Lęki, a ból głowy

W niedzielę, czyli wczoraj, miałem jakiś zmarnowany dzień. Fakt, przynajmniej się wyspałem, ale za to nic konkretnego nie zrobiłem. Oglądałem coś tam na internecie, zaległe mecze, potem zaczęła mnie głowa boleć. W ostatnią niedzielę też mnie głowa bolała. W ciągu tygodnia mi się to nie zdarza, ból głowy.
Poszedłem więc pobiegać i coś tam poćwiczyć. Już w czasie biegu zaczęło mi przechodzić. Gdy wróciłem po godzinie do domu, to po bólu głowy nie było prawie, że śladu. Nadal mnie afty męczą, co jest świadectwem stresu, albo niedospania.
Czym się tak stresuję? Całe życie się stresuję, zawsze się coś tam znajdzie, ale trudno powiedzieć czym dokładnie. Poukładanego życia to raczej nie mam.

Jak szedłem pobiegać to spotkałem sąsiada, wysiadał ze swojego dużego, czarnego mercedesa.
- Co słychać Di? - zapytałem.
- Nic nowego - mówi - jakoś się ciągnie.
Mówię mu, że szajba mi odbija, jak cały dzień siedzę w domu. Czyli, wiadomo, sąsiedzka pogawędka. On mi na to, że jemu jego ćwiczenia, czy co to tam robi, nie pomagają.
Mhmm, chyba nie jestem zbyt dobrym słuchaczem. On praktycznie nie wychodzi z domu, od iluś tam lat. Jakoś go tak kiedy wzięło. Trochę pokręcony to jest.

W domu mam czasami wrażenie, że wisi tam jakaś szara mgiełka lęku, jak jakiś gaz paraliżujący. Trudno mi się przez nią przebić, uciekam w internet.
Wiadomo, bezradność i frustracja z tego powodu. Nic jakoś nie ma sensu. Gdy za to wyjdę na zewnątrz, choćby idąc do sklepu, to ta mgła często znika. Interesując.
Możliwe, że te lęki nigdy nie znikną, że zawsze będę musiał z nimi walczyć. Takie życie. Wiem, że jak muszę, to potrafię je przezwyciężyć, ale, żeby cały czas walczyć, na to brakuje mi jakoś energii. Lęk to czasami uczucie mdłości, albo ściskanie w okolicy przepony. Jakaś dziwna siła odwraca moje myśli od tego, co je wywołuje. Znany mechanizm unikania. Jak się przez to przegryźć, tak, żeby móc iść do przodu?

Dzisiaj wpada B. W środę leci do Kanady. Szkoda.

Komentarze

  1. A myślałeś kiedyś o nabyciu jakiegoś zwierzątka? niekoniecznie do jedzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myśleć, to myślałem, ale zbyt mało jestem w domu. Pająk to by się sam nie nudził, ale tego już mam, jeszcze może żółw, czy rybki. No, chyba, że dwa koty, ale wolę psy :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Psy rządzą! czemu koty dwa? w sensie, że będą się zajmować sobą nawzajem ;) jakoś nie przemawiają do mnie zwierzęta bez sierści/futerka/włosów.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, psy :D
    Dwa koty, żeby się nie nudziły. W sumie, to koty, czy inne zwierzęta, to też nie roboty, które tylko za jedzeniem patrzą i świętym spokojem. Inaczej, to by nie uciekały z klatek ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś wyjątkowym blogerem, yellowish. Porzuciłam pisanie bloga, już nie śledzę żadnego, przestałam zaglądać do X-ów, nawet do Ygreków.
    A tutaj do Ciebie wracam i czytam.
    Chociaż dawno mnie tu nie było. Zanim przeczytam Twoje ostatnie pół roku, pozdrawiam Cię gorąco z zimnego, lodowatego (jak na maj) Gdańska.
    Cieszę się, że tu nadal jesteś :)

    Katarzyna
    ...ta od bipolara... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa, witam!
    Dziękuję, zawsze miło usłyszeć/przeczytać, że człowiek jest wyjątkowym, w jakiś tam sposób :P
    Bipolar to ciekawe zjawisko. Jak to ostatnio ktoś powiedział, czy może wyczytałem, to jednak sporo rzeczy bierze się z dzieciństwa, czy jakichś tam wydarzeń tego typu. Znam osobiście przynajmniej jednego bipolara, to często ciekawi ludzie, bo nie myślą tuzinkowo.
    Dzisiaj tu wyjątkowo słońce świeci, i przez ono jest nawet ciepło, choć na zewnątrz pewnie też. Parę dni temu było nocą poniżej zera.
    Posyłam trochę słońca :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!