Wewnętrzny konflikt

Byłem wczoraj na paletkach, przedtem na workoucie. Myślałem, że mi się słabo na tych paletkach zrobi, może dlatego, że zapomniałem o obiedzie. Wziąłem sobie wczoraj wolne i w sumie nic nie jadłem po śniadaniu, oprócz jakichś owoców i trochę czekolady. Na workoucie się trochę wykończyłem, potem paletki, potem sauna. A w głowie ciągle to samo pytanie, Australia, czy nie Australia. Gdy pojadę do Australii, to nie wiadomo ile kasy tam zarobię, o ile, na początku pewnie będzie ciężko. Co mi się tam podoba, to morze i fale i dużo przestrzeni. Tyle, że jak się pracuje, to pozostaje tylko weekend, bo wcześnie robi się ciemno. Latem jest już o 8 ciemno, inaczej niż w Europie.
Ciągnie mnie w sumie wewnętrzne dziecko, bo ma ochotę na fale. To niesamowite uczucie, surfowanie. Obok paletek, to moje ulubione zajęcie, oczywiście oprócz seksu. Tyle, że do surfowania nie trzeba nikogo, tylko fal. Morze ma coś w sobie. Mogę godzinami siedzieć na jego brzegu i wpatrywać się w fale i horyzont. To jak obserwowanie dzikiego zwierzęcia. Z drugiej strony mieszkałem już parę razy nad morzem, czy innym oceanem. Gdy człowiek nie jest blisko siebie, to nie pomaga, że morze jest w okolicy.
Gdy leżałem z dziewczyną na plaży, to było fajnie, gdy byłem sam, to robiło się strasznie pusto, gdzieś w środku, we mnie. Podobnie czuję się chyba w domu. Oglądam seriale, bo uciekam od tego uczucia. Ciągle uciekam, często nie wiedząc o tym. Nie chcę już ku... uciekać. Jak tu pozbierać te wątki?
Gdy chciałem się zabić i byłem do nieprzytomności zakochany, to wszystko było prostsze. Ona mnie nie chciała, a ja myślałem, gdybym był z Nią, to wszystko było by inaczej. Gdy coś nie wychodziło, to zawsze mogłem pomyśleć "to się zabiję". To pomagało, przynajmniej na chwilę.
Teraz ani nie mam specjalnie ochoty by się zabić, ani nie jestem zakochany. Nie mam chyba specjalnej ochoty być nieszczęśliwie zakochany. Ostatnio, o tym, żeby się zabić, myślałem jakiś tydzień temu, po spotkaniu z J.
Ile pieniędzy trzeba, by czuć się bezpiecznie, gdy człowiek nie czuje się bezpiecznie. śmiać mi się trochę chce, ze mnie samego.
W mieszkaniu mam nieposprzątane. W jednym z pokoi stoją jeszcze pudła, choć wczoraj nawet ustawiłem ostatni stół. Leżąc w łóżku, oglądając seriale na notebooku czasami zatrzymam film i zastanawiam się, co to za uczucie, które mnie w tym łóżku trzyma. Czuję wtedy ciężar i coś w rodzaju zimna. A gdy pomyślę, że mam coś zrobić, to czuję fale gorąca. Ale kiedyś robię sobie mocnej herbaty i potem jest łatwiej, ale nie zawsze. Gdy idę do pracy, to wtedy jest łatwiej. Mam jakiś rytm dnia. Wstaję robię parę ćwiczeń i jakoś dzień idzie. Jak tu schwytać moje życie, jak nauczyć się żyć?
Jak planować, gdy nie wiadomo, czy lęki tych planów nie skrzyżują? Idę przez mój labirynt i czasami wydaje mi się, że widzę jakiś kierunek, czasami, że widzę słońce, a czasami, że znowu jestem w ślepym zaułku i muszę wrócić, zrobić parę kroków do tyłu. Jak to się mówi, dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, choć w praktyce jest to pewnie nieokreślona ilość kroków do przodu, a potem jakaś ilość kroków do tyłu. Ale, wolę to, niż stać w miejscu. Idę zaraz na paletki, a przedtem na Zumbę, bo jest w tej samej sali. Będzie dobra na rozgrzewkę, to chyba coś w rodzaju aerobiku, tyle, że przy muzyce z południowej ameryki, a poza tym, to już dawno chciałem znowu trochę potańczyć.

Komentarze

  1. Smutno się robi jak ktoś opowiada że chce skończyć ze sobą ... nie myśl tak, nawet jak teraz coś nie tak to warto czekać "bo w życiu piękne są tylko chwile" ... jesteśmy na ziemi chyba tylko raz i czasami każdemu jest ciężko, wiadomo że jednym mniej innym zawsze piach w oczy. Trenujesz myślisz o przyszłości swojego ciała, dbasz by serce miało wysiłek którego tak potrzebuje, nie zabijaj go bo ono chce bić, zobaczysz że w końcu nadejdzie dzień w którym problemy się skończą i będzie warto żyć i się cieszyć. Nigdy nie serfowałem piszesz że to wielka przyjemność od której lepszy tylko sex :) dodał bym do tych przyjemność też jedzenie ;) jak jestem głodny i jem coś pysznego to niebo w gębie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. odnoszę wrażenie, że żeby być szczęsliwym potrzebujesz trochę więcej od zwykłych śmiertelników..
    to chyba nie jest złe.. ale z pewnością trudne.
    może jesteś w złym miejscu.. nic Cię nie powstrzymuję od szukania lepszego..

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, jedzenie, to też niezła przyjemność ;)
    Nie mówię, że chcę się zabić, tylko, że taki mam refleks w głowie, który mi się jeszcze ostał ;)
    Jakiś czas temu stwierdziłem, że nie opłaca mi się zabić, bo chciałbym najpierw tą kasę wydać, którą mam, więc zanim bym się zabił, to wolał bym parę miesięcy posurfować, do syta.

    Wydaje mi się, nie nie chodzi o to, że potrzebuję więcej do szczęścia, niż inni ludzie, tylko, że mam więcej barier, które mnie czasami od tego "szczęścia" odgradzają, to z jednej strony, a z drugiej, to pewnie to, co dla mnie oznacza szczęście, różni się może trochę od tego, co 50% ludzi uznaje za szczęście. Telewizor nie jest mi potrzebny do szczęścia, to wiem ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!