Posty

Wyświetlam posty z etykietą spokój

Jest jak jest

Stwierdziłem, że nie mam przyjaciół, tu w okolicy. Są raczej porozrzucani po całym świecie, po paru kontynentach nawet. To znaczy, tych przyjaciół których mam tutaj raczej ostatnio nie odwiedzam. To może dlatego, że mieszkają dosyć daleko, a ja nie mam samochodu, a może dlatego, że chcę mieć święty spokój? Ciekawe, czy mam więcej balansu w moich myślach, nie miotam się tak. Trudno mi to samemu ocenić. Dowiedziałem się, że zarabiam dużo mniej, niż niektórzy inni tu w pracy. Nie zarabiam źle, ale małpka w głowie zawsze chce większego banana, gdy widzi go u innej. Poranna medytacja niewątpliwe mi pomaga. Siedzę sobie na łóżku, czasami półleżę, raczej to ostatnie i po prostu kontroluję swój oddech. To taki start w nowy dzień. Za oknem budzi się nowy dzień, a ja przez jakiś moment oddalam się od wszystkich problemów mojego świata. Istnieje podobno od groma miliardów galaktyk we wszechświecie, więc, czym się tak przejmować. To też kwestia perspektywy. Coś w mojej głowie mówi "dziewczyna

Burza w szklance wody

Ka, taka Japonka, gra od lat z Ax. Nawet wygrywają na wielu turniejach, najczęściej w najniższej klasie, to znaczy trzeciej, bo przeważnie są trzy, ale mimo wszystko. Z tym, że Ka teraz zaczęła wygrywać, grając sama, w drugiej klasie. -- Masz teraz dwie noce, żeby się móc zastanowić dlaczego przegraliśmy na ostatnim turnieju - napisał jej Ax, przed dwoma tygodniami. Ax uważa, że Ka się nie stara, bo przecież powinni byli dużo lepiej grać. - Zobacz co on mi napisał -- pisze do mnie Ona, czyli Ka. Mnie to akurat niespecjalnie obchodzi, ale to trochę jak oglądanie jakiegoś serialu. - Na następnym turnieju znowu wygracie - mówię Ka. I rzeczywiście, tydzień temu znowu wygrali. Pojechali na turniej jakichś 300 kilometrów w jedną stronę. Przedwczoraj znowu wiadomość - Jestem na turnieju, w Wiewiórkowie Dolnym - pisze mi Ka. - Ax pojechał już do domu, nawet się nie pożegnał -- pisze dalej. Ano, przegrali znowu. Co najlepsze, albo najgorsze, to Ka wygrała drugą klasę, bo grała następnego dnia,

Walka tu i tam.

W niedzielę obyło się jakoś bez bólu głowy. Może dlatego, że się wyspałem, a może temu, że poszedłem pobiegać już przed 13, bo zapowiadali deszcz na popołudnie. Deszcz był dopiero pod wieczór, a ja mogłem zażyć trochę słońca na balkonie. Czułem się jakoś, tak, spokojnie, tak, jak teraz czuję niepokój. Po prostu dwa różne stany. W niedzielę po południu pogadałem nawet z B, która siedzi w Kanadzie, od zeszłej środy. Ale ten czas leci. Myślę oczywiście czasami o NB (narkotyk-B), ale, nic z tego nie wynika. Ciekawe, że czasami jestem taki spokojny, większość czasu chyba nie. Wczoraj wieczorem padłem na nos, bo grałem sporo na treningu. Kiedyś się bardziej złościłem, jak mi coś nie wychodziło, teraz robię to mniej. To może też dlatego, że widzę, jak niektóre rzeczy mi wychodzą. To często kwestia ćwiczenia. Poza tym, to staram się pracować nad sferą mentalną, próbować ją też jakoś przenieść na moją walkę z lękami. I tyle.

Na lotnisku

Siedzę już na lotnisku, przeszedłem przez wszystkie bramki. Kupię jeszcze parę prezentów, ale póki co, to piję jeszcze kawę. Zadzwonił do mnie trener, z którym się nawet zaprzyjaźniłem. Tak sobie siedzę i piszę z różnymi ludźmi. Co tu było ciekawe, to samemu skanowało się paszport, potem trzeba było stanąć przez takim okienkiem i komputerowo chyba sprawdzali człowieka. Już dawno nie latałem, ponad dwa lata, więc nie znam takich nowoczesnych ustrojstw. Myślę, że dobrze mi zrobi zmiana klimatu, trochę nowych myśli, trza zarobić trochę kasy. W każdym razie, poprzez kontakt z Azjatami kupuję teraz więcej prezentów, bo oni dają sporo prezentów. Po tym, jak posprzątałem, spakowałem się, poprosiłem przyjaciół o sprzedaż samochodu, czuję się już jak w podróży. Sam nie wiem, co jest w mojej głowie, ale teraz, po mocnej kawie, na ruchliwym lotnisku, nie jest mi wcale źle. Ciekawe, jak to będzie na lotnisku w Chinach.

Poznawanie swoich lęków

Siedzę w kafejce. Późno wybrałem się na kort, poodbijać o ścianę. W sumie, to mogłem iść dzisiaj pograć z ludźmi, ale czasami wolę poodbijać o ścianę, myślę, że lepiej mi to robi. W sobotę pomagałem w zawodach dziewczyn, których małą część trenuję. Porozrzucało nas, trenerów po różnych szkołach, bo zawody są w trzech szkołach na raz. 10 szkół walczy między sobą. Ogólnie, to nasza szkoła wypadła dosyć dobrze, biorąc pod uwagę wszystkie trzy miejsca rozgrywek. W każdym razie, to przesiedziałem tam ponad 10 godzin. Męczące, ale człowiek dobrze się czuje. Nie wspomnę już o tym, że część tych dziewczyn miała koło osiemnastki. Ja się coś chyba ratowniczce spodobałem, która się tam nudziła, ale dużo nie pogadaliśmy, bo musiałem się moją grupą zajmować. Dobra wymówka. Obserwuję moje lęki. Utrudniają one oddychanie. Trudno, oddycham wtedy głębiej. Próbuję wykumać jak one to robią, że za pewne rzeczy nie umiem się zabrać. Na korcie byłem w sumie 3 godziny później niż planowałem. Dlaczego? Po czę

Czasami moment spokoju

Dzisiaj rano trening, nawet nie miałem czasu czuć lęku w domu, potem byłem zmęczony, bo wieczorami do późna oglądam olimpiadę. Teraz nawet jakoś się da znieść. Coś czasami jakby się w mojej głowie na "spokój" przestawia. A może to też dlatego, że wieczorem jeszcze graliśmy, bo mamy co środę coś w rodzaju zawodów klubowych.

Samobójstwo jest ok, ale wolę walczyć.

To sobie piszę w mojej książce. Ale dlaczego nie chcę się zabić? Nie dlatego, że jest mi tak dobrze. Nie mam ani dziewczyny, ani pracy, mieszkam w wynajętym pokoju, u kumpla. Tyle, że to mój wybór, bo mógłbym wrócić do Niemiec i mieszkać sam, w mieszkaniu lepiej wyposażonym niż to, pracować, mieć pieniądze i codziennie zastanawiać się po co żyję i co ja tu w ogóle robię. Siedziałbym w pracy i dusiłbym się czasami, upijając się kawą, żeby móc przetrzymać ten dzień. W weekend budził bym się i bał iść na targ, czy do sklepu. Nie świadomie, ale po prostu czuł niepokój na myśl o wyjściu z domu. Szedłbym, po tym, jakbym się napił kawy. Pode mną mieszka tam człowiek, które prawie, że wcale z domu nie wychodzi. Nagle go coś złapało, musiał rzucić pracę, dobrze płatną. Jest już w stanie chodzić do parku, z grupą jakiś babć, choć on nie taki stary. Jeździ też samochodem. Wiem, jedno nie zaprzecza drugiemu, bo jak też potrafię jeździć, choć duszę się. Może też uciekłem od pracy? Myślę, że nie, bo

Moment spokoju

Rano jak zwykle niespokojny. Obudziłem się może koło 4.30, bo spałem przy otwartych drzwiach balkonu. Przyglądam się sobie, co powoduje moje zmiany nastroju. Akurat tu siedziała jedna ładna skośnooka, przy stoliku obok. Poprawiała sobie włosy, to spojrzałem na nią. Spojrzała mi w oczy. Trzeba mi się było uśmiechnąć, ale tego oczywiście nie zrobiłem. Wystraszyłem się, "co ktoś sobie pomyśli, taki stary, a zaczepia młode". Chociaż ona taka młoda to może nie była. To mi coś tam humor zepsuło. Ale nie o to mi chodzi. Poszedłem popływać. Basen w miarę pusty i dobrze, bo są tylko dwa tory, dokładniej mówiąc, to jeden, przedzielony wzdłuż. Był jakiś facet, który się kiedyś zmył. Pływałem sobie koncentrując się na tym, żeby nie stwarzać bąbelków, czy zawirować. Gdy pływam powoli crawlem, to oddycham co 4 ruch, czasami rzadziej. Dlatego fajnie widać i słychać na ile się stwarza jakieś zawirowania w wodzie. Koncentrowałem się na tym, co czuję, jak wodę czuję, na tym, z jaką szybkością