Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Zmęczenie i inne

W robocie jak to w robocie. Piłem za dużo kawy, to znaczy, chyba ze 4 małe filiżanki, albo w sumie, to 5. Teraz piję z automatu, gdzie trzeba robić kreski przy każdym tankowaniu kawy, temu wiem. Mogę pić z innej maszynki, za darmo, ale z automatu lepiej mi smakuje bo jest świeżo mielona. Nie wiem, czemu mnie tak lęki w pracy gonią. Ale gonią mnie też w domu. Czasami robi mi się duszno, czasami mnie wszystko denerwuje, szczególnie, gdy za mało wody piję. Chciałbym uciec, pobiec przed siebie, ale oczywiście tego nie robię. Myślę często, wracam do tego jak było, do mojego pokoju w domu rodzinnym, w którym byłem jak w klatce, bo nie ważyłem się z niego wyjść, gdy stary był w mieszkaniu. Nie chciało mi się iść po pracy do domu, ale nie chciało mi się też do "siłowni", w sumie, jak to się nazywa, fittness-room? I może bym nie poszedł do tej "siłowni", ale pomyślałem sobie, co będę robił w domu. Porobiłem parę ćwiczeń, dobrych też na ściankę i na paletki, porozciągałem się

Zanikający ból

Mógłbym dodać trzy kropki, po "zanikający ból...", było by bardziej, nie wiem, może dramatycznie. Napiłem się mocnej herbaty, jeden bierze dragi, drugi herbatę. Słucham sobie Nirvany. Ano, zawsze myślę o tym, że Kurt Cobain się chyba sam przekręcił. "Sam przekręcił" brzmi chyba lepiej, niż "popełnił samobójstwo". On brał dragi, ja piję herbatę. On miał chyba bardziej przechlapane. Mam wrażenie, że mój ból trochę zaniknął. Tak, jakbym miał różne fazy. Kiedyś smutek, ból, a może najpierw ból, tęsknota, smutek. Teraz jest niepokój. Niepokój był cały czas, dlatego chyba potrafiłem biegać, tyle. Eh, Nirvana coś na mnie źle działa. Pamiętam, jak jej czasami słuchałem i było mi cholernie źle. Tak źle, że już widziałem to drzewo nad jeziorem, nad które chodziłem biegać. Fakt, nigdy nie wybrałem gałęzi. Ale, i tak bym się chyba nie zabił, nie wiem. W tym momencie wolę słuchać czegoś bardziej pogodnego: http://www.youtube.com/watch?v=qkKcd51QCiE Zmarnowałem dzisiaj

Mniej czarnego smutku, czy może lęku?

Udało mi się nawet coś dzisiaj zrobić, to znaczy, nie przeleżałem całego dnia oglądając seriale, choć znalazłem nowe. Nie byłem pobiegać, żeby mi z tą łydką przeszło. Muszę na drugi raz bardziej uważać, jak robi "klick" gdzieś u mnie w głowie. Wtedy łatwo mogę dostać kontuzji, bo jakoś tracę kontakt z rzeczywistością, lekko, zamieniam się w wilka, który biegnie przed siebie. W głowie jest wtedy fajnie, ale nogi to nie zawsze wytrzymają ;) Ciągle się nad Australią zastanawiam. Co mnie tutaj trzyma, to fakt, że jakoś mam coś poukładane, choćby na chwilę i musiał bym to wszystko zostawić. Po drugie, to pewnie kasa. Kasa daje niewątpliwie jakieś tym poczucie bezpieczeństwa, tym bardziej, że pewnie się gdzieś tam w głowie boję, że nie będę w stanie pracować, czy nie znajdę pracy. Człowiek się młodszy nie robi. Albo może to, że mieszkałem już nad morzem, nad Atlantykiem i wyprowadziłem się stamtąd. Gdyby mi nie chcieli umowy przedłużyć, to było by łatwiej. A tak, to co. Co zrobić z

Wesoła piosenka. Dlaczego się nie zabiję, dzisiaj, czy jutro?

To jedna z moich ulubionych piosenek, to znaczy, tak raz na rok ;) http://www.youtube.com/watch?v=S-JyoVdopsI Niektóre blogi są ponure, czasami, mój też czasami do takich może należy, a może nie. Ale nade mną mało kto się lituje, mhmm. Dlaczego się nie zabiję, dzisiaj, czy jutro? http://www.youtube.com/watch?v=oG6pEolAKm8 Wiem, jak to jest, to znaczy, wiem jak ja czuję cierpienie. Widziałem kiedyś film, gdzie facet sobie palec odciął, bo był nieszczęśliwie zakochany. Ja otaczam się skorupką, nie wiem, czy jestem bardziej cały, czy nie, ale staram się unikać tego, żeby mnie raniono. Kiedyś bardziej mnie raniono. To trochę jak taniec na line. To znaczy, ja to bym nie zatańczył, ale wiadomo, o co chodzi ;) Poczytałem trochę blogów innych ludzi. To znaczy, tych, którzy coś tam podobnego przeżywają, co ja teraz, czy kiedyś. Ciekawe jaki będzie świat za 200 lat. Może gorszy, może lepszy, może po prostu inny. Z jednej rzeczy na pewno się cieszę, to znaczy, gdy chodzi o technikę, to z postępu

Dlaczego ludzie się zabijają?

Tak się w sumie zacząłem zastanawiać, co ludzie czują, zanim się nie zabiją, albo próbują. Ja nie pamiętam już co dokładnie czułem wtedy, bo to dawno temu było. Teraz po prostu przychodzi taka myśl, podobnie, jak myśl, "o niebieskie niebo dzisiaj". Gdy jest mi źle, chyba raczej chodzi tu o poranny smutek, czy gdy moje lęki znowu zwyciężają, to myślę, że w sumie to może warto było by się zabić. Ale nie myślę o tym poważnie. To bardziej, jakby człowiek popatrzył przez okno i zobaczył niebo, albo raczej deszcz. Ta myśl zaraz przechodzi, nie zwracam na nią specjalnej uwagi, czasami zastanowię się, skąd przychodzi. Ale częściej czuję smutek, a jeszcze częściej lęk, albo jego działanie. Zacząłem używać w pracy automatu do kawy. Kawa jest chyba lepsza, bo świeżo mielona, poza tym, to lepiej kontroluję ile jej wypijam. Powiedzmy sobie, kawa smakuje na pewno lepiej, a przynajmniej to coś innego. Po obiedzie piję filiżankę herbaty. Kofeina pomaga mi, gdy coś mną szarpie od środka, gdy

Samobójcy, jęzki obce i autystyczne dzieci

Dzisiaj napisałem jednej mojej kumpelce o tej statystyce samobójców. Odpowiedziała, że ja chyba o czymś takim nie myślę, dodając do tego chyba z 10 wykrzykników "!!!!!!!!" (dla demonstracji ;) Oczywiście nie odpowiedziałem. Znam ją od lat, wymieniamy też w sumie codziennie parę zdań na necie, ale nie przypominam sobie, żebym jej kiedyś powiedział o tym, że chcę się zabić. Może wynika to z tego, że mam wrażenie, że ludzie i tak wiele rzeczy nie zrozumieją, że myślą czasami inaczej, czy czują też trochę inaczej. A może jej powiedziałem i już nie pamiętam? Autyści piszą czasami różne rzeczy. Jedna autystka, dosyć znana, profesorka ze stanów (Temple Grandin) zbudowała sobie maszynę do tulenia się. To znaczy, wchodziła do tej maszyny i ta maszyna ją trochę ściskała. Jej to dawała ulgę, spokój. Nie lubiła, jak ludzie ją ściskają, wtedy. A ludzie jak zareagowali? Chyba najpierw robili wielkie oczy, a może jej kazali usunąć tą maszynę z akademika, gdzie mieszkała w dwójce, a może nie

Oduczyć się "samobójstwa"

http://www.depresja.za.pl/art10.html "Najczęściej porywają się na swoje życie osoby żyjące w związku małżeńskim, o wiele rzadziej stanu wolnego lub rozwiedzione. Przede wszystkim z wykształceniem podstawowym i zasadniczym zawodowym. Najrzadziej z wyższym. Często pod wpływem alkoholu, żeby dodać sobie kurażu." "Panowie nie tylko kilkakrotnie częściej odbierają sobie życie, ale też czynią to w sposób bardziej gwałtowny" "Średnio co 40 sekund ktoś odbiera sobie życie. W Polsce na każde 100 tysięcy osób 15 popełnia samobójstwo. Mężczyźni ponad 5 razy częściej niż kobiety. W nieudanych próbach przodują panie." Wiadomo, to statystyki. W sumie, to jednym z powodów dla których bym się teraz nie zabił, oprócz tego, że mi się już nie opłaca, bo jest mi lepiej niż kiedyś, jest myśl, którą mi moja kumpelka podsunęła, że może mój stary chciał mojej śmierci. Ogólnie, to też z zasady nie mam zamiaru się poddać. Wiadomo, kiedyś może się zabiję, jak moje życie strac

Spacer i poziomy w grze

Poszedłem dzisiaj na spacer. Najpierw do kafejki, na cappuccino, a potem, pomyślałem sobie, że mogę przejść się po parku, zamiast biec, jak dziki osioł. Nie chciałem iść pobiegać, bo mam zakwasy, po wczorajszym workoucie, Zambie i paletkach, i jeszcze po piątku. Tak się zastanawiałem nad tym, co się dzieje w mojej głowie. Włączają się jakieś schematy zachowania, myślenia i powodują, że czuję lęk. Wiem o tym. Ostatnio staram się je bardziej obserwować, w którym momencie się pojawiają. W jakiejś części mogę nimi sterować, unikając niektórych myśli. Tyle, że często chodzi o zrobienie czegoś. Pomyślałem sobie też, że w sumie, to lepiej nic nie robić, leżeć na podłodze i wpatrywać się w sufit, niż oglądać seriale. Seriale, owszem, dla rozrywki, czy dla języka, ale nie jako ucieczka. Jak widać na załączonym obrazku szukam jakiejś drogi, jak w grze, gdzie trzeba się przesmykiwać między niebezpiecznymi miejscami, czasami się oberwie, ale jak się ma trochę praktyki, to przechodzi się na następn

Wewnętrzny konflikt

Byłem wczoraj na paletkach, przedtem na workoucie. Myślałem, że mi się słabo na tych paletkach zrobi, może dlatego, że zapomniałem o obiedzie. Wziąłem sobie wczoraj wolne i w sumie nic nie jadłem po śniadaniu, oprócz jakichś owoców i trochę czekolady. Na workoucie się trochę wykończyłem, potem paletki, potem sauna. A w głowie ciągle to samo pytanie, Australia, czy nie Australia. Gdy pojadę do Australii, to nie wiadomo ile kasy tam zarobię, o ile, na początku pewnie będzie ciężko. Co mi się tam podoba, to morze i fale i dużo przestrzeni. Tyle, że jak się pracuje, to pozostaje tylko weekend, bo wcześnie robi się ciemno. Latem jest już o 8 ciemno, inaczej niż w Europie. Ciągnie mnie w sumie wewnętrzne dziecko, bo ma ochotę na fale. To niesamowite uczucie, surfowanie. Obok paletek, to moje ulubione zajęcie, oczywiście oprócz seksu. Tyle, że do surfowania nie trzeba nikogo, tylko fal. Morze ma coś w sobie. Mogę godzinami siedzieć na jego brzegu i wpatrywać się w fale i horyzont. To jak obse

Should I stay or should I go...

Tak się zastanawiam nad tą Australią i coraz bardziej mi się ten pomysł podoba. To znaczy, walczę z sobą. Z jednej strony raz się żyje i myślę, że jakbym tam pojechał, to został bym na dłużej, a z drugiej strony, to czuję się tu jakoś bezpieczniej. Mam w miarę stałą robotę, póki co i wiem gdzie jestem, co się dzieje. Ale męczą mnie lęki i czasami tęsknię trochę za morzem, czy naturą. Tu ona też jest, ale jest inaczej. Tam było słońce, czasami za dużo. Myślę, że to może nie tyle kwestia lęku, ale ..., nawet nie wiem czego. Może się już wywędrowałem. Kiedyś powiedziałem, że teraz podróżuję wewnątrz siebie. Idę dzisiaj na paletki do klubu, gdzie grają lepiej. Ciekawe, czy mi pozwolą grać, bo to niby tylko dla tych, co są w drużynach, choć prowadzący dla amatorów powiedział, że też można iść tam, gdzie gra 3-5 tej drużyny. Nie wiem co zrobić. Fajnie by było tak pojechać, powłóczyć się tam. Kiedyś myślałem sobie, że jak będę miał raka, albo będę się chciał zabić, to pojadę na urlop i wydam

Droga po omacku

Tak sobie siedzę i zastanawiam się, czy się wyprowadzić do Australii, czy nie. Tak się zastanawiam od pięciu lat, bo na tyle miałem wizę do pracy i teraz się ona kończy. Kiedyś nie wybrałem się, bo miałem za mało kasy i bałem się, że sobie tam nie poradzę, że będzie mi źle. Teraz boję się chyba, że będzie mi źle i może też tej góry załatwiania, tego, że nie wiem jak to zrobić. Tak, jakbym się już parę razy z kraju do kraju nie przeprowadzał. A może po prostu nie chcę tam siedzieć sam, w tej Australii, jak tu mi akurat w miarę, jakoś. Może nie jest mi za dobrze, ale spokojniej. Myślałem sobie, że mi się umowa w czerwcu skończy i wtedy pojadę. Podejrzewałem, że może będą mi chcieli przedłużyć, ale nie chciałem, bo czy warto przedłużać o miesiąc, dwa. A przedwczoraj przyszedł szef i pyta, jakie mam plany od lipca. Mówi, że robota była by na pewno do końca roku i jeszcze kawałek na pewno w przyszłym roku. Więc zastanawiam się. Chociaż, na pewno, to będzie wiadomo dopiero w kwietniu. Gdy pr

Samotność doskwiera

Mieszkam w dużym mieście, w którym podobno prawie połowa mieszkań jest zamieszkiwana przez pojedyncze osoby, to znaczy, nie pary, czy coś koło tego. Wierzyć się nie chce. Nie wiem, czy to przez szarość nieba, czy co, czy zmęczenie, jakoś czuję się bardziej samotny niż normalnie. Może też dlatego, że nie mam planu na życie. Kiedyś coś tam chciałem, być muzykiem, wyszło inaczej. Kiedyś, jak mi coś nie szło, to myślałem "a, to się zabiję". Teraz już tak nie myślę i może też w tym problem. Kiedyś żyłem w dwóch światach, tym tęsknoty, za dziewczyną, w której byłem zakochany, bo zawsze byłem w jakiejś i tym rzeczywistym, ze sportem i normalnym życiem. W sumie, to jak się myśli, że się niedługo zabije, to nie trzeba robić planów. Jak się tęskni za kimś, kto jest odległy, to można sobie marzyć do woli, albo po prostu myśleć "gdybym był z Nią, to było by cudownie, byłbym szczęśliwy". Ale czasami byłem z Nią. I nie było cudownie. Moje lęki były czasami jeszcze silniejsze, odd

Drzewo

Kiedyś mnie uczono w jednej ze szkółek, że "drzewo żyje, bo się zmienia, potrafi się dopasować i potrafi się dopasować, bo żyje", czy coś w tym rodzaju. To znowu coś z tej medycyny chińskiej. W sumie, to lubię te "elementy",  ziemia, woda, ogień, metal i drzewo. Jest jeszcze "powietrze", ale akurat nie w tej układance. I każdemu z tych elementów są przyporządkowane różne właściwości i cechy. Ogólnie, to chodzi o ludzi i ich problemy. "Drzewo", to jak małe ziarenko, które chce rosnąć, wyrastać do góry i gdy napotyka na przeszkodę, to się wścieka, płacze ale idzie dalej, jak wiele roślin, albo przebijając się przez asfalt, albo szukając jakiegoś innego wyjścia na powierzchnię ziemi, do słońca. Z dużo drzewa, to cholerycy, złoszczący się, że ktoś za wolno przed nimi samochodem jedzie, albo za wolno na światłach rusza. Albo też płakusie, którzy nie potrafią się za nic zabrać, wszystko jest za trudne, to znaczy, gdy mają za mało "drzewa". Po

Zwykły dzień

Idę zaraz na paletki. Napiłem się mocnej herbaty i teraz jestem niespokojny. A może czekam na odpowiedź od J, do której mam jutro wpaść na śniadanie. Ale pewnie to herbata. Czasami budzi się we mnie niepokój, nawet nie wiem dlaczego. Pewnie jest jakiś powód. Jutro ścianka, trochę mi się nie chce, ale trzeba wyjść do ludzi. Nie lubię rozmawiać przez telefon. Czasami gadam, wtedy też dłużej, ale normalnie to raczej rzadko. Tak mi się to skojarzyło, bo czytam coś o ludziach z Asperger-Syndrom. Nie uważam, że coś takiego mam, choć czasami nie przepadam za ludźmi. Na zebraniach włącza się we mnie odruch zasypiania. Gdy się odezwę, zrobię się aktywny, to przechodzi. Nie chodzi mi o normalne przysypianie, ale raczej o ten odruch, gdy uciekam od czegoś, w mojej głowie. Pamiętam, że jak staremu musiałem pomagać, to też zaczynałem "zasypiać", ziewać. Jego to wpieprzało i czasami jak miałem szczęście, to mnie przepędzał, każąc iść do domu. Może myślał, że to jakaś kara dla mnie, że mi k