Nie mam ochoty się poddawać

Zamiast socjalizacji, to grałem cały czas, jak głupi, na tym spotkaniu paletkowym. Przy czym połowa ludzi grała w kosza.
A szkoda, bo była tam jedna śliczna dziewczyna. Młoda oczywiście, w dodatku z chłopakiem, choć do końca to nie wiem. Takie to szczególnie moja głowa chyba lubi, wtedy wpadam w falę smutku, frustracji, bezradności i samotności.
Zastanawiałem się ciężko, czy nie powinienem był zostać z grupą, bo część chciała na obiad, to dobra okazja na socjalizację, ale na koniec, to wróciłem do domu, bo chciałem na inną sesję paletek. Teraz może mam czego żałować, ale pewnie nie.

Czemu o tym piszę. Może dlatego, że czułem, jak moje myśli zaczynają się miotać, no właśnie, samotność, smutek. Włączył się program szukania kogoś bliskiego, wiadomo, bez niego to ludzkość by wyginęła. Oczywiście, z drugiej strony moje lęki. I tak moja głowa wpada w normalny stan zamieszania. Bo chce, ale się boi, a że racjonalizuję, to widzę, że moje argumenty mi się mieszają, gdy emocje zbyt silne.

Podobnie potem na paletkach, nie wychodziło mi, więc pomyślałem, że po co ja w ogóle trenuję.
- Ktoś inny, jakby tyle ćwiczył, byłby dużo lepszy, ja do niczego się nie nadaję - wpadło mi do głowy.
- Coś w tym jest -- mówi inny głos - ale jakbyś nie ćwiczył, to kto wie, jakbyś w ogóle grał, jak kiedyś, chyba jeszcze gorzej. Poza tym, to niektóre rzeczy ci wychodzą.
Bo fakt, niektóre rzeczy mi trochę lepiej wychodzą.
- Ale tyle czasu temu poświęcam - mówi ten pierwszy głos.
- Nie robisz tego po to, żeby zostać profesjonalistą, ale dlatego, że Cię to uspakaja - odzywa się znienacka inny głos. - To poza tym miejsce kontaktów socjalnych i Twój eksperyment.
Wiem, że ten ostatni głos ma sporo racji. Pomaga mi on wyjść z frustracji, smutku.
Niezależnie od tego innego głosu - Po prostu się nie daj, nie poddawaj, obojętnie co nie robisz - mówił mi on, gdy już byłem w samochodzie.
Przypomniała mi się wypowiedź jednego z prezydentów jakiegoś azjatyckiego kraju. Siedział chyba w więzieniu, czy coś, oni tam lubią wsadzać za politykę.
- Mogą mnie zamknąć do najciemniejszego lochu, ale nie złamią mnie, zawsze będę walczył - powiedział coś w tym stylu.

Myślę, że coś w tym jest, w nastawieniu do walki. Mam w dodatku świadomość tego, że moje smutki i frustracje, to jakieś schematy, które się włączają, dołują mnie, blokują, to lęki między innymi.
Łatwiej mi chyba wtedy wytrzymać ich napór, lub pozwolić im przepłynąć dalej.
- Aha smutek, frustracja - mówię sobie. - Interesujące.
- Ciekawe jak to działa, że odczuwam je jako coś nieprzyjemnego, bo tak kierują moim zachowaniem - myślę sobie.
Oczywiście, nie jest przyjemne odczuwanie ich, ale mnie to nie zabija i mogę próbować im się nie poddawać. Bardziej myślę sobie -- Przydała by się jakaś dziewczyna, bo wtedy mniej było by samotności.
- Ale też więcej kłopotów - dodaje inny głos.
Dziewczyna, dziewczyną, ale one mi raczej nie za bardzo pomogły w mojej walce z lękami, może kiedyś pomogą, pożyjemy, zobaczymy, póki co, to walczę i tyle.
Raz mi wychodzi, raz nie, takie życie, ale nie mam ochoty się poddawać.

Komentarze

  1. Czy zdarzają Ci się takie dni, że leżysz i nic, w ogóle nic nie robisz? To znaczy, nie jesteś w stanie przekonać się do tego, żeby się ruszyć?
    Czy dopuszczasz takie totalne odpuszczanie? Czasami?
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś tak miałem, chyba częściej, teraz bardzo rzadko, albo praktycznie nie.
    Kiedyś miałem tak, że leżałem cały dzień w łóżku, oglądając głupie seriale, do bólu głowy, czy czytając książki. Wstawałem, żeby coś zjeść. Chciałem coś zrobić, złościłem się, że dzień mija, ja nic nie robię, a tu nic. Czas mijał, dzień mijał.
    Trochę miałem też czasami nadzieję, że albo wypocznę w ten sposób, albo się odbiję od dna, jak coś takiego będę robił.

    Kiedyś pewnie stwierdziłem, że mi to nic nie daje, albo parę razy tak stwierdziłem, parędziesiąt :P
    Doszedłem do wniosku, że lęki mnie w łóżku trzymają, czy blokady, czy jak to zwał. Wiem, że mam wtedy zakrzywione spojrzenie na świat, w takich momentach, równocześnie wiem, że mi to przechodzi, więc staram się robić swoje. Nie zastanawiać się w takich momentach nad sensem tego, co robię, po prostu robić to, co zaplanowałem, że będę codziennie robił, na ile się da.
    Wiem, że kawa mi pomaga, poza tym, to nauczyłem się może lepiej, kiedy mam sobie odpuścić i nie rzucać się na trudniejsze rzeczy, gdy nie mam energii.
    Dlatego może stwierdziłem kiedyś, że warto walczyć, bo człowiek, o ile nie zawsze wygra, to nauczy się lepiej obchodzić z pewnymi problemami, co daje znowu więcej zaufania do samego siebie, do tego, że człowiek kiedyś nie obudzi się na ulicy, bo sobie nie daje rady. A mój mózg mi czasami coś takiego wmawia :P
    Teraz, gdy rano nic nie ma sensu mówię sobie -- Wiesz dobrze, że teraz nic nie ma sensu, ale po południu będzie miało i znowu będziesz się złościł, że uległeś tym myślom.
    Staram się zapamiętać "lepsze" momenty, ale też "gorsze". Zapisuję sobie na przykład czasami, co mi dobrze robi. Jak pójście do kafejki. - To nie ma sensu - mówi mi coś.
    Ale z drugiej strony wiem, że jak jestem w kafejce, to się lepiej czuję, więc piję czasami kawę w domu, żeby móc się poderwać, by iść się napić kawy w kawiarni :D
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że się zmieniłem, kiedyś się bardziej na siebie samego złościłem, teraz mówię sobie - A c..j z tym wszystkim.
    O dziwno, chyba mi to jakoś pomaga :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!