Nieokreślone lęki

Siedzę w domu, ale co to dom? Za oknem zielono, ale już ciemno. Ciemno się robi koło 18. Napiłem się kawy i byłem w stanie coś popisać w pamiętniku, mimo niepokoju. W pewnych momentach robiło mi się coś niedobrze.
Trudno, nie mogę cały czas uciekać, przed tym, czymś, niby wiem, że to lęki, ale są cholernie nieokreślone.
Samotność i dokucza.

Komentarze

  1. Myślałem, że z samotnością trzeba się oswoić. Myślałem, że starsi wiedzą o tym lepiej niż ja. Myślałem, że gdy wychodzę pogapić się na innych ludzi by nie czuć się sam, to żałosne. Myślałem, że pustkę trzeba nauczyć się kochać. Bo ludzi się nie kocha, nie tak naprawdę. Chyba, że chcesz sprzedawać pobożne życzenia ubrane w słowa jako prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby jak? Z samotnością można się oswoić, nie znaczy to, że trzeba się oswoić, a nawet jak się człowiek oswoi, to, że każdemu jest z tym dobrze?
    "Pustkę trzeba kochać", niektórzy może cieszą się ze swojej samotności, większość ludzi raczej nie, człowiek jest zwierzęciem społecznym.
    Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Biały Królik8 kwietnia 2015 00:21

    Czy dobrze czy niedobrze, trzeba by się zastanowić gdy już zostanie oswojona. Na pewno lepsze to niż miotać się po swojej głowie z samotnością dziką.

    Na truizm zawsze można odpowiedzieć truizmem. "Człowiek jest zwierzęciem społecznym." - "Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić."

    Ostatnio po prostu zastanawiam się czy nie jest dobrym wyjściem zawarcie rozejmu. Pakt o nieagresji z stagnacją, zakończenie nieskutecznej partyzantki przeciw samotności. Odnaleźć w pustce spokój, którego szuka się bez skutku poza nią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Część ludi odnajduje spokój, albo przynajmniej tak twierdzą, w byciu bez partnera/partnerki, patrz na przykład Jiddu Krishnamurti. To pewnie też zależy od stanu emocjonalnego, od różnych popędów, czy lęków.
    Co rozumiesz tutaj pod pojęciem "samotność"? Bycie bez kogoś bliskiego, czy mniej kontaktów międzyludzkich?
    Ja na przykład nie walczę aż tak bardzo z samotnością, bo w pewnym sensie się do niej przyzwyczaiłem, nie znaczy to, że mi ten stan odpowiada. Dla mnie głównym problemem, moim zdaniem, nie jest samotność, ale moje lęki. Poza tym, jak byłem z kimś, to czasami bywało mi gorzej, więc nie szaleję z rozpaczy, że jestem sam.
    Człowiek jest zwierzęciem społecznym, ogólnie mówiąc, ale wiadomo, istnieją też samotnicy :)
    Osobiście to byłem już z kimś parę razy, nawet przez parę lat. Nie wiem, czy mi było wtedy lepiej, w tym też może problem ;) Na pewno było inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Biały Królik9 kwietnia 2015 03:56

    Samotność rozumiem jako brak ludzi, których obchodzi co się z tobą dzieje. Rozumiesz, takich którzy "give a fuck". Kiedy telefony są tylko w twojej głowie, cytując Ciechowskiego. I nie mówię tu oczywiście o pracodawcy, który się wkurza gdy nie przychodzisz do pracy.
    Myślę, że to pierwszy krok. Potem powoli i Ciebie przestaje obchodzić. Z czasem w ogóle kontakty z ludźmi zaczynają Cię irytować. Wszystkie jawią się jako trywialne wymiany... bo tym przecież koniec końców są.

    Pytanie za milion: "Czy znudzenie i stagnacja to spokój?"
    Dla mnie bycie samemu na pewno jest prostsze. Ale czy prościej w tym wypadku znaczy lepiej? Nie jestem przekonany.

    OdpowiedzUsuń
  6. To pewnie zależy od tego, co jest powodem zerwania kontaktów, czy nie wchodzenia w bliższe, czy głębsze relacje, emocjonalne.
    Najczęściej wynika to z reakcji osoby, która staje się "samotna". Patrz na przykład Gran Torino, z Clint Eestwood, czy inne takie, jak bożonarodzeniowe filmy o skąpcu.
    Albo jest się w obcym otoczeniu, albo z jakichś powodów ma problem z wejściem w bliski kontakt z innymi. Bo niezależnie od stopnia inteligencji otoczenia, w bliski kontakt można wejść nawet z myszą, nie mówiąc już o psie. Ma się wtedy jakiś związek emocjonalny, wtedy nie potrzebna jest wymiana "trywialnych myśli".
    Myślę, że znudzenie i stagnacja to raczej efekt odcinania się od pewnych rzeczy. Interesujące jest pytanie, przynajmniej dla mnie, dlaczego się tak dzieje.
    Najczęściej to jednak jakieś przeżycia z przeszłości, bo przeważnie nic się z niczego nie bierze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znudzenie i stagnacja, to raczej święty spokój, czyli odcinanie się od wielu rzeczy, między innymi od własnych emocji. Nie ma to raczej nic wspólnego ze spokojem powodowanym medytacją, czy czymś innym. To raczej otępienie, moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Biały Królik9 kwietnia 2015 14:22

    Moja introspekcja nie sięga aż tak głęboko by móc określać powody. Zresztą czy nie jest możliwe by taka nieumiejętność czy niezdolność była stanem zastałym? I jak to jest być w "nie obcym otoczeniu"?

    Nie chodzi mi o "wymianę myśli". Każda jedna relacja interpersonalna to przecież handel. Czy jest to wymiana intelektualna, emocjonalna czy jakakolwiek inna, zawsze schemat jest ten sam: Ja Tobie coś a Ty mi coś w zamian. W momencie braku równowagi (która jest oczywiście względna) związek się rozpada, bo np. jedna ze stron stwierdza że relacja jest dla niej nieopłacalna. Może to nie być świadome, może być zasłonięte emocjonalnym bełkotem, ale schemat zawsze jest ten sam. Nawet pies nie kocha bezwarunkowo. Bezinteresowność to zawsze tylko pozór.
    Kiedy spojrzeć na to w ten sposób realne stosunki międzyludzkie nie wydają być się wiele bardziej skomplikowane niż w grze the sims.

    Teraz wpadło mi do głowy coś innego: Czy może być tak, że powodem nie jest jakieś przeżycie/a z przeszłości tylko brak takich czy innych przeżyć/a w przeszłości?
    Czy medytacja nie jest odcięciem się od wielu rzeczy, między innymi od własnych emocji?

    Alfred Adler pisał: "Jednostka, która nie interesuje się innymi ludźmi ma w życiu największe kłopoty i dostarcza najwięcej problemów innym ludziom. Właśnie na te osoby spadają wszystkie niepowodzenia."
    Pozostaje mieć nadzieje, że facet grubo się mylił.

    OdpowiedzUsuń
  9. Obce otoczenie, być na przykład w Chinach i nie mówić po chińsku, wtedy trudniej się dogadać niż w Polsce.
    Pies raczej kocha bezwarunkowo, podobnie jak dzieci.
    Co oznacza handel, wymiana? Gdy istnieje jakieś uzależnienie, to nie jest to handel, bo jedna strona daje tylko. Czy wymuszony "handel" nadal jest handlem, czy nie na przykład rabunkiem, trzymając się tej terminologii. Gdy żołnierz musiał na wojnie walczyć, inaczej dostał kulkę w łeb, to czy można to nazwać handlem z przełożonym? Bo przecież mógł się zdecydować na śmierć?

    Przeżycie w przeszłości, to wiadomo ogólne pojęcie. Brak przeżyć nie wydaje mi się być powodem do zobojętnienia, bo jesteśmy kierowani wieloma instynktami, które nas "zachęcają" do szukania seksualnego. Można zadać sobie pytanie dlaczego te emocje zostały stłumione, albo dlaczego ich nie ma. To ostatnie, to raczej wtedy, gdy istnieje jakiś problem genetyczny, bo z natury wszystkie gatunku zwierząt dążą do rozmnażania. Gdyby się nie rozmnażały, to by ich już nie było ;)

    Medytacja, to stan pozwalając spojrzeć z innej strony na pewne rzeczy, także odcinając się od myśli i emocji, to znaczy, próbując zmniejszyć ich wpływ w czasie medytacji. Myśli raczej nigdy nie znikają, taka jest już konstrukcja mózgu, z tego co wiem. Zmiana perspektywy pozwala czasami na bardziej racjonalne podejście do pewnych rzeczy, bardziej z dystansu.

    Adler, to było ze 100 lat temu, od tego czasu spojrzenie na sporo spraw się zmieniło, ale wiadomo, żyjąc w społeczeństwie, ma się kontakt z innymi, jest się zmuszonym do tego, choćby dlatego, że człowiek sam nie przeżyje, nie licząc jakichś wyjątków, żyjących samemu w dżungli, czy na Syberii.
    Tacy też się zdarzają.

    Ogólnie, tak na zdrowy rozum, to przeważnie istnieje jakiś powód, dla którego unika się kontaktów z innymi ludźmi, najczęściej są to lęki. Automatycznie racjonalizuje się wtedy motywacje unikania, by nie musieć zmierzyć się z lękami. Bojąc się kontaktów międzyludzkich można sobie powiedzieć, na przykład, "ludzie mnie w ogóle nie interesują". To znane mechanizmy.
    Ucieczka przed powodem lęku, to normalny mechanizm obronny, tyle, że źle wykształcony (np. dzieciństwo), lub wypaczony, patrz wydarzenia traumatyczne, może działać destruktywnie.
    Ktoś boi się na przykład wyjść na ulicę.
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_obronne

    OdpowiedzUsuń
  10. Brak przeżyć, w stylu, brak doznania uczucia bezpieczeństwa, brak miłości ze strony rodziców uznaję za przeżycie, bo jest to sytuacja traumatyczna, dla dziecka.
    Na przykład braku doznawania miłości i bezpieczeństwa w dzieciństwie, mimo, że nie było się bitym, nie nazwałbym "brakiem przeżyć", ale negatywnym przeżyciem, odbiegające od normy i hamujące rozwój. A takich rodziców "toksycznymi rodzicami". Ale jak to często bywa, to po części standard, wiele ludzi z problemami nie ma ochoty na wracanie do nieprzyjemnych przeżyć, bo są one nieprzyjemne.
    Z mojego doświadczenia, to nie znam żadnego takiego przypadku, z kręgu ludzi których znałem, żeby wszystko było "ok", a na koniec coś jest nagle nie tak. Ale, fakt, że coś było nie tak, na przykład w dzieciństwie, nie oznacza, że od razu trzeba mieć kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Biały Królik9 kwietnia 2015 18:57

    Nie przypominam sobie żadnej traumy. Można od razu powiedzieć: "Wyparłeś!" ale nie sądzę żeby to była prawda. Miałem całkiem normalny dom, całkiem normalnych rodziców. Wyszedłem poza etap zwalania wszystkiego na staruszków i dzieciństwo już jakiś czas temu. W moim przypadku chyba była by to droga na skróty a wszyscy wiemy gdzie takie skróty prowadzą.

    Obawiając się, że od razu zaczniesz przytaczać przykłady skrajne napisałem, że "równowaga" takiej wymiany to pojęcie względne. Oczywistym jest, że uzależnienie to przykład transakcji patologicznej. Niemniej folgowanie swojemu uzależnieniu również można nazwać benefitem. Z pewnego punktu widzenia. Moglibyśmy się pobawić w erystykę odnośnie bezwarunkowej psiej miłości czy absurdalnego przykładu z wojną ale nie widzę w tym większego sensu. Wybacz mi, ale nie mam dziś siły robić tego dla zabawy.
    Popęd seksualny to jednak trochę co innego niż chęć interakcji z ludźmi, potrzeba bycia kochanym, akceptowanym etc. Wiadomo, że wszystko gdzieś się ze sobą łączy ale nie sądzisz, że wrzucanie tego razem do blendera i tworzenie jednolitej papki to "lekka" przesada?
    Medytacja medytacji nierówna. Z mojej perspektywy medytacja nie ma nic wspólnego z spoglądaniem na cokolwiek. To wręcz coś odwrotnego. Ale znów, spieranie się nad istotą czegoś tak osobistego, intymnego a co za tym idzie różnorodnego zakrawa na głupotę.
    Nie jestem przekonany co do deaktualizacji starych teorii z dziedziny psychologii czy tego, że nowe teorie są znacząco lepsze od tych sprzed wieku. (Proszę nie zarzucaj mnie od razu skrajnymi kontrargumentami.) Koniec końców to nie medycyna ani żadna nauka ścisła tylko eksperymentalne działanie po omacku. Jeden reaguje na gestalt czy programowanie neurolingwistyczne inny na starą dobrą psychoanalizę a jeszcze inny na nic.

    Nie zrozum mnie źle, na co dzień wierze równie mocno co i Ty w ciąg przyczynowo skutkowy. Polemika z Tobą jest interesująca bo miejscami czuje się jakbym spierał się sam ze sobą. Być może to zracjonalizowane lęki a może po prostu zwykłe znudzenie. A może da się być wypalaczem węgla drzewnego w Bieszczadach z powołania? (Cholera chodzi mi to po głowie już od jakiegoś czasu.)

    ps. Obejrzałem to Torino bo jakoś przegapiłem ten film a Eestwooda lubi każdy. Taaaka pozytywna baja z happy endem. Polecę go ojcu, jemu na pewno przypadnie do gustu. A tak pół żartem: Unikałbym sformułowania "tak na zdrowy rozum". Nie brzmi przekonująco w Twoich ustach ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak trochę odhaczasz te tematy, które poruszyłeś, wychodząc z założenia, że masz rację?
    Nie wiem, czy znasz "Big Bang Theory", gdzie jeden mówi, "Myślisz, że nie zauważyłbym, że popełniam błąd?".
    Gdzie kończy się medycyna, gdzie zaczyna psychologia, przy farmakologii, operacjach mózgu, mających wyleczyć pewne problemy?
    Mam wrażenie, że wrzucasz wszystko do jednego worka, nie robiąc różnicy między logiką, a emocjami, nie mówię już o podświadomości.
    Rozum, czyli racijo, "na zdrowy rozum", czyli logicznie myśląc, nie "bo tak mi serce mówi" ;)
    I znowu mam wrażenie, że masz obraz jednego worka, głowy, w którym coś się tam dzieje.

    Ogólnie, to mam wrażenie, że odrzucasz dyskusję, uważając, że masz rację, racjonalizując ;)
    Chociażby absurdalne w miarę twierdzenie " Wyszedłem poza etap zwalania wszystkiego na staruszków i dzieciństwo już jakiś czas temu."
    "zwalanie wszystkiego" nie ma ogólnie sensu, w tym kontekście, to oczywiste, jest dużo więcej elementów. Brak dokładności i mieszanie poziomów abstrakcji.
    Bo albo szukasz jakichś konkretnych rozwiązań i próbujesz coś zanalizować, albo stwierdzasz, "nitk się nie zna, nikt mi i tak nie pomoże, bo nikt nic do końca nie wie., więc nie ma po co o tym gadać. A w sumie, to ja i tak nie szukam oczywiście pomocy, żeby nie było tu dyskusji" ;)
    Tak to przynajmniej brzmi w moich uszach ;)
    Tak można sobie "dyskutować" bez końca. Jak to jeden z moich kumpli fizyków przed laty określił, to "filozofia w krótkich majteczkach". Bo o czym w końcu tu dyskutować, nie trzymając się jakichś konktretnych faktów, czy nie dyskutując na temat jakichś teoriach. Wtedy to faktycznie, jest to tylko takie gadanie sobie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!