Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2019

Grubasy II

Gościu nie umiał zapiąć pasa bezpieczeństwa w samochodzie, bo miał taki brzuch, w sumie, młody chłopak, 26 lat, waga około 296 kilogramów. Nie, nie przestawiły mi się cyferki, czy nie brakuje przecinka. Od jakiegoś czasu nie mógł brać prysznica, bo się do kabiny nie mieścił. Praktycznie nie wychodził z domu. Niezależnie od tego jak to się stało, wylądował w takiej sytuacji. W sumie, to było już obojętne, czy i co jadł, bo się niejako poddał. Zaczął pisać, dla jaj, na forum dla kulturystów i tak się w sumie coś w jego życiu zmieniło. Ogólnie, to nie oczekiwał, że dłużej pożyje, więc posłał tam nawet swoje zdjęcia, otwierając posta "Zapytaj co chcesz najgrubszego faceta", czy coś w tym stylu. Tu jego historia: https://www.youtube.com/watch?v=8svuSIYQu74 Co mnie w takich przypadkach interesuje, to możliwość zmiany, z której ludzie często nie zdają sobie sprawy, bo prostu nie wiedzą, czy nie wierzą w jej istnienie, co na jedno wychodzi. To jak psy nauczone, że nie mogą ucie

Oddzielny prysznic na plaży

Tak sobie czytam codziennie australijskie wiadomości i dzisiaj było coś o rodzinie islamskiej, która na plaży kąpała się pod prysznicami przeznaczonymi tylko dla zatrudnionych, czyli ratowników, czy jakoś tak. Były tam prysznice publiczne, ale co z tego. - Bo nie możemy brać gdzie indziej prysznica - tłumaczyła rodzina ratownikom, którym się to nie podobało. Wiadomo, kobiety islamskie, przynajmniej te, które są bardziej religijne, nie zdejmą swojego przyodziewku w obecności innych, choćby swojej chusty z głowy, jak to robi reszta świata w Australii. Związki islamskie wystosowały już jakieś pisma, czy skargi, że jak to tak, coraz więcej ich wyznawców, a tu nie ma dla nich specjalnych pryszniców.  Chodzi to o zasłonięte prysznice, tak, żeby faceci nie mogli nic zobaczyć. Póki co, to prysznice są wspólne, jak to na plaży. Ogólnie, to prawie wszędzie na plażach australijskich są prysznice, nie trzeba się pod nimi do naga rozbierać, chodzi o spłukanie słonej wody. Wiadomo, jak kto musi 

Grubasy

Rano wstałem i wszystko było szare, nie tylko za oknem, ale też w mojej głowie. Zrobiłem sobie kawy, popisałem trochę w notatniku, starając się od czasu do czasu głęboko oddychać. Emocje mówią - do końca życia zostaniesz sam, nic ci się nie udaje, nie dajesz rady, nic nie ma sensu. Tak się im chwilę przyjrzałem, tym myślom, używając do tego logiki. Co do samotności, to wcale nie jest mi z tym aż tak źle. To może trochę rodzinne. W każdym razie, czy jest mi tak dużo lepiej, jak z kimś jestem, czy nie jest to związane z dodatkowym stresem? W każdym razie, realistycznie na to patrząc, to nie jest mi tak źle. Walczę z lękami, które mi utrudniają oddychanie, czy powodują stany zmęczenia, blokują mnie przed robieniem pewnych rzeczy. Tak już jest. Staram się coś z tym zrobić. W każdym razie, teraz czuję się trochę lepiej, choćby dlatego, że ten dołek jakoś tam przeszedł, jak chmura na niebie. Krok po kroku, coś tam robić, to ważne. Nie stać w miejscu, niezależnie od tego, czy coś boli, czy

Niby równouprawnienie w Niemczech

W niemieckiej gazecie o jako takim poziomie, Zeit, ciągle narzekają, że nie ma równouprawnienia, w Niemczech. Był znowu artykuł, że kobiety mniej zarabiają, dlatego są takie biedna, w sensie, gnębienia ich przez mężczyzn. Taki artykuł pojawia się przynajmniej raz na miesiąc. Nie odgrywa żadnej roli, że ktoś poda przykład z tej samej gazety, z innego artykułu, że spory procent kobiet bardzo chętnie pracuje na zmniejszony etat, niezależnie od tego, czy mają rodzinę, dzieci, czy są same. Tyle, że co kogo fakty obchodzą. Tak mi się to akurat skojarzyło, bo w radiu jest reportaż z jedną pisarką, czy dziennikarką i ona mówi - Naturalnie, że solidaryzuję się z kobietami, bo z kim innym? Ciekawe co by było, gdyby facet tak powiedział - Oczywiście, że solidaryzuję się z mężczyznami, bo z kim innym? Zaraz by z niego szowinistę zrobili, podejrzewam. Jak to jeden kabarecista powiedział, na studiach starał się rozumieć kobiety, rozmawiać z nimi, być za równouprawnieniem, a na koniec, to taka k

Do roboty

Nie chce mi się coś ostatnio chodzić do roboty. To lenistwo, po części spowodowane świętami, nowym rokiem, obżarstwem i dodatkowym sadłem na brzuchu. To znaczy, może się tak nie obżerałem, ale w związku z tym, że hale sportowe były zamknięte i ciągle są, zamiast skakać sobie jak konik polny na wiosnę, siedziałem w domu i dezintegrowałem zapasy z szafek i lodówki. Poza tym, to jest ciemno jak wstaję. Dzisiaj kropiło. I tak, że nie ma mrozu, bo wtedy jeszcze mniejsza przyjemność jazdy rowerem. Mój sąsiad, rencista, od lat, choć może niewiele starszy ode mnie. - Co robisz cały dzień - zapytałem go niedawno - pracujesz też coś? - Coś ty, przecież jestem na rencie - odpowiedział zdziwiony. Uśmiechnął się trochę krzywo. - Pracuję nad sobą - dodał niby żartobliwie. On jest na rencie, bo ma lęki, trudno mu wyjść do ludzi. To znaczy, chodzi do parku, chyba, w każdym razie, to chodzi do piekarni na śniadanie, czy coś. Ma w miarę porządny samochód, ale to może jeszcze z czasów jak pracow