Dać odpocząć

Sobota wieczór, piję czarną herbatę, zagryzając herbatnikami z czekoladą. Ciekawe jak się to skończy. Coś wczoraj słabowity byłem, nawet do sauny nie poszedłem, dzisiaj odpuściłem sobie paletki. To znaczy, poszedłem na ten circle training, a potem na paletki, ale na tych ostatnich specjalnie się nie wysilałem. ćwiczyłem sobie z jedną Chinką, które jest na akademii sztuk pięknych, na pół roku. Od pięciu lat studiuje podobno w Rzymie, czy gdzieś tam. Przedtem gadałem z jedną Filipinką, z tego circle kursu. Dobrowolnie się do mnie do stolika przysiadła. Zawsze to miło.
Ta Chinka to nie wiem ile ma lat, ale nosi jeszcze tą uprząż w zębach, nawet nie wiem jak się to nazywa. Tyle, że jest dosyć radosna i sama ze mną chce ćwiczyć, bo jej coś tam pokazuję.
Ostatnio starałem się nie obżerać, co czasami powoduje, że tracę z pół kilograma, czy ileś tam. Bywa, że się wtedy łatwiej przeziębiam, jak teraz, bo mnie coś gardło zaczęło lekko drapać.
Z Chinką się fajnie ćwiczy, bo mogę coś czasami po Chińsku powiedzieć, ona nawet coś tam zrozumie, albo udaje, albo muszę jej po angielsku wytłumaczyć. Może będę miał więcej motywacji do Chińskiego, choć nie jest to takie ważne.

Uciekam w filmiki na youtube, nie takie z gołymi babkami, bo takich na youtube nie oglądam, ale jakieś, na różne tematy. Teraz akurat słucham muzyki, której słuchałem już bardzo dawno temu, jak byłem razem z jedną z moich wielkich miłości. Miłość okazała się trwała na parę lat i nie ta, oczywiście, ale tej muzyki jakoś długo nie mogłem słuchać, mimo wszystko za dużo dziwnych wspomnień.
Kiedyś, za czasów muzyki zdarzyło mi się walnąć głową w ścianę, z tego co pamiętam. O waleniu drzwiami, tak, że kiedyś w jednych z nich szyba kiedyś poszła nie trzeba wspominać.
Teraz jestem spokojniejszy. Jakoś udaje mi się zbliżyć moje dwa, czy trzy światy. Ten rzeczywisty i ten marzeń. To może dlatego, że ten marzeń gdzieś zniknął, za lekką mgiełką?
Czy jest mi z tym lepiej? Mniej emocji, mniej uczuć? Nie wiem. Jest mi spokojniej.
świat marzeń związany jest też z gwałtownymi emocjami. To nie zawsze miłe, jazda na diabelskim młynie, czy innym rollercoasterze. W każdym razie, to jestem w stanie obserwować co się ze mną dzieje i wiem, że uciekam, od tego, by czuć siebie samego, własne myśli i emocje. Czasami miło jest mieć wtedy święty spokój, choć ma się wrażenie, że nic się nie zmienia, nie dzieje. Poddać się muzyce, dać odpocząć mięśniom, nóg, pleców, ale też mózgu.

Komentarze

  1. Cześć. Wydaje mi się, że nie mógłbym wrócić do muzyki, która kojarzyłaby mi się z dawną miłością. Załamanie byłoby pewne na 100%, a to nic dobrego. Może TY jesteś już tak daleko od tego związku, że przyjmujesz to na chłodno? Może tak właśnie być.

    Natomiast zauważyłem dopiero niedawno, że bardzo szybko staram się jeść gdy jestem na mieście. Coś jakby mega stres że coś/ktoś zrobi krzywdę. Jak dzikie zwierze które musi szybko jeść bo za chwilę inne dzikie może mu odebrać... Ciekawe, to może mieć jakieś podłoże psychologiczne :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, to już dawno, dawno, z tym związkiem, ale zawsze trochę żal ;)

      Z tym jedzeniem, to ciekawe. Możliwe, że czymś to jest spowodowane, jakimś przeżyciem, trudno wyczuć. Dzikie zwierzęta to raczej tak jedzą gdy są naprawdę głodne. Jak mają sporo do jedzenia, to nawet się nim bawią. Mówię o drapieżnikach ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!