Posty

Wyświetlam posty z etykietą Walka

Przechodzenie przez ścianę

Idę jutro do ortopedy, spotkanie przedoperacyjne. Nawet nie wiem, czy on mnie będzie operował, czy jakiś praktykant, to mnie dodatkowo stresuje. Układałem sobie jeszcze pytania dzisiaj, po tym, jak pojechałem do sklepu, a potem do parku. Wydrukowałem te pytania, objadłem się sałatą, bo ostatnio jem chyba codziennie sałatę, potem objadłem się chlebem. Jedzenie to dobra ucieczka od myślenia, poza tym, to najczęściej sprawia przyjemność. Małe przyjemności małych ludzi. Z tym, że nie można jeść cały czas, więc kiedyś musiałem skończyć. Wtedy pojawił się niepokój, schowany może do tego czasu w odgłosie poruszanych szczęk. Położyłem się więc na łóżku, bo taki niepokój, czyli po części duszenie się, traktuję jako zmęczenie. Obejrzałem co było do obejrzenia na demotywatorze, potem trochę Jordana Petersona, na temat depresji i tego, co człowiek mógłby ze sobą zrobić. - Cokolwiek nie będziesz robił - powiedział on w pewnym momencie - rób to. - Możliwe, że wylądujesz w jeszcze większym piekle niż

Półprzytomny, jak się wyrwać

Ale się podle czuję, znowu mało co spałem, o drugiej w nocy pisałem coś tam z kumplem z Australii, potem założyłem sobie konto na tinderze. Muszę się przebijać przez ciemną falę lęku, która mi mówi, że nic nie ma sensu? Nie wiem, czy ona mi coś mówi, po prostu nie umiem zasnąć, nie chce mi się jeść, choć próbowałem coś jeść na siłę teraz. Już nie wiem, czy nie umiem spać z głodu, czy może to ciągle te myśli. To prawie komiczne, że nie wiem, czy to głód, czy myśli. Myśli, że już nie będę mógł biegać, że mnie biodro coraz bardziej będzie bolało i skończy się na sztucznym biodrze. Jestem chyba powoli jak Czarny, choć może jest lepiej niż wczoraj, chociaż nie jestem do końca przekonany. Kumpel zaprosił mnie na urodziny, dzisiaj, ale chyba nie pójdę, bo tak padam na pysk. Idę za to na targ. Może wyrwę się na rower, trochę mi to myśli wyklaruje, choć z drugiej strony nie mam ochoty, jak taki trochę półprzytomny jestem. Jak tu się wyrwać z tego stanu. Poszedłbym na ściankę, ale boję się, że m

Obuchem w łeb

Tak sobie pomyślałem, parę dni temu, że mi całkiem fajnie nawet, oczywiście, jestem sam, co mi się nie podoba, ostatnio nawet bardzo, może przez tą pogodę, ale da się wytrzymać. Fakt, dokuczało mi to biodro, ale zacząłem je rozciągać i wydawało się być lepiej. Oczywiście, ciągle mam te moje lęki, bariery, ale jakoś udawało mi się to wyprzeć z mojej świadomości. W środę poszedłem do dermatologa, dzisiaj jest piątek. Miał mi coś tam usunąć, miałem nadzieję, że laserowo. Niestety, takie rzeczy się wycina, plamki, inaczej by się to nie zrosło, dowiedziałem się. Dobra, powycinał, wstawił samorozpuszczalne szwy i na moje pytanie o sport odpowiedział, 2 tygodnie przerwy. Potem dodał, 10 dni, ale na początek piano, czyli powoli. Chodzi o to, żebym tych szwów nie pozrywał, on wie, że ja na ściankę, albo paletki. Dobra, myślę, wytrzymam to jakoś, choćby parę dni, pójdę może pobiegać, bo tylko jeden szew na nodze. W czwartek, czyli wczoraj, idę wreszcie po roku, z tym moim biodrem. Lekarze krótko

Plastyczność i przełączniki w mózgu, a buldering

Piję cappuccino, jestem w kafejce. Za oknem słońce. Nawet mam dobry humor, co jest w sumie rzeczą normalną, gdy piję kawę w kafejce. Kofeina poprawia mój nastrój w takim otoczeniu. Powoduje, że czasami mam stan prawie, że lekko euforyczny. Walczyłem dzisiaj z moim projektem, tym na ściance do buldering, bo tak się to chyba po polsku pisze. Już od chyba dwóch tygodni próbowałem tą drogę zrobić, raz z tej, raz z innej strony. Problem polegał na tym, że trzeba było się dwoma rękami złapać na ostatnim chwycie, który nie był zbyt wygodny do utrzymania się, taki po prostu, trochę gładki. Jedną rękę dałem radę tam położyć, na tym chwycie, ale czułem się zupełnie niestabilnie, jak czasami generalnie w moim życiu. Dzisiaj, jak jechałem na ściankę, to pomyślałem, że muszę po prostu spróbować położyć tą drugą rękę, czyli pewnie polecę, ale uczyć się spadania z wysoka. Więc wdrapałem się tam, do tego ostatniego momentu, po tym jak się rozgrzałem na prostszych drogach. Raz kozie śmierć, powiedziałe

Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, mniej więcej.

Coś mnie wczoraj goniły trochę lęki. Nie poszedłem biegać, bo grałem w paletki 6 godzin w sobotę. W sumie, to nie robiłem wczoraj nic. Chciałem się zabrać, ale gdy pomyślałem o tym, że by siąść przy biurku, to robiło mi się jakoś zimno w środku, coś mnie zaczynało lekko dusić. Wiem, że to lęki, a nie astma, ale co z tego. Tyle, że teraz czasami sobie po prostu odpuszczam. Gdy się nie da, to się nie da. Przegrana bitwa, to nie przegrana walka. Oglądałem zawody wspinaczkowe. Były też para-zawody, trzech niewidomych, którzy się wspinali. I jak tu narzekać, że jest mi źle i nie chce mi się walczyć. Wiadomo, że mogło by być lepiej, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby po prostu walczyć dalej, nie poddawać się gdy coś nie wychodzi. Czasami coś wyjdzie, czasami nie. Fakt, że coś nie wychodzi, że nie potrafię się za wiele rzeczy zabrać wywołuje we mnie refleks bezradności. Jak u tych psów z wyuczoną bezradnością. Gdy jestem na paletkach, albo na ściance, to staram się połączyć z moim wewnętr

Walka z lękiem, a może po prostu droga.

Na dniach kupuję bilet na urlop, w sumie, to z mieszanymi uczuciami. To znaczy, dusi mnie trochę lęk, ale, to nic nowego. W pracy byłem jakiś spokojny, dzisiaj rano. Przypominałem sobie, jak wchodziłem na jedną drogę, jakąś 7+. Powoli dochodzę do wniosku, że rzeczywiście jakoś zacząłem się wspinać w 7-mym stopniu. Nie, żeby mi zależało, ale 6-ki mnie nudziły. Nie wiem, co się zmieniło, może więcej trenuję w domu, albo co, albo może to kwestia techniki? Czasami budzę się i zastanawiam się, co z tym wszystkim. Ale, na koniec i tak walczę. Coś tam sobie odpuszczę, ale próbuję wracać do przeszłości, jakoś poskładać to, co mam w głowie, jak rozbity garnek, posklejać, a może kleję coś nowego? Kto to wie. Wczoraj ścianka z C, ładną blondynką. Ale już mi na niej tak nie zależy, poza tym, ona ma chłopaka. Gdy się wspinam, to zapominam o wszystkim. Po prostu staram się przejść od chwytu do chwytu i nie polecieć. Potem, przed zaśnięciem przechodzę tą drogę jeszcze w głowie, a może jej kawałki. Ro

Stare emocje i mózg

Coś mnie jakieś przeziębienie brało, czy lęki, czy gorąco mi było? Może dlatego, że jeździłem na rowerze z mokrą głową, a było może 10C. A może za mało jadłem, za dużo sportu, może to stres w związku z Australią? Kto to wie. Czytam trochę o pracy mózgu, w sumie, to szkoda, że ludzie się tym już 200 lat temu nie zaczęli zajmować, ale wtedy nie było też takich urządzeń do badań i ogólnie, ciemnota jeszcze większa niż teraz. Teraz też sobie niektórzy urzynają głowy, albo wysadzają się w powietrze, czy padają plackiem, bo ktoś jest milionerem ;) Takie tam instynkty, jak u kaczek ;) Cortex też może kontrolować Amygdalę, ale podobno sygnały od Amygdali w stronę cortexu są silniejsze. W sumie, to zadziwiające, że kiedyś jakoś myślałem o mózgu jako o czymś spójnym i całym. Tak, jak pewnie o ciele. Teraz wiem, że jak jem mięso, to co innego jest potem we krwi, niż jak zjem banana. Ale mięsa ostatnio już dawno nie jadłem. Jakoś nie mam ochoty na wyobrażenie tych zwierząt zabijanych, tak jakoś. W

Amygdala, Cortex no i tygrys

Piszę nowy wpis, bo jak mam za dużo komentarzy na poprzednim, to nie pojawia mi się link "odpowiedz"... Mógłbym odpowiadać bezpośredni z panela administracyjnego, ale, jakoś to wtedy dziwne  i niewygodne ;) Co do Australii, to może jest tam trochę dziwnych żyjątek, ale za to jest masa przestrzeni, gdzie nie ma ludzi, którzy się chyba wszyscy w wodzie, czy na plażach zbierają ;) a przynajmniej na wybrzeżu. Dlaczego złe nawyki, czy schematy nie znikają, gdy się o nich wie? To było by marzenie każdego muzyka, czy sportowca, żeby móc swoją technikę poprawić tylko poprzez świadomość błędu i informację o tym, jak powinno się coś poprawnie wykonywać. Głowa uczy się, powstają połączenie między komórkami i im więcej tych połączeń, tym większa tendencja, żeby jakiś określony ruch, czy zachowanie w określonej sytuacji powtórzyć. To jak przekręcanie klucza w zamku. Odruchowo przekręca się go we właściwą stronę, po tym, jak się to ok. 1000 razy zrobiło, czyli przez 2 lata, prawie codzienn

Labirynt w głowie

Gdy się tak zastanowię, to parę rzeczy jest lepszych w moim życiu, a parę pewnie gorszych. Nie mam dziewczyny, to minus. Mam bardziej rozwalone stawy, niż kiedyś, za mało o siebie dbałem, za dużo uciekałem. Co jest lepsze? Pewnie to, że nie odczuwam potrzeby zabicia się. Nie, żebym robił wielkie plany na przyszłość, ale wiem, jak to było, gdy po prostu przychodziła mi myśl do głowy "wystarczyło by skręcić kierownicę w prawo, by przelecieć przez barierkę mostu". Od jakiegoś czasu nie traktowałem takich myśli zbyt poważnie, raczej, nie wiem, może mnie po prostu trochę smuciły, że coś takiego sobie myślę, nie wiem. Kiedyś, to znaczy, jeszcze wcześniej, było gorzej. Wtedy miałem zamiar się zabić. W sumie, to przekładałem termin mojej śmierci. Bardziej też ryzykowałem życie wspinając się bez ubezpieczenia, albo surfując samemu. Gdy się surfuje samemu, to wystarczy na moment stracić przytomność, uderzając głową w dno, albo obrywając deską i tyle, po ptokach. "Life is only an e

Muzyka, bieganie

Coś mi się nie chce pisać. W niedzielę padłem na nos, bo byłem najpierw pobiegać, tak z 17 km dobrze poniżej 1,5 godziny. Jak przebiegałem koło autobusów wycieczkowych, to mnie ktoś Forest nazwał ;) Może mnie widzieli, bo zrobiłem 3 rundki wkoło parku. Była tam świątobliwa impreza, dni chrześcijańskie, czy coś takiego. Tak sobie myślę, że chyba sobie odpuszczę tą Australię. Pojadę tam w lipcu na jaki miesiąc, poszaleję na desce i tyle. Nie wiem, czy by to miało sens tam siedzieć. Może było by fajnie, tam przez rok posiedzieć. Może po prostu nie tędy droga, może lepiej pójść z prądem, bo mi akurat przedłużenie zlecenia zaproponowali, tym razem już na poważniej. Powiedziałem, że w lipcu jadę do Australii, ale od połowy sierpnia jestem do dyspozycji. Po tym bieganiu u znajomych na grilu. Domek, ona bez dzieci, on gdzieś na miesiąc w pracy, lata po świecie, druga parka z dwójką dzieci. Mają poukładane życie. Ja też mam poukładane, tyle, że inaczej. Nawet nie mam kanapy w domu. Wczoraj pale

Biec przed siebie

Trochę sobie czasami odpuszczam, ale i tak nie wiem, gdzie stoję. Ciekawe, że połączenia w mózgu mają wiele poziomów, czy jak to zwał, to znaczy, jedno połączenie może przybierać wiele wartości. Co zwiększa oczywiście potencjalną pojemność pamięci. Znalazłem fajną stronę, wikifit. Można sobie wpisać co się je, to liczy kalorie. Można też wpisać ile się ćwiczy. Stwierdziłem, o dziwo, że jak jem więcej, niż ćwiczę, to nie tracę na wadze. Kto by pomyślał ;) Orzeszki ziemno to bomba kaloryczna. Dlatego zjadłem ich tylko trochę dzisiaj rano, bo chcę stracić na wadze ;) W niedzielę byłem pobiegać, wkoło parku. Tak mi się dobrze biegło, że po dwóch rundkach stwierdziłem, że zrobię jeszcze jedną. Każda rundka, to trochę ponad 5 km. Czułem już potem nogi, ale, dało się wytrzymać. W sumie, to zastanawiam się nad maratonem, bo mnie po bieganiu trochę kolano sieka. Pół maratonu, to mi się chyba nie chce, to jak 4 rundki wkoło parku, wolałbym już 10 km ale w szybkim tempie, tyle, że nie mam kondycj

Biec dalej, gdy "logika" mówi, że to nie ma sensu

Tak sobie tu piszę. Chociażby dlatego, że to dobre ze względów terapeutycznych. Przeczytałem kiedyś. Poza tym, to lubię pisać. Lubię też czytać inne blogi, ale czasami te ciekawsze trochę bolą. To znaczy, jak ktoś coś więcej czuje, czy pisze o emocjach, to zaczyna "poetyzować". Nie znam się, ale czasami to ciężko przebrnąć, przez tą, skomplikowaną układankę słów. Lubię Hemingwaya, Bukowskiego, Murakami i pisarzy, w sumie to różnej maści. Z południowej Ameryki. Aha, Londona też kiedyś czytałem ;) Oni piszą prosto, ale, też piszą prozą. Ja nie staram się tu nic "tworzyć". Jeśli by ten blog zniknął, to pewnie by mi było trochę szkoda linków, ale kiedyś skasowałem jednego bloga, bo dałem jego adres komuś. Albo może po prostu na niego więcej nie zajrzałem? Nie wiem. Jak wracałem na rowerze z roboty, to mnie trochę kolano bolało. Zastanawiałem się, czy iść pobiegać, czy może nie, a może tak. Potem zobaczyłem dwie ładne Chinki, które biegły w stronę parku i odezwały się we

Droga, tak po prostu

Tak sobie siedzę i myślę, albo biegnę i myślę. Dzisiaj wstałem krótko przed 6, poszedłem biegać. Powoli zaczynam widzieć te same postacie. Jakaś szybko idącą kobietę w czapce, dwóch, czasami trzech starszych panów, jeden w czerwonej kurtce. Oni biegną w przeciwną stronę. Pod koniec mojego kółka biegłem za jakimś w krótkich spodenkach, który był szybszy ode mnie, tak, że się trochę zziajałem. I co z tą Australią? Jechać tam, zostawić zlecenie? Czy jazda tam, to krok do przodu, czy ucieczka? Czasami myślę o NB (narkotyk B), ale powoli znikają emocje. No i dobrze, wiem, że tak raczej będzie, ileż można. Mam w tym momencie w miarę spokojne życie, jak na mnie. To znaczy, ciągle mnie coś przygniata do ziemi, czy dusi, gdy chcę pewne rzeczy zrobić. Ciągle nie potrafię się za powyrzucanie pewnych rzeczy wziąć, czy porządne posprzątanie mieszkania, to znaczy, zrobienia porządku z tym, co jeszcze po kątach stoi, od przeprowadzki. Ale z drugiej strony, to mogę sobie iść rano pobiegać, chodzić na

Szósta nad ranem

Obejrzałem sobie wczoraj parę filmików o ultramaratonie i w ogóle. We wszystkich mówią o tym, że trzeba do tego poświęcenia i dyscypliny. I że trzeba to lubić. http://www.youtube.com/watch?v=XSybEPLNQ0w Zawsze lubiłem biegać. Wiadomo, jak się nie ma żadnej kondycji, to jest to pewnie trudne, albo jak się chce za szybko, czy nie ma techniki, nie wiem. Dla mnie to świat sam dla siebie. Wiadomo, nogi czasami bolą, czy trochę może powietrza brakuje, choć mnie, to raczej nogi siadają, w końcu. Jak byłem na jednym obozie treningowym to nazywali mnie "Rain Man", bo po prostu lubiłem biegać. Nie jestem w tym dobry i nie robię tego pewnie jak trzeba, ale gdy uda mi się pokonać bezwład i założyć buty do biegania, to już mnie mało co zatrzyma w domu. Ogólnie, to muszę się powstrzymywać od tego, żeby nie biec za szybko, gdy mam zakwasy, albo w ogóle. Kiedyś za młodu biegałem przez las, czasami był on słoneczny, czasami deszczowy, czasami leżał śnieg. Ale człowiek się jakoś dobrze czuje,

Zakwasy lepsze od lęków

Wczoraj ścianka, ze trzy godziny, potem prawie pół godziny rowerkiem na paletki, potem 3,5 godziny paletek, powrót do domu i padłem na pysk. Dzisiaj poszedłem pobiegać, mimo zakwasów. Miałem biegać wolniutko, co mi się udało przez chyba 12 minut, bo tyle się zawsze rozgrzewam. Potem biegłem jak oszalały. To fajne uczucie tak biec, jak w transie. Potem parę minut luźnego biegu i znowu. Gdy biegnę, to jestem w innym świecie. Nie patrzę na ludzi, których tam trochę było. No, chyba, żeby jakaś ładna dziewczyna biegła, ale też wtedy nie zawsze spojrzę. Gdy biegnę, to zamieniam się w jakieś zwierzę, a może jestem sobą? Staram się codziennie jakiś kawałek walczyć, ćwiczyć walkę z lękiem.

O "Badwater"

Jakoś wpadł mi w oko link o ultramaratonie "Badwater", w Death Valley. Długość 217 kilometrów, temperatury w ciągu dnia dochodzące do 50C. Tu jeden z linków: http://www.youtube.com/watch?v=R3mcZxi-r9U A naprawdę dobry link, to : http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=lQ6jwXIVjgo "Nie wierzysz, że dasz radę zrobić następny krok, ale go robisz, a potem następny..." Wiadomo, większość uważa, że to bzdura, robienie czegoś takiego, ale ludzie robią to, między innymi dlatego, żeby odkryć samych siebie, własne granice, z różnych powodów. Zbudować siebie samego, który potrafi czemuś takiemu podołać. Tak sami mówią. Walczą sami z sobą, nie ma żadnej nagrody, oprócz małego medalu, albo spinki do paska, jak się da radę przebiec szybciej niż 36 godzin. To chyba jeden z najtrudniejszych ultramaratonów na świecie. Chodzi mi o to, co ludzie przeżywają, gdy coś takiego biegną. Piszą, że wtedy żaden z problemów nie jest ważny, łuszczą się one, jeden po drugi.

Granice

Tak sobie wczoraj przed snem obejrzałem krótki fimik o wspinaczach, którzy chodzą "free solo", czyli bez żadnego ubezpieczenia. W sumie, to nie mogą popaść w panikę, wtedy by po prostu nie przeżyli. Ciekawe jaki mają margines błędu? Sporo z nich przeżywa, to znaczy, wspina się tak parędziesiąt lat, jak bracia Huber. To reklama i ma hełm na głowie, żeby nie oberwał skałką. http://www.youtube.com/watch?v=-1L1Fm8QaK4 W pracy piję kawę. Zastanawiam się nad Australią. Czy lepiej zostać tutaj i trochę zarobić, żeby mieć więcej spokoju, czy jechać w nieznane, gdzie się może źle będę czuł? W każdym razie w lipcu jadę do tej Australii na miesiąc, ostatnia szansa, żeby się zastanowić. Wczoraj paletki, smesh wychodzi mi trochę lepiej, powoli. Dzisiaj ścianka, z bardzo ładną blondynką, którą znam od lat. Miła, ma chłopaka, z nim kłopoty, ale ona tak zawsze, od lat. W sumie, to jak sobie pomyślę, że się na ósemki wdrapuję, to znaczy, nie całkiem, bo ich nie przechodzę w kawałku, to się dz

Labirynt we mgle

Byłem dzisiaj na ściance, z dwoma dziewczynami, jedna ładna blondynka, druga ma ciemne włosy. Nieważne. Jak się wspinam, to czasami po prostu chcę spróbować jakąś drogę. Kiedyś próbowałem na wędkę, ale jak są przewieszone, to nie zawsze się da. I jak rzeczywiście mam ochotę, to czasami polecę, za czym nie przepadam, ale motywacja, żeby drogę zrobić jest silniejsza. Staram sobie wyobrazić, że zaraz będę miał następny chwyt w ręce, czasami go trzymam, a potem spadam może ze dwa metry, czy trzy i zawisam w linie. Wdrapuję się znowu do punktu wyjścia, ostatniego ekspresu, przy którym byłem i próbuję znowu. Parę razy, aż dam radę, albo widzę, że jestem już za bardzo zmęczony. Czasami boli mnie któryś palec, ale, staram się bardziej uważać, teraz, niż kiedyś. NB (narkotyk-B) posłała mi smsa świątecznego. Nie wiem dlaczego. Na Boże Narodzenie chyba nie posłała. Podpisała go swoim imieniem i imieniem swojej córki. Czemu nie podpisze też swojego faceta pod tym? Nie wiem. Kiedyś widziałem 7- i z

Zwariować kiedyś?

http://demotywatory.pl/4087484/Gdy-inzynier Mam w sobie dwie siły, jedna, który mnie trzyma na miejscu, druga, która się wyrywa. Wkurza mnie siedzenie w biurze, w robocie. I tak się obijam, często, jak jest nudno, albo jak mnie lęki gryzą. Czy oni tego nie widzą? Raczej chyba nie za bardzo, bo coś tam robię. Gdy słucham muzyki Vanessy Mae, a może dlatego, że ona jest taka seksy, coś we wyrywa się. http://www.youtube.com/watch?v=npBrsHeycCI&pxtry=1 Vivaldi, to chyba już 400 lat temu to napisał? Znam na pamięć datę urodzenia i śmierci Bacha, ur. 1685, Vivaldi był przed nim. Popracować jeszcze dwa lata i ruszyć w świat, czy najpierw ruszyć w świat, czyli do Australii? Dostałem dzisiaj maila od matki mojego nieżyjącego przyjaciela. On chciał do Australii. Ona nie pisała do mnie od prawie dokładnie 3 lat. Miałbym ochotę wyjść na ulicę i zacząć krzyczeć, zburzyć parę domów. To może nie, bo szkoda by mi było ludzi, którzy tam mieszkają. Wkurza mnie to uczucie, gdy zaczynam się dusić, gdy

Który kraj

Budzę się niespokojny, czasami o 5-tej nad ranem, gdy idę wcześniej spać. Uspakajam sam siebie, mówiąc sobie, że jestem bezpieczny. Idę moim labiryntem. Czasami ktoś próbuje mi coś radzić, tak, jakby widział coś więcej ode mnie, nie znając mnie. Moje lęki mnie denerwują, to uczucie, gdy się jakiś pancerz wkoło mnie zaciska, gdy zaczyna mi się mieszać w głowie i nie potrafię jasno myśleć. Kiedyś potrafiłem wyłapać moment, gdy uciekałem w inny świat, dysocjacja, czyli ucieczka w inny świat. Teraz już raczej nie uciekam, to znaczy, w ten inny świat. Może raczej trzymam się bliżej rzeczywistości i bardziej z dala od tego, co mnie może zranić, jakieś zakochanie, czy coś. Pamiętam, gdy się częściej zakochiwałem, gdy przegapiłem ten moment, gdy mogłem się jeszcze bronić. Coś robiło w mojej głowie "klick", prawie, że słyszalny, na zewnątrz, że tak sobie na przesadę pozwolę. Pamiętam, jak siedziałem w Valetta, czy jak się to pisze, na Malcie, naprzeciwko niebieskookiej Hiszpanki, wiec