Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2017

Cielaczek

Za oknem robi się chłodno, przez drzwi balkonu dociera miła bryza. Siedzę w kuchni przy zgaszonym świetle, w lekkim półmroku, bo dnie coraz dłuższe, tym bardziej tu na północy. Wiadomo, to nie to samo co kraje skandynawskie, ale jednak trochę północ. B dostała pracę, na farmie, biologicznej w dodatku. - Cielaczek się zgubił - napisała mi w jednej z wiadomości. - Szukamy go, w deszczu. - Co? - pytam - Coś go porwało, czy coś? - Był nowo narodzony, nocą. Tu jest w pobliżu potok, może do niego wpadł. Szkoda mi się zrobiło takiego zwierzaka, nawet nie wiem dlaczego, przecież go nigdy nawet nie widziałem. Dzisiaj po południu przyszła wiadomość - Cielak się znalazł, był gdzieś tam z tyłu. Cały i zdrowy. Nie wiem, co to znaczy "gdzieś tam z tyłu", ale B nie lubi się rozpisywać. Pewnie jak kiedy będziemy gadać przez telefon, to mi opowie. Przesunięcie czasowe robi swoje, czas wolny jest zdesynchronizowany. W niedzielę napisałem SMSa do NB (narkotyk-B). W sumie, to pytałem o jej psa,

Granice bólu i dołki

Wiadomo, każdy odczuwa ból inaczej, bo jest to coś subiektywnego. Jak się uprawia sport, to gdy człowiek jest napompowany adrenaliną, to często nie czuje bólu, w momencie kontuzji, albo potrafi go zignorować. To nierzadki widok, gdy ludzie "potejpowani", czyli z różnymi bandażami sportowymi dalej nadwyrężają swoje stawy, czy mięśnie. Czasami robi się to do momentu, gdy się po prostu nie da, bo organizm jakoś tam zdroworozsądkowo blokuje daną część, albo ból jest tak przenikliwy, że trzeba sobie odpuścić. To znaczy, sygnał bóli dociera nawet do tej oszołomionej głowy. Ja sam nieraz jakoś jeszcze walczyłem na zawodach, raz ze złamanym obojczykiem i łokciem, innym razem z zerwanym jakimś tam wiązadłem. Stephen Fry opowiadał o jakimś wojskowym, który rzucił się pod ciężarówkę, bo nie mógł wytrzymać tego wewnętrznego bólu, ciemnej depresji, czy stanów lękowych. Potem leżąc połamany w szpitalnym łóżku powiedział -- taki ból jest łatwiejszy do wytrzymanie, niż ten w głowie. Potrafię

Niskie bariery

Ludzie śmierdzą, chrząkają, gadają, czyli przeszkadzają mi tym. Czuję się może trochę jak ten jeden wariat z filmu K-Pax, który chodził z kąta w kąt powtarzając, że ludzie śmierdzą. Fakt, ja nie mówię tego na głos i nie zawsze mi to wszystko przeszkadza, ale czasami jestem wrażliwy na siorbanie, czy zapach jakichś szprotek w oleju, czy co tam kto jadł. Ciekawe jaka część populacji używa nitki do zębów. Trudno powiedzieć, a nie chce mi się sprawdzać. Japończycy podobno nie używają dezodorantów, za to kąpią się częściej. Nie wiem czy to prawda. Oglądałem jeden film dokumentarny w którym były między innymi mowa o portugalskich podróżnikach, uważanych przez Japończyków za barbarzyńców. Z tego chociażby powodu, że w Europie kąpiel nie była tak popularna, tak ze 300 lat temu. Japończycy zażywali jej dosyć często, taka już ich tradycja. Nie wiem, jak jest z myciem zębów u nich. Wczoraj zamiast iść na sport usiadłem sobie na łóżku w półmroku, słuchając spokojnej muzyki. To trochę jak balsam dl

Wygrane i przegrane

Wczoraj byłem na paletkach, jak i przedwczoraj, czy przez większość innych dni w tygodni. Nie zawsze gram, czasami po prostu coś sobie na boku trenuję, w tym jednym z klubów, gdzie ludzie tylko gry podwójne grają. Nie chce mi się z nimi grać, bo oni nie trzymają reguł gier podwójnych, to znaczy nie wszystkich, a poza tym, to szkoda mi czasu. Wolę popracować nad moją techniką. To taki mój aerobik. Zauważyłem, że praca nad techniką więcej mi przyniesie niż tylko takie sobie granie, nawet zaangażowane. W zeszłym roku miałem okazję pomagać w treningu jednej z najlepszych par graczy Australii, więc wiem jak oni trenują. Na treningu raczej nie "grają sobie", a raczej ćwiczą coś konkretnego. To jak z grą na instrumencie. Nie gra się kawałków od początku do końca, tylko pracuje nad pewnymi częściami, choćby dlatego, że program koncertu może zająć z godzinę. Ja sam grałem na końcowym chyba z pół godziny, w miarę bez przerwy, choć nie wiem już dokładnie jak długo to było. W każdym razi

Walka tu i tam.

W niedzielę obyło się jakoś bez bólu głowy. Może dlatego, że się wyspałem, a może temu, że poszedłem pobiegać już przed 13, bo zapowiadali deszcz na popołudnie. Deszcz był dopiero pod wieczór, a ja mogłem zażyć trochę słońca na balkonie. Czułem się jakoś, tak, spokojnie, tak, jak teraz czuję niepokój. Po prostu dwa różne stany. W niedzielę po południu pogadałem nawet z B, która siedzi w Kanadzie, od zeszłej środy. Ale ten czas leci. Myślę oczywiście czasami o NB (narkotyk-B), ale, nic z tego nie wynika. Ciekawe, że czasami jestem taki spokojny, większość czasu chyba nie. Wczoraj wieczorem padłem na nos, bo grałem sporo na treningu. Kiedyś się bardziej złościłem, jak mi coś nie wychodziło, teraz robię to mniej. To może też dlatego, że widzę, jak niektóre rzeczy mi wychodzą. To często kwestia ćwiczenia. Poza tym, to staram się pracować nad sferą mentalną, próbować ją też jakoś przenieść na moją walkę z lękami. I tyle.

Mysz

SIedzę w kafejce klubu sportowego. Z głośników muzyka hiszpańska, czy jakaś, nie to pop. Jeden z trenerów ogląda mecz na tablecie. Na kanapie dwie dziewczyny, dyskutują i dyskutują. Widzę, że jedna z nich się popłakała. Pewnie chodzi o jakąś miłość, czy coś, choć oczywiście nie wiem. Mnie trochę ramię boli, ale to nie powód, żeby nie iść na drugą część paletek. Trochę sobie pewnie poodbijam o ścianę, trochę pobiegam, poćwiczę kroki. Jaka byłaby alternatywa, iść do domu i objadać się, oglądając coś tam na YT? Dzisiaj udało mi się nawet wstać dosyć wcześnie, może dlatego, że wczoraj padłem na pysk. Tyle rzeczy mam do zrobienia, obserwuję jak coś zimnego zamyka się na moich mięśniach brzucha, gdy tylko o tych rzeczach pomyślę. Dlatego wolę siedzieć tutaj, popatrzeć na ładne, wysportowane dziewczyny, albo choćby ładne. No właśnie, może uda mi się nauczyć przenosić moją umiejętność wyluzowania się w czasie porannej medytacji na takie momenty lęku, przyszło mi do głowy. Muszę nad tym popraco

Słońce za oknem

Afty mnie nadal męczą, choć mniej niż wczoraj. Jem witaminę B-komplex, forte, jak już to już. Za oknem słońce, to może wpływa na to, że mam jakoś lepszy humor. W nocy budziłem się, spocony, ale, to się zdarza. I tak śpię na grubym ręczniku, więc tylko przewracam kołdrę na drugą stronę, przekręcając ją czasami i spoko. Wieczorem mnie mięśnie ud bolały, bo grałem sporo. Kontuzja mi przeszła, w miarę, więc znowu gram więcej, choć mięśnie się może trochę odzwyczaiły. A może mój humor też lepszy, bo B napisała coś tam z Kanady? Cholera wie, jak to się dokładnie w mojej głowie dzieje. Myślę codziennie o NB (narkotyk-B). To też w sumie interesujące, że niektóre myśli, jak zapętlone powracają. Ale już nie tęsknią za nią chyba, przynajmniej nie tak jak kiedyś. - Muszę się wyluzować -- mówię sobie -- bo afty to świadectwo stresu. Odprowadziłem B na lotnisko. W sumie, gdy tak teraz o tym pomyślę, nie było mi specjalnie smutno. Z drugiej strony to nigdy nie wiem, jakie uczucia tłumię. Znajomi jeżd

Lęki, a ból głowy

W niedzielę, czyli wczoraj, miałem jakiś zmarnowany dzień. Fakt, przynajmniej się wyspałem, ale za to nic konkretnego nie zrobiłem. Oglądałem coś tam na internecie, zaległe mecze, potem zaczęła mnie głowa boleć. W ostatnią niedzielę też mnie głowa bolała. W ciągu tygodnia mi się to nie zdarza, ból głowy. Poszedłem więc pobiegać i coś tam poćwiczyć. Już w czasie biegu zaczęło mi przechodzić. Gdy wróciłem po godzinie do domu, to po bólu głowy nie było prawie, że śladu. Nadal mnie afty męczą, co jest świadectwem stresu, albo niedospania. Czym się tak stresuję? Całe życie się stresuję, zawsze się coś tam znajdzie, ale trudno powiedzieć czym dokładnie. Poukładanego życia to raczej nie mam. Jak szedłem pobiegać to spotkałem sąsiada, wysiadał ze swojego dużego, czarnego mercedesa. - Co słychać Di? - zapytałem. - Nic nowego - mówi - jakoś się ciągnie. Mówię mu, że szajba mi odbija, jak cały dzień siedzę w domu. Czyli, wiadomo, sąsiedzka pogawędka. On mi na to, że jemu jego ćwiczenia, czy co to

Kij z tym

To interesujące, a nawet prawie zabawne, jak trudno mi się za niektóre rzeczy zabrać, za pisanie choćby pamiętnika, o innych rzeczach nie mówię. W pracy opijam się kawą, w domu wieczorem nie chcę. Jestem zmęczony, gdy mam coś zrobić. -- Jesteś zmęczony -- mówi mi jakoś głos, w głowie oczywiście, bo nawet tu psa nie ma. -- Ciekawe -- odpowiada inny -- siedzisz od 3 godziny na komputerze, oglądasz w sumie jakieś głupoty, na to nie jesteś zmęczony. -- Ale teraz jestem zmęczony -- mówi ten Zmęczony głos -- lepiej się położyć. Jutro to zrobię. No właśnie, gdyby nie te głosy w mojej głowie, to pomyślałbym sobie, że to jakaś słaba farsa, przecież widać, że to nie prawdziwe zmęczenie, ale ucieczka od niektórych rzeczy. Gdybym był na paletkach, to bym się rozruszał, ale nie poszedłem, bo mam jeszcze zakwasy. W sobotę grałem parę godzin, tak z 5, bez przesady. W środę, czwartek i piątek też coś tam robiłem. Zbierały się te zakwasy. Wczoraj B pojechała precz, ale jeszcze nie do Kanady, tylko do r