Posty

Wyświetlam posty z etykietą smutek

Dołki, czy jakoś tak

Wczoraj na treningu, zamiast wspaniałego zwycięstwa, przegrałem z kumplem. Oczywiście, nie używałem wszystkich rodzajów serwu, bo chciałem wygrać tak jak grałem. Mimo wszystko przegrałem i pewne zwoje w mojej głowie od razu zaczęły wysyłać sygnał w stylu - Tragedia, do niczego się nie nadajesz, po co w ogóle trenujesz. W dodatku jedna dziewczyna z klubu się coś na nas obraziła, bo woleliśmy z kumplem trenować, zamiast z nią grać. Interesujące jest obserwowanie tego, jak się potem różne emocje włączają. Szczególnie te w stylu "Do niczego się nie nadajesz, nie ma po co się wysilać, bo i tak nic z tego nie będzie". Z drugiej strony zrobiłem wczoraj moją codzienną dawkę rzeczy z listy "todo". To jednak nie wystarczy, bo jak się ma dołkowaty humor, to człowiek sobie mówi "tak mało robisz", zamiast powiedzieć sobie "znowu ci się udało dzisiaj". Tak to już jest, w sumie, patrząc na to z dystansu wydaje się to być nawet trochę śmieszne.

Nie lubię niedziel

Znowu niedziela, dokładnie mówiąc, to kończy się ona niedługo. Nie chce mi się coś do roboty. Od zeszłego poniedziałku nie piję kawy, żeby się trochę od niej odzwyczaić. Mimo wszystko czuję delikatne ćmienie w skroniach. Nie wiem, czy to jeszcze resztki przyzwyczajenia do kofeiny? Nie piłem dzisiaj nawet zielonej herbaty, byłem za to się przebiec, w parku. Wczoraj grałem w paletki, przez chyba 5 godzin. Między innymi z Su. Ona jest całkiem ładna, jak zdejmie te rogowe okulary. Su jest z Tajlandii. Miło się biegło przez park, już dawno tego nie robiłem. Tak sobie pobiegłem, na luzie. Kumpel zadzwonił, pyta, czy bym do nich nie wpadł, do Australii. On jest w miarę obrotny. Po takiej rozmowie telefonicznej mam wrażenie, że zupełnie nic nie robię. Jego dzieci uczą się w szkole Chińskiego. Pewnie niedługo będą umiały lepiej ode mnie, to mi nie poprawia humoru, ale trochę motywację? No właśnie, w niedzielę nie mam motywacji do niczego. Nie chce mi się po prostu walczyć, ale coś tam zrobię, n

Tak to już bywa

Spać mi się chce, piję już trzecią kawę, choć dopiero krótko po 10. Napisałem parę maili ostatnio i nawet się ludzie zgłosili. Odezwał się nawet ten kumpel z Australii, chce jutro pogadać. Ciekawe jak mu się wiedzie. Mówi, że ma huśtawkę, to znaczy, pisze. Ja wczoraj też miałem huśtawkę, to znaczy, dołek. Niedziela. Tyle chciałem zrobić, miałem zrobić, skończyło się na oglądaniu czegoś na YT. Kawa nie pomagała. Odezwała się nawet ta wariatka, której wynajmuję mieszkanie. Mam się z nią spotkać we wtorek. Niemieccy specjaliści od lat próbują zatkać dziurę w dachu. Ze znikomym skutkiem. Wariatka pewnie będzie znowu narzekała. Ona lubi na wszystko narzekać, szczególnie na to mieszkanie, które ode mnie wynajmuje. Wyprowadzić się oczywiście nie ma zamiaru, kaucji zapłacić też nie, czy innych długów, choćby za klucz, który zgubiła kiedyś i na mój koszt musiałem dorobić. Miała mi zwrócić. W każdym razie, gdy rano się obudziłem, koło 4.30, choć siedziałem na internecie do 23.30, to nic nie miał

Jak w grze

Jakoś mi się nic nie chce pisać, ostatnio. W każdym razie, to lodówka dzisiaj rano przyszła, więc będę mógł kupować mleko ;) BL jest daleko, więc nie mam się z kim chodzić wspinać, albo inaczej, bez niej mi się nie chce. Noga dalej rozwalona, więc nie gram w paletki. Dzisiaj panowie dostarczyli lodówkę. Wtachali ją na moje pierwsze piętro, zabrali starą. Z niepokojem śledziłem na mapce ich trasę, zanim przyjechali. Zawsze się czymś takim stresuję, wiadomo. Jeszcze dwóch klientów, jeszcze jeden, a potem widzę, że już są pod drzwiami. Przedtem jeszcze zadzwonił jeden, ten, który mówił czysty po niemiecku, że będą za godzinę. I byli. Dostali napiwek, bo przeważnie daję, gdy ktoś mi coś wtacha na piętro. W nocy śniła mi się NB (narkotyk-B). Może dlatego, że przypadkowo zobaczyłem jej zdjęcia, jak robiłem porządek na moich kartach i twardych dyskach. -- Może by do Niej zadzwonić -- pomyślałem sobie -- znaczy się, napisać jaką wiadomość? -- A po co Ci to -- odpowiedział głos w mojej głowie -

Oddychanie. Bywa, że po prostu jestem niespokojny i tyle.

Wszystkim, szczęśliwego Nowego Roku 2017 (chińskiego) :D Byłem się powspinać, z Blondi. W tym momencie ona wspina się lepiej ode mnie, bo ja miałem przerwę dwuletnią. Za dużo ona się nie wspinała ostatnio, ale ma dobrą technikę. Ano, ja próbuję się dorobić jakiejś techniki w paletkach. Ostatnio mnie ktoś pochwalił, że płynnie się poruszam i ładnie wygląda jak gram. O to mi w sumie, po części chodzi. Po części. Nie zależy mi czasami za bardzo na wygrywaniu, bo trenuję sobie pewne rzeczy i używam ich czasami bez sensu, po prostu, by je ćwiczyć. Ale, chodziło mi o technikę, tyle, że mi się temat zmienił. Gdy jestem na ściance i widzę jakieś ładne dziewczyny, to jest mi miło. Kiedyś robiło mi się dziwnie, może smutno, tak, jakbym wpadał w przepaść, taką czarną. Teraz, jakoś się to nie dzieje.Po części może też dlatego, że nauczyłem się myśleć o oddychaniu, gdy jakieś emocje mnie chcą zalać, czy to stres, czy smutek, czy coś tam. -- Oddychaj głęboko -- mówię sobie. No właśnie, oddychanie, t

Zimny wiatr

Na śniadanie czekolada, czy jakieś inne słodkości, na kolację akurat też, to znaczy, po kolacji. Niedziela. Kiedyś nie lubiłem niedziel, bo musiałem być w domu. Dzisiaj nigdzie nie wychodziłem, nie licząc krótkiego spaceru wieczornymi uliczkami. Chciałem iść może do kafejki, napić się cappuccino, ale uznałem, że to jednak słaby pomysł, o 6 wieczorem. Myślę, że nieźle tu przytyłem, przez te pierwsze 3 tygodnie, od kiedy tu jestem. Inny styl życia, siedzenie na tyłku w pracy, jedzenie ze stresu, bo mnie lęki gonią i trochę mniej sportu, tym bardziej, że mi zaczęły mięśnie nóg siadać. Wczoraj byłem się powspinać, z Blondi i K. Blondi nie jest naprawdę blondi, bo chyba farbowana, z tego co pamiętam. W dodatku ma doktorat, więc nie pasuje do obrazka. Dostałem zdjęcie od kumpla. Pusty kort na którym przez rok co tydzień trenowałem. -- Brakuje nam Ciebie -- piszą mi, albo -- Kort bez Ciebie jest pusty. Ktoś inny pyta - Jak jest w domu? -- Dodając zaraz - Jesteś w Polsce, czy w Niemczech? Co t

Kafejka i lęki

Siedzę w kafejce, pijąc drugą kawę. Ciekawe, czy to się zakończy jakimś zawałem serca. Siedziała tu jakaś śliczna, młoda dziewczyn, z psem. Przypominała mi NB (narkotyk-B). Eh, popatrzeć sobie mogę. Ona na mnie oczywiście nie zwróciła uwagi. Wczoraj ćwiczyłem, grałem, w sumie przez jakichś 6 godzin. Bo najpierw ćwiczyłem trochę z dobrymi graczami, potem miałem swój trening, a potem, wieczorem, grałem. Na koniec musiałem przerwać bo mi pot kapał z  butów i boisko robiło się przez to za śliskie. Zmieniłem wprawdzie dwa razy koszulkę, wycisnąłem spodenki, ale nie zmieniłem skarpetek. Wczoraj wilgotność dochodziła pewnie do 85%, więc raczej nic tak szybko nie wysycha, nie paruje. Wieczorem, w łóżku, starałem się nie podkurczać nóg, bo groziło to skurczem. Takie życie. Lubię się tak wyszaleć, to pomaga zapomnieć. Najważniejsze, żeby nie dostać kontuzji. Oddałem samochód do warsztatu, mają zrobić obowiązkowy przegląd, bo inaczej, to nie mogę go sprzedać. Oczywiście się stresuję. Czym? że to

Poznawanie swoich lęków

Siedzę w kafejce. Późno wybrałem się na kort, poodbijać o ścianę. W sumie, to mogłem iść dzisiaj pograć z ludźmi, ale czasami wolę poodbijać o ścianę, myślę, że lepiej mi to robi. W sobotę pomagałem w zawodach dziewczyn, których małą część trenuję. Porozrzucało nas, trenerów po różnych szkołach, bo zawody są w trzech szkołach na raz. 10 szkół walczy między sobą. Ogólnie, to nasza szkoła wypadła dosyć dobrze, biorąc pod uwagę wszystkie trzy miejsca rozgrywek. W każdym razie, to przesiedziałem tam ponad 10 godzin. Męczące, ale człowiek dobrze się czuje. Nie wspomnę już o tym, że część tych dziewczyn miała koło osiemnastki. Ja się coś chyba ratowniczce spodobałem, która się tam nudziła, ale dużo nie pogadaliśmy, bo musiałem się moją grupą zajmować. Dobra wymówka. Obserwuję moje lęki. Utrudniają one oddychanie. Trudno, oddycham wtedy głębiej. Próbuję wykumać jak one to robią, że za pewne rzeczy nie umiem się zabrać. Na korcie byłem w sumie 3 godziny później niż planowałem. Dlaczego? Po czę

Codzienna walka

Dzisiaj dzień zaczął się bez sensu. W sumie, to już wczoraj wieczorem było jakoś do niczego. -- To moje emocje -- pomyślałem sobie. -- Mówią mi, że nie daję sobie rady, że nic nie ma sensu. -- Ode mnie zależy, na ile im się poddam -- pomyślałem sobie. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Teraz siedzę w kafejce, choć nie miałem siły to przyjechać. Jak widać, siłę jakoś znalazłem, mimo, że nie wierzyłem, będąc w domu, że przyjazd tutaj ma sens. -- Jestem zmęczony -- mówiło mi wszystko w domu. -- W domu i tak nie wypoczniesz, a w kafejce może coś popiszesz. -- Do niczego, to moje pisanie -- odpowiadałem sam sobie. -- Nieważne, spadaj do kafejki -- powiedziałem sobie na koniec. "Bić się z myślami"; czy "bić się w myślach?".

Wiosna i senność

Spać mi się chce. Wczoraj wieczorem grałem do późna, potem siedziałem bez sensu, jak zwykle, do późna przed komputerem, a rano obudziłem się przed 6. Wcześnie się już jasno robi. No właśnie, nie mam ochoty na to, żeby emocje mną za bardzo kierowały, te małe  programiki, włączające się gdzieś w mojej głowie. Wiadomo, emocje są potrzebne, ale jak ich za dużo i są zbyt chaotyczne, to nic z tego dobrego raczej nie wyniknie. Tu pachnie wiosną, więc w mojej głowie budzą się też wiosenne uczucia. Smutek, że jestem sam. Nie chce mi się stąd wyjeżdżać, a może boję się, bo znowu się coś zmienia? Myślę, że lepiej czuję się tutaj, niż w Niemczech, może dlatego, że nie muszę pracować i robię choć po części coś, co chcę?

Zmęczenie

Jestem jakiś zmęczony, trochę smutny. Nic jakoś nie ma sensu, ale byłem na korcie, coś tam porobiłem. Wieczorem znowu te klubowe zawody. -- Po co to wszystko -- pyta coś w mojej głowie. -- Masz jakąś inną, realistyczną, alternatywę? -- odpowiada inny głos. No właśnie, jak nie przychodzi mi nic konkretnego do głowy, nic co mógłbym zrealizować, to lepiej nic nie mówić, robić swoje. Siedzę w kafejce, piję kawę i ziewam. Kawa coś nie pomaga. To problem który mam od lat, gdy nie mam pracy codziennie - "Jak tu się zabrać za robienie czegoś?" Pomaga mi jednak trochę to, że mam listę z małymi zadaniami do zrobienia. Pada dzisiaj, może to przez to to zmęczenie? A może to po prostu zmęczenie walką. Przezwyciężanie blokad jest męczące.

Po prostu dalej

Jakoś mi  smutno, tęsknota, jesienna, albo zimowa. Może tęsknię za Dżi, wymysłem mojej wyobraźni, jak kiedyś NB (narkotyk-B). Oczywiście, istnieją one realnie, ale są tak odległe, że równie mogą być tylko wirtualne. Na treningu, sam na sam z trenerem coś mi nie szło. Miałem robić coś innego, powiedział, ale jak zobaczył, jak gram z jednym, to stwierdził, że coś innego musimy poćwiczyć. A może to przez oglądanie tych teledysków, z chińskimi piosenkami. Przez ten trening dzisiaj nic nie zrobiłem, idę zaraz pograć sobie, tak normalnie. Myślę, że w odróżnieniu od przeszłości, to teraz, gdy coś mi nie wychodzi, to budzi to we mnie bunt. Nie mam ochoty się poddawać, ale dalej pracować nad tym, nie na oślep, właśnie próbować coś jakoś wykombinować. Trudno się mówi, po prostu idę dalej. A tak swoją drogą, to wolę smutek od bólu. :)

Czego się boję?

Coś się za nic nie umiem dzisiaj zabrać, tyle, że poszedłem na siłownię, to dobrze mi zrobiło. Są takie dni, że wszystko wydaje się być jakieś, trudno to określić, szare i puste? Może to też dlatego, że akurat zimno się zrobiło, mieszkanie bez ogrzewania, w nocy 8C na zewnątrz. Ale, myślę, że to nie o to chodzi. Drugie zawody, wczoraj, też mnie trochę zmęczyły. Mogłem grać dużo lepiej, ale się stresowałem, jak zwykle, tyle, że mniej, niż parę miesięcy temu, ale i tak daleko, od jakiegoś strategicznego myślenia w czasie gry. Może były jakieś namiastki, ale nie za dużo. Kumpel, z dorosłymi już córkami, napisał mi, że ma już 5 letniego syna. Też się tu kiedyś chciał wybierać, ale pojawiły się córki. Najdalsza przeprowadzka dla niego, to 100 kilometrów. Może dokucza mi też samotność, pewnie wszystko na raz. Trudno wygrzebać się z tego dołka, takiego jak dzisiaj, z lekkim ćmieniem głowy. Coś tam zrobiłem, ale nic z książką, za duża ściana lęku. W sumie, to czego się boję?

Nie mam ochoty się poddawać

Zamiast socjalizacji, to grałem cały czas, jak głupi, na tym spotkaniu paletkowym. Przy czym połowa ludzi grała w kosza. A szkoda, bo była tam jedna śliczna dziewczyna. Młoda oczywiście, w dodatku z chłopakiem, choć do końca to nie wiem. Takie to szczególnie moja głowa chyba lubi, wtedy wpadam w falę smutku, frustracji, bezradności i samotności. Zastanawiałem się ciężko, czy nie powinienem był zostać z grupą, bo część chciała na obiad, to dobra okazja na socjalizację, ale na koniec, to wróciłem do domu, bo chciałem na inną sesję paletek. Teraz może mam czego żałować, ale pewnie nie. Czemu o tym piszę. Może dlatego, że czułem, jak moje myśli zaczynają się miotać, no właśnie, samotność, smutek. Włączył się program szukania kogoś bliskiego, wiadomo, bez niego to ludzkość by wyginęła. Oczywiście, z drugiej strony moje lęki. I tak moja głowa wpada w normalny stan zamieszania. Bo chce, ale się boi, a że racjonalizuję, to widzę, że moje argumenty mi się mieszają, gdy emocje zbyt silne. Podobn

Emocje nie są niezmienne

Im dłużej się nad tym zastanawiam, im więcej sobie o tym piszę, tym bardziej wyraźny jest obraz tego wszystkiego, emocji, reakcji, bólu, lęku, smutku. Większości oczywiście nie rozumiem, o wielu rzeczach na pewno nie mam pojęcia, ale moje podejście niewątpliwie się zmieniło. To co się ze mną dzieje, było dla mnie kiedyś zupełnie niezrozumiałe. Coś mnie bolało, nie wiedziałem co, czułem głęboki smutek, chciałem się zabić, czułem się bezradny. Robiłem różne zwariowane rzeczy, narażając swoje życie i zdrowie. Emocje, te które miałem, były jakie były, bo jestem popieprzony, uważałem. Owszem, nadal mam ich wiele, lęku, bezradności, tyle, że teraz wiem, że to wyuczone, w dużej mierze, schematy reakcji. Reakcje emocjonalne nie różnią się wiele od jazdy na rowerze. Zostały one zapamiętane, w Amygdali, Hipokampusie, Thalamusie. Ktoś wspomina starą miłość, dlatego, że tak mu się to w głowie utrwaliło, pogłębia się, poprzez powtarzanie. Jest się nagradzanym dopaminą za wspominanie. Jak alkoholik

Cudów nie oczekuję

No właśnie, kiedyś było mi źle i nie wiedziałem, że coś da się z tym zrobić. Nie mówię, że teraz mi cudownie, ale lepiej niż kiedyś. Na czym polega ta różnica? Myślę, że lepiej wiem, co się ze mną dzieje, co się dzieje w mojej głowie. Oczywiście, mogę sobie powiedzieć, że to co twierdzą naukowcy, co przeczytałem, czy obserwuję, to zupełna bzdura. Tyle, że wtedy mógłbym sobie równie dobrze powiedzieć, że jestem na przykład symulacją komputerową i nie jestem w stanie nic zrobić, bo ja, to tylko jakiś program skomplikowany. W pewnym sensie jesteśmy jakoś zaprogramowani, bo nasze emocje i myśli biorą się po części z tego, co przeżyliśmy. Ale po pierwsze, to nasz program ciągle się zmienia, bo uczymy się nowych rzeczy, często weryfikując w ten sposób stare przekonania, po drugie, to nie mamy jednego komputera w głowie, trzymając się tej analogii. Mamy ich niejako wiele, współpracują one ze sobą, raz lepiej, raz gorzej. Nasze JA też jest właśnie chwilowym wynikiem działań tych wszystkich ele

Samobójstwo jest ok, ale wolę walczyć.

To sobie piszę w mojej książce. Ale dlaczego nie chcę się zabić? Nie dlatego, że jest mi tak dobrze. Nie mam ani dziewczyny, ani pracy, mieszkam w wynajętym pokoju, u kumpla. Tyle, że to mój wybór, bo mógłbym wrócić do Niemiec i mieszkać sam, w mieszkaniu lepiej wyposażonym niż to, pracować, mieć pieniądze i codziennie zastanawiać się po co żyję i co ja tu w ogóle robię. Siedziałbym w pracy i dusiłbym się czasami, upijając się kawą, żeby móc przetrzymać ten dzień. W weekend budził bym się i bał iść na targ, czy do sklepu. Nie świadomie, ale po prostu czuł niepokój na myśl o wyjściu z domu. Szedłbym, po tym, jakbym się napił kawy. Pode mną mieszka tam człowiek, które prawie, że wcale z domu nie wychodzi. Nagle go coś złapało, musiał rzucić pracę, dobrze płatną. Jest już w stanie chodzić do parku, z grupą jakiś babć, choć on nie taki stary. Jeździ też samochodem. Wiem, jedno nie zaprzecza drugiemu, bo jak też potrafię jeździć, choć duszę się. Może też uciekłem od pracy? Myślę, że nie, bo

Cholerne emocje

Wczoraj grałem dużo, bo mało ludzi było na pogrywaniu. Potem poszliśmy na kolację i kawę. Gadałem trochę z D i SH, parą z Chin. Krytykowali oni brak wolności dostępu do informacji w Chinach. Dzisiaj trenowałem z SH. On jest jednak szybszy i lepiej gra ode mnie. Gdy oglądam moje nagrania z treningu, to mam wrażenie, że moje ruchy są jakieś niezgrabne, sztywne. Ale pracuję nad tym. Powoli zaczynam się pewniej czuć na boisku, choć jeszcze mi do płynności dużo brakuje. NB (narkotyk-B) się odezwała. Napisała, że miała romans, ale udało się jej z niego wyplątać. - Nigdy więcej romansów - napisała. - Co rozumiesz, pod pojęciem romans? - zapytałem. - Afera z żonatym facetem - przyszła odpowiedź po jakimś czasie, nie wiem, czy godzinach, czy coś. Jakby było mało, to dodała. - Ale spotkała mnie niespodzianka - napisała - jadę z tą niespodzianką na weekend. Jestem szczęśliwa. Nic jeszcze nie odpisałem, bo mi po głowie chodzi "ch.j Ci w d..". Nie wiem, czy wspomniałem, że ostatnio sporo

Nauka samoobrony

Poczytałem sobie zapiski, z 2008 roku. Już wtedy mi NB (narkotyk-B) nieźle po głowie chodził. Potem wyszła ona za mąż, urodziła dziecko, rozstała się, a ja ciągle za nią tęsknię. Myślę, że jest parę powodów, które się na to złożyły. Jednym z nich jest fakt, że NB miała różne przeżycia, znam ją, jak jeszcze była nastolatką i może odzywa się we mnie jakiś "obrońca". Nie potrafiłem obronić mojej Mamy przed starym, to chociaż NB obronię? Niezależnie od faktu, że to nie moja mama obrywała, ale ja. Jej nie bił, za to na mnie się wyżywał. Mama jeszcze czasami przychodziła, mówiąc "przeproś tatusia". Myślę, że podkładała mu się jak dywanik. Mam bardzo mieszane uczucia z tym związane. Niestety moja siostra, która jest starsza, bardzo niechętnie o tym mówi, więc nie wiem, jak ona to widziała. To znaczy, siostra wspomnie coś może parę razy do roku, rzucając jednym zdaniem. Ją stary w miarę lubił, może dlatego, że była dziewczyną. Ale jej też się obrywało. Innym z powodów jest

Gdy czuję niepokój

Siedzę sobie w kafejce, piję kawę z mlekiem "flat white". Lało dzisiaj, prawie, że jak w Europie, choć może jednak bardziej tropikalnie. Brakuje mi pary ciepłych piersi, do przytulenia się, myślę sobie rano. żyję trochę jak dzikus, w wynajętym pokoju. Fakt, korzystam z całego mieszkania i garażu, ale jak miałbym tam dziewczynę przyprowadzić? Wiem, zawsze szukam sobie przeszkód. "Poza tym, to i tak tu nie zostajesz", dodaje coś w mojej głowie. To samo było powodem, że w Niemczech nie miałem dziewczyny. "Bo i tak wyjeżdżam", mówiłem sobie. Każda wymówka jest dobra, żeby nie musieć się nad tym wszystkim zastanawiać. Od lat jestem sam, z krótkimi przerwami. Dowlokłem się na kort, znaczy się, samochodem. Chciałem poćwiczyć z godzinę, posiedziałem prawie, że dwie, bo się rozkręciłem. To też forma ucieczki. Myślę, że przytulenie się do kogoś mogło by mi dodać trochę energii. "Albo i nie", coś od razu dodaje w mojej głowie. Bywało tak i tak. Ale bywało t