Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2016

Nie dzisiaj. Zapach wiosny.

Próbuję znowu jakoś wskoczyć w rytm. Wcześniejsze chodzenie spać pomaga. Współmieszkaniec wrócił, więc nie mam ochoty tak siedzieć, półśpiący, w stołowo-kuchennym pokoju. Dlatego wcześniej idę do swojego pokoju, więc też wcześniej zasypiam. Takie życie. Czują jakąś pustkę w sobie. Może dlatego, że stąd niedługo wyjeżdżam, a może to po prostu samotność i uciekanie przed lękami, czy kto tam wie, przed czym. Idę potem na kort, potem do kafejki, potem na paletki. Może zdążę kupić sobie tańszej smażonej ryby. W sumie, to żyję oszczędnie, choć tego pewnie nie zauważam. Czyżbym się zamieniał w starego dziadka chodzącego w byle czym? Zwracam trochę uwagę na ubiór, ale widzę, że moje rzeczy zaczynają się zużywać, bo dawno nic nie kupowałem. Najczęściej to kupuję jednak rzeczy do sportu, tak do chodzenia, raczej rzadziej. Jak tu się wygmerać z tej pustki, z tych ucieczek? Słucham w kółko piosenki, której tekstu nie rozumiem, coś tam jest o pyle kosmicznym, coś o miłości. Ładna dziewczyna to śpie

Zmęczenie

Jestem jakiś zmęczony, trochę smutny. Nic jakoś nie ma sensu, ale byłem na korcie, coś tam porobiłem. Wieczorem znowu te klubowe zawody. -- Po co to wszystko -- pyta coś w mojej głowie. -- Masz jakąś inną, realistyczną, alternatywę? -- odpowiada inny głos. No właśnie, jak nie przychodzi mi nic konkretnego do głowy, nic co mógłbym zrealizować, to lepiej nic nie mówić, robić swoje. Siedzę w kafejce, piję kawę i ziewam. Kawa coś nie pomaga. To problem który mam od lat, gdy nie mam pracy codziennie - "Jak tu się zabrać za robienie czegoś?" Pomaga mi jednak trochę to, że mam listę z małymi zadaniami do zrobienia. Pada dzisiaj, może to przez to to zmęczenie? A może to po prostu zmęczenie walką. Przezwyciężanie blokad jest męczące.

Bariery jak boa

Bariery, to coś, jak jakaś niewidzialna siła która mnie wiąże, jak sieć pająka. Mogę się szarpać, ale z każdą przemijającą minutą, godziną, czuję coraz wyraźniej, że przegrywam. Czas mija, a ja ciągle mam nadzieję, że jakoś się wyrwę. Piję kawę, herbatę, szukając w tym energii, albo nieruchomieję na jakiś czas, oglądając seriale, mając nadzieję, że odpocznę w ten sposób zdobędę trochę energii do walki. Mam wrażenie, że im bardziej się miotam, tym mocniej mnie ta sieć oplata. Na koniec dostaję bólu głowy i leżę po prostu, patrząc przed siebie. A może to trochę inaczej, przychodzi mi właśnie do głowy. Może to nie jak pajęczyna, ale jak boa dusiciel, który zaczyna dusić mnie rano. Czując tą pierwszą duszność myślę, że ona jakoś przeminie. Czasami przechodzi, ale czasami nie. Wtedy z upływem czasu bywa jednak gorzej, ciężar na piersiach robi się większy. Ogarnia mnie zmęczenie i niemoc. Jak działa taki prawdziwy dusiciel? Skąd to porównanie? On właśnie wcale też nie zgniata swojej ofiary n

Poszukiwanie właściwej techniki

Powoli jakoś dochodzę do siebie. Nadal jestem zmęczony, ale przynajmniej nie lało się ze mnie w nocy. Nie bolą mnie też już plecy, to znaczy, to miejsce na łopatce. Siekało mnie nieźle, nawet przy dotyku. Przeszło mi chyba przez naciąganie się, a może dlatego, że chyba kogoś znalazłem do podwynajęcia mojego mieszkania? Trudno wyczuć. W każdym razie, olałem dzisiaj siłownię, nie chciało mi się trenować. Mogłem pójść się po prostu ponaciągać, ale pewnie skończyło by się to na korcie. Myślę, że lepiej dać mięśniom wypocząć. W paletkach zauważam jakie mam deficyty techniczne. Nie, żeby to było takie ważne, to po prostu interesujące. Z powodu tych deficytów spinam się, używając niewłaściwej techniki. Jak to jest w innych sferach mojego życia? Spinam się, gdy próbuję pisać, duszę się często, gdy siedzę w domu. Na ile jest to kwestia jakiejś techniki? Jak i na ile da się to zmienić? Zobaczymy, jak to będzie jutro, czy wejdę znowu w mój rytm. Ciągle się zastanawiam co by się dało zrobić. Powol

I tyle, bez rytmu.

Coś wypadłem z rytmu. W nocy spocony jak mysz, po raz któryś pod rząd. Pospinane plecy, boli mnie koło łopatki, choć jest lepiej. Idę na trening.

Czasami moment spokoju

Dzisiaj rano trening, nawet nie miałem czasu czuć lęku w domu, potem byłem zmęczony, bo wieczorami do późna oglądam olimpiadę. Teraz nawet jakoś się da znieść. Coś czasami jakby się w mojej głowie na "spokój" przestawia. A może to też dlatego, że wieczorem jeszcze graliśmy, bo mamy co środę coś w rodzaju zawodów klubowych.

Ciche głosy w głowe

Ch.. z duszeniem się. Dlaczego nie poszedłem do kafejki, popatrzeć na ładne Azjatki? – Będzie tłok – powiedziałem sobie – dlatego nie ma co iść. Może i coś w tym jest, ale w domu książki nie potrafię pisać, czy bardzo mało. Niech popatrzę na statystykę, której nie robię. Kto inny spisuje sny, ja nie potrafię spisać moich myśli, dlaczego? Uważam, że to bez sensu, a może to blokady. Myślę, że blokady, zaczynam się trochę dusić, czy spinam się, na myśl o pisaniu. Interesujące, czego się boję? Tego, że kosmici przyjdą, czy jakaś inna siła i zrobię się przez to pisanie bezbronny? – Nie wolno Ci o tym pisać, ani nawet za dużo myśleć o tym – mówi mi jakiś głos głowie. – Ty, głos, ty to jesteś poj..any – odpowiadam. – Wiesz dobrze, że nie wolno Ci – syczy głos. To syczenie kojarzy mi się ze starym. On zawsze przy ludziach psykał na nas, na Mamę też. – Pst, pst, Lidziu – psykał i kiwał jej ręką, żeby jej coś pokazać. Nie wiem, dlaczego nie powiedział po ludzku „Lidziu, popatrz no tutaj”. Ale, t

Męczę się, czy nie?

W sumie, to przyzwyczaiłem się do tego, że się duszę, że mam jakieś blokady, ataki zmęczenia czy senności. Czy zawsze tak było? Jak było w dzieciństwie? Wtedy nie zastanawiałem się nad tym co czuję, po prostu czułem, tęsknotę, lęk, nienawiść. Myślę, że bardziej uciekałem w świat marzeń i nienawiści. No właśnie, nie zdawałem sobie z tego sprawy, że jestem pospinany. Po prostu byłem jaki byłem. Chciałem się zabić, byłem zawsze zakochany, grałem na gitarze. Czym to się różni od tego teraz? Teraz wiem lepiej, co się ze mną dzieje, czuję lęki, to znaczy, gdy zaczynam się dusić. Kiedyś, to wiedziałem, że się pocę, w stresującej sytuacji, ale nie wiedziałem dlaczego. Gdy mi myśli uciekały z głowy, to po prostu uważałem, że coś ze mną nie tak, jestem źle podrutowany pod czaszką. Coś mnie serce, czy coś akurat przez moment zabolało. Za dużo kawy, herbaty, za mało sportu przez ostatnie dwa dni. Kostka u nogi ciągle jeszcze spuchnięta. Mieszkanie w Niemczech ciągle nie wynajęte, choć dzisiaj coś

Dzień we mgle.

Dzisiaj nie ruszyłem się z domu. Otaczała mnie jakaś mgła zmęczenia. Teraz, pod wieczór coś się budzę, nie wiadomo dlaczego, może dlatego, że mogę iść spać? Jutro się może ruszę, muszę choćby kwiatki u znajomych podlać, bo opiekuję się ich mieszkaniem.

Poranek i popołudnie, jak noc i dzień.

Poranek był bez sensu,  ale to zupełnie bez sensu. Nie dość, że mam trochę skręconą kostkę w nodze, spuchniętą i trochę bolącą, to jeszcze wczoraj przegrałem w półfinale. Fakt, lepiej mi poszło niż ostatnim razem, bo wygrałem z trzema, przegrałem dopiero z kumplem z klubu. Kostka mi poszła trochę od razu w pierwszej grze, ale, nie bolała aż tak bardzo. - Po co trenuję, i tak nic nie wygrywam, nie jestem w stanie, to bezsens. Podobnie jak pisanie książki -- chodziło mi po głowie. - Już nie wspomnę o chińskim, na przykład, czy o braku dziewczyny - myślałem oczywiście. Nawet nie poszedłem do kafejki, bo miałem też może trochę dosyć ludzi i byłem zmęczony. Wczoraj spędziłem cały dzień, od 8 rano, do 9 wieczorem w hali sportowej. Skończyłem już wcześniej, ale nie chciało mi się wracać do domu, więc gadałem z jedną młodą Japonką i innymi. Po południu musiałem do roboty, czyli trenować w szkole. Tam jakoś zapomniałem o tych wszystkich myślach, a może wcześniej, przed wyjściem, przy kawie. Trz

Wolna chata i pustka w głowie, albo za dużo myśli.

"Gdy jest mi źle, coś mnie zrani, to wiem, że mam parę niewidocznych skrzydeł,na których mogę odlecieć Wreszcie zobaczę jak moje marzenia rozkwitają" Coś mój dzień do kitu. Zobaczymy, czy uda mi się wybrać do kafejki, potem dorabiam jako trener. Jak nie pójdę do kafejki, to nic raczej nie napiszę, nie, żebym tak dużo napisał. Zjadłem sporo czekolady z orzechami, napiłem się kawy, drugiej, jakoś próbuję się poderwać do lotu. Widzę jak bardzo mnie z rytmu wybijają niektóre proste rzeczy. Parę może się złożyło, muszę załatwiać z wynajmowaniem mieszkania, a poza tym, to wstałem rano o 6, żeby odwieźć współmieszkańca na lotnisko. Chata wolna, ale co z tego. -- Wczoraj, czy przedwczoraj miałeś dobre momenty, pamiętasz -- mówię sobie. -- Tęsknię jakoś, za kimś bliskim -- odpowiada mi jakiś głos -- za NB (narkotyk-B). -- Ano, tak bywa -- mówię sobie -- co zrobisz. Po raz pierwszy patrzę przez okno, po raz pierwszy może od paru godzin realizuję, że niebo jest niebieskie. Nie idę na si

Mój masochizm ma granice

Wczoraj wieczorem, po tych grach, czułem się dobrze. Stałem w przebieralni, przed lustrem i mówiłem sobie -- Akurat czujesz się dobrze, zapamiętaj to uczucie, przyda Ci się na jutro. No właśnie, dzisiaj rano byłem znowu trochę bez energii, ale świadomość tego, że raz mi lepiej, raz gorzej, jest wzmacniana przez takie wspomnienie, jak to z wczoraj. -- Jak tu utrzymać taki stan samopoczucia -- zastanawiam się. Obserwuję swoje emocje, starając się, by lęki mną za bardzo nie kierowały, nie podstawiały i tak nogi. Gdy jestem w domu, to po prostu trochę się duszę, czuję lekki niepokój, dreszczyki na przedramionach. Chyba przez przypadkowe obejrzenie tych zdjęć z NB (narkotyk-B) znowu zacząłem się zastanawiać, jak by to było. Czy może powinienem był tam jednak do niej pojechać, być blisko niej. Z drugiej strony, to po co się kopać z koniem, nie wspomnę już o tym, że jestem na drugiej półkuli ziemskiej. Niby nie tak daleko jak na Marsa, ale jednak, nie da się spontanicznie to niej wpaść, podró

Wiatr rozwiewający myśli

-- Jakiś szary dzień dzisiaj, zmęczony trochę. Zacząłem to chyba wczoraj pisać. Dzisiaj udało mi się nawet napisać ogłoszenie o podwynajem mieszkania. Wiem, takie proste rzeczy, a ja mam z nimi kłopot, tak bywa. Zacząłem coś pisać, dalej, książkę. Nawet nie tyle o sobie, przypomniał mi się jeden znajomy, Hindus. Czasami myślę, że nie chcę pewnych wspomnień, trudno mi do nich wracać. Jak na łańcuszku przywołują one potem inne, przed którymi muszę się bronić. Ten Hindus, to fajny facet, ale opowiadał, jak był u prostytutki. -- Młoda była, chyba niedoświadczona, pozwalała ze sobą wszystko robić -- powiedział. Teraz takie obrazy chodzą mi po głowie. Wychodzą te szare kawałki świata, o których wcale nie chcę myśleć. Siedzę na balkonie, silny wiatr  może wywieje mi parę myśli z głowy. Piję kawę, idę zaraz do kafejki. W domu się duszę, od rana. Czasami o tym zapominam, a czasami mnie to jakoś blokuje. - Jak tu się nauczyć z tym obchodzić? - myślę sobie. Szukając zdjęć na ogłoszenie natknąłem

Kawa jak alkohol

Siedzę na balkonie. Chciałem wyjść z mieszkania wcześniej, ale jakoś się nie zebrałem. W sobotę koło południa podchodzę do mojego samochodu, który zaparkowałem trochę gdzie indziej niż normalnie. Był ustawiony pod górkę, tym razem. Widzę pod nim jakąś kałużę, ciągnącą się aż po trawnik. Domyślam się co to jest. Przejeżdżam po tym palcem i wącham. Dobrze, że nie poliżę. Zaglądam pod samochód i widzę, jak kapie, benzyna. Co miałem zrobić, chciałem iść sobie pograć, więc zapakowałem się do samochodu i tylko się zastanawiałem, czy się zapali, czy nie. Raz się żyje. Już od paru tygodni czuć było benzyną. Zręcznie to zignorowałem. Po drodze zastanawiałem się co zrobić, jak się samochód zapali. Widziałem parę tygodni temu na tej drodze palący się samochód. Zastanawiałem się, jak to się dzieje. Teraz już mniej więcej wiem, jakby się to mogło stać. Trudno, duszę się, moja głowa ucieka od zrobienia ogłoszenia o mieszkaniu. Ale popytałem się o mechaników samochodowych. Sam bym to zrobił, ale dost