Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

Reakcja lękowa, udawanie martwego, freeze, czekanie

Byłem wczoraj na paletkach. Grałem z jedną ładną, A, bo mamy grać na jakichś zawodach za dwa tygodnie. Pierwszą grę wygraliśmy, drugą przegraliśmy, a w trzeciej dostaliśmy lanie. Miałem potem dosyć paletek, odnosząc wrażenie, że coraz gorzej gram. Wiadomo, wszystko było wtedy bez sensu. Po co ćwiczyć, jak gram na koniec bez sensu. Nie chciało mi się już dłużej grać i pojechałem do domu. Fakt, może biegałem trochę wolniej, bo rano pobiegałem w terenie z pół godziny, a potem trochę potrenowałem, nie wysilając się. Rano było trochę lepiej, z motywacją, tym bardziej, że A się odezwała, pytając czy jestem wieczorem na paletkach, bo będę mógł potrenować z J i D, facetami z którymi też mam grać, bo to turniej drużynowy. Zauważam, jaki jestem spięty, gdy gram. Na tyle, że nie potrafię złapać lotki w rakietkę, co mi normalnie przychodzi bez kłopotów. Ale chcę potraktować paletki jak łucznictwo, czy medytację. Po prostu ćwiczyć, starając się poprawić technikę i koncentrację. To też element walki

Powracająca przeszłość

W ciągu weekendu nic nie robiłem, nie byłem nawet w kafejce. Nie chciało mi się. Nie czułem też uczucia duszności. Piłem dużo kawy i herbaty, dlatego może źle spałem. Zjadłem też sporo czekolady z orzechami, może ze dwie tabliczki w ciągu 4 dni. Ciekawe dlaczego nie mam tego uczucia duszności. Fakt, uciekam od robienia niektórych rzeczy, a może to dlatego, że piję tyle kawy, czy czarnej herbaty? Jutro idę na siłownię, jak mi się będzie chciało. Pouczyłem się nawet trochę Chińskiego, ale rozumienie nadal mi strasznie trudno przychodzi, choć jest nieco lepiej. Z filmów nie rozumiem prawie nic, nie licząc jakichś pojedynczych zdań. Wczoraj po południu nauczyłem się jednego słówka, które się z dwóch znaków składało. Wieczorem próbowałem sobie je przypomnieć. Pierwszy znak się udał, jest dosyć logiczny. Ale drugi gdzieś zniknął. Zastanawiałem się, czy zniknął na zawsze, jakoś się zgubił z pamięci, czy może gdzieś tam jeszcze jest, ale ja nie umiem go znaleźć. Wieczorem siadłem na łóżku, gdy

Ignorowanie duszności

Powoli zaczynam rozumieć niektóre zdania z Chińskiego, albo choćby ich kawałki. To zawsze fascynujące, jak z jakiegoś "blabla xiaociao" człowiek nagle wychwytuje znane słówka. Jakoś mi lepiej po tych zawodach, może dlatego, że udało mi się chociaż w jednym meczu, na którym mi zależało, lęk pokonać. Wczoraj też, zamiast do kafejki, siedziałem w domu, robiąc coś z papierami, co miałem do roboty. Wypiłem sporo herbaty, to fakt, ale coś konkretnego zrobiłem. Wczoraj przez ponad 4 godziny na paletkach. Powoli mi trochę forma wraca. Nawet mnie wzięli do grania ci z lepszych, w tym klubie, to znaczy, nie ci najlepsi. I tak było mało ludzi, relatywnie mało. Jeszcze mnie mięśnie bolą po tym weekendzie. Gdy mam coś zrobić, to czuję napięcie, trudniej mi się oddycha, ale w pewnym sensie ignoruję to, na ile się da. Na zawodach starałem się w czasie gry, czy przynajmniej na początku, świadomie bardzo głęboko oddychać. To chyba też pomagało. Szkoda, nie pomyślałem, ale, jakbym się postarał

Po zawodach

Siedzę w kafejce. Kawa coś nie pomaga, choć zamówiłem dzisiaj dużą. Te zawody mnie chyba coś  z rytmu wybiły. Przed zawodami postanowiłem sobie, że chcę wygrać przynajmniej 3 gry, bo jadę na 3 konkurencje. Pierwszego dnia grałem 5 gier, z tego wygraliśmy tylko 2, bo grałem podwójną, mieszaną i z facetem. Mało brakowało, a byśmy wygrali jeszcze jedną, w mieszanej, ale popełniłem dwa błędy na koniec, pod rząd. Trudno. W podwójnej, którą grałem najpierw, byłem niewątpliwie zdenerwowany. Przegraliśmy pierwszą, a potem w rundzie pocieszenia o mało nie zaczęliśmy przegrywać ze słabym przeciwnikiem. Mój partner dostał kopa energii i zaczął popełniać błędy. Czyli, jak ja się stresuję, to nieruchomieję, w pewnym sensie i popełniam błędy, on znowu biega jak oszalały, popełniając błędy. W niedzielę grałem pojedynczą. Pierwszą grę przegrałem, stres, grałem tylko na przeciwnika, albo w siatkę, czy out. Potem czekałem dosyć długo na drugą grę, w rundzie pocieszenia. Miałem dosyć dużego przeciwnika.

Chrześcijanie jako pokarm dla rybek

Jutro jadę na zawody, ciekawe jak to będzie, ile mnie lęku i stresu będzie zjadać. Zawsze to jakiś trening ciałka migdałowatego. Gdy sobie piszę o moim dzieciństwie, to zdaję sobie sprawę, jak było porąbane. Nauczyło mnie ono niewłaściwego sposobu reakcji na wiele rzeczy. Właśnie ciałko migdałowate, amygdala, jest odpowiedzialna za zapamiętywanie reakcji emocjonalnych i za wiązanie emocji z wydarzeniami. Gdy ludzie mają uszkodzoną amygdalę, to nie potrafią powiedzieć, czy kogoś lubią, czy nie. Gdy jej brak, to mają kłopoty z odczuwaniem lęku i agresji. Mój współmieszkaniec ogląda z zamiłowaniem "Doktor Who". Jak to ktoś w innej serii powiedział, "zadziwiające, że ten Doktor, mogąc się poruszać gdziekolwiek w czasie i przestrzeni zawsze wyląduje we współczesnej Anglii". Tu w Niemczech dyskusja na temat migrantów, którzy się pchają drzwiami i oknami do Europy, a szczególnie do tych nazistowskich Niemiec ;) Nazistowskich, bo takie przytyki często są na polskich stronac

Przekładać deski

Dzisiaj rano smutek i bezsens. No trudno. Wstałem i poszedłem na siłownię, poćwiczyć na kortach do squasha. Bo co mam robić, za każdym razem siąść w kącie i płakać, albo oglądać coś tam w telewizji, złoszcząc się, że nic nie robię, obżerając się i frustrując, że mi sadło na brzuchu rośnie? To kosztuje trochę wysiłku, znaczy, nie to leżenie na kanapie przed TV, ale poderwanie się. Udaje mi się często przezwyciężyć te emocje. One sobie są, jak robię swoje. ćwiczyłem, a coś w mojej głowie mówiło mi "po co to robisz, to nie ma sensu". Nie podejmowałem tego dialogu, jak i nie dyskutuje się czasami z dzieckiem, gdy ono coś uparcie twierdzi. Czasami ma to sens, czasami nie ma, dzisiaj najwyraźniej nie miało. Gdy brałem prysznic po siłowni, to nagle zauważyłem, że mam dobry humor. Przyszłość wydaje się być bardziej różowa. Potem w domu znowu lekki dołek. Za to w kafejce powspominałem trochę dzieciństwa, czasami uda mi się trochę wrócić w przeszłość. Nie jest to takie proste, ale czas
Rano nie umiałem się coś pozbierać, ale napiłem się kawy i poszedłem na siłownię, poćwiczyć paletki na korcie do squasha. Potem kafejka, biblioteka, bieganie z A, nawet zrobiliśmy 7,5 km, choć ona na koniec padła. Sama takie tempo chciała, choć i tak jeszcze się nie rozpędziłem. I tak dzień jakoś przeszedł. Codziennie walczę, nawet, jak się dzień źle zacznie, jak coś nie wyjdzie, to po prostu do przodu, coś robić. Wracam do przeszłości, goniąc lęki, bo one gonią mnie w teraźniejszości. I tak się gonimy. Nawet miałem jakieś miłe sny.

Szukanie dróg, a nie przeszkód.

Dzisiaj obudziłem się jakiś do tyłu, może dlatego, że mniej spałem, bo do nocy jeszcze z kumplem z Niemiec gadałem, a może to zmęczenie po bieganiu na paletkach. Na paletkach zobaczyłem wreszcie z kim gram mixta, czyli debla mieszanego, czy jak się to nazywa. Myślałem, że jest moja partnerka S, jest mała, bo tak mi kumpel powiedział, ale taka mała nie jest. Nie wiem wprawdzie jak się poprawnie rakietkę trzyma, ale ma trochę siły i umie coś zaatakować. Zagraliśmy najpierw jedną grę, ale nas roznieśli. Ja, może przez światło, albo może przez to, że starałem się mieć oko na nią, żeby jej nie nadepnąć, ani nie oberwać przypadkowo od niej, grałem dosyć fatalnie. A może to światło w hali, a może po prostu źle grałem. W każdym razie, dostaliśmy po głowie. To ja do niej, czy często gra mixta, ona, że "Nie, przeważnie gram ustawienie do debla, z chłopakami". To zacząłem coś tam kombinować, jakby to zrobić. Na to ona "to możemy spróbować zagrać jakbyśmy grali debla, a nie mixta&qu

Raz tak, raz inaczej

Jakoś mi dzisiaj w miarę spokojniej, to znaczy, potrafiłem się na czymś konkretnym, jak na przykład jakichś tam robotach papierkowych skoncentrować. Zastanawiam się dlaczego. Wczoraj byłem na paletkach, grać, tak sobie grałem, ale w soboty idziemy całą bandą na kolację. Poszliśmy do restauracji hinduskiej. Lubię takie restauracje, poza tym ludzie byli fajni i każdy się z każdym czymś tam dzielił. Naprzeciwko mnie siedziała YY, czyli Księżycowe Chmury, czy coś w tym rodzaju, nawet dosyć sympatycznie wyglądała. Ludzie byli z Chin, Malezji, Singapuru, Brunei i innych. Postanowiłem sobie, że dziabnę codziennie coś z mojej listy, choćby 10 minut, bo na tyle, to zawsze jest czas, więc trudno szukać wymówek. W wiaderku w schowku w kuchni znalazłem malutkiego wyschniętego gekona, pewnie nie umiał wyleźć biedak. że nie za często ktoś tego wiaderka używa, to nie wiadomo ile tygodni już tam był. Przypadkowo postawiłem plecak w kuchni, a jak go podnosiłem, to był pod nim inny gekon, tyle, że już w

Schematy "nie lubią" zmian

Dzisiaj rano zamiast lęku poczułem smutek. Czym różni się on od uczucia lęku? Czasami chyba nie ma aż tak wiele różnic. Też coś trzyma za splot słoneczny, trudniej jest oddychać. Jest jakaś różnica, ale trudno mi ją teraz opisać. muszę się temu smutkowi dokładniej przyjrzeć. Mnie może niepokoju? Wczoraj zgubiłem zamek do schowka, taki cyfrowy. Szkoda. Przybiło mnie to. Zauważyłem to dzisiaj w szatni, jak chciałem iść poćwiczyć na korcie. Poczułem się bezradny, całe to ćwiczenia straciło jakoś sens. To był taki smutek, ze stylu bolących. Coś boli. Ogólnie, to centrum bólu chyba nie odróżnia, czy to smutek, lęk, czy ból fizyczny, bo boli, to i tak w głowie. Dlatego ludzie potrafią się uszkodzić, żeby nie czuć tego innego bólu. Pamiętam, jak na jakimś filmie drwal uciął sobie palec, bo go jakaś dziewczyna nie chciała. Ból palca, czy jego braku, zagłusza ten inny ból w głowie. Wiadomo, po jakimś czasie drwal może pożałował tego, co zrobił, kto wie. Nie wiem, czy obejrzałem ten film do końc

Co ma sens?

Siedzę w kafejce, tu mi się dobrze pisze. to znaczy, lepiej, niż gdzie indziej, a na pewno lepiej niż w domu. To może wpływ kawy. Byłem rano na siłowni, poćwiczyłem z godzinę z paletką, odbijając sobie o ścianę. Po wczorajszym bieganiu nieźle czuję moje łydki. Za dwa tygodnie chcę jechać na zawody, tu w okolicy, trochę odmiany. W czwartek może na surf, jak będą jakieś znośne fale, bo dzisiaj nic nie ma. Mógłbym jutro, ale jutro jest trening, czyli po prostu gramy sobie. Zmienili godzinę na wcześniejszą i D, z którym mam grać podwójną, powiedział, że będzie wcześniej, żeby poćwiczyć. D jest mojego wzrostu, ale waży pewnie o połowę więcej, choć ja chuderlakiem to nie jestem. Temu on się jeszcze wolniej rusza niż ja. Postanowiłem sobie, że popróbuję jeszcze popisać coś z pół roku, najwyżej, a potem trzeba do roboty, albo coś innego. Może wcześniej pójdę do roboty, jak mi kumpel garnitur przyśle. Wysyła go już od dwóch miesięcy, a może trzech, tak, że to może jeszcze potrwa. Tu święta się

Między snem, a rzeczywistością

Wczoraj wieczorem napiłem się mocnej herbaty. Tak sobie eksperymentuję. W nocy obudziłem się, śniły mi się jakieś koszmary, w miarę. Czasami budzę się i obawiam się, że ktoś się włamie. Nie wiem, skąd mi się to bierze. Potem śniło mi się coś w stylu, że jakaś dziewczyna nic ode mnie nie chciała. Obudziłem się chyba znowu i miałem wrażenie, że mi się coś w mózgu poprzestawiało. Czułem smutek i bezsens wszystkiego. "Co ja tu robię", zadałem sobie po raz któryś pytanie. "Przecież nic nie robię, albo jak robię, to straszliwie powoli." W takich momentach czuję ten smutek fizycznie, łapie mnie lekko za gardło, uczucie bezsensu wszystkiego powoduje, że czuję się ciężki. Przyzwyczaiłem się do tego, żeby myśleć sobie "znowu się jakiś schemat włączył". Czasami to pomaga, ta myśl, pozwala nabrać dystansu do emocji, które mnie ciągną w dół. Planowałem sobie iść pobiegać, a potem poćwiczyć trochę z paletką, więc pozbierałem się i pojechałem pobiegać. Miło się biegło, p

Nieokreślone lęki

Siedzę w domu, ale co to dom? Za oknem zielono, ale już ciemno. Ciemno się robi koło 18. Napiłem się kawy i byłem w stanie coś popisać w pamiętniku, mimo niepokoju. W pewnych momentach robiło mi się coś niedobrze. Trudno, nie mogę cały czas uciekać, przed tym, czymś, niby wiem, że to lęki, ale są cholernie nieokreślone. Samotność i dokucza.

Dzień do tyłu

Siedzę w kafejce. Wczoraj nie zrobiłem nic, nie licząc może może ponad godziny na siłowni, gdzie ćwiczyłem trochę do badmintona. Ta siłownia ma korty do squasha, ćwiczę sobie tam. Dzisiaj nie poszedłem, bo chcę, żeby mi się rana trochę lepiej zagoiła. Rano wyglądała już całkiem dobrze. Od paru dni smaruję ją maścią z antybiotykiem, zakażenie prawie, że zniknęło, takie mam wrażenie. Dzień, w którym nic nie robię uznaję za przegrany. "nic nie zrobię", to znaczy, nic z listy, czy nie popiszę nic książki, która też jest na mojej liście "to do". Ta lista, to dobra kontrola. Koło mnie siedzi jakaś młoda, skośnooka, ale nie zagadam, bo za młoda, wydaje mi się, każda wymówka jest dobra. Poza tym, to ona ze słuchawkami w uszach. Jak mi noga wyzdrowieje, to pojadę znowu na surf, chyba zacznę się znowu więcej wspinać, wyjdę trochę bardziej do ludzi. W tej kafejce większość obsługi zna mnie już po imieniu. Imię znają między innymi dlatego, bo zamawiając coś, trzeba je podać. Cz

Deszcz, miła odmiana

Dzisiaj tu święta, większość kafejek chyba zamknięta. Siedzę w domu, przez drzwi balkonu widzę poręcz tarasu, bo balkon jest prawie jak taras. Potem zielone liście drzew przesłaniające resztę świata. Napiłem się kawy, z trochę skwaśniałym mlekiem. Pójdę chyba na siłownię, ponaciągać się, może będzie wolny kort, żeby z paletkami trochę poćwiczyć. Rana na nodze goi się bardzo powoli, mimo antybiotyku. Wiadomo, może lepiej, jakbym niej skakał, ale, bez poruszania się, to nudno. Przyzwyczajam się do tego uczucia duszności, gdy mnie lęki łapią. Kawa mi pomaga, dodaje jakby odwagi. Daje mi lekkiego kopa, tak, że łatwiej mi coś zrobić, mimo niepokoju. Ale, mimo wszystko kosztuje mnie to sporo energii. Wracam dużo do przeszłości, do mojego wewnętrznego dziecka. Mam wrażenie, że czuje się ono przez to mniej samotne, a przez to ja, dorosły, też czuję się lepiej. Wiadomo "wewnętrzne dziecko" to tylko pewien model, wspomnienia i emocje z przeszłości, ale najwidoczniej mi to pomaga. Więc

Po prostu samotny

Moje życie wydaje mi się puste. Jestem jak w klatce o szklanych ścianach. Mogę wyglądać na zewnątrz, ale jakoś nie mam z tym światem kontaktu, czasami mam wrażenie, że oni mnie nie widzą. Wiem, że tak nie jest, że jestem nawet lubiany, ale z drugiej strony, to czuję się sam. No bo i jestem sam, nie mam dziewczyny. Mam siebie, czy mi to wystarczy, raczej nie. Nie chcę się zabić, nie teraz, nie dzisiaj i może nie za dziesięć lat, o ile życie będzie w miarę znośne. Kiedyś uciekałem, miotałem się. Teraz też uciekam, ale chyba mniej się miotam. Pamiętam, jak NB (narkotyk-B) mi powiedziała "Nigdy Cię nie zranię". Ludzie mówią takie rzeczy, wiem o tym. Ja raczej nigdy nie chciałem, tych pobożnych życzeń ubranych w słowa sprzedawać jako prawdę. Przyjechałem tutaj, nie wiedząc na ile jadę. Teraz jestem tu już chyba 8 miesiąc. Nie chce mi się tu zostawać, ale nie chce mi się też wracać. Powoli przyzwyczajam się do tego, że ptaki się tak rano drą. Wygodne jest też chodzenie w krótkich s

Noga lepiej, mały Gekon nie przeżył

Gekon zdechł, znalazłem go w pajęczynie, a może kogoś z jego rodzeństwa. Bardziej mi się smutno zrobiło, niż gdy widzę zdjęcia głodujących dzieci w Afryce, którymi nas tutaj czasami w reklamach jakiejś organizacji atakują. Tu się chłodniej zrobiło. Ja walczę z moją listą "to do", coś tam staram się codziennie ugryźć, mimo, że codziennie coś do niej dochodzi, wiadomo, życie. Za to byłem u lekarza z nogą. Przyjęli mnie bez kolejki, jak powiedziałem, że robi się stan zapalny. Najpierw mnie pielęgniarka obejrzała, czy muszę od razu do lekarza, a potem mnie po 5 minutach lekarka przyjęła. To było takie małe centrum z większą ilością lekarzy. Za wizytę nic nie musiałem płacić, bo poszedłem do takiego, którego moje ubezpieczenie pokrywa. Dostałem maść, to znaczy, musiałem kupić na receptę. Maść kosztowała ze 3 kawy, bo lubię liczyć w kawach. Moja noga lubi tą maść. Rana już na drugi dzień była dużo lepsza. To może też przez to, że ją porządnie wyczyściłem, jeszcze raz, ale też główn