Posty

Wyświetlam posty z etykietą lęki

Ogórek, czy winogrono

 Kiedyś przeprowadzono doświadczenie na małpach. Dwie klatki, w każdej jakaś tam małpa, która mogła widzieć tą obok. Eksperymentator grał z nimi w grę. Małpy miały kamyki w klatce. Małpa dała kamyk eksperymentatorowi, ten dał jej za niego ogórka. Małpy lubią ogórki. Wszyscy byli zadowoleni. W pewnym momencie małpa w klatce, powiedzmy sobie tej z prawej strony, dała kamień i dostała za niego winogrono, zamiast ogórka. Małpy wolą winogrona od ogórków. Druga małpa to widziała. Ona też dała kamień, za niego dostała ogórka. Nie wiem, czy już teraz, czy dopiero za drugim razem, jak jej sąsiadka dostała winogrono, a ona "tylko" ogórka, zaczęła się afera. Małpa zaczęła się miotać, nawet rzucać kamieniami w eksperymentatora.  Ten eksperyment przeprowadzano w różnych laboratoriach, z różnymi małpami, z tego co wiem. Dlaczego o nim piszę? Wczoraj byłem na ściance i zrobiłem jedną drogę, taką piątkową. Piątka, to stopień trudności, średnio zaawansowany. Próbuję za każdym razie zrobić jed

Przechodzenie przez ścianę

Idę jutro do ortopedy, spotkanie przedoperacyjne. Nawet nie wiem, czy on mnie będzie operował, czy jakiś praktykant, to mnie dodatkowo stresuje. Układałem sobie jeszcze pytania dzisiaj, po tym, jak pojechałem do sklepu, a potem do parku. Wydrukowałem te pytania, objadłem się sałatą, bo ostatnio jem chyba codziennie sałatę, potem objadłem się chlebem. Jedzenie to dobra ucieczka od myślenia, poza tym, to najczęściej sprawia przyjemność. Małe przyjemności małych ludzi. Z tym, że nie można jeść cały czas, więc kiedyś musiałem skończyć. Wtedy pojawił się niepokój, schowany może do tego czasu w odgłosie poruszanych szczęk. Położyłem się więc na łóżku, bo taki niepokój, czyli po części duszenie się, traktuję jako zmęczenie. Obejrzałem co było do obejrzenia na demotywatorze, potem trochę Jordana Petersona, na temat depresji i tego, co człowiek mógłby ze sobą zrobić. - Cokolwiek nie będziesz robił - powiedział on w pewnym momencie - rób to. - Możliwe, że wylądujesz w jeszcze większym piekle niż

Lubię choinki

święta jakoś przeleciały, to znaczy, jeszcze nie do końca. Spędziłem je sam, nie licząc krótkiego spotkania z Bl, którą spotkałem na lotnisku, bo wracała do swojej pracy. To było w poniedziałek. Dzisiaj, nie licząc krótkiego spaceru w parku, oglądałem chiński serial. Muszę przy każdej linijce zatrzymywać, żeby zrozumieć o co chodzi. Czasami nic nie kumam, czasami szybko przeczytam. Ogólnie, to kumam więcej, niż nie kumam. Powoli wiem, jak jest "rozwieść się", "być w ciąży", bo serial wchodzi w ten etap. Strasznie powoli mi ten chiński wchodzi, ale, zawsze to jakiś sukces, że potrafię czytane napisy jakiejś soap-operę w miarę zrozumieć. Dodam, syn, maminsynek, synowa, rozbestwiona trochę, jej teściowa straszna intrygantka, znająca się na rzeczy i tak dalej. Oczywiście, są jakieś wątki poboczne, jak to w takim serialu. Oglądam go, bo jest w miarę łatwo pokapować o co chodzi, a poza tym, to interesujące jest, że tam rodzice mieszkają z dziećmi, co znam. Nie mówiąc już

Wygrana, czy przegrana, stres

Coś mnie znowu afty męczą, plus od czasu do czasu lekki tik w lewym oku. To ostatnie wskazywało by na stres. Stres jak stres, ale afty są wkurzające, bo trudniej się mówi, a jedzenie wyciska mi łzy z oczu, jak innym jakiś romantyczny film. W każdym razie polazłem dzisiaj na sport, bo wiem, że mi to dobrze robi, jak mam stres, a nawet jak mnie coś przeziębienie boli. W nocy musiałem nieźle zęby ściskać, bo mnie żuchwa rano bolała, to znaczy, zawieszenie. Ciekawe skąd mi się to bierze. Grałem dzisiaj znowu jakiej krótkie gry. Wygrałem, no i dobrze, choć graliśmy tylko jednego seta z każdym. Starałem się nie popadać w panikę, że gram. To znaczy, jakaś część mojego mózgu stresuje się tym "wygrać/przegrać". W każdym razie, to pamiętałem o mówieniu do siebie, ale zapomniałem trochę o oddychaniu. W każdym razie zawsze coś. Oczywiście, wygraną mniej się przejmuję niż porażką, takie życie. żebym wiedział skąd się ten stres bierze, to łatwiej byłoby mi coś z tym zrobić. Czasami trudno

Jesienny liść

święta będę prawdopodobnie spędzał sam. Nie wiem, czy będzie mi smutno, trudno wyczuć. Jakby mnie kto zaprosił, to bym pewnie nie poszedł, chyba, żebym miał iść pograć w biliarda. Tak kiedyś spędziłem jeden z wieczorów wigilijnych, o ile pamiętam. Wiadomo, święta nastawiają czasami nostalgicznie, przynajmniej w północnej europie. W Australii 24-go nic się nie obchodzi, oni obchodzą 25-go. Azjaci to i tak olewają, oni mają swoje święta. Gdybym był w Polsce, to pewnie bym spędził święta z rodziną. Dzisiaj tu nawet słońce wyszło, ja sobie potem rowerkiem pograć w paletki, albo po prostu potrenować coś tam. Wczoraj też byłem. Grałem nawet z Łamaczem (rakietek). Pierwszy mecz wygrałem, drugi przegrałem. Z Łamaczem nigdy nie jest nudno, bo on się wkurza. Zaczyna się to tym, że ja zaczynam prowadzić, w jakimś decydującym secie. On atakuje, mnie się udaje obronić, więc słyszę. - No tak, teraz, to on wszystko odbiera, przeklęte, przeklęte. Łamacz wybija następną piłkę w aut i prawie, że krzyczy

Zamiast uciekać

No właśnie. Na treningach jestem w stanie ledwie zipieć, ale robić swoje. To, że jest mi gorąco, to normalne, wiadomo. Człowiek ma ochotę przerwać, bo coś mu tak w mózgu mówi, ale stara się jakoś wytrzymać. Jak wczoraj, gdy robiłem sobie te "plank", czyli deski na płasko, na boku, potem jeszcze trochę podskoków. W czasie drugiej serii ćwiczeń zaczęło mi kapać z czoła na podłogę, ciało się trochę trzęsło, jak osika na wietrze, ale nie było to powodem, żeby przestać. Co się dzieje, w czasie walki z lękami? Robi mi się gorąco, check, trudniej mi się oddycha, check, mam ochotę przestać, też się zgadza. No, może z tą małą różnicą, że często po prostu uciekam od czegoś, co stwarza lęk. Uczucie lęku jest abstrakcyjne, to nie strach, gdy widzi się obiekt obaw. Zauważam coraz częściej, jak to działa. Po prostu robi mi się gorąco, gdy o pewnych rzeczach tylko pomyślę, jak o pisaniu mojego lękowego pamiętnika. - Jak wytrzymasz trening, kłopoty z zipieniem, gdy musisz zasuwać - myślę sob

Nie chcę czekać

Czekam, aż się NB (narkotyk-B) odezwie. Ona się nie odzywa, ja do niej nie zagaduję, bo to jak zabawa z wężem. Złapie się go za ogon, to on się może odwróci i dziabnie. Obejrzałem coś tam na YT, jakiś "survivor" depresji, czyli taki, który przeżył depresję, chyba głęboką, opowiadał jak sobie z tym radzi. Z zawodu jest lekarzem, co mu pewnie nie pomaga, ale może tak, bo wie jak to działa. Nie pomaga, bo sam sobie nie wstrzyknie nic do głowy, ale z drugiej strony problemy psychiczne to też stan choroby, tyle, że bardziej hormonalno-neurologicznej, niż powodowanej przez bakterie. Powiedział - jeśli czekasz, aż ci lęk przejdzie, to robisz coś źle. Nie wiesz, czy ci przejdzie, a jeśli nie zniknie, to będziesz rozczarowany, będziesz sobie pluł w brodę. Możliwe, że mi się to dlatego spodobało, bo sam do takiego wniosku doszedłem, mniej więcej, niedawno. - A co, jeśli mi lęki nie przejdą, jeśli takie będą do końca życia? - zacząłem się pytać, sam siebie, na poważnie. Kiedyś by mnie t

Robi mi się cieplej

No  i tyle, dzisiaj znowu bez sportu, za to objadam się różnym badziejstwem w domu, po trosze, żeby wypełnić jakąś pustkę w środku, a po części, by uciec przed robieniem rzeczy, które musiałbym robić, jak pisanie pamiętnika, czy robieniem jakichś rzeczy które mam do zrobienia. Proste. Wstając z łóżka, na którym oglądałem coś o samurajach, było mi zimno, podkręciłem nawet kaloryfer. Zasiadłem do komputera, od razu zrobiło mi się gorąco. - To praktyczne - pomyślałem sobie - lęki mają też pozytywne strony, robi mi się cieplej ;)

Rzeczywistość, dziwne zwierzę

Siedzę sobie w kafejce, słonko świeci, choć tutaj jest chłodno, bo w cieniu. Wczoraj cały dzień na sporcie, dwa razy krótko sauna, całkiem miło. Dzisiaj rano, to znaczy, raczej świtkiem koło południa, zrobiłem sobie kawy, żeby się jakoś za coś zabrać. Chciałem popisać pamiętnik. Oczywiście, od razu robi mi się dziwniej, robię się zmęczony. - Idź może do kafejki - mówię sobie. - Eeee, co pójdziesz - odpowiada inny głos - na pewno będzie pełno i kelnerzy na ciebie będą patrzyli, że siedzisz bez końca z notebookiem, miejsce zajmujesz. - Poza tym, to jesteś zmęczony - odzywa się znowu w mojej głowi. No właśnie, może dlatego, że się tym głosom przyglądam, temu, co się ze mną dzieje, podejrzewam, że to po części lęki, które tak przemawiają, ludzkim niejako głosem. - Jak zostanę w domu, to i tak nic nie zrobię - rzuca odważnie logika. - Napiję się trochę tej kawy i pójdę - mówię, prawie, że na głos. W końcu poszedłem, bez picia kawy. Przed drzwiami do budynku spotkałem sąsiada, Domownika, wię

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości. Nie wychodziłem z mieszkania, posiedziałem tylko krótko na balkonie, jak tam słońce świeciło, bo znika kiedyś tam za blokiem naprzeciwko. Wczoraj poszedłem na paletki, do klubu, spędziłem tam w sumie z 8 godzin, z przerwą na saunę i jakąś tam zupę na obiad. Poszedłem na ten sport, bo wiem, że mi wyjście z domu, poruszanie się, pooglądanie ładnych dziewczyn, dobrze robi. Instynkt. Poćwiczyłem znowu z Tajlandką, pod wieczór podenerwowałem jednego, Łamacza Rakietek, wygrywając z nim, ze dwa razy. Na moją uwagę, że dzisiaj nie złamał rakietki, odpowiedział, że już nie łamie. Za to w czasie gry powtarza, na głos oczywiście, bo nie potrafię czytać myśli: - Już mi się nie chce, już nie gram. Co wcale nie oznacza, że przestaje grać. Tłumaczy, że gdyby grał na poważnie i przegrał, to by się naprawdę złościł. Wygrał jednego seta, ja wygrałem 4. Dobrze mi to zrobiło, on uznał, że to nie jego dzień. I tak nie wie, że pewnych uderzeń nie gram, bo byłoby wtedy

Niby rzeczywistość

Urlop mnie rozkłada. Wczoraj mnie łeb bolał, może po prostu dlatego, że spędziłem większość dnia leżąc na łóżku i oglądając serial "Border Security". Zacząłem od australijskiego, poprzez kanadyjski, kończąc na jakimś z Południowej Ameryki. To interesujące jaką mam huśtawkę. Niewątpliwie niekiedy mnie moje lęki za bardzo omotają, jak pajęczyna, nie jestem w stanie się poruszyć, czyli zrobić nic sensownego. Tak, jakby jakiś niewidoczny pająk energię ze mnie wysysał. Tyle, że jest lepiej niż kiedyś, bo wiem, że mam też dobre momenty. Jak wpadam do jakiegoś dołu to nie tak głęboko jak kiedyś. Idę dzisiaj na sport, bo nie byłem od czwartku, a tu już sobota. Nawet nie piłem kawy, czy herbaty wczoraj, bo wiem, że by to nie pomogło. Poszedłem za to na zakupy i wszamałem coś tam w knajpce, to znaczy, falafla. Gdy tak siedziałem, przy stoliku, na zewnątrz, to ból głowy powoli przechodził. Mam go głównie wtedy, gdy cały dzień spędzam w domu. "Dom", to miejsce, gdzie się czasam

W ten, albo w inny sposób

Dzisiaj wróciłem do domu i padałem na pysk. Trochę się przespałem, chyba tylko po to, żeby być bardziej nieprzytomny. -- Napij się kawy -- chodziło mi po głowie -- obudzisz się, a ona tak długo nie trzyma jak herbata. To wszystko dlatego, że chciałem mój 20 minutowy plan dnia zrobić, czyli popisać coś tam pamiętnik. Wiadomo, zamiast coś takiego zrobić, wszedłem na internet i przejrzałem wiadomości i ciekawostki z trzech różnych krajów. - Napij się kawy - kusiło mnie coś w głowie. Włączyłem czajnik na wodę. Chciało mi się po prostu wyć. Nawet nie wiem dlaczego, może by wypełnić tą pustkę, taką trudną do opisania. Nie tęsknotę, ale pustkę. Oczywiście, przegryzałem coś od czasu do czasu, bo "byłem głodny". Czasami mam wrażenie, że tą pustkę próbuję jedzeniem zatkać. A dzisiaj nie idę na sport, więc mam czas na takie coś. Na koniec jakoś zabrałem się za pisanie. Wymieniłem nawet klocki hamulcowe w rowerze, który już przedtem zapakowałem do wanny, żeby go trochę opłukać. W pewnym

Łatwiej w kafejce

Siedzę na zewnątrz, na tarasie kafejki. Piszę sobie coś tam, tutaj też. W domu musiał bym się umęczyć, żeby do tego siąść, tutaj jakoś łatwo idzie. Za cenę jednego cappuccino mogę w spokoju popisać. W domu na samą myśl o tym, żeby usiąść do pisania zaczyna się dusić, to znaczy czuję ciężar na klatce piersiowej, automatycznie płycej oddycham. Czasami robi mi się gorąco, wtedy wiadomo, otwieram drzwi balkonu, to trochę pomaga. Najtrudniej jednak zabrać się za to pisanie, czy robienie czegoś. Normalka. Tutaj zamawiam sobie kawę, siadam, wyjmuję komputer i po prostu piszę. Wygląda jednak na to, że w domu jest mi trudniej. To też nic nowego, ileś tam naście lat dom odczuwałem jako niebezpieczne więzienie i starałem się go unikać, jak się dało. Tak mi pewnie pozostało, w niektórych zwojach mózgowych. Blondi odezwała się z Kanady. że też jej się chce codziennie pracować, bo ma tylko jeden dzień wolnego. Ale, kto wie, co w jej zwojach mózgowych się kręci. Za tydzień mam dwa tygodnie urlopu. Ch

Chmurki taniego dezodorantu

Radio jest dosyć głośne, żeby zagłuszyć odgłos wirującej pralki, to znaczy, żeby było coś słychać. Za oknem niebieskie niebo. Gdy się pochylę, to nawet widzę jego kawałek, bo resztę zasłania mi blok naprzeciwko. Dlaczego wybrałem mieszkanie z blokiem naprzeciwko? Może dlatego, że ma balkon i od tej strony jest cicho, bo jest to zbiór budynków z dużym podwórzem pośrodku. Oczywiście, trawnik, jakieś drzewka pośrodku. Jest to zamknięte bramami, tak, że nikt obcy tu nie wejdzie. Pełno tu takich wewnętrznych podwórek. Taka charakterystyka budowy. Trochę może jak w Chinach, choć to północ Europy. W każdym razie, to jest w tej kuchni dosyć głośno. W mojej głowie też, bo piję mocną czarną herbatę. Nie taką jakąś sikowatą, ale bardziej kolorem zbliżoną do kawy, choć pewnie ciemniejszą. NB (Narkotyk-B) posłała mi zdjęcia psa i córki, kolejność dowolna, bo obie te jednostki były na zdjęciu. Pies wielki, przynajmniej jakiś porządny. Rano chciało mi się spać, mam zakwasy, czyli jak zwykle. We wtore

Dym z uszu

Czas płynie, klimatyzacja cicho szumi, dokładniej mówiąc, to syczy z lekka. Jak zwał tak zwał. W niedzielę mało co zrobiłem. Oczywiście, mam z tego powodu nieczyste sumienie, ale, może już tak po prostu jest, tłumaczę sobie. Trudno jest wyłapać ten moment, kiedy lęki mną manipulują, bo odczuwam to nie tylko fizycznie, poprzez wrażenie duszenia się, gorąca, czy fale zmęczenia, ale też poprzez moje myśli. - Po co -- to chyba najczęściej mi przychodzi do głowy. - I tak się nie da/nie uda. Wiem, że to wyuczona bezradność. Mimo, że o tym wiem, to trudno to przełamać. W każdym razie, udało mi się wyjść na krótki spacer, dla zasady, choć to też "nie miało sensu". To w pewnym sensie zabawne, obserwowanie swoich myśli. Już się do tego przyzwyczaiłem, że nie istnieje jedno "ja". Myśli pojawiają się z jakby różnych stron. Każdy zna te obrazki na których do jednego ucha diabełek coś mówi, a do drugiego aniołek. Podobnie z innymi myślami. Moim zdaniem mózg działa jak skomplikowa

Proste, mało proste sprawy

Sobota, idę na targ, potem jak zwykle na paletki. Kumpelka, w której byłe kiedyś ciężko zakochany, ma teraz uśmiechniętego dzieciaka, przynajmniej na zdjęciu. W parku niedaleko odbędzie się wielki koncert, nie ze względu na tego dzieciaka, ale tak, po prostu, dla uciechy publiczności. Będę ten park omijał szerokim łukiem, przynajmniej wieczorem, bo inaczej nie dotrę do domu, jak trafię na porę zakończenia koncertu. A ja co? Ja tam mam swoje małe problemy, które próbuję przegryźć, nic wielkiego. Za to stwierdziłem, że robię mały eksperyment. Mam aparat fotograficzny, stary, taki na klisze, albo jeszcze starszy, bo trochę zabytkowy. Kupiłem go przypadkowo jako prezent dla jednego starszego kumpla. On zbierał aparaty fotograficzne, przynajmniej jak miałem jeszcze z nim kontakt. Chciałem mu ten aparat przesłać. Zabierałem się za to, zabierałem. W końcu dowiedziałem się, że chałupa mu się spaliła, razem z fortepianem i między innymi kolekcją aparatów. Więc, myślę, że już nie zbiera. A że mi

Różne sauny

Za oknem słońce, to znaczy, widzę tylko kawałek niebieskiego nieba, bo mam przed domem inne bloki. Piję mocną herbatę, muszę zaraz na targ, czyli na zakupy. Najpierw czytam australijskie wiadomości, pisząc tu po polsku słuchając niemieckiego Rammsteina z radia, czy jak się ten zespół pisze. Choć nie, teraz leci "Brothers in Arms". Napisałem właśnie wiadomość do kumpelki, Tajlandki. świat jest międzynarodowy, ale nie na tyle międzynarodowy, żebym miał polskie litery na klawiaturze. Jestem jakiś obolały, bo prawie, że codziennie coś tam robię. Wczoraj tylko godzinę, bo padłem na pysk, to znaczy, wolałem przerwać, by móc dzisiaj coś robić. Potem sauna. W różnych krajach też ona różna. W Szwecji jest się na golasa, bez ręcznika nawet, w Niemczech, na golasa, ale bez ręcznika ani rusz, tak, żeby pot był przez niego filtrowany, o ile dojdzie do desek. W Australii i na Białorusi, także w Maroko, trzeba mieć kostium kąpielowy, albo jakieś inne gatki na sobie. Nic to, nie chce mi się

Bo jest jak jest

Powoli się rano chłodno robi. Widzę ludzi opatulonych w kurtki, czy nawet niektórzy rano w czapkach. Ja mam na sobie cienką sportową koszulkę, żeby się za bardzo nie spocić, gdy jadę wczesnym porankiem na rowerze. Wiadomo, na początku jest chłodno, ale ten chłodzik przyda się do wyrównania temperatury gdy się maszyna zaczyna rozgrzewać. Ciekawe jakby to było, gdybym nie miał lęków, to znaczy, gdybym nie czuł tego nieprzyjemnego uczucia, które mi przeszkadza w robieniu czasami prostych rzeczy, jak na przykład kupieniu nowych części garderoby. Wiadomo, lęk nie stoi z kijem nade mną, ale wiem, że działa na mnie. Najczęściej robię się zmęczony, albo niespokojny, nie wspominając już o lekkich atakach duszności i takich tam. Znajoma Zaradna skarżyła się na szefową. Taka zaradna to ona chyba nie jest, ta znajoma, bo od lat siedzi w tej samej, niezbyt popłatnej robocie, nie potrafiąc się stamtąd wyrwać. Myślę, choć może się mylę, że nie zdaje sobie ona z tego sprawy, że po prostu się boi, bo w

Jak jest naprawdę?

Tu dzisiaj lato. Słucham akurat spokojnej muzyki. No i dobrze, bo wypiłem akurat mocną herbatę. Bardzo rozsądnie,bo  już jest 20:15. Ale, tak bywa, wolałem to, niż leżenie na łóżku i oglądanie jakichś ta rzeczy na YT. Fakt, niektóre rzeczy są interesujące, ale, to trochę jakby przeżywanie cudzego życia, zamiast swojego własnego. Bo co jest ważne, tak obiektywnie? Trudno powiedzieć. Przez paznokieć mojego kciuka w ciągu sekundy przelatuje parę miliardów cząstek elementarnych, zwanych neutrino. świat istnieje podobno od13,8  miliardów lat. w W każdym razie, Blondi coś się nie odzywa, od dwóch dni. Za to dzisiaj, parą godzin temu odezwała się NB (narkotyk-B). Zaczęła używać Whatsappa, nie wiem, czy o tym wspomniałem. Ona pewnie jak zwykle zapracowana. W porównaniu z takimi ludźmi to ja się obijam. Nie mam rodziny, robię co chcę, tyle, że chodzę do pracy. Wczoraj zrobiłem sobie wolne, po prostu mi się nie chciało. To znaczy, zaplanowałem to już w czwartek. Nie muszę dodawać, że wiele nie z

Plan na życie i DNA

Siedzę w kafejce tego klubu sportowego. Przysiedli się do mnie, próbują zrobić coś z powolną przeglądarką na maku. Co mi do tego. W piątek byłem w hali uniwersytetu wojskowego. żeby było śmieszniej, to dlatego, że robiłem tam coś ze znajomymi z Tajlandii. Ona, nawet dosyć ładna, gdy zdejmie okropne okulary, robi tam doktorat, on młodszy, robi tam magistra. Od niej się dowiedziałem, że on jest chyba wojskowym, czy coś. W każdym razie są mili. Ogólnie, to mam wrażenie, że ludzie z Tajlandii są mili, ale poznałem głównie studentów, czy robiących doktorat, więc nie jest to pewnie średnia krajowa. Z Su, czyli tą Tajlandką, pożegnałem się na przystanku autobusowym, bo akurat jej autobus przyjechał. Ja jak zwykle, na rowerku. Blondi odzywa się z Kanady, jest tam znowu na farmie, miła jest. Pracuje na farmie, choć ma doktorat z czegoś innego i miała pracę tutaj, którą rzuciła. Pieniądze to najwidoczniej nie wszystko. Teraz jest na "work and travel". Wiem, ktoś mi powie "mam rodz