Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2020

Kawałek ciasta

Od paru dni jestem trochę dziwny, to znaczy, mam afty i jestem zmęczony, tak, jakby mnie miała jakaś choroba złapać. Czuję się trochę, jakby mój poziom energii był bliski trzydziestu procent, albo jeszcze mniej. Starczy do robienia paru rzeczy, ale dużego zapasu nie ma. Nie starczy na zainstalowanie nowej aplikacji. Zacząłem znowu pracę nad książką, w której wracam do przeszłości. Może to mnie tak gryzie? Niewykluczone, powroty czasami odbijają się mocno nie tylko na psychice, ale też na całym ciele. Zapisałem się na facebooku do grupy PTSD, czyli zespół stresu pourazowego (PTSD - Post-traumatic stress disorder). Tam jest się zobowiązanym do specjalnego oznaczania pewnych tematów. Nie można na przykład napisać "prześladowanie", trzeba pisać "p***ślado**nie", czy coś w tym rodzaju, a potem zostawić parę linijek wolnych, żeby nie było widać tekstu. Chodzi o to, żeby ktoś przypadkowo nie przeczytał czegoś, co może u niego spowodować silną reakcję. To jakby ostrzegać o

Małe sprawy

 Już piątek. W środę byłem na paletkach, tak na stojąco coś postukać z Surferem i pogadać z ludźmi. Poćwiczyłem też trochę z Chińczykiem, który jest całkiem fajny. To znaczy, jak go próbuję paru rzeczy nauczyć i coś tam już wychodzi, poza tym, to on mnie poprawia, jak coś czasami próbuję po ichnemu powiedzieć. Boli mnie pod kolanem, choć mam rozwalone biodro. W czwartek byłem na fizjoterapii, jak to w czwartek. Tam się nawet spocę. Spotkałem mojego ortopedę, które w sumie jest już prawie na emeryturze. Mówiłem mu, że chcę się dać zoperować, on mi na to, że jeszcze nie jestem tak daleko. No nie wiem. Chociaż, jak nie chodzę, to mnie nie boli, na rowerze też się da. Poszedłem potem na jogę, którą prowadziła w zastępstwie jakaś atrakcyjna młoda dziewczyna. Potem kafejka, bo można sobie fajnie siedzieć i patrzeć na drzewa w parku, czasami pogłaskać jakiegoś psa. Nie pojechałem do ulubionej kafejki, bo dzisiaj jak nie padało, to siąpiło. Coraz więcej zachorowań, od poniedziałku zamykają klu

życie wkoło

 W nocy obudziłem się, znowu miałem to irytujące uczucie, że coś mi plecy ściska, między łopatkami. Wstałem, pochodziłem, siadłem sobie na balkonie. Coś tam próbowałem się rozciągać, ale bez większego sukcesu. Myślę, że operacja biodra chodzi mi po głowie, bo sama myśl o tym wydaje mi się być mało przyjemna, delikatnie to ujmując. Chyba zasnąłem, potem obudziłem się jeszcze raz, coś po czwartej, czy jakoś tak. Znowu siadłem na balkonie opatulony, choć nie było tak zimno. Krótko przed piątą ktoś z czołówką na głowie przerzucał śmieci z pojemnika na recycling do normalnych śmieci. Pomyślałem sobie, że to jakiś inny wariat, nie pierwszy i nie ostatni w tej okolicy. śmietniki stoją na długim podwórzu, więc nikt z ulicy tam łatwo nie dojdzie. W mieszkaniu koło tych śmietników zapaliło się światło, jakiś gościu w samych majtkach wyszedł na balkon, ale widząc, że to tylko ktoś z lampką na głowie grzebie w śmieciach, wrócił z powrotem do środka. Ten z czołówką poczłapał na drugą stronę tego dł

Znajomości ze ścianki

 Byłem dzisiaj na spacerze, wczoraj na fizjoterapii. Czy ta FT coś pomaga, nie jestem pewny, na pewno jest to powód, żeby się rowerem przejechać, z 15 minut w jedną stronę. Poza tym, to trochę mi mięśni przybywa znowu i jest motywacja, żeby coś ćwiczyć. Ogólnie, to nie za bardzo chce mi się coś w domu samemu robić. Chodzę na jogę, tak ze dwa razy w tygodniu ostatnio. Myślę, że na koniec i tak muszę dać się zoperować, bo nawet chodzenie związane jest z bólem. W zeszłym roku przejmowałem się jeszcze jakimiś wygranymi, czy przegranymi meczami, a teraz bym się cieszył, jakbym mógł spacerować bez bólu. W parku zrobiłem parę ćwiczeń. Idę zaraz do sklepu, choć mi się nie chce. Nie lubię chyba wychodzić z domu, chyba, że na sport, a tego ostatnio u mnie mało. Poszedłbym na bouldern, choć lekarz mi od tego odradzał, ale tu codziennie koło 90 nowych zakażeń, tą koroną, więc trochę mi się nie chce. Podobnie z basenem. Może jestem przewrażliwiony, a może mi się nie chce, ale też nie mam ochoty się

Autopilot

Dzisiaj w nocy obudziłem się koło północy, chociaż poszedłem spać po jedenastej. To pewnie czyjeś tupanie dwa piętra wyżej. Znowu miałem wrażenie, że trudno mi się oddycha i że między łopatkami czuję napięcie, trochę takie, jak teraz gdy to piszę. Gdy siedzę, to łatwiej mi się oddycha, czyli w sumie, to normalnie. Gdy się położę do snu, to robię się niespokojny. Wczoraj skończyło się to na tym, że koło czwartej nad ranem siadłem sobie na krześle na balkonie. Siedziałem tak w ciemności, takiej na ile w mieście jest ciemno. Na koniec zimno wypędziło mnie do łóżka, gdzie jakoś tam na siedząco udało mi się zasnąć. Problem w tym, że chciałem wstać koło 8.30, bo miałem pomóc Blondi malować jej mieszkanie. To znaczy, jej, jej chłopakowi i jednej znajomej kumpelce. Budzik miałem nastawiony, ale obudziłem się krótko po siódmej. Zrobiłem nawet parę ćwiczeń, choć siekała mnie trochę noga. Zrobiłem sobie espresso i siadłem na balkonie, tym razem za dnia, z książką do neurobiologii. To jeden z najp

Czyżby dusiła mnie korona?

 W sobotę byłem na koncercie w filharmonii, w małej sali. W dużej był jakiś duży koncert, ale ogólnie, luda było co niemiara. Koncert bardzo fajny. Tutaj jest koło 700 nowych przypadków w ciągu ostatnich siedmiu dni, więc trochę trzeba uważać.  W poniedziałek rano budzę się z lekkim drapaniem w gardle, w sumie normalne, czasami mnie drapie, od jeżdżenia na rowerze, od siedzenia na balkonie w zimne dni. Problem tylko w tym, że coś mi się trudno oddycha, każdym razie jakoś tak dziwnie. Wstaję, chodzę trochę po mieszkaniu, otwieram okna, żeby trochę świeżego powietrza napuścić. Mam wrażenie, że coś jest nie tak. W głowie pojawiają się obrazki płuc wypełniających się jakąś substancją, powodowaną przez wirusa korony. Płuca wypełniają się od dołu do góry, widzę się już w szpitalu. - Tego mi jeszcze brakowało - myślę sobie, ale może mi się tylko tak wydaje. Robię parę pompek, podciągam się parę razy. Oddychać potrafię, ale mam wrażenie, że brakuje mi tlenu. Siadam na łóżku, by pomedytować tro

Czy mam swoje miejsce? Tinder.

 Coś mi się tu ostatnio nie chce pisać, nawet nie wiem dlaczego. Walczę teraz z przybytkiem wagi, chociaż, to stracony wysiłek, dopóki mam jeszcze prince-polo w lodówce. Dlaczego w lodówce? Tak z przyzwyczajenia chyba, bo lodówka jest duża, a miejsca w szafkach w kuchni mało. Muszę powywalać trochę rzeczy. Właśnie ładuję notebook, jeden z tych starych, żeby zobaczyć jak szybko jeszcze chodzi. Jak będzie zbyt powolny, to wyjmę ten mały twardy dysk, a komputer wrzucę do kontenera na elektronikę.  Byłem dzisiaj na fizjoterapii. Nie było V, był J, który mi w sumie mięśnie nogi wymasował, bo powiedziałem, że mnie boli, czy bolała i położył na koniec gorący worek. W sumie, tak sobie myślę teraz, to to pomogło. Muszę więcej tak pomasować, czy użyć rolki. Jakby był V to bym musiał ostro ćwiczyć, po ostatnim razie miałem zakwasy. Coś mam dzisiaj więcej energii, może to przez to prince-polo, a może dlatego, że powoli wychodzę z tego szoku po diagnozie, gdy zabroniono mi w sumie trzech moich ulub