Posty

Wyświetlam posty z etykietą bieganie

Obuchem w łeb

Tak sobie pomyślałem, parę dni temu, że mi całkiem fajnie nawet, oczywiście, jestem sam, co mi się nie podoba, ostatnio nawet bardzo, może przez tą pogodę, ale da się wytrzymać. Fakt, dokuczało mi to biodro, ale zacząłem je rozciągać i wydawało się być lepiej. Oczywiście, ciągle mam te moje lęki, bariery, ale jakoś udawało mi się to wyprzeć z mojej świadomości. W środę poszedłem do dermatologa, dzisiaj jest piątek. Miał mi coś tam usunąć, miałem nadzieję, że laserowo. Niestety, takie rzeczy się wycina, plamki, inaczej by się to nie zrosło, dowiedziałem się. Dobra, powycinał, wstawił samorozpuszczalne szwy i na moje pytanie o sport odpowiedział, 2 tygodnie przerwy. Potem dodał, 10 dni, ale na początek piano, czyli powoli. Chodzi o to, żebym tych szwów nie pozrywał, on wie, że ja na ściankę, albo paletki. Dobra, myślę, wytrzymam to jakoś, choćby parę dni, pójdę może pobiegać, bo tylko jeden szew na nodze. W czwartek, czyli wczoraj, idę wreszcie po roku, z tym moim biodrem. Lekarze krótko

O ile łatwiej jest biec do upadłego.

Siedzę sobie spokojnie, na krześle w kuchni. Spokojnie, nie licząc może lekkiego tiku w lewym oku i słuchawek na głowie. Założyłem je, bo muzyka jest mi za cicha, niezależnie od głośności, a nie mam ochoty na wizytę sąsiadów, czy może policji. Złożyłem ojcu NB (narkoty-B) życzenia z okazji urodzin. Składam mu tak raz na 4 lata chyba, jak mi się przypomni, to znaczy, tym razem mi jeden z tych internetowych badziajstw o tym przypomniał. W każdym razie, to dziwnie mi się zrobiło, jak mi dzisiaj odpisał, że NB do niego przyjeżdża. Słucham sobie Thunderstruck. Przedtem słuchałem trochę Buckethead, czy jak się on nazywa, też kawałka wywiadu z nim i jego psychoterapeutą, czy co to było. Nie tylko ja mam lęki. Krew przelewa mi się przez żyły. Mam czasami takie dni, że słyszę, jak ktoś mruga oczami. Może jestem też taki, że się objadłem, a dzisiaj nie poszedłem na sport? Jutro hala zamknięta, coś tam robią, hala sportowa, bo jaka inna, w czwartek też. Pójdę więc pobiegać. Coś też posłuchałem Ra

Niedzielny ból głowy

W niedzielę padałem coś na pysk, jak to w niedzielę. Odsypiałem trochę, albo oglądałem jakieś reportaże na YT, większość o Korei Północnej. Koło 15, czy jakoś tak, zaczęła mnie głowa boleć. Może od wylegiwania się na łóżku, a może od czegoś innego. Postanowiłem w niedzielę nie pić kawy, więc podejrzenie było, że to też z tego powodu. Sprawdziłem w internecie. No właśnie, na pierwszym miejscu, jako efekt głodu kofeinowego podany jest ból głowy, szczególnie w weekendy, bo wtedy czasami pija się mniej kawy niż w ciągu tygodnia, siedząc w robocie. Taki ból głowy, zbliżony do migreny, gdzie czuje się lekkie mdłości. Nie napiłem się kawy, ale poszedłem zamiast tego na spacer, do pobliskiego dużego parku. Przebiegłem się nawet koło 200 metrów. Ból głowy jakoś powoli zniknął. To nie pierwszy raz, że czuję ból głowy w weekend, bo w ciągu tygodnia go nie mam. Bieganie pomaga, spacer najwidoczniej też. Nie mogłem wczoraj iść pobiegać, bo po pierwsze, to chciałem dać mięśniom odpocząć, a po drugie

Cielaczek

Za oknem robi się chłodno, przez drzwi balkonu dociera miła bryza. Siedzę w kuchni przy zgaszonym świetle, w lekkim półmroku, bo dnie coraz dłuższe, tym bardziej tu na północy. Wiadomo, to nie to samo co kraje skandynawskie, ale jednak trochę północ. B dostała pracę, na farmie, biologicznej w dodatku. - Cielaczek się zgubił - napisała mi w jednej z wiadomości. - Szukamy go, w deszczu. - Co? - pytam - Coś go porwało, czy coś? - Był nowo narodzony, nocą. Tu jest w pobliżu potok, może do niego wpadł. Szkoda mi się zrobiło takiego zwierzaka, nawet nie wiem dlaczego, przecież go nigdy nawet nie widziałem. Dzisiaj po południu przyszła wiadomość - Cielak się znalazł, był gdzieś tam z tyłu. Cały i zdrowy. Nie wiem, co to znaczy "gdzieś tam z tyłu", ale B nie lubi się rozpisywać. Pewnie jak kiedy będziemy gadać przez telefon, to mi opowie. Przesunięcie czasowe robi swoje, czas wolny jest zdesynchronizowany. W niedzielę napisałem SMSa do NB (narkotyk-B). W sumie, to pytałem o jej psa,

Wygrane i przegrane

Wczoraj byłem na paletkach, jak i przedwczoraj, czy przez większość innych dni w tygodni. Nie zawsze gram, czasami po prostu coś sobie na boku trenuję, w tym jednym z klubów, gdzie ludzie tylko gry podwójne grają. Nie chce mi się z nimi grać, bo oni nie trzymają reguł gier podwójnych, to znaczy nie wszystkich, a poza tym, to szkoda mi czasu. Wolę popracować nad moją techniką. To taki mój aerobik. Zauważyłem, że praca nad techniką więcej mi przyniesie niż tylko takie sobie granie, nawet zaangażowane. W zeszłym roku miałem okazję pomagać w treningu jednej z najlepszych par graczy Australii, więc wiem jak oni trenują. Na treningu raczej nie "grają sobie", a raczej ćwiczą coś konkretnego. To jak z grą na instrumencie. Nie gra się kawałków od początku do końca, tylko pracuje nad pewnymi częściami, choćby dlatego, że program koncertu może zająć z godzinę. Ja sam grałem na końcowym chyba z pół godziny, w miarę bez przerwy, choć nie wiem już dokładnie jak długo to było. W każdym razi

Walka tu i tam.

W niedzielę obyło się jakoś bez bólu głowy. Może dlatego, że się wyspałem, a może temu, że poszedłem pobiegać już przed 13, bo zapowiadali deszcz na popołudnie. Deszcz był dopiero pod wieczór, a ja mogłem zażyć trochę słońca na balkonie. Czułem się jakoś, tak, spokojnie, tak, jak teraz czuję niepokój. Po prostu dwa różne stany. W niedzielę po południu pogadałem nawet z B, która siedzi w Kanadzie, od zeszłej środy. Ale ten czas leci. Myślę oczywiście czasami o NB (narkotyk-B), ale, nic z tego nie wynika. Ciekawe, że czasami jestem taki spokojny, większość czasu chyba nie. Wczoraj wieczorem padłem na nos, bo grałem sporo na treningu. Kiedyś się bardziej złościłem, jak mi coś nie wychodziło, teraz robię to mniej. To może też dlatego, że widzę, jak niektóre rzeczy mi wychodzą. To często kwestia ćwiczenia. Poza tym, to staram się pracować nad sferą mentalną, próbować ją też jakoś przenieść na moją walkę z lękami. I tyle.

Wpływ lęku

Coś mi się nie chce pisać. Lodówka dalej trochę charczy, ale pewnie lepiej, niż ta poprzednia. Na tym to polega, człowiek się czymś przejmuje wtedy, gdy myśli, że mogło by być lepiej. Czuje się pewnie oszukany :P Wiadomo, prawdziwym problemem to nie jest. Co jest prawdziwym problemem? Jak się ma raka, na przykład, myślę sobie, bo tego ostatnio wszędzie pełno. Myślę często, tak mi się wydaje, o NB (narkotyk-B). Ciekawie było by ją spotkać, ale po co się kopać z koniem. Póki co, to nawet do niej nie piszę, chociaż ona przed świętami krótko zagadała mailem, żebym się zgłosił, bo mój numer telefonu zgubiła. Podałem mój numer telefonu, Ona się nie odezwała. Wczoraj, to znaczy, w niedzielę, nie byłem w stanie nic konkretnego zrobić. Fakt, byłem pobiegać, bo pogoda była cudna. Nawet trochę na skakance w parku poskakałem. Piję drugą kawę, choć dopiero 9.30 rano. Jem jakieś ciasteczka z płatków owsianych, ze sklepu. Kumpel, jeszcze chyba nie wyszedł z psychiatryka. Coś mnie znowu ochota na Aust

Jak w grze

Jakoś mi się nic nie chce pisać, ostatnio. W każdym razie, to lodówka dzisiaj rano przyszła, więc będę mógł kupować mleko ;) BL jest daleko, więc nie mam się z kim chodzić wspinać, albo inaczej, bez niej mi się nie chce. Noga dalej rozwalona, więc nie gram w paletki. Dzisiaj panowie dostarczyli lodówkę. Wtachali ją na moje pierwsze piętro, zabrali starą. Z niepokojem śledziłem na mapce ich trasę, zanim przyjechali. Zawsze się czymś takim stresuję, wiadomo. Jeszcze dwóch klientów, jeszcze jeden, a potem widzę, że już są pod drzwiami. Przedtem jeszcze zadzwonił jeden, ten, który mówił czysty po niemiecku, że będą za godzinę. I byli. Dostali napiwek, bo przeważnie daję, gdy ktoś mi coś wtacha na piętro. W nocy śniła mi się NB (narkotyk-B). Może dlatego, że przypadkowo zobaczyłem jej zdjęcia, jak robiłem porządek na moich kartach i twardych dyskach. -- Może by do Niej zadzwonić -- pomyślałem sobie -- znaczy się, napisać jaką wiadomość? -- A po co Ci to -- odpowiedział głos w mojej głowie -

Szukanie tricków na lęki

Dzisiaj dużo sport, w sumie, to z naciąganiem się, może ze 3 godziny. Rano jak zwykle niepokój, choć trochę pomedytowałem. Musiałem odpisać na dwa w miarę urzędowe maile. Potem sport. Potem kawiarnia, w której czułem się jakoś bardzo wyluzowany. Chciałem wprawdzie jeszcze iść na zakupy, to znaczy, kupić sobie nowe kąpielówki, czy inne takie. Okazało się, że mam rozerwane kąpielówki. Gdy to zobaczyłem to zastanawiałem się przez chwilę co to, ale przypomniało mi się, że mną przecież o skałki rzuciło i miałem trochę poharatane plecy. Czytam coś do czasu do czasu o mózgu. To zadziwiające jak podobne są reakcje ludzi i zwierząt, w niektórych sytuacjach. Ale, oczywiście, ludzie, to istoty wyższe, nad nimi, to tylko jeszcze anioły i tak dalej. W każdym razie przyglądam się moim lękom i szukam na nie tricki, jak i one szukają tricków na mnie. Gdy czuję pustkę, to muzyka czasami pomaga. NB (narkotyk-B) nie odezwała się od tego "Buziaki", wczoraj, czy kiedy to było. Za to pisujemy sobi
Rano nie umiałem się coś pozbierać, ale napiłem się kawy i poszedłem na siłownię, poćwiczyć paletki na korcie do squasha. Potem kafejka, biblioteka, bieganie z A, nawet zrobiliśmy 7,5 km, choć ona na koniec padła. Sama takie tempo chciała, choć i tak jeszcze się nie rozpędziłem. I tak dzień jakoś przeszedł. Codziennie walczę, nawet, jak się dzień źle zacznie, jak coś nie wyjdzie, to po prostu do przodu, coś robić. Wracam do przeszłości, goniąc lęki, bo one gonią mnie w teraźniejszości. I tak się gonimy. Nawet miałem jakieś miłe sny.

Bieg z przeszkodami, w głowie. Odważna mrówka.

Rano budzę się, wita mnie niepokój. Muszę parę rzeczy, a przynajmniej jedną, z mojej listy zrobić, bo mnie terminy gonią. Gdy pomyślę o tym, czuję jak mi coś splot słoneczny ściska. Za chwilę moje myśli uciekają gdzieś dalej, nacisk na splot słoneczny przechodzi. Myślę znowu o tym, co muszą zrobić, nacisk i niepokój powracają. Tak sobie wtedy myślę, że logika myśli sobie jedną rzeczy, a emocje robią swoje. Nie jest to nowa myśl. Leżę w łóżku i nie chce mi się wstać, ale na 7 jestem na siłowni umówiony i głupio by było nie pójść. Więc wstaję. Robię nawet parę ćwiczeń. Wczoraj łaziliśmy przez prawie 4 godziny po pagórkowatym lesie, w bardzo szybkim tempie. A znowu o mało co, a by nastąpiła na węża. Ja o mało co, nie nastąpiłem na żabę. Wąż się wystraszył, schował od razu pod jakimś pniem, szkoda, bo chciałem mu zdjęcie zrobić. Wyczytałem, że ten wąż, to jakoś małooki coś tam. Poprzedni to był pyton. Ten trochę jadowity, ale nie śmiertelny. Poszedłem przy okazji na stronę organizacji od a

Biec w deszczu

Obudziłem się koło piątej nad ranem i wszystko było bez sensu. Leżałem, przysypiając trochę i zastanawiając się, co tu dalej. Wiedziałem, że jestem w dołku, powtarzałem to sobie "jesteś akurat w dołku, to przejdzie, nie wczuwaj się tak w ten dołek". W pewnym sensie, to może pomaga, bo zastanawiam się co dalej. Czy to, co robię, ma sens, czy nie. Bo jeśli moje życie i tak nie ma sensu, jakiegoś ogólnego, to jest prawie, że obojętne, co robię, byle bym coś robił. Myślę często o NB (narkotyk-B). Nie byłby to narkotyk, gdybym do niego myślami nie uciekał. Wczoraj byłem w lesie tropikalnym, czy deszczowym, czy jak się to nazywa (rain forest). Poszedłem szukać jednego drzewa, które ma może ze 4 metry średnicy. Liczyłem się z tym, że może zacząć padać, bo słychać było odgłosy burzy w oddali, ale miałem w miarę dobre buty, poza tym, to do tego drzewa nie było tak daleko. Okazało się, że jest dalej, niż myślałem, bo musiałem zrobić dodatkowych 8 km. Chciałem zrobić parę razy przerwę,

Pozorna tragedia, na trzy głosy

Od paru dni chciałem sobie kupić  doładowanie karty telefonicznej. Byłem nawet w jednym sklepie, ale sprzedawczyni stwierdziła, że nie mają, choć jestem przekonany, że kiedyś tam już kupowałem taką kartę. Na karcie miałem już trochę zaoszczędzonych megabajtów i sporo minut na rozmowy, więc zależało mi na tym, żeby tego nie stracić. Myślałem, że mogę doładować do jutra, więc spoko "Zdążę". Dzisiaj rano sprawdzam konto telefoniczne na internecie i widzę, że mam zero wszystkiego. Więc tragedia. W mojej głowie odzywa się głos "co za idiota z ciebie, przecież tyle czasu miałeś, żeby tą kartę kupić". Dochodzą do tego emocje w stylu smutek i bezradność, bo sobie nie daję rady, z takimi prostymi sprawami, coś mi mówi w głowie "znowu sobie nie dałeś rady, co będzie z innymi rzeczami". Dochodzi do tego uczucie samotności, brakuje mi kogoś bliskiego, dziewczyny. Więc głos mówi "wszystko jest do niczego". Złoszczę się na siebie i pluję sobie w brodę, "j

Nie lubię moich barier

Wracam do dzieciństwa. Próbuję jakoś poskładać moje wspomnienia, wyciągnąć je z tej mgły. To trochę jak układanie puzzla. Ma się jakieś kawałki, ale trudno z tego zrobić jakąś całość. Z tym, że pisząc o nim, wracają mi jakieś emocje, z tamtych czasów. O to mi w sumie chodzi, żeby emocje z tamtych czasów przywiązać do tamtych wydarzeń, a nie tego, co tu się dzieje. Pamiętam, jak spaliłem choinkę. Chciałem zobaczyć, jak pali się pojedyncza lameta. Na taki pomysł trzeba wpaść. Wskazuje to niewątpliwie na to, że nie byłem zbyt cwany. A może do dzisiaj nie jestem zbyt cwany, choć parę osób twierdzi, że jestem inteligentny. W każdym razie, choinka się chyciła ognia, jak się to u nas mówiło. Ano, ogień przeskoczył z jednej lamety na drugą, potem trzecią i choinka stała w płomieniach. Nie zastanawiając się wcale złapałem ją i pobiegłem z nią do łazienki, wrzuciłem do wanny i zalałem wodą z prysznica. Potem czekałem cały dzień aż stary wróci z pracy. Gdy wszedł, to płaszczyłem się przed nim &qu

Ogólnie, to chyba lepiej

Siedzę w kafejce, jak zwykle. Byłem pobiegać rano, zrobiłem parę ćwiczeń. Chyba nie chudnę przez to za bardzo, ale też jem za dużo czekolady i orzechów z miodem. W każdy razie chcę chodzić codziennie pobiegać, o ile nie będę miał innego sportu tego dnia. Poczytałem trochę to, co pisałem w pamiętniku, w 2008. Czy coś się od tamtego czasu zmieniło? Nadal tęsknię za jakąś dziewczyną. Moje uzależnienie od NB (narkotyk-B) nie jest już tak silne. Nic dziwnego, ona w tym czasie wyszła za mąż, zrobili sobie z chłopem dziecko, a potem zdążyła się rozwieść. Nie szaleję już chyba tak za bliskością, trudno wyczuć, tego nie jestem taki pewny. Zmieniło się trochę moje nastawienie do życia. Zacząłem po prostu walczyć, nie zastanawiając się cały czas nad sensem życia. Łatwiej mi robić pewne rzeczy, jak regularnie pisać pamiętnik. Mniej mam ataków duszności, chociaż, to może wynika z tego, że nie muszę tyle robić, bo nie siedzę codziennie w robocie. Na pewno jestem bardziej nastawiony na walkę i pracuj

Balans i lęki

Wczoraj „river in fire”, czy jakaś inna nazwa dla półgodzinnych fajerwerków. Pełno słodkich Chinek, do których nie zagadałem. Muszę się zastanowić czego chcę i zmienić moje podejście. Miałem bardzo przyjemny sen. Najpierw widziałem nagie piersi jakiejś blondynki o kręconych włosach, a potem przytuliła się ona do mnie. W dołku jej obojczyka była woda, czy coś. Ona mówi, że właśnie umyła włosy. Posmakowałem, nie wiem, jak smakowało. Szkoda, że jej nie pocałowałem. To jakieś biuro było, czy coś. Dziwne, że mi się blondynka śni, a nie Azjatki. Słaba tu kawa, to znaczy, gdy chodzi o smak, ale za to siekierzasta, takie mam wrażenie. Rano wymiana z NB, szła na piwo, ale po godzinie wróciła, bo napisała, że jest już w łóżku. W sumie, to mógłbym być bardziej miły dla niej. Ktoś napisał na blogu, że moje wcześniejsze wpisy były bardziej optymistyczne. Może tak, a może nie. Nie wiem. Dzisiaj wymieniłem parę słów, przez internet, z NB. Ona szła na piwo, poczułem się trochę zazdrosny, nie szukam w

Emocje i głosy z Sunnybank

Jestem  na Sunnybank, w kafejce. B, u którego mieszkam, powiedział mi, że na pewno mi się tu będzie podobało. Wie, że lubię Azjatki. Może się ostatnio za dużo chińskich filmów naoglądałem i teraz są one trochę tajemnicze dla mnie, te z migdałowymi oczami i długimi włosami. Jest ich tu w każdym razie sporo. Próbuję czasami zamówić herbatę po chińsku, ale na tym przeważnie kończą się moje próby komunikacji w tym języku. Azjatki tutaj są przeważnie szczuplejsze i ubierają się bardziej kobieco od Australijek. Nie mówię, że nie ma wyjątków. Tak żyję trochę z dnia na dzień. Raczej nic nie planuję. Tak jak dzisiaj, tego wyjazdu na rowerze do Sunnybank. Nie wiem, ile tu jeszcze zostanę. Nie mam pojęcia, ale we wrześniu raczej na pewno jeszcze nie wrócę. Rano piszę sobie coś w kafejce, w której mnie już znają, potem jadę gdzieś na rowerze. Staram się walczyć z niebytem, to znaczy, z pustką. Czasami czuję smutek, ale myślę, że więcej tu piszę niż w Niemczech. Jakoś też mi może łatwiej pewne rzec

Nowe radio

Byłem nawet na surfie. Fale były takie sobie, bo był silny wiatr. Byliśmy z A prawie, że sami w tej zatoczce. Był jeszcze trójka innych, początkujących. Ale ogólnie, to fajnie było, trochę słońca, trochę fal. A też miała miłe kształty, tym bardziej, że nie miała na sobie zbyt wiele. Nawet pianki nie miała, co wprawdzie wyglądało seksy, ale przy tak silnym wietrze pozwoliło jej tylko na chyba półgodzinne próby w wodzie. Nawet stanęła raz na chwilę na desce, a w każdym razie poczuła pęd, gdy leży się na desce i płynie z falą. Mnie się udało parę małych fal złapać, ale cienki Bolek byłem, tym bardziej, że mam trochę mniejszą deskę niż kiedyś, to znaczy w zeszłym roku, 7.0". Nie wiem jeszcze, jak długo tu zostanę. Może dwa miesiące, może dłużej. Próbuję coś pisać. Nie za bardzo mi to idzie, ale powoli może coś się ruszy. Kupuję sobie drogie radio do samochodu. Czy to luksus, na który mnie stać, którego potrzebuję? Nie mam pojęcia, ale coś we mnie, może wewnętrzne dziecko, cieszy się,

Uprzejmi, ale na dystans

Obudziłem się dzisiaj z uczuciem smutku. Przyglądałem mu się trochę, myśląc sobie "Moje emocje poszły znowu na jakieś dziwne dróżki". To trochę pomogło. Zrobiłem parę ćwiczeń i poszedłem pobiegać, choć kostka jeszcze trochę spuchnięta. Kto wie, ile ona jeszcze będzie taka opuchnięta, więc wolę chodzić biegać i coś robić, niż mieć wrażenie, że się gruby robić. Poza tym, to bieganie powoduje, że lepiej się czuję. Zanika to uczucie niepokoju, chociaż na jakiś czas. Mam pełno małych i dużych lęków. Trudno mi się czasami gdzieś wybrać samochodem, do jakiegoś nowego sklepu. To w sumie zabawne. Nie wiem, czy zawsze tak miałem, na ile unikałem takich sytuacji. Wracam codziennie do dzieciństwa, by szukać tych źródeł lęku, a równocześni staram się walczyć z teraźniejszością. Nie mam ochoty się poddawać, choć czasami ta myśl przebiega przez moją głowę. Ale równocześnie, to pomyślałem sobie, że chcę też szukać szczęścia, czyli też tego, żebym robią pewne rzeczy tak, jak sobie postanowiłe

Uwaga krokodyl...

Ostatnio we wiadomościach było o wędkarzu, który został zabity przez krokodyla. Nie wiem do końca, czy facet był za blisko brzegu, czy wszedł do wody, bo żyłka mu się w coś zaplątała. Chyba to ostatnie, w każdym razie coś o tej żyłce mówili. Była przy tym jego żona, która pewnie niezły szok, na całe życie, przeżyła. Zapytano też od razu paru lokalnych, nawet dzieciaka, o krokodyle. Każde z nich, nawet ten dzieciak, powiedziało, że nie wolno wchodzić do wody, bo tam są krokodyle, niebezpieczne. W tej okolicy przeprowadzają pokazy dla turystów, w których krokodyl musi z wody wyskakiwać, by złapać kawałek mięsa na wędce. Tak, że widocznie krokodyli trochę tam jest. Na koniec zabili tego 4,5 metrowego zwierza. To nie po raz pierwszy, że się słyszy, że ludzie wchodzą do wody, nawet jak są tabliczki "Uwaga krokodyle" i nie przeżywają tego wejścia, bo tam rzeczywiście są krokodyle. Z drugiej strony, to nawet ciekawe, że nie wybiją tych krokodyli, choć są one niebezpieczne dla ludzi.