O ile łatwiej jest biec do upadłego.

Siedzę sobie spokojnie, na krześle w kuchni. Spokojnie, nie licząc może lekkiego tiku w lewym oku i słuchawek na głowie. Założyłem je, bo muzyka jest mi za cicha, niezależnie od głośności, a nie mam ochoty na wizytę sąsiadów, czy może policji.

Złożyłem ojcu NB (narkoty-B) życzenia z okazji urodzin. Składam mu tak raz na 4 lata chyba, jak mi się przypomni, to znaczy, tym razem mi jeden z tych internetowych badziajstw o tym przypomniał.
W każdym razie, to dziwnie mi się zrobiło, jak mi dzisiaj odpisał, że NB do niego przyjeżdża. Słucham sobie Thunderstruck. Przedtem słuchałem trochę Buckethead, czy jak się on nazywa, też kawałka wywiadu z nim i jego psychoterapeutą, czy co to było. Nie tylko ja mam lęki.
Krew przelewa mi się przez żyły. Mam czasami takie dni, że słyszę, jak ktoś mruga oczami. Może jestem też taki, że się objadłem, a dzisiaj nie poszedłem na sport?
Jutro hala zamknięta, coś tam robią, hala sportowa, bo jaka inna, w czwartek też. Pójdę więc pobiegać.
Coś też posłuchałem Rammsteina, może  dlatego, że w radiu leciał, i tak mnie naszło.
Same takie spokojne kawałki. Jakbym miał siekierę i komórkę, to pewnie bym poszedł rąbać drzewo. To w sumie fajne, że człowiek zna parę języków, bo miło jest rozumieć teksty, choćby Rammsteina.
Tyle miałem satysfakcji, wczoraj na treningu, że podenerwowałem jednego. Grałem z Milczkiem. On przeważnie wygrywa. Wczoraj jakoś przegrał pierwszego seta. Drugiego łatwo zaczął wygrywać, bo ja grałem po kątach, omijając zręcznie boisko. Potem zacząłem się może bardziej starać i coś tam nadrobiłem. Przegrałem.
Przed trzecim, decydującym setem, do którego przeszliśmy bez wymiany słów, zmieniając połowy boiska, zatrzymałem się.
- Zara - powiedziałem.
Pochyliłem się i zacząłem zaciągać sznurówki butów. Najpierw jednego, potem drugiego.
Milczek musiał czekać. Potem zaczęliśmy grać. On chyba był pewny, że wygra.
- Oddychaj głęboko - mówiłem sobie - dasz radę.
Nie chodzi mi tyle o wygranie, ale o grę, z samym sobą, ze swoimi falami niepokoju, zalewającymi mnie jak zimny ołów, który jakoś potrafi wypełnić moje ręce, nogi, mój mózg.
Milczek zrobił parę błędów. Coś tam przeklinał, parę razy udało mu się mnie zrobić w konia, ale mimo wszystko ciągle był do tyłu. On nie atakuje za bardzo, czasami sobie po prostu trenuje. Czasami nie. Tym razem było mu trudno. Nagle punkty zaczęły rosnąć, mało brakuje, a wygram, więc dodał gazu.
- Oddychaj - mówię sobie.
Milczek biega jak wściekły i próbuje mnie jakoś rozbić swoimi piłkami. Niby mu wychodzi, ale nie całkiem. Tak naprawdę, to wiem, że potrafię grać lepiej, niż gram. Czasami mam takie momenty. Po prostu oddycham i wszystko wychodzi. Nie tylko wychodzi, ale po prostu rzeczywistość przestaje być chropowata, przestaję się o nią potykać, nagle to, co tyle ćwiczyłem jest tam, gdzie ma być.
Więc jedna piłka owinęła się o siatkę, tak, że nie można było jej sięgnąć, chyba, że miało się kij hokejowy zamiast rakietki. Ostatni punkt też jakiś taki był.
Milczek nie był ucieszony, ale jak na niego przystało, nie powiedział wiele.

Rammstein, to pasuje do mojego humoru. Na słuchawkach. - Ogień, ognia- śpiewają, po ichnemu.
To zabawne, jak na mnie czasami wspomnienie NB działa. Nawet nie wiem jak, ale pewnie podwyższa temperaturę w moim mózgu.
Wczoraj też odezwała się Pokręcona, której wynajmuję mieszkanie. Znowu pleśń.
Poczułem obręcz wkoło klatki piersiowej.
- Ch..j z tym - pomyślałem sobie. Równocześnie coś jej tam odpowiedziałem.
Chodziło mi to po głowie, potem znalazłem jakieś tam niby rozwiązanie. Nie uciekłem myślami od tego problemu.
- Co będziesz miał z tego, jak uciekniesz przed lękiem - zapytał jakiś Jełop na Youtube, coś tam opowiadał o lękach.
- Nic nie będziesz miał -- dodał.
Też tak myślę, choć z Jełopem oczywiście zupełnie się nie zgadzam, plus jeszcze to, że trzeba walczyć i takie tam.
Mam do zrobienia, codziennie, parę rzeczy, "todo", głównie pisanie pamiętnika i takich. Zajmuje mi to 20 minut. Na treningu potrafię walczyć, do momentu, że mi się coś w żołądku zaczyna podnosić, albo nogi po prostu siadają. Nie dostaję zadyszki, czy czegoś, po prostu mięśnie mi siadają. To jak wtedy, gdy biegam interwały, przez park. Wyłączam się jakoś i biegnę, to dziwne może uczucie. To trochę, jakby człowiek się unosił w powietrzu. Nie używam żadnych słuchawek, czy czegoś, jak biegam. Nie wiem jak ludzie tak potrafią. Gdy wtedy dobiegam do domu, to trudno mi się schylić, takie mam sztywne nogi. Ostatnio nie robię tego, bo wtedy nie mam szybkości na treningu.
"Moje serce się pali", śpiewa znowu Rammstein. Włączyłem sobie jakąś listę.
Ekran z lekka faluje mi przed oczami. Ciekawe skąd się to bierze? To falowanie.
Jest ono realne. Teraz nie takie silne, ale kiedyś, jak masowałem ludzi, zauważałem jak wzorki dywanu, na którym klęczałem, zaczynają się przesuwać. Trochę jak w Matrix, czy na obrazach Dali. Kwadraty zmieniały kształt, robiły się pofalowane.
Gdy się na nich skupiłem, nabierały znowu swoich starych form.
- Moje serce pali się - śpiewa ten Rammstein.
Wezmę sobie znowu trochę witaminy B i magnezu. To dobre na nerwy.
Z drugiej strony, to czasami miło jest być w innym świecie. On jest, jakiś inny, to trudne do opisania.

W każdym razie, dzisiaj zrobiłem moje 20 minut. Nie zawsze mi się to udaje, często mi się udaje zrobić 15 minut. Blog do nich nie należy, do tej 1/3 godziny. Muszę to potraktować jak ćwiczenia na treningu. Po prostu nauczyć się walczyć, w życie, jak w sporcie, jakby ono było naprawdę.
O ile łatwiej jest biec do upadłego, a może tylko prościej.

Komentarze

  1. Prościej biec do upadłego? Ostatnio spodobał mi się jeden mem. Podpis głosił, że jeśli zobaczysz mnie biegnącą, to zacznij uciekać, bo goni mnie coś strasznego. I ja się pod tym podpisuje :D
    Co do milczków to uważaj, niby nic Ci nie powie, ale jak się wkurzy to rakietę Ci na głowie rozwali ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ja lubię biegać, kiedyś biegałem więcej, raz nawet maraton, raz pół maratonu, czasami coś tam 10, czy 12 km. Ale ostatnio staram się poprawić szybkość, więc bieganie dłuższych dystansów mi nie pasi.
    Biegnie naprawdę polecam, bardziej luzuje niż na przykład jazda na rowerze, bo nie trzeba uważać na ruch drogowy, a wiewiórki w parku nie napastują ;)
    Nie no, może masz rację z tym Milczkiem, ale on przeklina, jak gra, więc milczący jest w sumie przed i potem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to już prawie emeryt jestem i mnie tylko nordic walking pozostał :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, akurat, ale wiem, niektóre rzeczy robi się prościej, jak się lubi to robić. Ja nie znoszę na przykład przysiadów, więc nigdy ich nie robię, to znaczy, nie robię ich, bo mnie "kolana coś bolą, pewnikiem reumatyzm" :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!