W sumie, to najtrudniej jest uwierzyć, że można coś zmienić.

Czasami czuję zimno od środka, wtedy wiem, że lęki się zbliżają. Przyłapuję się na tym, że leżę na łóżku i oglądam jakiś serial, zamiast robić, no właśnie, to co może bym chciał robić. Ale gdy czuję to zimno, to po prostu uciekam. Łatwiej uciec w jakiś serial, wtedy żyje się czyimś życiem. Nie czuję wtedy tęsknoty, za kimś, czy nacisku na klatce piersiowej, czy tego zimna, jakiegoś, takiego trudnego do zdefiniowania.

W robocie udało mi się zrobić coś, co sprawia mi satysfakcję. Myślę dużo o tym wyjeździe do Australii. Nie wiem, czy chcę tam jechać. Coś we mnie chce, coś nie chce. Ale jestem świadom tego, że moje lęki, moje emocje, często kierują moimi myślami. Widzę to po czasie.
Myślę, że przydała by się jakaś dziewczyna w moim życiu.

Pies sąsiada szczeka, trochę wyje. To jeden młody. Były trzy młode, matka, ich właścicielka, uzależniona od narkotyków, główny lokator i smród z ich mieszkania.
Teraz jej nie ma, na to wygląda. Głównego lokatora nie rozpoznałem na ulicy, a może to nie był on. Ale chyba on, bo psa rozpoznałem, tego, który teraz wyje.
W sumie, to w porównaniu z tą kobietą, to wcale nie jest ze mną tak źle. W porównaniu z sąsiadem z dołu, to też nie.

Byłem dzisiaj u kumpla pograć w duecie na gitarze. Fajnie się grało, choć duet bardzo prosty. Potem nie było treningu, bo był mecz, więc pewnie odwołali. W sumie, to chyba wcale nie tak źle, bo w sobotę ostro trenowałem, wczoraj byłem na ściance o potem zrobiłem 6 kilometrów w szybkim tempie. Do ścianki też mam ze 6 kilometrów rowerem.
Na treningu w piątek grałem z jednym, który mnie ostatnio ograł. Znowu przegrałem dwa sety, ale mało brakowało, a byłbym wygrał. Zagraliśmy jeszcze jednego, którego wygrałem i R już nie chciał grać, mówiąc, że był biegać i pływać w poprzednie dni i nie może biegać.

Byłem w jeziorku, niby kąpielisko, z ratownikiem, ale nie powiedzieli, że są tam larwy, które się rzucają na kaczki, a przez pomyłkę często na ludzi.  Teraz mi się swędzące krosty porobiły.
Po prostu walczę, jak chociażby siedząc tutaj. Na ile pojadę do tej Australii? Nie wiem. W sumie, to może luksus, mieć taką możliwość.
Na ściance idzie mi lepiej. Wchodzę na siódemki, to znaczy, na większości muszę jeszcze robić przerwy, jedną czy dwie. Ale udało mi się przejść moją ulubioną 7+, póki jej nie zdemontowali, z powodu zawodów. W szóstki już prawie nie wchodzę, chyba, że na rozgrzewkę, bo szkoda mi czasu. Siódemki są ciekawsze. Czyli jednak wspinam się lepiej, niż kiedyś. Parę lat temu, jak się rzadko wspinałem, to 5+ wydawało się być trudne. To dodaje odwagi, mam wrażenie, że jakoś coś się do przodu posuwam. To dodaje chyba odwagi.

Chcę walczyć dalej, o to, by nie musieć tak uciekać. Kiedyś myślałem, że te lęki, czy smutki kiedyś przejdą, ale może one nigdy nie przejdą, więc po prostu walczę, starając się znaleźć swoje miejsce. Chociaż, z drugiej strony, to ból zniknął. Kiedyś życie po prostu cholernie bolało, jakby człowiek był okładany batem. Chciałem się zabić. Teraz, to nawet myślę, że szkoda by było teraz umierać. Po tym widzę, że coś się zmienia.
Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem. Kiedyś oskarżałem go o to, że mi tak przeszkadza. Teraz jest jakby częścią mnie, bo w sumie, to jest częścią mnie. To nie jego wina, że miałem psychopatycznych rodziców, a przynajmniej starego. W sumie, to każda minuta, gdy udaje mi się uciec od lęków, jest dla mnie chyba ważna. Wiadomo, nie każda, chodzi mi bardziej o to, że za każdym razem, gdy uda mi się spod tego ciężaru lęku, jak ciężkiego głazu, choć na chwilę oswobodzić, to staram się to zapamiętać.

W sumie, to najtrudniej jest uwierzyć, że można coś zmienić.

http://www.youtube.com/watch?v=KtUJK__WIR0

Komentarze

  1. zadrżałam czytając raz po raz tę część o lęku, bo to trochę tak jakby ktoś na chwilę wkradł się do mojej głowy i ujawnił wszystkim MOJĄ TAJEMNICĘ, a przecież nie mogę na to pozwolić-ja udawaczka w nienagannym makijażu, twarda, stanowcza babka, która wie jak się z życiem brać za bary, przeczytam to sobie jeszcze raz a póżniej popłaczę

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, najtrudniej jest w to uwierzyć. A ja teraz muszę, nie mam innego wyjścia. Muszę w końcu pomyśleć o sobie i przestać oglądać się na tego, który tylko rani. Ta siła jest gdzieś we mnie. Cieszę się, że teraz to przeczytałam- jest późno, cicho, spokojnie, miałam wątpliwości czy dobrze robię, przestawałam być taka "twarda". Dziękuję za ten wpis.
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  3. A czemu tu płakać. Myślę, że jak się wie, co się dzieje, to łatwiej się nastawić. Chociaż, płacz też pomaga na stres.
    Kiedyś nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i było mi gorzej. Teraz przynajmniej wiem, z czym walczę i z tego co widzę, walka ma sens. Bo to co jest w głowie, to wyuczone rzeczy, które w pewnym stopniu można zmienić, jak wiele tego, czego się człowiek nauczył. Może to brzmi analitycznie, ale analiza często mi pomaga ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja sobie kiedyś zrobiłem listę rzeczy, o których wiedziałem, że się nie zgadzają z moim emocjonalnym podejściem, obiektywnie na to patrząc. Jak na przykład to, że jestem jaki jestem i nic się z tym nie da zrobić. Czy, że nikt mi nie potrafi pomóc. Teraz wiem, w sensie "wierzę", że można się zmienić. Po części wnika to z wiedzy, bo się tematem interesuję, od dawna, po części z własnych doświadczeń.
    Postanowiłem robić pewne rzeczy, to znaczy, próbować walczyć, niezależnie od tego, czy wierzę w "wygraną", czy w postępy, czy nie. Po drodze nauczyłem się wielu rzeczy. W sumie, to walczę codziennie, myślę, że to kwestia nastawienia. Człowiek uczy się też przegrywać i może szybciej podnosić.
    Podejrzewam, że też Twoje problemy też mają jakiś powód, skądś się wzięły. Bo nic z niczego się raczej nie bierze ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, ze walczysz. Zanim jednak ta walke sie podejmie, to trzeba dostrzec sens... Widzisz go, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Walczę raczej dla zasady, niż dla sensu, tak mi się przynajmniej wydaje ;) Droga jest celem.
    Myślę, że problem polega po części na tym, że często myśli się, że nic nie ma sensu, dlatego nie warto nic robić, no bo nic nie ma sensu. Myślę, że po prostu jest ciekawiej, skoro się już żyje, próbować coś zmienić, a nie być zupełnie jak stateczek z kory na jeziorze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga jest celem? Matko,nie przemawia to do mnie... Ale jeśli Tobie pomaga... :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że to kwestia podejścia. Większość ludzi ma raczej jakieś konkretne cele. Ja też jakieś tam cele mam, ale głównie, to staram się przeżyć. Z tym, że z tym ostatnim, to raczej lepiej ostatnio.
    Jak już parę razy pisałem, wędruję jakby po labiryncie we mgle, więc trudno jest mówić o jakimś celu, może raczej, o próbie szukania wyjścia, czy poznaniu jego struktury, by się niepotrzebnie nie obijać o przeszkody.
    Możliwe, że niektórzy są jak myszki laboratoryjne, które biegną przez labirynt do sera, a inni, jak ja, którzy nie wiedzą, jak się do tego sera dostać, o ile ten ser jest osiągalny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć, dziewczyna na pewno by się przydała skoro nie masz ;) ehhh te drogi 7+ jesteś dla mnie mistrzem, daj znać jak będziesz koło jury Krakowsko-Częstochowskiej bo to mój dom, może wybierzemy się razem na skałki naturalne, życie jest za piękne by je samemu świadomie kończyć, jest dobrze są postępy będzie super, pozdrawiam ;) https://www.youtube.com/watch?v=uBdxre1RCMk ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, myślę, że jak się człowiek regularnie wspina, w dodatku w hali, bo to niezależne od pogody, to VII (UIAA) nie jest takie trudne, tyle, że trzeba bardziej zwracać uwagę na technikę, niż w VI. Przed laty wspinałem się tylko w skałkach, i to nie za często i robiłem wtedy z wysiłkiem V+ ;)
    Czy życie jest za piękne na to, żeby je kończy, czy nie, to kwestia dosyć subiektywna ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. chyba jesteś bliźniakiem, co nas nie zabije..............

    OdpowiedzUsuń
  12. ~nie wiem - to jest nas dwie, ino ja jestem pewnikiem ze 100 lat starsza od Ciebie.
    da się tak, bardzo, bardzo długo

    OdpowiedzUsuń
  13. Co, kto jest bliźniakiem? Chodzi Ci o znak zodiaku? ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. chyba ta kobitka ~nie wiem- twarda jak Roman Bratny hehe, Ty to pono Waga

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak ja Waga, to jaka, cyfrowa, czy analogiczna? ;)
    To kiedyś Elektryczne Gitary śpiewały, czy coś, bądź twardy jak Roman Bratny ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. a może to nie TY? W moim wieku pamięć już płata figle, i tak się rodzą plotki.

    - Kowalski, aleś wczoraj żonę wyobracał, darła się na cała klatke
    - i tak się rodzą plotki, mnie to wczoraj nawet w domu nie było.......

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!