Rzeczywistość, dziwne zwierzę

Siedzę sobie w kafejce, słonko świeci, choć tutaj jest chłodno, bo w cieniu. Wczoraj cały dzień na sporcie, dwa razy krótko sauna, całkiem miło.
Dzisiaj rano, to znaczy, raczej świtkiem koło południa, zrobiłem sobie kawy, żeby się jakoś za coś zabrać. Chciałem popisać pamiętnik. Oczywiście, od razu robi mi się dziwniej, robię się zmęczony.
- Idź może do kafejki - mówię sobie.
- Eeee, co pójdziesz - odpowiada inny głos - na pewno będzie pełno i kelnerzy na ciebie będą patrzyli, że siedzisz bez końca z notebookiem, miejsce zajmujesz.
- Poza tym, to jesteś zmęczony - odzywa się znowu w mojej głowi.
No właśnie, może dlatego, że się tym głosom przyglądam, temu, co się ze mną dzieje, podejrzewam, że to po części lęki, które tak przemawiają, ludzkim niejako głosem.
- Jak zostanę w domu, to i tak nic nie zrobię - rzuca odważnie logika.
- Napiję się trochę tej kawy i pójdę - mówię, prawie, że na głos.
W końcu poszedłem, bez picia kawy. Przed drzwiami do budynku spotkałem sąsiada, Domownika, więc pogadaliśmy nawet długo, bo dzisiaj słoneczko świeci, całkiem miło.
Ten Domownik nie pracuje, siedzi w domu. Wspominałem kiedyś o nim. Jest młodym emerytem, czy rencistą, bo ma stany lękowe. Trudno jest mu z ludźmi.
Jest bardzo miły, lubi sobie pogadać, ale coś go łapie, jak jest więcej ludzi, czy musi opuścić dom. Muszę się go dokładnie popytać. Potrafi jeździć samochodem, to go uspakaja, powiedział mi dzisiaj.

W sumie, to codziennie jest jakiś artykuł na temat lęków, czy innych problemów z głową. Zarówno w niemieckiej jak i australijskiej gazecie online. To niewątpliwie pozytywne, że coraz więcej się na ten temat mówi i pisze. Kiedyś to ludzie byli po prostu uznawani za lekko postrzelonych, mniejszych, czy większych wariatów, teraz próbuje się coś z tym zrobić.
Ja też chyba byłem kiedyś nieźle pokręcony, teraz zdaję sobie z tego sprawę.
Nie wiem, dlaczego pewnych rzeczy nie robiłem. Nie poszedłem na przykład na egzamin poprawkowy na studiach. To znaczy, poszedłem, ale wykładowcy nie było. Dlaczego więcej nie próbowałem? Nie wiem. Może dlatego, że równocześnie robiłem szkołę muzyczną i uznałem, że nie chcę już studiować?
Teraz wiem, chyba, że krył się za tym element unikania. Egzamin powodował stres, pewnie spory, może miałem akurat słabą odporność psychiczną i po prostu "uniknąłem go"?
To nie jedyny przypadek, gdy pewne rzeczy jakoś znikają z mojej świadomości, jakoś się rozpływają. Emocje powodują, że mi jakby część świadomości siada, albo zmienia się odbieranie niektórych rzeczy. Choćby jak to dzisiejsze pójście do kafejki. Czasami musiałem się napić kawy, by móc być w stanie wyjść z domu, pójść na kawę do kafejki. Inaczej robiłem się "zmęczony". To w pewnym sensie bardzo interesujące, jak emocje logiką, albo całym ciałem potrafią kierować.
Nie wspomnę tu już o problemach na egzaminach, gdzie nie umiałem połapać myśli. To jak wtedy, gdy człowiek czyta coś, a będąc w drugiej, czy trzeciej linijce nie wie już, co było w pierwszej. Więc musi wrócić, starać się skupić, ale przy trzeciej linijce znowu już nie pamięta, co było w pierwszej. Gdy te linijki są logicznie powiązane, to ma się problem.
Wytłumaczenie takiego problemu jest w miarę "proste". Człowiek używa pamięci operacyjnej, by móc przeprowadzić jakieś świadome operacje myślowe. Jest ona ograniczona. Dlatego trudno jest na przykład mnożyć dwie cyfry w głowie, np. 7x235 i równocześnie rozmawiać z kimś aktywnie, albo odliczać pieniądze płacąc przy kasie w sklepie. Prosto zrobić taki eksperyment.
Ta pamięć jest zajęta przez uwagę zwracaną na otoczenie, gdy człowiek jest zestresowany, albo przejmowanie się tym, co się zaraz stanie. Na przykład na egzaminie. Organizm w sytuacji stresowej przygotowany jest do walki, albo ucieczki, a nie do rozwiązywania jakichś skomplikowanych problemów logicznych, czy nawet prostych matematycznych.
Podobnie, gdy się używa telefonu w czasie jazdy samochodem. Niby człowiek jest uważny, wie co robi, ale jedzie czasami trochę zygzakiem po drodze. Wiem, bo sam to wiele razy widziałem i też kiedyś pisałem wiadomości w czasie jazdy.

W każdym razie, to wiem, że warto zajmować się swoimi problemami, to znaczy, ja moimi. Wtedy łatwiej mi znaleźć rozwiązanie moich problemów, a chociażby spostrzeżenie, co i jak, wychwycenie pewnych oczywistych błędów zachowania.

Tak jak z chodzeniem do kafejki. Wiem, że mi trudno wyjść z domu, że mówię sobie
- to nie ma sensu, w ogóle - z drugiej strony wiem, że potem mi lepiej.
Ja nie tylko uważam, że wyjście do kafejki nie ma sensu, ja tak po prostu czuję, "wiem", że tak jest, w danym momencie.
Z drugiej strony, jakiś inny obwód neuronowy w mojej głowie "wie", że w 95% przypadków dobrze mi robi, gdy wyjdę i popiszę w kafejce, z łatwością, w domu trudno mi się za to zabrać, a czasami cholernie trudno.
Dlatego jak dzisiaj, staram się korzystać z moich doświadczeń, choć zaprzeczają one moim aktualnym odczuciom i głosom w głowie.
Akurat przeszła ładniutka Azjatka z restauracji obok. To też miłe :-)
Nie muszę dodawać, że w kafejce, siedząc na zewnątrz prawie cały czas byłem sam, więc nikomu miejsca nie zająłem, nie pierwszy i nie ostatni raz. Poza tym, to raczej zawsze daję napiwki, więc obsługa raczej krzywo na mnie nie patrzy. Wot, logika.

Komentarze

  1. kafejka wspomaga treści?
    mam jakoś inaczej - wychodząc zbieram obrazki, ale piszę po powrocie. czasami dwa dni po.
    skoro kawa na zewnątrz, to niech cieszy, a nie stygnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa, czy kafejka, w każdym razie czuję się tam lepiej niż w domu ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!