Poranek i popołudnie, jak noc i dzień.

Poranek był bez sensu,  ale to zupełnie bez sensu. Nie dość, że mam trochę skręconą kostkę w nodze, spuchniętą i trochę bolącą, to jeszcze wczoraj przegrałem w półfinale.
Fakt, lepiej mi poszło niż ostatnim razem, bo wygrałem z trzema, przegrałem dopiero z kumplem z klubu. Kostka mi poszła trochę od razu w pierwszej grze, ale, nie bolała aż tak bardzo.

- Po co trenuję, i tak nic nie wygrywam, nie jestem w stanie, to bezsens. Podobnie jak pisanie książki -- chodziło mi po głowie.
- Już nie wspomnę o chińskim, na przykład, czy o braku dziewczyny - myślałem oczywiście.
Nawet nie poszedłem do kafejki, bo miałem też może trochę dosyć ludzi i byłem zmęczony. Wczoraj spędziłem cały dzień, od 8 rano, do 9 wieczorem w hali sportowej. Skończyłem już wcześniej, ale nie chciało mi się wracać do domu, więc gadałem z jedną młodą Japonką i innymi.

Po południu musiałem do roboty, czyli trenować w szkole. Tam jakoś zapomniałem o tych wszystkich myślach, a może wcześniej, przed wyjściem, przy kawie.
Trzeba kombinować ja te dziewczyny zachęcić do trenowania, a nie tylko do grania sobie. Zauważyłem, że one lubią grać przeciwko mnie, dwie na jednego, same to zaproponowały. Więc grałem trochę, mimo tej mojej kostki. Siedziały prawie, że wszystkie z mojej grupy i przyglądały się grze. Zaczęły mnie nazywać Mister Coach, zabawne. Normalnie to zwracają się do mnie po imieniu.

W każdym razie, doszedłem do wniosku, po raz któryś, że trudno, robię dalej co robię.
Nie chce mi się myśleć o wyjeździe, jakoś mi tu fajnie, to tej Europy, ze jej wspomnieniami, ale wiem, że żyję tak, na tymczasowo. Choć miło jest pomyśleć, że zawsze mogę wrócić, czy nawet muszę, bo nie chcę, żeby mi wiza przepadła.

W każdym razie, to lubię trenowanie, staranie się dotrzeć do nich, wytłumaczyć im coś tak, żeby załapały. Dobrze mi to też chyba robi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!