy jazda tam, to krok do przodu, czy ucieczka? Czasami myślę o NB (narkotyk B), ale powoli znikają emocje. No i dobrze, wiem, że tak raczej będzie, ileż można. Mam w tym momencie w miarę spokojne życie, jak na mnie. To znaczy, ciągle mnie coś przygniata do ziemi, czy dusi, gdy chcę pewne rzeczy zrobić. Ciągle nie potrafię się za powyrzucanie pewnych rzeczy wziąć, czy porządne posprzątanie mieszkania, to znaczy, zrobienia porządku z tym, co jeszcze po kątach stoi, od przeprowadzki. Ale z drugiej strony, to mogę sobie iść rano pobiegać, chodzić na

Kierowani instynktami

Duszę się trochę w robocie. Wiem, to nie jest kwestia firmy, bo "zawsze" tak miałem. Kiedyś tylko nie wiedziałem o co chodzi. Leżałem na łóżku, czytając książki, albo je połykając, wiedząc, że mam się za coś wziąć i nie umiałem, najczęściej. Robiło mi się gorąco, czy zimno, mieszało mi się w głowie, ale nic nie pomagało. Teraz jest mi gorąco, czy zimno, wtedy wstaję, chodzę trochę i staram się wyobrazić, czasami, że rozwalam ten niewidoczny mur, który jest wkoło mnie. Czuję się wtedy jak schwytany, jak wtedy, w domu rodzinnym, gdy bałem się wyjść ze swojego pokoju. Paręnaście lat takiej tresury zostawiło widać ślady, nie da się ukryć. Ale mniej jest bólu. Wracam do przeszłości, staram się rozmawiać z moim wewnętrznym dzieckiem, czasami go może pogłaskać po głowie. Wiadomo, jako dziecko człowiek blokuje wiele, ucieka od tego świata. Teraz muszę wrócić, do przeszłości, nie jest to przyjemne. Ale chyba pomaga. Pojechać do Australii, po co, żeby przeżyć coś innego, mieć trochę in

Labirynt we mgle

Byłem dzisiaj na ściance, z dwoma dziewczynami, jedna ładna blondynka, druga ma ciemne włosy. Nieważne. Jak się wspinam, to czasami po prostu chcę spróbować jakąś drogę. Kiedyś próbowałem na wędkę, ale jak są przewieszone, to nie zawsze się da. I jak rzeczywiście mam ochotę, to czasami polecę, za czym nie przepadam, ale motywacja, żeby drogę zrobić jest silniejsza. Staram sobie wyobrazić, że zaraz będę miał następny chwyt w ręce, czasami go trzymam, a potem spadam może ze dwa metry, czy trzy i zawisam w linie. Wdrapuję się znowu do punktu wyjścia, ostatniego ekspresu, przy którym byłem i próbuję znowu. Parę razy, aż dam radę, albo widzę, że jestem już za bardzo zmęczony. Czasami boli mnie któryś palec, ale, staram się bardziej uważać, teraz, niż kiedyś. NB (narkotyk-B) posłała mi smsa świątecznego. Nie wiem dlaczego. Na Boże Narodzenie chyba nie posłała. Podpisała go swoim imieniem i imieniem swojej córki. Czemu nie podpisze też swojego faceta pod tym? Nie wiem. Kiedyś widziałem 7- i z

Cztery minuty z muzyką

Lubię ostatnio słuchać Vanessy Mae, to znaczy tego "Contradanza", chociaż "Storm" też mi się podoba. http://www.youtube.com/watch?v=NUDhA4hXdS8 Przypomina mi ona, tzn. Vanessa, NB (narkotyk-B). Ale teraz słońce świeci. święta. święta wielkanocne. Kiedyś bym się może przejmował, że jestem sam, sam je spędzam. Teraz? Nie czuję smutku, czy czegoś. Jest nawet wygodnie, bo robię co chcę, kładę się nawet w kapciach na łóżko. Idę zaraz na ściankę. Będę się wspinał z dwoma kumpelkami. Jutro jestem zaproszony do J, czyli rodzinki z dziećmi. J jeszcze nie odpisała o której tam mam wpaść. W sumie, to chciałbym iść jutro na paletki o 16.00, ale nie wiem, o której mam wpaść do J. Już się na paletki paru agentów i jedna Japonka umówiło. Japonka jest fajna. Nigdy nie pokazuje, że jest zmęczona, czy, że ją coś boli, przestaje się tylko tak miło uśmiechać. Tradycja samurai? ;) Staram się więcej słuchać Chińskiego, bo znam więcej słówek, niż jestem w stanie ich rozróżnić. Kiedyś uczy

Zwariować kiedyś?

http://demotywatory.pl/4087484/Gdy-inzynier Mam w sobie dwie siły, jedna, który mnie trzyma na miejscu, druga, która się wyrywa. Wkurza mnie siedzenie w biurze, w robocie. I tak się obijam, często, jak jest nudno, albo jak mnie lęki gryzą. Czy oni tego nie widzą? Raczej chyba nie za bardzo, bo coś tam robię. Gdy słucham muzyki Vanessy Mae, a może dlatego, że ona jest taka seksy, coś we wyrywa się. http://www.youtube.com/watch?v=npBrsHeycCI&pxtry=1 Vivaldi, to chyba już 400 lat temu to napisał? Znam na pamięć datę urodzenia i śmierci Bacha, ur. 1685, Vivaldi był przed nim. Popracować jeszcze dwa lata i ruszyć w świat, czy najpierw ruszyć w świat, czyli do Australii? Dostałem dzisiaj maila od matki mojego nieżyjącego przyjaciela. On chciał do Australii. Ona nie pisała do mnie od prawie dokładnie 3 lat. Miałbym ochotę wyjść na ulicę i zacząć krzyczeć, zburzyć parę domów. To może nie, bo szkoda by mi było ludzi, którzy tam mieszkają. Wkurza mnie to uczucie, gdy zaczynam się dusić, gdy

Za mało i za dużo

Za dużo mam czasami w sobie niepokoju, smutku, braku sensu życia. Czy można mieć za dużo braku sensu życia, czy nie ma się wtedy za mało sensu życia? Czasami myślę sobie "fajnie było by nie żyć". Nie, żeby było mi tak źle. Po prostu w mojej głowie, coś mi tak mówi. Coś jest smutne, coś  jest niespokojne. Wiem, nie muszę wstawać o szóstej rano, ale wstaję, bez budzika, bo go nie używam. Wiem, ale i tak jestem najczęściej pierwszy w pracy. Czasami, gdy robię poranne ćwiczenie, to robi mi się niedobrze, mdłości. Ale nie jestem w ciąży ;) Odpuszczam sobie parę ćwiczeń, albo prawie wszystkie, prawie. Dzisiaj byłem na paletkach, w klubie, w którym gra się lotkami z prawdziwych piórek. Nie ma tam takiego tłoku, jak w tym innym, tańszym, ale też nie ma tylu dziewczyn. W sumie, to myślę, że powinienem pojechać na rok do Australii. Dlaczego? Tak dla zasady, bo tam może być lepiej. Tam może być tak, jak nad Atlantykiem. Co mnie tu trzyma? Dobrze płatna praca, parę znajomych osób i znajo

syllogomania, czyli patologiczne zbieractwo

Tak czasami obserwuję sam siebie, jak jakieś dzikie, czy może tylko dziwne zwierzę. Zacząłem oglądać program o "messy", czyli ludziach, którzy zbierają rzeczy i nie potrafią się ich pozbyć. Ja też mam pełno różnych pudeł i kabli, plecaków. Miałem nawet jeden pokój zawalony tymi rzeczami. W sumie, to zainteresowali mnie ludzie w tym programie. Prawie wszyscy mieli jakieś kłopoty w dzieciństwie, trudno im się było z czymś rozstać. Ponieważ oglądałem z internetu, zatrzymałem i wywaliłem parę opakowań. Wiadomo, "każde opakowanie może się przydać", bo to po jakimś sprzęcie. To znaczy, "jakbym musiał odesłać ten zepsuty sprzęt, jakby się zepsuł". A poza tym, to "to pudło dobrze wygląda i może się przydać jak się znowu będę przeprowadzał". Jakaś logika zawsze się znajdzie, choć zauważyłem, że mam parę pudeł z rzeczy, które już wywaliłem. Fakt, ostatnio musiałem coś wysłać i musiałem kupić pudło. Po co mi tyle małych plecaków, z których parę jest trochę

Szukam drogi do samego siebie, oczywiście, że mi się śpieszy.

Tak mi przyszło do głowy, po raz któryś, że nigdy się nie zastanawiałem nad śmiercią mamy. Schowałem to gdzieś do szuflady, albo do wielkiej szafy. Jakoś nie chce mi się do tego wracać, ale może będę musiał, w pogoni za moimi smutkami, PTSD, depresją, samotnością i pogubieniem w różnych światach. To jedna z niewielu rzeczy, które mnie tak rzeczywiście smucą, tym normalnym smutkiem. Chociaż, czasami też zgubię parę łez przy jakimś filmie, raczej gdy jestem sam. Tak, jakby ktoś nacisnął na guzik i coś się we mnie budzi. Nawet nie wiem, czy lubię to uczucie, nie wiem, dokąd ono prowadzi. Myślę, że smutne było, bo nie wiedziałem, jak jej pomóc, gdy ona powoli umierała, starając się zachować dobry humor, myślę, że bardziej na zewnątrz. Kiedyś też próbowała się zabić, jak byłem dzieckiem, wtedy pewnie się nie uśmiechała. Mój stary był przy niej w szpitalu, codziennie. Mówiła mi, że nie może tego już znieść, ale też mu nic sama nie powiedziała. Miała lepszy kontakt ze mną, niż z moją siostrą.

S. Fry o Manic Depression

Podoba mi się to: http://www.youtube.com/watch?v=cKiAz6ndUbU "Your mood is your own personal weather and it’s very like the weather. If you go outside and it’s raining it’s not you that’s made it rain, it has rained and it is real. You can’t unthink the rain. You can’t say ‘I’ll walk it off and then it’ll be sunny’. The weather makes up it’s own mind and the two mistakes are either to deny that it’s raining when it clearly is, or to think ‘my life is over’ it’s raining, the sun will never come out. It can be a damn nuisance when it’s raining, but the sun will come out. It’s the same for a manic depressive, you have a manic episode, you have a depressive episode. When you’re depressed you cannot conceive such a thing as the future. Life is so black you cannot imagine a tomorrow. Everything is just awful. Your energy is slow and there’s nothing possible in life. It’s actually painful. For some people it’s so bad that they have to end their lives. But the fact is, the su

Dokąd uciekać?

Nie wiem, raz myślę tak, raz inaczej. Jechać do Australii, albo zostać tutaj. Wiem, że od samego siebie się nie ucieknie. Wiem, bo próbowałem parę razy ;) Dlaczego wyjechałem z tego miasteczka nad Atlantykiem, gdzie znałem sporo dziewczyny. Może było by mi fajnie nad Pacyfikiem, w końcu to inny ocean? Czasami myślę o NB (narkotyk B). Wczoraj złościłem się, bo nie zagadałem za bardzo do jednej miłej dziewczyny na paletkach. Potem czuję smutek. Złościłem się na siebie, że tak cieniacko grałem i trochę na C, przemiła Japonkę, z którą grałem, że tak cieniacko gra. W sumie, to może chodziło mi o to, że nie pogadałem z nią, z tą dziewczyną, choć miałem okazję. Grałem cienko, bo byłem po workoucie i przez parę godzin nic nie jadłem, tak, że czułem się trochę jakbym pływał. Wróciłem do domu zły i smutny, ale pomyślałem sobie, że to znowu tylko takie myśli, przylazły skądś, z przeszłości. Idę zaraz na ściankę. Przeczytałem trochę z moich zapisków z poprzedniego pobytu w Australii. Cudownie mi t

Mniej czarnego smutku, czy może lęku?

Udało mi się nawet coś dzisiaj zrobić, to znaczy, nie przeleżałem całego dnia oglądając seriale, choć znalazłem nowe. Nie byłem pobiegać, żeby mi z tą łydką przeszło. Muszę na drugi raz bardziej uważać, jak robi "klick" gdzieś u mnie w głowie. Wtedy łatwo mogę dostać kontuzji, bo jakoś tracę kontakt z rzeczywistością, lekko, zamieniam się w wilka, który biegnie przed siebie. W głowie jest wtedy fajnie, ale nogi to nie zawsze wytrzymają ;) Ciągle się nad Australią zastanawiam. Co mnie tutaj trzyma, to fakt, że jakoś mam coś poukładane, choćby na chwilę i musiał bym to wszystko zostawić. Po drugie, to pewnie kasa. Kasa daje niewątpliwie jakieś tym poczucie bezpieczeństwa, tym bardziej, że pewnie się gdzieś tam w głowie boję, że nie będę w stanie pracować, czy nie znajdę pracy. Człowiek się młodszy nie robi. Albo może to, że mieszkałem już nad morzem, nad Atlantykiem i wyprowadziłem się stamtąd. Gdyby mi nie chcieli umowy przedłużyć, to było by łatwiej. A tak, to co. Co zrobić z

Dlaczego ludzie się zabijają?

Tak się w sumie zacząłem zastanawiać, co ludzie czują, zanim się nie zabiją, albo próbują. Ja nie pamiętam już co dokładnie czułem wtedy, bo to dawno temu było. Teraz po prostu przychodzi taka myśl, podobnie, jak myśl, "o niebieskie niebo dzisiaj". Gdy jest mi źle, chyba raczej chodzi tu o poranny smutek, czy gdy moje lęki znowu zwyciężają, to myślę, że w sumie to może warto było by się zabić. Ale nie myślę o tym poważnie. To bardziej, jakby człowiek popatrzył przez okno i zobaczył niebo, albo raczej deszcz. Ta myśl zaraz przechodzi, nie zwracam na nią specjalnej uwagi, czasami zastanowię się, skąd przychodzi. Ale częściej czuję smutek, a jeszcze częściej lęk, albo jego działanie. Zacząłem używać w pracy automatu do kawy. Kawa jest chyba lepsza, bo świeżo mielona, poza tym, to lepiej kontroluję ile jej wypijam. Powiedzmy sobie, kawa smakuje na pewno lepiej, a przynajmniej to coś innego. Po obiedzie piję filiżankę herbaty. Kofeina pomaga mi, gdy coś mną szarpie od środka, gdy

Wewnętrzny konflikt

Byłem wczoraj na paletkach, przedtem na workoucie. Myślałem, że mi się słabo na tych paletkach zrobi, może dlatego, że zapomniałem o obiedzie. Wziąłem sobie wczoraj wolne i w sumie nic nie jadłem po śniadaniu, oprócz jakichś owoców i trochę czekolady. Na workoucie się trochę wykończyłem, potem paletki, potem sauna. A w głowie ciągle to samo pytanie, Australia, czy nie Australia. Gdy pojadę do Australii, to nie wiadomo ile kasy tam zarobię, o ile, na początku pewnie będzie ciężko. Co mi się tam podoba, to morze i fale i dużo przestrzeni. Tyle, że jak się pracuje, to pozostaje tylko weekend, bo wcześnie robi się ciemno. Latem jest już o 8 ciemno, inaczej niż w Europie. Ciągnie mnie w sumie wewnętrzne dziecko, bo ma ochotę na fale. To niesamowite uczucie, surfowanie. Obok paletek, to moje ulubione zajęcie, oczywiście oprócz seksu. Tyle, że do surfowania nie trzeba nikogo, tylko fal. Morze ma coś w sobie. Mogę godzinami siedzieć na jego brzegu i wpatrywać się w fale i horyzont. To jak obse

Droga po omacku

Tak sobie siedzę i zastanawiam się, czy się wyprowadzić do Australii, czy nie. Tak się zastanawiam od pięciu lat, bo na tyle miałem wizę do pracy i teraz się ona kończy. Kiedyś nie wybrałem się, bo miałem za mało kasy i bałem się, że sobie tam nie poradzę, że będzie mi źle. Teraz boję się chyba, że będzie mi źle i może też tej góry załatwiania, tego, że nie wiem jak to zrobić. Tak, jakbym się już parę razy z kraju do kraju nie przeprowadzał. A może po prostu nie chcę tam siedzieć sam, w tej Australii, jak tu mi akurat w miarę, jakoś. Może nie jest mi za dobrze, ale spokojniej. Myślałem sobie, że mi się umowa w czerwcu skończy i wtedy pojadę. Podejrzewałem, że może będą mi chcieli przedłużyć, ale nie chciałem, bo czy warto przedłużać o miesiąc, dwa. A przedwczoraj przyszedł szef i pyta, jakie mam plany od lipca. Mówi, że robota była by na pewno do końca roku i jeszcze kawałek na pewno w przyszłym roku. Więc zastanawiam się. Chociaż, na pewno, to będzie wiadomo dopiero w kwietniu. Gdy pr

Samotność doskwiera

Mieszkam w dużym mieście, w którym podobno prawie połowa mieszkań jest zamieszkiwana przez pojedyncze osoby, to znaczy, nie pary, czy coś koło tego. Wierzyć się nie chce. Nie wiem, czy to przez szarość nieba, czy co, czy zmęczenie, jakoś czuję się bardziej samotny niż normalnie. Może też dlatego, że nie mam planu na życie. Kiedyś coś tam chciałem, być muzykiem, wyszło inaczej. Kiedyś, jak mi coś nie szło, to myślałem "a, to się zabiję". Teraz już tak nie myślę i może też w tym problem. Kiedyś żyłem w dwóch światach, tym tęsknoty, za dziewczyną, w której byłem zakochany, bo zawsze byłem w jakiejś i tym rzeczywistym, ze sportem i normalnym życiem. W sumie, to jak się myśli, że się niedługo zabije, to nie trzeba robić planów. Jak się tęskni za kimś, kto jest odległy, to można sobie marzyć do woli, albo po prostu myśleć "gdybym był z Nią, to było by cudownie, byłbym szczęśliwy". Ale czasami byłem z Nią. I nie było cudownie. Moje lęki były czasami jeszcze silniejsze, odd

Drzewo

Kiedyś mnie uczono w jednej ze szkółek, że "drzewo żyje, bo się zmienia, potrafi się dopasować i potrafi się dopasować, bo żyje", czy coś w tym rodzaju. To znowu coś z tej medycyny chińskiej. W sumie, to lubię te "elementy",  ziemia, woda, ogień, metal i drzewo. Jest jeszcze "powietrze", ale akurat nie w tej układance. I każdemu z tych elementów są przyporządkowane różne właściwości i cechy. Ogólnie, to chodzi o ludzi i ich problemy. "Drzewo", to jak małe ziarenko, które chce rosnąć, wyrastać do góry i gdy napotyka na przeszkodę, to się wścieka, płacze ale idzie dalej, jak wiele roślin, albo przebijając się przez asfalt, albo szukając jakiegoś innego wyjścia na powierzchnię ziemi, do słońca. Z dużo drzewa, to cholerycy, złoszczący się, że ktoś za wolno przed nimi samochodem jedzie, albo za wolno na światłach rusza. Albo też płakusie, którzy nie potrafią się za nic zabrać, wszystko jest za trudne, to znaczy, gdy mają za mało "drzewa". Po

Deszcz i słońce

Dzisiaj piłem dużo kawy, w miarę dużo, może dlatego, że mi się herbata skończyła. Zadzwonił do mnie ojciec NB (narkotyk B). Nie wiem, co go tak wzięło, bo nie odzywał się może przez 2 lata, czy coś, a może tylko rok. Może się chciał pochwalić, że drugą książkę napisał, może tak zadzwonił. Wspomniał NB i fakt, że ma wnuczkę. Na szczęście nie miałem czasu, więc mogłem go szybko spławić. Nie mam ochoty na to, żeby mnie coś bolało. Ogólnie, to raczej rzadko dzwonię do kogoś, gdy nie muszę. Wyjątek, to może J, dobra kumpelka i dwa razy do roku D, czy może czasami G. Fakt, G, to może częściej, ale raczej bardziej w interesach. A co z moją książką? Ojciec NB po prostu pisze, a ja się zastanawiam. Całe życie się zastanawiam. Nie robi mi się zimno, gdy pomyślę o samobójstwie, robi mi się zimno, gdy pomyślę, że mam coś zrobić, że muszę coś zrobić. Samobójstwo kojarzy mi się raczej ze spokojem, ciepłym przytulnym miejscem, w którym się nic nie czuje. I gdybym je popełniał, to pewnie było by mi tr