Złe przyzwyczajenie?

Coś jestem zmęczony, czyli jak zwykle. Walka z lękami jest męcząca. Tak mi przyszło do głowy, że jakbym tu jeszcze z rok został, to miałbym znowu wizę na 5 lat. Do tego nie musiał bym się tak wysilać, żeby ją dostać, dostał bym ją niejako automatycznie.
Nie chce mi się jeszcze bardziej wysilać, bo walczę i walczę z tymi lękami. Nie wiem też, gdzie przebiega granica, na ile jest sens się wysilać, na ile nie. Czasami nie za bardzo wiem, gdzie jestem, czy co mogę osiągnąć. Gdy widzę, jak inni ludzie żyją, to mam wrażenie, że oni po prostu przyjmują życie tak, jak idzie, a przynajmniej większość z nich. Gdybym ja tak robił, to pewnie bym siedział gdzieś w kącie, albo już dawno temu się zabił. To długo mówiły mi moje emocje i po części mówią mi do dzisiaj. To znaczy, mój organizm tak reaguje, zupełnie fizycznie. Zaczynam się dusić, trudno mi zebrać myśli, zalewają mnie fale gorąca, czuję silny niepokój. Najchętniej uciekł bym od tego co robię, albo mam zamiar robić.
Gdy pracowałem, tak normalnie, to męczyłem się w pracy, miałem takie dni, że nie potrafiłem nic zrobić, tak mnie dusiło i tak mieszało mi się w głowie. Jakaś siła przeszkadzała mi, żebym się wziął do roboty. Czasami była to po prostu senność, prowadząca prawie, że do utraty świadomości.
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że wracam teraz do starej pracy, do tych lęków.
Miałem i mam też lęki w domu. W Niemczech często trudno było mi się poderwać, żeby iść w sobotę na targ. Zdarzało się, że w niedzielę cały dzień leżałem na łóżku, oglądając seriale na notebooku, dostając bólu głowy. Trudno było mi coś pisać, musiałem się zmuszać do nauki Chińskiego, nie posuwałem się do przodu.

Tutaj robię wiele rzeczy niejako automatycznie, chętnie idę do kafejki, do biblioteki, siedzę nad tym Chińskim, sprawia mi to przyjemność. Czuję niepokój, gdy myślę o szukaniu pracy, gdy muszę coś zrobić, z jakimiś papierami, jak napisać o referencje z poprzedniej pracy, to znaczy, sam je napisać, bo tak najprościej, zleceniodawca je tylko podpisze. Gdy siadam do tego, to czuję, jak zaczynam się pocić, dusić. Ale gdy dzisiaj w parku, na treningu, poskakałem, to też mnie dusiło, jeszcze bardziej, było mi trochę niedobrze. Ale to było z wysiłku, wiedziałem co to jest.

Dwie tłuste kobiety siedzą przy sąsiednim stoliku ignorując dzwoniący telefon, od paru minut, chyba je pacnę. Okropny sygnał tego telefonu.

NB (narkotyk-B) przysłała mi swoje zdjęcie, z trójką dzieci, jedno jest jej. Nawet miło wyglądała na tym zdjęciu, ale nie zatyka mnie już tak na jej widok, nie czuję już takiego niepokoju, gdy widzę, że wiadomość od niej przyszła. Więc może działanie narkotyku trochę ustępuje. To trochę jak z nałogiem, kiedyś trzeba powiedzieć, że dosyć, że nie da się tak po kawałku, palić tylko dwa papierosy dziennie, żeby było łatwiej przestać. Więc dlaczego mam ciągle z nią kontakt? Bo nie mam jeszcze nic w zastępstwie, myślę sobie.

Musiał  bym chyba do Niemiec, załatwić parę spraw, ale mi się nie chce, poza tym, powrót na parę miesięcy kosztuje dużo kasy. Gdybym teraz też, jakimś trafem, wizą dostał, to też tylko na rok i potem znowu to samo. Więc może lepiej odczekać i dostać na 5 lat, wtedy będę miał więcej czasu, żeby poznać życie tutaj, a za rok, by się jeszcze zastanawiać. Możliwie, że nigdy się nie ustatkuję, kto wie.

Czasami myślę sobie, że warto by spróbować coś się zbliżyć do NB, pojechać tam, czy coś. Ale potem myślę sobie, że tyle razy próbowałem mieć z nią kontakt, zawsze dostałem kopa w tyłek, nie licząc tego krótkiego okresu, gdy byliśmy bliżej. Więc po co narażać się na kopniaki, jak może te emocje, to tylko jakieś złe przyzwyczajenie, jak moje lęki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!