Posty

Wyświetlam posty z etykietą Samobójstwo

Obserwacja lęków

Obserwuję moje lęki. Najczęściej zaczynają się one od jakiegoś uczucia napięcia w okolicach splotu słonecznego. Czasami jest to po prostu wrażenie, że nie ma sensu się wysilać, no, bo nic nie ma sensu. Dlaczego tak to obserwuję? - Nie zajmuj się tak sobą samym, po prostu żyj - słyszałem nieraz, najczęściej od przedstawicielek płci piękniej. - Taa - myślę sobie - łatwo powiedzieć. Faceci zabijają się chyba ze 3 razy częściej niż kobiety, za to kobiety częściej próbują. Wiem jak niebezpieczna jest frustracja i depresja, pomieszane ze sobą, z dodatkiem PTSD, dlatego już nie słucham takich rad. Wolę się raczej zajmować moim problemem, niż skończyć gdzieś na belce, czy grubej gałęzi. A może mam uraz, bo moja Mama ignorowała, przynajmniej po części, nasze lęki? Jej stary nie bił. Ale na koniec ona i tak zaczęła pić, przynajmniej przez jakiś czas, więc co taka gadka. Patologiczna rodzina i tyle :P Myślę, że łatwiej jest mi obchodzić się z moimi lękami gdy wiem jak działają. Gdy je czuję, to w

Zrobić emocje w konia

Emocje i rozsądek. Ja ciągle w kółko to samo, ale akurat był artykuł w gazecie o tym, że emocje, to najstarsza część mózgu. Nie doczytałem, przeleciałem tylko, nic tam pewnie nowego, ale dobrze, że się o tym pisze. Jak komuś odbija, to najczęściej nie kapuje, że mieszają mu się pewne systemy w głowie. Jeden jest odpowiedzialny za logikę, inny na przykład za emocje. Gdy się to wie, to łatwiej jakoś uczyć się panować nad tym, a przynajmniej wie się, co jest grane. Mózg to nie mieszanka nerwów, ale zbiór różnych center, które czasami współpracują, a czasami sobie przeszkadzają. Jak na przykład emocje na egzaminach. Emocje mówią "uciekaj stąd, bo tu coś groźnie", a logika mówi "rozwiązuj kurna to zadanie, jaki to był wzór na to". W związku z tym, że emocje chcą uciekać i koncentrują się na niebezpieczeństwie, to zajmują część pamięci operacyjnej, potrzebnej do rozwiązywania zadania, na przykład z matematyki. Dodam tylko, że emocje są silniejsze, z natury, niż logika. I

Gdzie się ciąć?

Tak mi to przyszło do głowy. Dlaczego większość ludzi tnie się po rękach, przedramionach? Ja się parę razy ciąłem, ale raz brzuch, bo uznałem, że jestem za tłusty, przynajmniej raz ramię. Ciąłem się też w przedramiona, raz wbiłem sobie całą szpilkę, pionowo. Brzuch jest chyba bardziej czuły. Podobnie z przypalaniem się. Gdyby tylko chodziło o ból, to bardziej chyba boli, jak się przypala brzuch, niż przedramiona, gdzie nie ma takiej ilości nerwów czuciowych. A może chodzi też o to, żeby pokazać innym, że jest źle, jak się cierpi? Podświadomie? To jak z samobójstwami. Ludzie poniżej 25 próbują częściej bezskutecznie. Wołanie o pomoc. Kobiety zabijają się rzadziej niż mężczyźni. Wielokrotnie rzadziej. Największa skuteczność jest chyba po 30, nie pamiętam dokładnie statystyk. Wtedy to ludzi po prostu chcą się zabić. I zabijają się.

Po prostu samotny

Moje życie wydaje mi się puste. Jestem jak w klatce o szklanych ścianach. Mogę wyglądać na zewnątrz, ale jakoś nie mam z tym światem kontaktu, czasami mam wrażenie, że oni mnie nie widzą. Wiem, że tak nie jest, że jestem nawet lubiany, ale z drugiej strony, to czuję się sam. No bo i jestem sam, nie mam dziewczyny. Mam siebie, czy mi to wystarczy, raczej nie. Nie chcę się zabić, nie teraz, nie dzisiaj i może nie za dziesięć lat, o ile życie będzie w miarę znośne. Kiedyś uciekałem, miotałem się. Teraz też uciekam, ale chyba mniej się miotam. Pamiętam, jak NB (narkotyk-B) mi powiedziała "Nigdy Cię nie zranię". Ludzie mówią takie rzeczy, wiem o tym. Ja raczej nigdy nie chciałem, tych pobożnych życzeń ubranych w słowa sprzedawać jako prawdę. Przyjechałem tutaj, nie wiedząc na ile jadę. Teraz jestem tu już chyba 8 miesiąc. Nie chce mi się tu zostawać, ale nie chce mi się też wracać. Powoli przyzwyczajam się do tego, że ptaki się tak rano drą. Wygodne jest też chodzenie w krótkich s

Szukanie miejsc od których uciekam.

Coś się jakby czasami otwiera w mojej przeszłości. Nagle pojawiają się kolory, czy przedmioty, jak pojemnik na chleb w kuchni. Dobrze, bo kiedyś uciekałem od tego, chciałem o tym zapomnieć, ale przyszłość sama wróciła. Mimo wszystko jest to jakoś jakby za mgłą. Zastanawiam się jaka moja mama była. Bardzo kochająca, z jednej strony, ale z drugiej strony, to coś mi nie pasuje. Wiem, że straciłem zęba w podstawówce, bo miałem tymczasową plombę, potem przyszły wakacje, ja jakoś przed wakacjami nie poszedłem do dentystki, bo była chora, czy coś. Gdy tak porównuję to z innymi rodzinami, z którymi miałem kontakt, to dziwi mnie trochę, że moja mama jakby nie była tym zainteresowana. Dziwne. Ząb się przez wakacje zepsuł, bo plomba była tylko tymczasowa. Jak poszedłem z bólem do dentysty, to trzeba go było wyrwać. Wiem, że mama lubiła chyba manipulować, choćby po to, żeby nas czasami obronić. Po latach, jak mogła by się z nim, starym, rozejść, ale powiedziała, że się przyzwyczaiła, że go już po

I co z tym lękiem

Szukam punktu zaczepienia. Moja lista z rzeczami do zrobienia rośnie. Mało co z niej znika, więc widzę po tym, jak stoję, niejako w miejscu. Przy każdej pozycji piszę sobie codziennie minus jeden. Niektóre pozycje mają już -50. To chyba w miarę dobra metoda do obserwacji tego, co się dzieje. Gdy myślę o którymś z tych punktów, to najczęściej czuję napięcie w klatce piersiowej. Coś się broni, przed zrobieniem ich, choć niektóre z nich są bardzo proste, jak "wybranie muzyki do słuchania na komputerze". Wracam do przeszłości, by wyłapać te momenty lęku. Myślę, że moje dzieciństwo było pokopsane. Widzę to przez porównanie z tym, co inni ludzie przeżyli. Już wtedy, gdy chodziłem do szkoły, wiedziałem, że jestem jak w więzieniu, czy obozie. Myśl o śmierci była uspakajająca, to jedyna forma ucieczki, wtedy. Po tym, jak pierwszy raz spróbowałem się zabić, po cichu, nie na pokaz, wiedziałem, że zawsze mogę to zrobić. Pierwsza próba nie wyszła, ze względu na brak informacji o tym, czym

Trochę nieźle pokręcony.

Pustka przychodzi i odchodzi. A może jest ona cały czas we mnie, czekając, by ja wypełnić? To tylko taki obraz, gdzieś jakaś dziura w człowieku. Od razu przychodzi mi do głowy, że to moje blokady wytwarzają pewien rodzaj próżni, a może ściskają się za bardzo, tłumią, nie potrafiąc wyjść, komunikować ze światem? Wczoraj rozmawiałem z W, z Taiwanu, miała rozmowę o pracę. Nie podobało jej się, że mało płacą, że nie wiadomo, czy ją będą sponsorować, bo ona jest na wizie wakacyjnej, no i to, że nie jest to w centrum miasta. Miała by pracować jako "junior" inżynier. Zdziwiłem się trochę, że ona taka drobna, jakoś bardzo dziewczęca, a studiowała coś tam z inżynierią. Powiedziała, że mama jej tak doradziła, ale ona nie lubi swojej pracy. "Co byś chciała robić", pytam. "Nie wiem, w tym problem", mówi. Więc tak trochę żartem, trochę na poważnie mówię, że może by rodzina, mąż, dzieci. "Tak", ożywiła się. "Rodzina, dzieci, to by mi się podobało", p

Wkurzające lęki.

Dzisiaj rano postanowiłem, że muszę jeden formularz wypełnić. Więc od razu poczułem niepokój. Nic prostszego, niż wypełnienie łatwego formularza, ale znam moją głowę. Coś tam w tych zwojach zacznie szukać wymówki, żeby nie zrobić tego, co zaplanowałem. Postanowiłem to zrobić rano, po siłowni, zanim pójdę do biblioteki. Już na siłowni byłem coś niespokojny, nie licząc tego, że chciałem iść do parku poćwiczyć, ale zaczęło lać. Wróciłem do domu, odpaliłem komputer, ale nie zacząłem, bo akurat B jeszcze był, nie wyszedł jeszcze do pracy. Gdy wyszedł, to siadłem i zacząłem wypełniać. Czułem w żołądku znajomy ciężki kamieć, coś mi utrudniało oddychanie, jakby było za mało tlenu w powietrzu którym oddycham. Ale siedziałem i wypełniłem, to tylko jedna strona. Po wypełnieniu musiałem jeszcze zaadresować kopertę. I znowu ten sam cyrk. Coś mnie jakby fizycznie odciąga od zrobienia tego. Jakby jakiś magnes, to dziwne uczucie. Nie zaadresowałem, zamiast tego poszedłem pozmywać. Robiąc to pomyślałem

Znowu dołek i bezradność.

Siedzę w kafejce, tej w centrum handlowym. Jest ona oddzielona od głównego holu czymś w rodzaju poziomych żerdek, tak, że widać wszytko, ale równocześnie jest się oddzielonym od tego, co dzieje się na zewnątrz. Przy sąsiednim stoliku jakaś młodziutka drobna skośnooka. Chyba co trzecie słowo to "like". Przynajmniej jest to chłodno, bo na zewnątrz 30 C. Wczoraj oglądałem film dokumentarny o śmieciarzu w Indonezji. Anglik pojechał tam, żeby zobaczyć jak to jest, bo sam pracował przy wywożeniu śmieci w Anglii. Ten z Indonezji, katastrofa, zaraz przy jego budce, w której mieszka z żoną i dzieckiem, małe wysypisko. Takie, przyuliczne, z muchami, kotami, szczurami, jak się należy. No tak, nie ma mowy o jakiejś emeryturze, chorobowym. żyje z dnia na dzień, próbując wykarmić rodzinę, pracując chyba ze 14 godzin na dobę, bo segreguje jeszcze te śmieci trochę, żeby plastikowe butelki sprzedawać, na kilogramy. Mimo tego, ma ładną żonę i dziecko. Mieszka w budzie zbitej z desek, w sumie,

Gorsze dni.

Słabe dni, to takie, kiedy nie wiem co dalej. Czyli codziennie? Nie, to raczej takie, gdy czuję się fizycznie i psychicznie wykończony. Wczoraj poszedłem na targ, jak zwykle w niedzielę, z A, UA i innymi. Chciałem potem do biblioteki, ale nie umiałem się zebrać. Oglądałem coś tam w telewizji, przysnąłem na chwilę, coś mnie brało, jakieś choróbsko, albo może znowu silniejsze lęki. Lęki, to taka mała bariera emocjonalna, czasami niższa, czasami jak pionowa ściana, na której nie widać chwytów. Nic wtedy nie ma sensu. Myślę, że jakiś czas temu zgubiłem marzenia, albo może odstawiłem je na półkę? Nie wiem. Trudno coś planować, gdy emocje skaczą jak zające na łące, czasami ciesząc się słońcem, czasami uciekając w popłochu, pozostawiając pustkę i zamieszanie. Kupiłem sobie muffina, nawet nie wiem, jak się to po polsku nazywa, taka babeczka z czymś tam w środku. Cukier i kawa dają mi lekkiego kopa. Córka NB (narkotyk-B) chyba poważnie chora. W szpitalu od tygodnia, mają ją chyba przewozić do s

Czasami reflektuję, obżerając się

Rano budzę się, jak zwykle, dosyć wcześnie. Wieczorem skrzeczą nietoperze, bijąc się o dojrzałe manga, na drzewie bezpośredni przed moim balkonem. Niestety, to drzewo stoi u sąsiada, "mój" ogródek jest minimalny. Więc mogę sobie na te mango tylko popatrzeć, tym bardziej, że tu kradzież, chyba nawet drobna, nie jest raczej miło widziana. Myślę, że na pewno kradną tu mniej niż w Europie. W każdym razie budzę się i czekam na to poranne uczucie, nie mdłości, ale bezradności i smutku. I nawet nie wiem, tak do końca, czy ono przyszło, czy nie, bo budziłem się parę razy. Mówiłem sobie cały czas "to tylko emocje w mojej głowie, wyuczone reakcje, na które tak naprawdę nie mam ochoty". I chyba nawet nie czułem tej bezradności dzisiaj. Tak mi się wydaje. To może się wydać dziwne, że nie wiem, ale jestem trochę jak na łódce, na morzu, szarym, na falach. Tu zawieje silniej, to przyjdzie większa fala, czasami trudno odróżnić, czy bardziej kołysze, czy mniej, bo cały czas jakoś ta

Szukanie energii do walki z lękiem.

Rano budzę się i moje emocje mówią mi, że nic nie ma sensu. Depresja dodaje, że tak już zawsze będzie. Jest to takie realne, że mógłbym w to uwierzyć, ale, na tym polega wiara, że się nie wie. Bo skąd wiem, że nic się nie zmieni? Chodzę codziennie na siłownię, albo prawie codziennie. Teraz spotykamy się tam z A, o 7 rano. To jednak motywacja, bo tak, to żadne z nas by chyba dzisiaj rano nie wstało do robienia ćwiczeń. To znaczy, ona pracuje, ale ja, to bym sobie może odpuścił, tym bardziej, że mam dobrą wymówkę. Łokieć mnie boli po wczorajszej ściance. Byłem w hali, takiej nowej, trochę podobnej do tej w Niemczech. Nawet mi dobrze szło, bo wymęczyłem jakąś VIII-. Dziwne. Dobrze, że nie wiedziałem ile to jest, bo pewnie bym nie wszedł. To znaczy, nie przeszedłem jej tak "red point", bo pod koniec, to nie wiedziałem, gdzie się kończy. Myślałem, że to jakieś VII. Nie wspinałem się ponad 2 miesiące, myślę, że ćwiczenia na siłowni i rozciąganie się, dobrze mi robią. Tak sobie rano

Plan i walka

Stwierdziłem, że muszę sobie jakiś plan na życie zrobić i próbować go realizować. Nie wiem, czy robiłem kiedyś plan ny życie, czy do końca życia. Możliwe, że nie robiłem jakiegoś poważnego, bo jak człowiek myśli cały czas o samobójstwie, a przynajmniej dosyć często, to znaczy, przynajmniej codziennie, to po co mu plan na życie. To raczej były plany jak tu się zabić. Poczynając od podcięcia sobie żył, w wannie, poprzez powieszenie się na drzewie nad jeziorem, poprzez różne inne formy, skończywszy na wypłynięciu daleko w morze. Ta ostatnia metoda podobała mi się chyba najbardziej. Bo przynajmniej nikt by mojego ciała nie znalazł. A wiadomo, ciało samobójcy chyba nie jest zbyt ciekawe do oglądania, wiadomo, zależy to też od rodzaju śmierci, ale za oglądaniem nieboszczyków to ja i tak nie przepadam. Wczoraj wieczorem dostałem smsa od NB (narkotyk-B), że jeszcze nie zrobiła sobie z telefonem, chodzi to o uruchomienie WhatsApp. Pytała, co robię na święta. Nie odpowiedziałem jeszcze, bo mi si

Dziewczyna narkotyk

Rano obudziłem się niespokojny. Czy wspomniałem już, że to nic nowego? Prawie codziennie budzę się jakiś zestresowany. Zastanawiam się co zrobić z moim pobytem tutaj, z moim życiem i tak dalej. Napiłem się mocnej kawy, to dodaje mi odwagi. To prawie śmieszne, wtedy mam więcej fantazji, więcej rzeczy chcę robić, mniej czuję tego duszącego lęku. To znaczy, piję jeszcze tą kawę. Jest koło pierwszej po południu, byłem przez dwie godziny na siłowni. "Siłownia" się to chyba nazywa, albo klub sportowy. Najpierw godzina jakichś ćwiczeń grupowych, z małą sztangą, od której wagi odwracał mi widok wydekoltowanych uczestniczek. Potem poszedłem pobiegać, na tej sztucznej bieżni, bo akurat jedna tam zasuwała, jak mały motorower. To czemu ja nie? Przez 15 minut straciłem podobno 198 kalorii. Nie lubię tych maszyn do biegania, bo boję się szybciej biec. Poza tym, to mam wrażenie, że głośno tupię. Nie wiem, jak szybko normalnie biegam, ale pewnie 12 km/h, albo szybciej, bo na tej maszynie bie

Zawsze to coś, gdy ból nie zgina wpół, albo samobójstwo co 40 sekund

Dzisiaj rano padało. Chciałem iść wcześniej pobiegać, ale kropiło. Widać aż tak bardzo mi się nie chciało, bo uznałem to za dobrą wymówkę, żeby się dzisiaj sportowo obijać. I tak nie chodzę ani na paletki, ani na ściankę, bo mnie jeszcze ten łokieć boli. Po prostu ostro przegiąłem jakiś czas temu, uznając jak zwykle, że ból jest tylko oznaką na to, że żyję i że mam troszkę uważać. Normalnie, to daję mięśniom odpocząć, gdy coś ostro boli, a gdy coś zaczyna palić, to w ogóle. Tym razem tak nie zrobiłem, więc efekty są. Gdy usiadłem tu dzisiaj w kafejce, to wszystko było bez sensu. Albo, może, nic nie miało sensu? Byłem bardziej zmęczony, niż wtedy, gdy przez 1,5 godziny sobie ćwiczę. Może przez to szare niebo. Teraz słońce znowu świeci, jak co dzień. W bibliotece rozmawiałem z P, bo tak się zaczyna jej chińskie imię. Studiowała tu przez parę lat, teraz szuka pracy i stara się o wizę na dłuższy pobyt. Pomagam jej trochę w testach przygotowujących do egzaminu z angielskiego. Nie, żebym był

Wygodne myśli, czyli o zasypianiu w śniegu

Myśl o samobójstwie jest jednak wygodna, stwierdzam. Bo gdy coś mi jest, coś jest nie tak, jakiś smutek łapie, bo jestem sam, a w koło tyle dziewczyn, albo gdy coś nie wychodzi, to przychodzi ta myśl. Otula mnie jak ciepłym kocykiem i obiecuje spokój. Przypominają mi się opowiadania podróżników, gdy wędrowali przez śnieg, przebijając się, nie wiedząc jak jeszcze daleko, do zakopanej gdzieś w śniegu chałupy. Nie wiedząc, czy jednak nie zabłądzili. Każdy krok kosztuje sporo wysiłku, nawet oddychanie, bo jest cholernie zimno i nos zaczyna zamarzać, od środka, gdy się przez niego próbuje oddychać, albo pali w płuchach. Wtedy tak prosto jest usiąść, tak na chwilkę, na chwileczkę, by zebrać sił. Tyle, że wiedzą oni, że nie chodzi tu o chwilkę. Znają niebezpieczeństwo takich myśli. Gdyby usiedli, to prawdopodobnie znajdą ich dopiero na wiosnę, o ile ich jakieś wilki, czy rosomaki nie rozszarpią. Więc może znajdą po nich tylko sanie, o ile rzeczywiście są oni nadal gdzieś przy szlaku, a nie za

Zabić się, czy się nie zabić

To bardziej pytanie retoryczne, bo nie mam ochoty się zabić.  Ale dlaczego tak tą notkę zatytułowałem? Dzisiaj rano pomyślałem sobie, że k i edyś pewne rzeczy były bardziej proste. Gdy coś było nie tak, to mogłem sobie pomyśleć "to się zabiję". Nie musiałem się nad przyszłością zastanawiać, bo nie było jej w moim życiu, teoretycznie. Jak widać, ciągle żyję. Dzisiaj rano czułem smutek, byłem jakiś ociężały, zmęczony, nic nie miało sensu. Po części może dlatego, że do 1.30 w nocy rozmawiałem z przyjaciółmi, z A, który się moim mieszkaniem opiekuje i KJ, Japonką, która często z A w paletki grywa. A nie odzywał się przez ponad tydzień, z KJ mam normalny kontakt. Martwiłem się, co z tym mieszkaniem, co z moją pocztą. Po mailu do K i rozmowie z nimi wszystko się pozytywnie wyjaśniło. Więc skąd ten niepokój i tęsknota? Pozostaje NB (narkotyk-B), z którą mam kontakt przez internet. Pisujemy sobie ostatnio prawie codziennie, życząc sobie dobrej nocy, czy dorzucając jedno, czy parę zda

Uczyć biedronkę obracać się na brzuch

Czasami czuję się jak biedronka, przewrócona na plecy. Przebieram łapami, ale nic się nie dzieje, a leżąc na plecach nie czuję się ani dobrze, ani bezpiecznie. Jestem wtedy jak biedronka, która nie nauczyła się obracać na brzuch. Jak dzisiaj rano. Kumpel, który ma się opiekować moim mieszkaniem i moją pocztą, nie zgłasza się, mam znowu kontakt z NB (narkotyk-B), jestem tutaj i zamiast używać życia, jeździć, zwiedzać, to chodzę do kafejek i piszę sobie, nie wiadomo po co. Gdy jestem w takim dołku, to wszystko jest bez sensu. Z drugiej strony, włącza się program, który mówi "to tylko Twoje emocje, wiesz, że za jakiś czas będzie Ci lepiej". Przypomina mi się czasami, co powiedział jeden ze znanych bipolarów, "gdy jesteś w dołku, to tak, jakby padał deszcze. Myślisz w tym momencie, że nigdy więcej nie wyjdzie słońce. Ale każdy wie, że deszcz się kiedyś skończy i słońce znowu zacznie świecić". Nauczyłem się, mówić sobie o tym. Jak i staram się mieć kontakt z wewnętrznym

śmierć za zakrętem

Aktor Robin Williams nie żyje. Lubiłem go nawet. Podobno popełnił samobójstwo. Jak tu w telewizji mówili, męczyły go demony, od środka, ciemna strona jego życia. Był wywiad w porannej telewizji, z facetem, który z nim przeprowadzał wywiady. Nie chodzi mi tu, w tym komentarzu o Williamsa. Po prostu myślę sobie, w takich momentach, że psychologia, czy psychoterapia czasami nie potrafi pomóc. Mimo, że facet miał kasę i stać go pewnie było na wielu specjalistów, to nie potrafili mu oni pomóc. Jak widać na załączonym obrazku. Depresja jest śmiertelną chorobą, podobnie jak PTSD, czy inne takie. W sumie, to cieszę się, że się nie zabiłem i że raczej nie mam myśli samobójczych. Wiem, że kiedyś niewiele brakowało, skręcenie kierownicy samochodu, czy wypłynięcie gdzieś daleko w morze. Czasami leżałem na plaży, gdy jeszcze gdzieniegdzie były płachty śniegu. Przemarzłem, ale nie czułem zimna, nie czułem niczego, po wstrząsie spotkania z jakąś ex. Nie byłem po tym nawet chory. Planowałem sobie, jak

W sumie, to najtrudniej jest uwierzyć, że można coś zmienić.

Czasami czuję zimno od środka, wtedy wiem, że lęki się zbliżają. Przyłapuję się na tym, że leżę na łóżku i oglądam jakiś serial, zamiast robić, no właśnie, to co może bym chciał robić. Ale gdy czuję to zimno, to po prostu uciekam. Łatwiej uciec w jakiś serial, wtedy żyje się czyimś życiem. Nie czuję wtedy tęsknoty, za kimś, czy nacisku na klatce piersiowej, czy tego zimna, jakiegoś, takiego trudnego do zdefiniowania. W robocie udało mi się zrobić coś, co sprawia mi satysfakcję. Myślę dużo o tym wyjeździe do Australii. Nie wiem, czy chcę tam jechać. Coś we mnie chce, coś nie chce. Ale jestem świadom tego, że moje lęki, moje emocje, często kierują moimi myślami. Widzę to po czasie. Myślę, że przydała by się jakaś dziewczyna w moim życiu. Pies sąsiada szczeka, trochę wyje. To jeden młody. Były trzy młode, matka, ich właścicielka, uzależniona od narkotyków, główny lokator i smród z ich mieszkania. Teraz jej nie ma, na to wygląda. Głównego lokatora nie rozpoznałem na ulicy, a może to nie by