Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2015

Nauka walki z lękami. Gekon

Coś słaby dzień dzisiaj. Zacząłem się bardziej wsłuchiwać w emocje, gdy siedziałem w domu, oglądając jakieś głupoty na youtube, zamiast robić coś konkretnego. Coś mnie dusiło, coś mówiło mi, "zjedz sobie jeszcze coś, może orzeszków". Mówiłem sobie "to ostatni video-clip, który oglądam" i oglądałem dalej. Aż w końcu zamknąłem komputer, bo już było koło 10 rano. Na zewnątrz słońce i koło 30C, podobno jesień, ale na jesień mi to nie wygląda. Rana cięta na stopie znowu mi się w nocy trochę otworzyła, cholera, a chciałem już coś sportowego porobić, choćby na surf pojechać. W sumie, to mógłbym na basen, ale z otwartą raną, to nie wiem, czy mnie to o parę dni do tyłu nie odrzuci, wolę poczekać. Muszę słuchać więcej Chińskiego, bo czytać, coś tam prostego przeczytam, ale tego samego tekstu nie załapię, gdy jest czytany na głos. Mam wrażenie, że szybko bym tu znalazł pracę, ale jeszcze nie chcę, bo po co mi parę nowych cyferek na koncie, jak będę znowu w tym samym kołowrotku

Rana powoli się goi

Siedzę w kafejce. Rano trudno mi było wyjść z domu, ociężałość, zaczęło się ze mnie trochę lać, ale to może też przez to, że na zewnątrz 30C. Rano obudziłem się, nie czułem niepokoju, czekałem, aż przyjdzie. W pewnym momencie, gdy pomyślałem o jakiś stresującym drobiazgu, że muszę coś załatwić, pojawił się. Od razu zrobiło mi się duszno, coś zaczęło mi ściskać klatkę piersiową. Wiedziałem, że jak wyjdę z domu, pójdę do kafejki, to będzie mi lepiej. To znaczy, nie wiedziałem, ale tak mi logika mówiła. Emocje mówiły "siądź na kanapie, poddaj się ociężałości, dzisiaj nie twój dzień, jesteś zmęczony". Pal sześć to uczucie lęku, wkurzające jest, że uciekam, często, od niektórych rzeczy od miesięcy. Na mojej liście stawiam sobie codziennie minus, gdy czegoś nie ruszę tego dnia. Niektóre punkty mają już koło -80. To dobry wyznacznik, ta lista, bo po innych punktach, to widzę, że coś się dzieje. Więc walczę dalej, wracając też do mojej przeszłości, źródła moich lęków, teoretycznie, b

Zwykły dzień, z lękami.

Siedziałem sobie dzisiaj w bibliotece. Po skosie przy dużym stole siedziała jakaś młoda dziewczyna, ze stosem książek. Jedną z nich była statystyka, ta na samej górze, reszty tytułów nie widziałem. Czasami spojrzeliśmy na siebie, jak to w bibliotece, nawet się w pewnym momencie do niej uśmiechnąłem, bo tak robię czasami, wydawało mi się być sympatyczna. Gdy pakowała książki do torby, spojrzałem na nią, a on uśmiechnęła się, bo widać było, jak się męczy z taką ilością papieru. A może była to odpowiedź na mój poprzedni uśmiech? Zapytałem ją czego się uczy, powiedziała, że statystyki, nie znosi, ale ogólnie, to studiuje psychologię. Okazało się, że interesują ją zachowanie ludzi, nie ma ochoty być terapeutą. Gdy widzę ładną dziewczynę, to mi czasami trochę słówek brakuje, tym bardziej, że akurat robiłem intensywnie Chiński. Najczęściej wpadają mi wtedy słówka z innego języka, niż angielski. "Trudno o pracę", dodała. Tak sobie od razu pomyślałem, że tak to bywa, kobieta studiuje

Parytety w IT

Siedzę w kafejce, przy drugiej kawie dzisiaj. Z jednej strony mówią po Chińsku, z drugiej po angielsku. Jakieś dwie dziewczyny opowiadają coś po tym angielsku. Jak to jakaś kumpelka chce mieć trójkę dzieci i takie rzeczy. Akurat przeczytałem dzisiaj, że jakieś kobiety chcą zaskarżyć Silicon Valley, to znaczy, jakąś tam firmę, że jej utrudniali karierę, bo jest kobietą. Zapomniałem, że czytałem to na stronie gazety komputerowej, dlatego zdziwiłem się na takie "ostre" komentarze, mówiące, że feministkom odbija. Nie przebierano tam za bardzo w słowach i o dziwo, nie zgłaszały się feministki. Dolina Siliconowa to miejsce pełne firm komputerowych, nazwa bierze się z silicon chip, czyli procesorów komputerowych. W niemieckiej gazecie, którą codziennie czytuję, takie komentarze, to by w ogóle nie przeszły. Tyle, że która feministka czyta gazety komputerowe? Jakaś się pewnie znajdzie, ale nie jest ich chyba za dużo. Tym bardziej, że większość dziatwy komputerowej, to jednak faceci. T

Nie wolno jeść ludzi.

Piję już drugą kawę, w południe była jedna, teraz, koło 17.30 druga. Kawa, to dla mnie jak alkohol, podwyższa mi trochę adrenalinę, robię się może bardziej gadatliwy, czy łatwiej mi coś robić, czy pisać. A może mi trochę też odbija? Rano miałem w miarę depresyjny humor. W domu czułem niepokój, przyglądałem mu się, wiedziałem, że mnie blokuje. Chciałem usiąść na kanapie i po prostu oglądać coś w telewizji. Skończyło się na tym, że oglądałem magazyn rolniczy. Może trochę inny od polskiego, bo chodziło tu o wyschnięte jeziora, ale, o gospodarce rolniczej tutaj. Tu raczej zboża nie hodują, bardziej krowy, czy kury, jak już. Eksportują dużo mięsa do USA, czy Chin. Jak widać, nie byłem zbyt wybredny. Siedziałem i czułem niepokój. "Jak czuje się niepokój", pytałem sam siebie. Trudno to opisać. Po części to po prostu lekkie uczucie gorąca, a może jakby miało się ziarenka piasku pod skórą, czasami to senność, czy bezwładność. Pracuję nad realizowaniem mojej listą rzeczy do zrobienia.

Codzienna walka, nawet jak się czasami przegrywa.

Dzisiaj padał deszcz. Wczoraj nie było prądu, może przez dwie godziny, po silnej ulewie. Nawet miło było, tak bez prądu, tym bardziej, że miałem jeszcze naładowane baterie w notebooku, a z internetem i tak mogłem się połączyć, bo mam kartę. Gdy się rano budzę, to przeważnie czuję lęk. To w sumie normalne, czuć lęk, czy niepokój. Nacisk na klatce piersiowej, czy trudności z koncentracją, czasami dziwna senność, czy ociężałość. To znam. O dziwo, bardziej podejrzane są momenty gwałtownego uczucia radości. Coś we mnie jakby się cieszyło. Boję się chyba wtedy, że dołek, który potem przyjdzie, może być głębszy i ciemniejszy. Jego ściany bardziej oślizgłe niż normalnie. Radość jako źródło niepokoju. Moja noga powoli się goi. Rana cięte nie zasklepiła się jeszcze do końca, więc staram się na nią uważać. Odkryłem, że to, co sobie obiłem na plecach też jeszcze nieźle boli, więc dałem sobie spokój z brzuszkami. Zaczynam robić pompki, opierając się na wszelki wypadek tylko na tej zdrowej nodze. Co

Mrówki też walczą codziennie

W miarę jak i się rany goją, poprawia mi się może nastrój. Trochę mi dokucza, że nie mogę nic robić, albo mi się nie chce, bo mógłbym jakieś pół pompki, czy coś. Wolę poczekać, aż mi się to wygoi, inaczej, to potrawa to może jeszcze dłużej. Staram się coś ugryźć z mojej listy "to do". Ostatnio coś tam minimalnie wychodzi. Czując nacisk na klatce piersiowej, po prostu myślę, że tak już jest. Nie ma sensu czekać, aż mi to przejdzie, bo może nigdy nie przejdzie. Lepiej coś robić, nie czuć się przez pasywność taki bezradny. Postanowiłem dzielić trudniejsze zadania na małe kawałki. Może tak jak mrówki, każda robi tylko drobną rzecz, ale na koniec to powstaje większa konstrukcja. Zafascynowały mnie te mrówki ostatnio. Niektóre z nich trzymają zwierzęta hodowlane, to znaczy, te różne rodzaje mszyc, które nie tylko "doją", ale też przenoszą z drzewa na drzewo, czyli tam, gdzie jest lepsze jedzenie. Chowają je też przed deszczem. Inne hodują pleśń, którą się odżywiają. Poroz

Lekko pokiereszowany dzień, małe mrówki

W poniedziałek byłem posurfować. Fale były spore, tak pod dwa metry chyba. Wiedziałem ile mnie ostatnim razem wysiłku kosztowało, żeby się przez nie przebić. Poszedłem więc śladami faceta, który wyglądał na miejscowego, by podpatrzeć jak on to robi. A ten poszedł jakoś przez skałki przy brzegu. Polazłem za nim. Trzeba było iść kawałek, czasami przez miejsca z ostrymi spiczastymi skałkami i ostrygami. Na koniec podszedł on do małej skalnej zatoczki, tuż na wodą, tam gdzie fale  się o skały rozbijały, postał tam chwilę, a potem wrzucił deskę do wody i wskoczył na nią, na płask. Ja też podszedłem do tego miejsca, parę metrów za mną stał jakiś następny gościu. Stało się dosyć niewygodnie, bo było sporo ostryg i skałka też była dosyć poszarpana. W każdym razie musiałbym rzucić deskę i wskoczyć na nią z pół metra. że moja deska była mniejsza, patrz, cieńsza niż ta tego faceta, to czekałem na falę, która się bardziej wyrówna ze skałą. Nie wiedziałem, czy mi się deska nie złamie, jak z pół met

Ucieczek przed lękiem ciąg dalszy

Dzisiaj dzień zaczął się dosyć słabo, koło piątej rano. Dusił mnie niepokój, ale co z tego. Nie wiem, czy chce mi się tu siedzieć. Na siłownię nie poszedłem, bo mi się nie chciało, tym bardziej, że wczoraj po południu grałem w paletki, z przerwami ze 3 godziny. Dobra wymówka. Bycie samemu, czy ma to sens? Pewnie nie, ale nie umiem sobie nikogo znaleźć i mam wrażenie, że nie szukam. Może dlatego, że jak byłem z kimś, to było więcej huśtawek, tak mi się wydaje, ale może posuwałem się bardziej do przodu? Nie wiem. W każdym razie wczoraj poszliśmy po paletkach na kolację, czy jak to się nazywa, a część grupy poszła na koniec do baru. Nie przyłączyłem się, choć myślę, jak tak będę tylko w domu siedział, czy w bibliotece, to nikogo nie poznam. Mógłbym przez internet, ale miałem już parą takich spotkań, parę lat temu, nie chce mi się ich powtarzać. Teraz napiłem się kawy i jest trochę lepiej. Najtrudniej czasami wyjść z domu. W domu wiszę po prostu na kanapie, albo siedzę bez sensu w internec

Mało przyjemny dom.

Byłem wczoraj surfować. Nie chciało mi się jechać dzień wcześniej, ale wczoraj pojechałem nawet chętnie. W drodze nie miałem większych ataków lęku. Parę razy zaczęła mnie ogarniać matowa senność. Znam ją, różni się ona od tej senności, gdy jestem zmęczony. Na miejscu miałem tylko lekkie zamieszanie w głowie, zapomniałem się posmarować kremem przeciwsłonecznym. Nie było to taż tak tragiczne, bo i tak się posmarowałem przed wyjazdem, a na plażę jedzie się z godzinę, więc mnie nie spaliło. Fale były łagodne, choć spore, na pewno powyżej metra, wydaje mi się, prognoza mówiła 1,2. Byłem w miejscu gdzie nie było tłoku, ludzie byli jakoś ze 100 metrów dalej. Łapałem falę i ślizgałem się po niej. Nie wiem na czym to polega, ale to fajne uczucie, na desce w górę i w dół fali. Potem fala się kończy, to znaczy, robi się za płaska i człowiek wiosłuje z powrotem, do punktu wyjścia. Im dłużej się na fali jedzie, tym dalej trzeba wracać. Ale obraz zielonkawo-niebieskiej wody mam do teraz gdzieś na tę

Wkurzające blokady w głowie.

Coś ostatnio gorsze dni, może dlatego, że się tak dużo zastanawiam, co by tu zrobić. A może to normalne lęki. Nie zajmował bym się tak moimi lękami, gdyby mi tak w życiu nie przeszkadzały, zarówno w relacjach z ludźmi, jak i z robieniem zupełnie normalnych rzeczy. To denerwujące, frustrujące i deprymujące, gdy czuję gorąco, zaczynam się pocić, albo gubię koncentrację gdy mam niektóre rzeczy zrobić. Dotyczy to prawie wszystkich rzeczy, wiadomo, z niektórymi jest łatwiej, z innymi trudniej. Kiedyś trudniej było mi się zebrać, żeby zrobić pranie. Niby coś tak prostego, ale najpierw miałem problemy z wrzuceniem tego do pralki, a potem z wyjęciem, żeby powiesić. Zabawne to nie jest, gdy trzeba z czymś takim, albo czymś podobnym walczyć, bo pranie samo się nie zrobi, a gospodyni domowej nie mam. To tylko taki mały przykład. Trudno sobie też cokolwiek zaplanować, gdy nie wie się, czy da się radę wygrać z tym lękiem, tego dnia. Oczywiście, walczę z tym wszystkim, ale na dłuższą metę jest to je

Złe przyzwyczajenie?

Coś jestem zmęczony, czyli jak zwykle. Walka z lękami jest męcząca. Tak mi przyszło do głowy, że jakbym tu jeszcze z rok został, to miałbym znowu wizę na 5 lat. Do tego nie musiał bym się tak wysilać, żeby ją dostać, dostał bym ją niejako automatycznie. Nie chce mi się jeszcze bardziej wysilać, bo walczę i walczę z tymi lękami. Nie wiem też, gdzie przebiega granica, na ile jest sens się wysilać, na ile nie. Czasami nie za bardzo wiem, gdzie jestem, czy co mogę osiągnąć. Gdy widzę, jak inni ludzie żyją, to mam wrażenie, że oni po prostu przyjmują życie tak, jak idzie, a przynajmniej większość z nich. Gdybym ja tak robił, to pewnie bym siedział gdzieś w kącie, albo już dawno temu się zabił. To długo mówiły mi moje emocje i po części mówią mi do dzisiaj. To znaczy, mój organizm tak reaguje, zupełnie fizycznie. Zaczynam się dusić, trudno mi zebrać myśli, zalewają mnie fale gorąca, czuję silny niepokój. Najchętniej uciekł bym od tego co robię, albo mam zamiar robić. Gdy pracowałem, tak norm

Szukanie miejsc od których uciekam.

Coś się jakby czasami otwiera w mojej przeszłości. Nagle pojawiają się kolory, czy przedmioty, jak pojemnik na chleb w kuchni. Dobrze, bo kiedyś uciekałem od tego, chciałem o tym zapomnieć, ale przyszłość sama wróciła. Mimo wszystko jest to jakoś jakby za mgłą. Zastanawiam się jaka moja mama była. Bardzo kochająca, z jednej strony, ale z drugiej strony, to coś mi nie pasuje. Wiem, że straciłem zęba w podstawówce, bo miałem tymczasową plombę, potem przyszły wakacje, ja jakoś przed wakacjami nie poszedłem do dentystki, bo była chora, czy coś. Gdy tak porównuję to z innymi rodzinami, z którymi miałem kontakt, to dziwi mnie trochę, że moja mama jakby nie była tym zainteresowana. Dziwne. Ząb się przez wakacje zepsuł, bo plomba była tylko tymczasowa. Jak poszedłem z bólem do dentysty, to trzeba go było wyrwać. Wiem, że mama lubiła chyba manipulować, choćby po to, żeby nas czasami obronić. Po latach, jak mogła by się z nim, starym, rozejść, ale powiedziała, że się przyzwyczaiła, że go już po

Okno, lepsze niż nic.

Na zewnątrz ciemno, temperatura spada, jeszcze pół godziny temu było 28 z kawałkiem, teraz jest już tylko 27,8C, choć jest już 20.30 i dawno ciemno. Taka to jesień. Tyle tu ładnych dziewczyn, oczywiście, zadaję sobie pytanie, co robię nie tak. Siedzę w klimatyzowanej kafejce, temperatura ustawiona jest na 22C, jak dzisiaj rano E powiedziała, która tu pracuje. Ostatnio coś sobie piszemy z NB (narkotyk-B), mam ochotę wyrzucić ją z serca, choć trudno mi to trochę przychodzi. Ale, daremny futer, jak to się mówi, ona mnie totalnie olewa, jestem w "friend zone". Zauważyłem rano, gdy postanowiłem coś zrobić, że łatwo mi uciec w myśli o niej. To jakby jakiś narkotyk. Podobnie uciekałem w coś, co mnie akurat denerwowało, byle dalej od lęków. Człowiek pociągnie narkotyku trochę i od razu mu lepiej, emocje zagłuszane są hormonami związanymi z narkotykiem. Muszę starać się, by iść do przodu, coś robić, kombinować co tu dalej. Kawa mi czasami pomaga, ale wiadomo, to po prostu inny rodzaj

Dreptanie w miejscu

Wracam dużo do przeszłości, mając nadzieję, że znajdę trochę źródło lęków i uda mi się spokojniej iść przez życie. Lęki mieszają mi w głowie, trudno mi wtedy podjąć jakąś decyzję. Widzę to chociażby po tym, gdy napiję się kawy. Kawa dodaje mi odwagi i świat często wygląda po prostu inaczej. Przeszkody znikają, albo stają się mniejsze. Jestem dla siebie obiektem obserwacji. Staram się zaobserwować jak działam i co z tym zrobić, jak to zmienić. Inaczej, gdybym nie próbował walczyć, to siedział bym pewnie nieszczęśliwy w kącie, czekając na zlitowanie się losu. Staram się też codziennie ugryźć kawałek mojej listy "todo", chociażby po to, żeby nie czuć się wobec moich lęków bezradny. Wychodzi mi to z gorszym, czy lepszym skutkiem. Muszę coś zrobić, albo znaleźć robotę, co dało by mi wizę powrotną, albo starać się o tą powrotną, bo musiał bym na chwilę wrócić do Niemiec. Wtedy dostanę taką na 3 miesiące. Co z samochodem, mam go sprzedać, co z tym wszystkim? Niezależnie od tego, że

Wkurza mnie, czyli popieprzeni rodzice

Gdy wspominam moją przeszłość, to wkurza mnie, że moja rodzina była taka, jaka była. Takie drobiazgi, że gdy dostałem od stryjka pieniądze, to mój ojciec mi je odebrał, zostawiając tylko parę drobniaków. Albo to, że garnitur na maturę, czy studniówkę miałem z przerobionego munduru wujka. Nie wiem na ile mieliśmy, czy nie mieliśmy pieniądze, ale ojca było stać na to, żeby zrobić żaglówkę, kabinówkę, z przyczepą. Ale wiadomo, dzieci, to tylko zło konieczne, a tym bardziej ja. Nie muszę oczywiście dodawać, że stary był zawsze w miarę elegancko ubrany, to znaczy, zwracał uwagę na wygląd, czy to było eleganckie, tego teraz nie wiem. Siostra tak mówiła. W odróżnieniu od niektórych innych rodziców, to mój ojciec raczej mi wszystkiego zabraniał, sportu, muzyki. Najchętniej widział by mnie robiącego coś na podwórku, zarabiającego w ten sposób na swoje posiłki. I prostowałem gwoździe, czy przekładałem deski, żeby nie dostały grzyba. Do prostowania gwoździ miałem sporą metalową kostkę i młotek, p

Surf, lęki i delfiny

Byłem dzisiaj surfować. Obudziłem się w nocy, choć poszedłem późno spać. Rano uczucie napięcia w okolicach klatki piersiowej, wiadomo, lęki, ale jazda na surf, to już rutyna. Wrzucam w siebie szybko jajecznicę, trochą czekolady i jakichś tam sucharków z ryżu do plastikowego woreczka. Do innego parę owoców. Mam plastikowe wiaderko z miękkiego plastiku, dobre na mokre rzeczy. Deska do samochodu i jestem gotowy. Podjeżdżam pod A, która jest nawet w miarę punktualnie, to znaczy, pięć minut za późno. Jedziemy na inną plażę, niż normalnie, bo A nie chce na tą starą, ja też nie, bo tam tłok straszny, bo stoją wieżowce z turystami. Ludzi w wodzie jak mrówków. Siedziałem w wodzie prawie, że 3 godziny, złapałem parę fajnych fal i mogłem sporo łapanie fal potrenować, bo były w miarę łagodne. Po tych 2 metrowych z Coolangatta, to takie trochę ponad metr, czy jakie duże, to sama przyjemność, im większe, tym lepsze. W wodzie się nawet jakaś dziewczyna do mnie uśmiechała, ale coś nie zagadałem specja

I co z tym lękiem

Szukam punktu zaczepienia. Moja lista z rzeczami do zrobienia rośnie. Mało co z niej znika, więc widzę po tym, jak stoję, niejako w miejscu. Przy każdej pozycji piszę sobie codziennie minus jeden. Niektóre pozycje mają już -50. To chyba w miarę dobra metoda do obserwacji tego, co się dzieje. Gdy myślę o którymś z tych punktów, to najczęściej czuję napięcie w klatce piersiowej. Coś się broni, przed zrobieniem ich, choć niektóre z nich są bardzo proste, jak "wybranie muzyki do słuchania na komputerze". Wracam do przeszłości, by wyłapać te momenty lęku. Myślę, że moje dzieciństwo było pokopsane. Widzę to przez porównanie z tym, co inni ludzie przeżyli. Już wtedy, gdy chodziłem do szkoły, wiedziałem, że jestem jak w więzieniu, czy obozie. Myśl o śmierci była uspakajająca, to jedyna forma ucieczki, wtedy. Po tym, jak pierwszy raz spróbowałem się zabić, po cichu, nie na pokaz, wiedziałem, że zawsze mogę to zrobić. Pierwsza próba nie wyszła, ze względu na brak informacji o tym, czym