Zwykły dzień

Idę zaraz na paletki. Napiłem się mocnej herbaty i teraz jestem niespokojny. A może czekam na odpowiedź od J, do której mam jutro wpaść na śniadanie. Ale pewnie to herbata. Czasami budzi się we mnie niepokój, nawet nie wiem dlaczego. Pewnie jest jakiś powód. Jutro ścianka, trochę mi się nie chce, ale trzeba wyjść do ludzi.
Nie lubię rozmawiać przez telefon. Czasami gadam, wtedy też dłużej, ale normalnie to raczej rzadko. Tak mi się to skojarzyło, bo czytam coś o ludziach z Asperger-Syndrom. Nie uważam, że coś takiego mam, choć czasami nie przepadam za ludźmi. Na zebraniach włącza się we mnie odruch zasypiania. Gdy się odezwę, zrobię się aktywny, to przechodzi. Nie chodzi mi o normalne przysypianie, ale raczej o ten odruch, gdy uciekam od czegoś, w mojej głowie. Pamiętam, że jak staremu musiałem pomagać, to też zaczynałem "zasypiać", ziewać. Jego to wpieprzało i czasami jak miałem szczęście, to mnie przepędzał, każąc iść do domu. Może myślał, że to jakaś kara dla mnie, że mi każe iść precz. Pamiętam, jak nas kiedyś z siostrą wyrzucił z domu. Leżeliśmy na stogu siana w ogródku i patrzyliśmy w niego. Myślałem sobie, pamiętam, że fajnie by było, nie musieć wracać. Ale nas zawołał z powrotem. Mamy wtedy jakoś nie było.
Nic, chciałem coś napisać o samobójstwie, że niektórzy ludzie to nazywają tchórzostwem, jak jeden ksiądz, którego coś na blogu znalazłem. Pewnie, że niektórzy uciekają przed czymś, co im nie wyszło. Ale gdy życie nie ma żadnego sensu i nie widać poprawy, to po co żyć? Wiadomo, jak jest się bogobojnym, to trzeba żyć, bo bóg, ten, czy inny, tak przykazał. Co nie znaczy, że wierni nie popełniają samobójstwa, może tylko mniej o tym mówią, bo pewnie sama myśl o tym jest już grzechem. Co to ma z biblią wspólnego, to nie wiem. Ale, tyle jest interpretacji, i wiadomo, interpretacja musi być pasowna. Widać, ewangeliccy księża mogą się żenić, katoliccy nie ;) Ta sama biblia, różne logiki.
W robocie muszę pić kawę, inaczej mnie coś goni, w środku. Kawa, czy herbata, wsio ryba, ważne, że kofeina, coś na odurzenie.
Idę na te paletki i tyle. I walczę.

Komentarze

  1. Trudno jest czasem wysiedzieć szczególnie na zebraniach... chyba w grę wchodzi znudzenie...:) Ja czasami mam tak, że jak rozmawiam z ludźmi, którzy mówią do mnie po raz kolejny to samo... a jestem przy tym tak zmęczona, że nie chce mi się im przypomnieć , że już mi to mówili ... to wyłączam się wtedy i odpływam...:) Moje zdziwienie jest wielkie w momencie kiedy pytają mnie o coś a ja nie wiem o co... i zonk:) Na szczęście rzadko się to zdarza a mnie udaje się jakoś z gracją wyjść z opresji:)
    Co do samobójstw to skąd wiadomo, czy zmiana w końcu nie nadejdzie, mimo, ze już jakiś spory czas się walczy, a zmiany marne? skąd wiadomo czy w życiu człowieka nie pojawi się, osoba, która pomoże wyjść z tej bezsensowności?? A bogobojni boją się kary, która ma spotkać tych co sobie dar od Boga chcą odebrać sami, bo przecież to tylko Bóg ma prawo dawać i zabierać, szczególnie jeśli mowa o życiu. Uważam, że tych prawdziwych bardzo bogobojnych jest niewielu... większość wierzy bo w coś trzeba wierzyć, ale nie przestrzega a wręcz ( po cichu) odrzuca wszelkie dziwne przykazania Kościoła.... bo szczerze mówiąc, Kościół ustanawiając wiele praw, przykazań itd. kierował się raczej tym by móc kontrolować społeczeństwo... Oni mieli się bać piekła! I płacić za odpusty by dostać się do nieba :) Temat rzeka... Niemniej jednak myśli samobójcze dosięgają każdego... niezależnie od wiary, wieku, płci i rasy.... To deska ratunku wtedy gdy życie staje się nieznośne... Uważam, że człowiek sam nie wie ile jest w stanie znieść... a ponieważ jest w stanie znieść dużo więc może warto dać sobie szanse...
    Widzę kawa i herbata nadal nadużywana :) dobrze, że to tylko taki rodzaj odurzenia ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chodzi mi tu o znudzenie na zebraniach, to też znam. Chodzi mi o gwałtowny przypływ senności, niezależnie od pory dnia, od tematu i od tego, czy to przed, czy po obiedzie. Moim zdaniem jest to reakcja na stres, który powstaje w czasie zebrania.
    Ano, kościół wprowadził spowiedź, choć jej w takiej formie kiedyś nie było.
    A co do samobójstwa, to nie piszę teraz o mojej obecnej sytuacji, bo widzę zmiany, ale o sytuacji, gdy nic się nie zmienia i człowiek nie wierzy, że coś się zmieni, a jest źle. życie ma sens, gdy uznaje się, że jest warte, by żyć. Gdy za bardzo boli, smuci i nie widać tego końca, nie wierzy się, że może być lepiej, to po co żyć? Tak na zdrowy rozum. Van Gogh też tak chyba powiedział, że "to się chyba nigdy nie skończy". Gdy się nie wierzy, że może być lepiej, to się nie walczy. Wykazują to nawet doświadczenia na myszach, które umieszczono w akwarium. Myszy raz uratowane pływają dłużej, niż te, które nigdy nie przeżyły "uratowania". Czyli walczą dłużej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!