Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

Codzienna walka z lękami.

Dzisiaj trochę lepiej. Byłem na korcie, nie chciało mi się, ale po kawie wybrałem się jednak. Po korcie i prysznicu poczułem się jakoś spokojniej. Kumpel z Niemiec, który miał mi w paru rzeczach pomóc, który zniknął na 3 tygodnie, pojawił się znowu. Nadal mi pomaga, ale jedną z ważniejszych, znaczy, najdroższych rzeczy przez niego trochę zawaliłem, jak gruntowną renowację łazienki. A po części dlatego, że nie lubię kontaktów z ludźmi, z którymi muszę się kłócić. Jak tu się uporać z moimi lękami i blokadami? Napisałem dzisiaj K, tej Japonce, wspólnej znajomej ze znikającym kumplem, że mimo wszystko, że straciłem przez tego kumpla, i w ogóle, to chodzi tu tylko o pieniądze. Najważniejsze, że człowiek w miarę zdrowy. Bo co mi po pieniądzach, jak okaże się, że ze stresu dostałem raka, czy może zawał serca? Powoli zaczynam się też starzeć. Kto by pomyślał, że tak sędziwego wieku dożyję. Z drugiej strony, to patrząc na moje życie nie odnosi się może wrażenia, że może być mi źle. Facet siedzi

Bezsens istnienia, ociężałość.

Może coś lepiej, łatwiej mi rano coś robić, mniej się duszę. W poniedziałek byłem potrenować, do dzisiaj mam zakwasy, kumpel nas tak pogonił. Próbuję rozgryźć moje słabości. Siedzę w kafejce, na zewnątrz zima, według kalendarza. Internet mówi, że 27C. Dlatego nie chciało mi się jechać na rowerze, bo przyjechał bym pewnie spocony. Z Chińskim słówka trochę lepiej idą, ale ciągle nie umiem czytać żadnych normalnych tekstów. Wkurzające. Ale codziennie rano przelatuję przez jedną z list ze słówkami. Zobaczymy, jak to będzie. Kumpel z Niemiec odezwał się. To znaczy, napisał SMSa, że się odezwie. Jego partnerka od gry podwójnej, raz jest na niego zła, że on się z jedną zadaje, raz go broni, albo się nim martwi. Tu w kafejce przeprowadzają wywiad na temat pracy w jednej z tutejszych sieci "fast foodu". Próbuję jakoś się wygrzebać z tego marazmu w którym siedzę. Za dużo czytam wiadomości na internecie, potem komentarze do tego, denerwując się głupotą ludzką. Wiadomo, niektóre komentar

Spocony w nocy. Coś mi się śni?

Nadal coś się nie umiem pozbierać. Zastanawiam się, czy jest sens tu jeszcze tyle czasu siedzieć, prawie rok. Nie chce mi się. A może to lęki? Mogę robić co chcę, a siedzę w domu i się duszę. Chciałem iść na kort, poćwiczyć, ale nie umiałem się pozbierać. Jadę zaraz potrenować trochę z Z. Jakoś to wszystko takie bez sensu. Tęsknię trochę za NB (narkotyk-B). To po prostu taka jakaś ucieczka, od tego lęku teraz. Tyle, że nie oglądam raczej TV, staram się uczyć tego Chińskiego, żeby coś umieć czytać, żeby nie musieć się tylu słówek uczyć. Coś tam powoli może mi wychodzi, ale strasznie powoli. Nic nie piszę, nic nie robię, mandat mnie dobił, dusi mnie. Nic to, pakuję rzeczy i jadę na te paletki. Mandatu jeszcze nie zapłaciłem. Powoli się cieplej robi, w ciągu dnia 26C, w nocy już nawet koło 16. I tak się budzę w mokrej koszulce, zdejmuję ją, czasami zakładam drugą, czasami nie. Ciekawe dlaczego się tak pocę, coś mi się śni?

Czy kiedyś cieszyłem się życiem?

Jakiś do tyłu jestem, nie umiem się pozbierać. Niby wszystko jest ok, nie jestem chory, ale cały dzień jakoś się duszę. Wracają trochę wspomnienia z dzieciństwa. Mogłem jechać do kafejki, ale chciałem mieć trochę spokoju. Nawet nie poszedłem na targ po owoce. Brakuje mi jakoś energii, do życia. Uczyłem się trochę Chińskiego, napisałem coś tam do V, takiej jednej z paletek, trochę, parę zdań z AM. Z pytał mnie, czy bym z nim nie potrenował jutro, pewnie, dobrze mi to zrobi myślę. Jeszcze się od tego mandatu nie pozbierałem. Pokazało mi to, że czasami jestem bezradny, obudziło się coś z przeszłości. Wiem, że to tylko neurony, które wysyłają sygnały, coś tam przechodzi przez ciałko migdałowate, coś tam przez jakiś hipokampus. Ale mimo wszystko coś mnie dusi. Muszę iść pomedytować, albo obejrzeć mecz do końca. Mam też jeszcze ze 100 słówek do przypomnienia. Wkurza mnie to wszystko. Głupi policjant, głupia przeszłość. Wiem, że mogło by być dużo gorzej, ale jakieś kawałki mojego mózgu tego n

Wewnętrzna walka, nienawiść, bezradność

"Twoim największym przeciwnikiem jesteś ty sam", powiedział Jet Li w jednym z wywiadów. Ciągle mam podły humor, nawroty bezradności z dzieciństwa? "Jestem do niczego, nie daję sobie rady. Nie dajęęę sobie rady!!!" coś krzyczy w mojej głowie. Smutek, bezradność. I co dalej? W takim dołku jakoś trudno myśleć pozytywnie. Próbuję. "Tak zawsze będzie", mówi mi coś w mojej głowie. "Dlaczego nie powiedziałeś, że masz urodziny", powtarza jakiś głos w mojej głowie. "Do niczego się nie nadajesz, nic z Ciebie nie będzie", słyszę głos. Stoję znowu na podwórku, jakby daleko od mojego ciała. Uciekam gdzieś, nawet nie wiem gdzie. Gdy stary mnie uderzy, to i tak nie będę czuł. Będzie mi huczało w uchu, będę czuł gorąco i lodowatą nienawiść do każdego. Mam w sobie wiele nienawiści do ludzi. Nie do zwierząt, do ludzi. Interesujące. Ale ta nienawiść, to jakby tylko jedna warstwa, jeden kawałek, w moim mózgu, który się czasami budzi. Inny, to bezradność, s

Popieprzony świat

Nawet mi się nie chce pisać. Tak, jakby duchy przeszłości wracały i rzucały na mnie niewidoczną lepką siatkę, oplatającą mnie jak pajęczynę. Parę dni temu miałem urodziny. Zadzwoniła dobra kumpelka, nie z życzeniami, ale, żebym im coś kupił w sklepie, bo ich oboje z mężem grypa zupełnie rozłożyła. Więc jadę do sklepu i na czerwonym świetle sprawdzam coś na komórce. Chcę zdążyć na trening, przedtem jeszcze te zakupy i te cholerne urodziny. Sprawdzam coś na internecie, bo muszę coś wysłać, nagle widzę kątem oka, że ktoś mi kiwa przez prawą szybę samochodu. Policja. "Co pan robi z tym telefonem?", pyta. Mówię mu, że coś sprawdzałem, bo co go będę czarował, chyba widział co robię. "Niech pan jedzie, jadę za panem", mówi. Zrobiło się zielone, to jadę, on miga, że mam zjechać, bo akurat było tam miejsce żeby stanąć. Co się będę rozpisywał. Kosztowało mnie to 353 dolary i 3 punkty. Nawet nie chodzi mi o to, że muszę zapłacić, ale o to, że nie powiedziałem mu, że mam urodzi

Po prostu zmęczony

Rano budzę się i nic nie ma sensu. Skąd my to znamy. Do głowy przychodzi mi to mieszkanie, które wynajmuję, które mnie ciągle kasę kosztuje, a miałem na tym coś zarabiać. Lokatorka, z którą muszę się kłócić, pleśń na ścianach, drogie remonty, których końca nie widać. Małe mieszkanie, duży kłopot. Możliwe, że boję się też czegoś, nie umiem się z tą babą kłócić, która za ten miesiąc znowu nie zapłaciła czynszu, pewnie dlatego, że "remont". Poza tym, to po co tu jestem. Może powinienem być w Polsce, szukać szczęścia u NB (narkotyk-B). Ona obecnie po rozwodzie, z dzieckiem, "ma kłopoty, to może by mnie chciała". Tak sobie coś myśli w mojej głowie. Nie chce mi się wstać, w takich momentach. Tym bardziej, że w nocy się budziłem, bo za późno kawę w kafejce wypiłem. To chyba przez to. Leżę i miota mną tęsknota, za kimś bliskim. Ale co na to poradzę, jestem sam. W głowie szaro, może nawet ciemno? Ale jaka jest sytuacja, gdy ny nią spojrzeć z zewnątrz? Nic mnie tu nie trzyma,

Raz lepiej raz gorzej, czyli jak zwykle

Szarpię się z codziennością, z uczuciem duszenia się i wrażeniem, że jestem bezradny, że nic się nie zmieni. Wczoraj byłem na imprezie pożegnalnej A. Trochę ludzi było, ale jakoś było mi zbyt tłoczno i za głośno. Na ile kierują mną moje emocje? Mimo wszystko jestem tu w tej Australii, niektórzy mówią, że mi zazdroszczą, że tak po prostu sobie tu siedzę, nie chodząc do pracy. I to od ponad roku? Czy jest czego zazdrościć? Może powinien był pojechać do Polski, poszukać tam kogoś do przytulenia się. A może lepiej, że tu siedzę? Nie wiem, w każdym razie, to próbuję coś robić z moimi lękami. Każdy dzień to walka, przed tym, żeby uciekać. Czasami wychodzi mi to lepiej, czasami gorzej.

Wolę popełniać błędy, niż nic nie robić, uciekać.

Po prostu coś mnie dusi. Trudno powiedzieć co. Najchętniej, to bym uciekł w czytanie wiadomości, jakichś gazet internetowych. czy komentarzy przy tych wiadomościach. Wiem, że to ucieczka, od tego mojego uczucia, lekkich mdłości. Słucham spokojnej muzyki, chyba ta lepsza od tej szybkiej. Widząc różne kobiety, czy dziewczyny myślę sobie, że brakuje mi kogoś do przytulenia się, pary ciepłych piersi. Za oknami nawet dosyć chłodno, lekko pochmurnie. Byłem na targu, potem w sklepie. Wszędzie tyle istot płci odmiennej. "Muszę zbierać dobre momenty", pomyślałem sobie, wracając samochodem do domu, "na takie chwile jak ta". I tak dobrze, że zdaję sobie sprawy, że będzie lepiej, że to taki moment, czy dzień. Za godzinę trening, który sobie sami urządzamy. Mamy dostęp do hali, możemy tam trenować. Po prostu walczyć. Nawet jak nie wszystko wychodzi optymalnie, to lepiej starać się robić coś konkretnego, niż tylko uciekać, czując frustrację i złość na siebie samego, że nie daję s

Po prostu nie dać się

Walczę. Kumpel, który miał mi pomóc w Niemczech, zniknął. To znaczy, jeździ na zawody, wiem od wspólnej kumpelki K, ale u mnie się nie zgłasza. Wygląda na to, że przez niego mogę mieć spore wydatki, bo miał mi pocztę przekazywać, a dał tak zwanej d...Może mnie to parę tysięcy euro kosztować, cała przyjemność po mojej stronie. Po niemiecku mówi się, że jak się takich przyjaciół ma, to i człowiekowi już wrogów nie potrzeba. Miał mi dopilnować renowacji, liczyłem na to, a tu nic. żebym wiedział, to bym załatwił kogoś innego. Poczty nie przekazuje, nie wiem, gdzie jest, więc nie wiem, czy coś od fachowców od renowacji przyszło w tym czasie, czy nie, więc nawet nie wiem, jak mam się z nimi kłócić. Wiem, że niektóra poczta przyszła, której mi nie przekazał. Pocztę przekierowałem jakiś tydzień temu na kogo innego, ale nie mam pojęcia, co w międzyczasie przyszło. Miał mi posłać paczkę, też z ważnymi papierami, nie posłał i nie pozwolił, żeby K to zrobiła. Idiota po prostu. W sensie, nienormaln

Czasami dobrze, czasami źle.

Z zębem jakoś przeszło, pewnie było to przez zgrzytanie zębami nocą, czy zaciskaniem szczęki. Nawet nie obudziłem się tak zlany potem. Byłem wczoraj na kolacji z ludźmi z paletek, przedwczoraj z AM i jej mężem. Trochę kasy kolacje kosztują, ale, na co mam oszczędzać. Dostanę jakiegoś raka, czy coś i życie i tak się skończy. W piątek trenowałem z AM i S, czyli jej mężem. Oboje byli lepsi ode mnie, podliczając wszystkie punkty na koniec. Ale, ja i tak dalej ćwiczę swoje. Ludzie mi mówią ostatnio, że się moja gra poprawiła. Zawsze to cieszy. Kumpel z Niemiec dalej się nie zgłasza, ale poprosiłem J o pomoc i jakoś dalej to idzie. Czasami są takie dni, gdy wszystko wydaje się do niczego, gdy ząb boli, bezsens i samotność gryzie. Wtedy logika mi mówi "to po prostu deszcz pada, kiedyś znowu oczywiście słońce wyjdzie". Emocje nie chcą temu wierzyć, jęczą i płaczą. Wtedy próbuję sobie przypomnieć słoneczne momenty. Czasami to pomaga, bardziej lub mniej. Ale myślę, że dobrze jest wiedz

Raz ząb, raz coś innego.

Dzisiaj rano budzę się, jakoś wszystko bez sensu. Niezależnie od tego, że koszulka jak zwykle mokra. Zdjąłem ją i położyłem się znowu, bo za oknami ciemno. Poleżałem, porozmyślałem, chcę się podnieść, a tu nagle coś mnie sieknęło w karku. To znaczy, jakieś mięśnie. Po części to pewnie stres, a z drugiej strony rano jest dosyć chłodno w pokoju. Mimo wszystko polazłem na siłownię, na kort, ale nie umiałem porządnie odbijać, bo jak głowę skręcałem, to niezły ból, jak patrzyłem trochę w górę, to też. "Wspaniale", pomyślałem sobie, w dodatku mnie coś od wczoraj ząb coś lekko ćmi. Nie wiem, czy coś z tym zębem, czy może znowu tak zgrzytałem zębami w nocy, czy zaciskałem je. Mam plastikową szynę, chroni szkliwo, ale na zaciskanie tak nie pomoże. W dodatku trening z AM był jakoś do niczego. Ona niezadowolona. Może ją za bardzo poprawiałem, a może dlatego, że robiliśmy nie te ćwiczenia, które ona lubi, a może dlatego, że nie wiedzieliśmy jak długo możemy na korcie zostać. Teraz jakoś

Nie zawsze uciekam.

I znowu dzień minął. Uczę się więcej słówek chińskiego. Powoli coś mi łatwiej zapamiętać, bo mam referencje do innych słówek. Na początku, to trudno mi było zapamiętać te wszystkie "xue", "xia", czy inne. Teraz, jak wiem, co oznacza jedno "xue3", śnieg, łatwiej zapamiętać mi, na przykład krew, "xue4". Ale jeszcze mi się sporo miesza. Dzisiaj paletki. Bolała mnie trochę łydka to grałem głównie z jedną miłą V, z Taiwanu. Potem poszliśmy grupą do restauracji, indyjskiej. Lubię to jedzenie, bo każdy dostaje miseczkę, coś tam w innym sosie, do tego ryż i dzielimy się tym jakoś. Miła jest ta  V. Poślę jej parą linków z kursów paletek, może się czegoś nauczy. Walczę codziennie. Czasami przychodzi moment lęku, dusi mnie, ale nie uciekam tak w robienie niczego, jak kiedyś. Takie mam przynajmniej wrażenie. W Niemczech oglądałem godzinami seriale. Tutaj chyba jednak mniej, to znaczy, znaczenie mniej. Uciekam może w naukę Chińskiego, czy nie wiem w co. Ale n