Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2018

Balast

Coś mam afty, ale to nic nadzwyczajnego u mnie. Łykam witaminę B-komplex, jak pelikan i smaruję to sobie czasami olejkiem drzewa herbacianego, czy jak mu tam jest. Da się wytrzymać, bywało gorzej. Stres jest często powodem takich autoimmunologicznych problemów, czy co to jest. Kiedyś to w sumie było normalne, że dziecko obrywało. Teraz też nie jest to niczym nadzwyczajnym. Co jakiś czas czyta się, że ojciec czy matka swoje dziecko jakoś tam zatłukli, czy udusili. Wiadomo, faceci zabijają swoje dzieci może bardziej brutalnie, matki je może częściej uduszą, albo zabiją przez potrząsanie. Nie wiem, nie interesowałem się tym aż tak. W każdym razie, między normalnym traktowaniem dzieci, a morderstwem, czy zabójstwem, istnieje cała skala różnorodnych metod używanych prze mniej, czy bardziej umysłowo rozwiniętych rodziców, czy opiekunów. Nie jest to nic nowego. Kopciuszek też nie miał chyba zbyt dobrego życia, a bajki są czasami jakimiś tam mądrościami ludowymi. Ojczym to zgwałci, a macocha

Dać odpocząć

Sobota wieczór, piję czarną herbatę, zagryzając herbatnikami z czekoladą. Ciekawe jak się to skończy. Coś wczoraj słabowity byłem, nawet do sauny nie poszedłem, dzisiaj odpuściłem sobie paletki. To znaczy, poszedłem na ten circle training, a potem na paletki, ale na tych ostatnich specjalnie się nie wysilałem. ćwiczyłem sobie z jedną Chinką, które jest na akademii sztuk pięknych, na pół roku. Od pięciu lat studiuje podobno w Rzymie, czy gdzieś tam. Przedtem gadałem z jedną Filipinką, z tego circle kursu. Dobrowolnie się do mnie do stolika przysiadła. Zawsze to miło. Ta Chinka to nie wiem ile ma lat, ale nosi jeszcze tą uprząż w zębach, nawet nie wiem jak się to nazywa. Tyle, że jest dosyć radosna i sama ze mną chce ćwiczyć, bo jej coś tam pokazuję. Ostatnio starałem się nie obżerać, co czasami powoduje, że tracę z pół kilograma, czy ileś tam. Bywa, że się wtedy łatwiej przeziębiam, jak teraz, bo mnie coś gardło zaczęło lekko drapać. Z Chinką się fajnie ćwiczy, bo mogę coś czasami po

Trening neuronów

No i jakoś się przędzie, plując sobie prawie codziennie w brodę, że nic nie robię. Pracuję, pracuję oczywiście, przynajmniej od ponad roku znowu, ale mojej głowie to nie wystarcza. Słucham sobie v.d. Kolk, jego prelekcji na temat traumy i takich. W sumie, to powtarza się on, ale w każdym wykładzie jest coś tam innego. Wczoraj było bardziej na temat wpływu dzieciństwa na poczucie własnej nicości. Dzieci, którym łopatą wbijano rozum do głowy, czy kopniakami, czy innymi pomocnymi metodami, często, o dziwno, uważają, że nie są specjalnie nic warte. Już nawet jako dorosłe, bo większość dożywa do tego okresu życia. Dlatego wiem, że mam błąd matrycy w głowie i staram się brać na to poprawkę, jak przy obliczaniu kursu statku, też trzeba wziąć prądy morskie pod uwagę. Ważne jest podobno, żeby nie dać się za bardzo, jak dołek przychodzi. Ja sobie ćwiczę obchodzenie się z moimi dołkami, czy lękami, pisząc sobie coś tam codziennie, co jest związane ze stresem. Wiem już, że jestem w stanie prz

Denerwuje mnie moja skóra

Czuję się nieswojo w swojej skórze, drażni mnie ona. Piję kawę, żeby się jakoś uspokoić, albo z przyzwyczajenia. Staram się powoli oddychać, jak mi się to przypomni, denerwują mnie pajączki w prawym oku. - Oddychaj - mówię sobie. To pomaga, trochę. Wczoraj słuchałem znowu prelekcji tego Kolka. Słucham sobie jej, robiąc równocześnie jakieś ćwiczenia. - Jak dziecko nauczy się, że ludzie go lubią, to mu to pozostaje w dorosłym życiu, nawet, jak coś nie wychodzi - mówi, coś w tym stylu. - Ale też bywa odwrotnie, jak matka stanie się narkomanką, czy alkoholikiem, to dzieciak uważa, że to jego wina. To w sumie oczywiste, tyle, że trudno to odnieść do samego siebie, szczególnie, jak jest się w dołku. Przypomina mi się, co Bosonogi powtarza, że jest "gównem". To w pewnym sensie smutne, że on sobie nie zdaje z tego, że powtarzając to, po prostu kopiuje to co kiedyś usłyszał, czy poczuł. - Trauma, to nie wydarzenie z przeszłości - mówi Kolk - bo to było kiedyś. To odcisk tego c

Granice

Za oknem raz pada, raz słońce, ale przeważnie więcej tego ostatniego. Byłem trochę w skałkach w sobotę, z B. Fajnie było, choć zrobiłem tylko dwie krótkie drogi. Oczywiście, nie chciało mi się jechać, bo to zawsze coś innego, wybicie z normalnego rytmu. Tyle, że jak to zwykle bywa, jak już gdzieś indziej jestem, to jest fajnie. Te drogi w skałce nie były trudne, bo tylko 6-, ale w ciągu ostatnich 3 lat wspinałem się tylko z 5 razy, więc się trochę umęczyłem. Dało mi to jednak motywację do poćwiczenia. Obejrzałem nawet parę filmów o wspinaczce, między innymi o jednym, który wspina się "free solo", czyli bez ubezpieczenia, wchodząc na 500 metrowe ściany, Alex Honnold. Przy okazji obejrzałem prelekcję jednego, który bez sprzętu schodzi na 137 metrów. Dosyć ciekawie to opisywał. Mówił, że jak człowiek wchodzi pod wodę, to tętno serca automatycznie spada do może 30-40 uderzeń na minutę, czy coś koło tego.

Nawet nie wiem

V.d. Kolk opowiadał o eksperymencie, który przeprowadzono na ludziach, dotyczącego marzeń. Skombinowano jakiegoś ładnego, egzotycznego modela, męskiego, który przeszedł koło kobiet, tych w miarę normalnych, uśmiechając się do nich. Kobietom robiono w tym czasie skan mózgu. Widać było, jak areały wyobraźni zostają pobudzone. - Ciekawe, czy podoba mu się moja sukienka - myślały sobie pewnie. - Czyli lubi Pink Floyd, czy może lubiłby to co gotuję? - chodziło im może po głowie. - Ciekawe, czy lubi wzorki na mojej pościeli - tak sobie też może myślały, czy coś w tym rodzaju, opowiadał Kolk. Potem zrobiono to samo z kobietami, które miały nieźle przechlapane dzieciństwo. U nich też został pobudzony obszar mózgu, tyle, że ten związany z lękiem. Ten z wyobraźnią raczej milczał. Nie jest to niczym nowym, że ludzie po traumatycznych przeżyciach, szczególnie tych w dzieciństwie, często tracą trochę na wyobraźni, dotyczącej ich życia. Tak sobie tego słuchałem wczoraj, oglądając to na YT i wt

Nie lubię kleszczy

Pojechaliśmy z Blondi nad rzekę, bo ładna pogoda, a podobno woda nawet czysta, bo Blondi się w tamtych okolicach kąpała, to wie. - No dobra - myślę sobie - nie każda rzeka jest brudna. Znaleźliśmy nawet coś w rodzaju małej plaży, przy której rosły dęby i inne takie. Położyliśmy kocyk na suchych liściach, w cieniu. - Tu mogą być kleszcze - mówię. - Eee tam, za ciepło jest - mówi Blondi - na pewno nie ma. W wodzie było pełno małych rybek, więc nie była do końca zatruta. Za drugiem razem jak do niej weszliśmy, to nawet zanurzyłem głowę. Nie po to, żeby coś zobaczyć, bo krystaliczna ta woda to na pewno nie była. Po powrocie do domu siedzimy sobie na balkonie, słoneczko świecie, ale nie mnie na głowę, więc jest spoko. Tyle, że na raz widzę kleszcza, na moim przedramieniu. I tak dobrze, że się nie próbował schować. Jakoś go wyjąłem, ale widać mało dokładnie, czy zgrabnie, bo teraz, po dwóch dniach mam czerwone i swędzące miejsce. Zobaczymy jak się to rozwinie. Nie przepadam za kleszczami

Raz lepiej, raz gorzej.

Obserwuję u siebie wzloty i upadki. Są momenty, w których czuję, że nic się do przodu nie posuwa, jestem jakiś bezwładny, bywa też, że czuję po prostu optymizm, w stylu "wszystko będzie dobrze, coś się dzieje, jakoś coś się poprawia". Codziennie po powrocie z pracy siadam do pisania moich notatek. Czasami, to znaczy, przeważnie zawsze próbuję to jakoś odwlec, bo "jestem głodny", czy coś. Mimo wszystko w końcu siadam i piszę, czując niepokój, czy jak mi się ciasna koszulka robi. -- Oddychaj - mówię sobie wtedy, choć powoli automatycznie zaczynam głębiej oddychać. Na paletkach, raczej ostatnio wszystko przegrywam, na treningach, bo na zawody nie jeżdżę. Tyle, że staram się pamiętać o oddychaniu. Jestem też mniej zestresowany niż kiedyś, choć wiadomo, różnie to bywa. Przegrywanie jest frustrujące, zarówno w paletkach jak i w życiu. Co interesujące, gdy na treningu nie wychodzi, to mam na drugi dzień rano większą ochotę coś robić, to znaczy, nie wpadam w te myśli &quo