Labirynt w głowie

Gdy się tak zastanowię, to parę rzeczy jest lepszych w moim życiu, a parę pewnie gorszych. Nie mam dziewczyny, to minus. Mam bardziej rozwalone stawy, niż kiedyś, za mało o siebie dbałem, za dużo uciekałem. Co jest lepsze? Pewnie to, że nie odczuwam potrzeby zabicia się. Nie, żebym robił wielkie plany na przyszłość, ale wiem, jak to było, gdy po prostu przychodziła mi myśl do głowy "wystarczyło by skręcić kierownicę w prawo, by przelecieć przez barierkę mostu". Od jakiegoś czasu nie traktowałem takich myśli zbyt poważnie, raczej, nie wiem, może mnie po prostu trochę smuciły, że coś takiego sobie myślę, nie wiem. Kiedyś, to znaczy, jeszcze wcześniej, było gorzej. Wtedy miałem zamiar się zabić. W sumie, to przekładałem termin mojej śmierci. Bardziej też ryzykowałem życie wspinając się bez ubezpieczenia, albo surfując samemu. Gdy się surfuje samemu, to wystarczy na moment stracić przytomność, uderzając głową w dno, albo obrywając deską i tyle, po ptokach. "Life is only an experience", jak mi raz powiedzieli australijscy surferzy, których wziąłem na stopa w jednym z południowych krajów. To było przy okazji w miarę ryzykownego manewru wyprzedzania. Zobaczyli, że spojrzałem na nich i zacząłem zwalniać. Po takim haśle, wiadomo, dodałem gazu. Nie zawsze byłem grzecznym chłopcem.
W domu walczę z lękiem. Mój mózg jakoś tak kombinuje, że nie potrafię niektórych rzeczy zrobić. Kiedyś miałem problemy z robieniem prania. To mi przeszło. Teraz trudno mi uporządkować rzeczy, czy po prostu odkurzyć. W sumie, to prawie śmieszne, ale kiedyś się tego nauczę. Wiadomo, sprzątam, ale nie za często, kosztuje mnie to wiele wysiłku, spocę się przez to, jakbym powoli biegł 5 kilometrów, to znaczy, zanim zacznę sprzątać. No fakt, gdy biegnę 5k to mało się spocę, ale wolę przebiec 10, czy 15, niż posprzątać. Bo bieganie, to też chyba forma ucieczki, albo odreagowania. Na koniec dnia jestem zły, że znowu nie posprzątałem, czy nie napisałem tych raportów ze Shiatsu, która za mną od chyba 4 lat chodzą.
Coraz łatwiej przychodzi mi robienie codziennych notatek wieczorem, tych paru linijek na notebooku. Muzyka z Vanessą Mae pomaga w ciągu dnia, jest dobra do medytacji.
Byłem na ściance w sobotę, pomęczyłem się z jaką 7+, pewnie ją niedługo przejdę, bo nie jest taka trudna. W sumie, to akurat sobie pomyślałem, że te drogi teraz łatwiejsze zrobili, ale jedną 7+ z zeszłego roku zrobiłem bez żadnych problemów. Mam jeszcze jedną 8-, którą chcę przejść bez siadania w linę. "Projekty" się to nazywa. 6-ki mnie już trochę nudzą. Może rzeczywiście jestem trochę lepszy na ściance? Boli mnie łydka przez zmianę techniki na bieganiu, padła po 8 kilometrze.
Myślę nadal o NB (narkotyk-B), ale widziałem też ładne dziewczyny w kafejce, zrobiło mi się smutno, taki, stary smutek. Pamiętam, jak nie mogłem wyjść z pokoju, żeby się do mamy przytulić. Gdy stary był w domu, to i tak nie wychodziliśmy z pokoju, czasami nawet nie do łazienki. Tylko wieczorem musiałem wejść do kuchni, czy gdzie akurat był i odmeldować się. "Melduję posłusznie, że umyłem ręce, nogi, uszy, szyję", czy co tam mówiłem. Ten skur...yn nie był nawet w wojsku, cholerny tchórz. Dzieci i żonę łatwo tresować. Gdyby był w moim wieku teraz, to bym go chętnie rzucił na podłogę, potrzymał chwilę w dźwigni na bark. Jakie to człowiekowi myśli do głowy przychodzą ;)
Gdy człowiek coś powtarza, uczy się tego, połączenie nerwowe staje się grubsze. To już mój stary nauczyciel muzyki wiedział, 20 lat temu. "Gdy się coś powtarza, człowiek się tego uczy". Współczesna nauka dodaje, że trzeba do tego jeszcze chęci, czy emocji. Wiadomo, może to być pozytywna, czy negatywna emocja, po to, żeby to przez filtry przeszło, nie zostało zapomniane. Pamięć to jednak niesamowita rzecz. Gdy oglądam stare odcinki z moich ulubionych seriali, wiem prawie od razu o czym on jest. Gdzieś to jest zapamiętane. A 400 chińskich znaków trudno mi zapamiętać ;) To pewnie inny rodzaj pamięci, nie ma wiele wspólnego z emocjami. Chociaż niektóre łatwo, jak "od razu", to znaczki "nisko na koniu", czyli ktoś sobie śpiesznie galopuje, jak na Zorro, czy Panu Wołodyjowskim ;)
Czasami łatwiej chyba rozpoznać po przeszkodach, jakie ma się problemy, niż przez analizę. Często unika się czegoś, robi to wiele ludzi. Chowają się, "racjonalizując". Ja mam na tyle niepoukładane w głowie, że musiałem się sobą zająć. W sumie, przeżyłem, nie spadłem z wieżowca, choć siadywałem na parapetach balkonów. Ani nie poślizgnąłem się biegając po poręczach mostów. Nic, walczę dalej, próbując rozwiązać zagadkę labiryntu w mojej głowie.

Komentarze

  1. Cześć,

    Czy możesz napisać, ile masz teraz lat i ile miałeś lat, kiedy podjąłeś psychoterapię?
    Zmierzam do tego, jak dużo czasu zabrało Ci dojście do punktu, w którym teraz jesteś.

    Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedziałem na Twojej stronie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!