Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2014

Lęk i walka

Mój sąsiad ma kłopoty z wychodzeniem z domu, od lat, albo od dziesiątek lat. Zaczęło się z nim, jak miał dwadzieścia parę. Przenieśli ich oddział w inne miejsce, bliżej portu, czy coś, i zaczęło się. To znaczy, ataki paniki. Dzieciństwo miał podobno dobre, czyli normalne. Fakt, nie wspomniał nic o ojcu, tylko o matce. W sumie, to myślę, że nic się z niczego nie bierze. W każdym razie uczy się on od nowa chodzić na spacery, z jakąś grupką starszych pań. Tak sobie gadaliśmy, przed drzwiami klatki schodowej. Wspomniał, że jak musi czekać u lekarza, to zaczynają go łapać duszności, robi mu się gorąco, trudno mu wytrzymać. Miesza mu się wtedy w głowie, mówi. A ja mu na to, że znam to, to lęk. Mamy w głowie schematy zachowania, wyuczone, albo z DNA i one się włączają. Mówię o tych zapamiętanych w starej części mózgu. Te mają wyższy priorytet nad tymi z logiki, z kory mózgowej. Więc nic dziwnego, że jak ma się black out na egzaminie, to trudno go logiką ogarnąć i opanować. Już to widzę. Jak s

Po prostu trening

Jakoś idzie, byłem akurat na jakimś zebraniu w pracy i czułem, jak włącza się schemat ucieczki, choć w sumie, to tylko tam siedziałem, nie musząc nic robić. Zaczynam się w takich momentach trochę dusić, robić zmęczony, czy senny, tak, jakbym uciekał przez rzeczywistością. Pewnie uciekam w nieodczuwanie niczego, jak kiedyś, gdy musiałem ze starym przy jednym stole siedzieć, albo stać przed nim na baczność, gdy mnie lustrował, albo sprawdzał tornister szkolny. Staram się w takich momentach połączyć z moim wewnętrznym dzieckiem i jakoś je uspokoić, wyskoczyć z tego schematu lęku. Na paletkach dostrzegam, że trening pomaga w poprawie techniki. To wiadomo, oczywiste, ale czasami ma człowiek wrażenie, że nie da się pewnych rzeczy zmienić. Pracuję nad obroną smeshu i zauważam, że jest dużo lepiej, nie przejmuję się tak, że ktoś ścina, raczej zastanawiam się, jak tu odparować. Zawsze miałem wrażenie, że mam słabą obroną. Możliwe, że miałem złą technikę, czy coś. W każdym razie, na podobnej zas

Nie ma co rezygnować z walki, choć czasami cholernie trudno

Coś mnie niepokój goni. Każda zmiana wywołuje jakieś dziwne uczucie, gdzieś w moim ciele, w mojej głowie. Trudniej mi się skoncentrować. Zostawić to tu wszystko, na parę miesięcy, albo nie wiadomo na ile? Po co, żeby mieć gdzieś tam inaczej, może gorzej? Przecież wcale nie jest tak źle. Nie mam dziewczyny, ale mam sport i jakoś żyję, walcząc z lękami. Tyle, że nie wiem, czy nie mógłbym lepiej walczyć, zamiast chować się w sobie, przed światem. Jak być znowu bez pracy? Pytania które sobie stawiam, nie znając odpowiedzi. Nie potrafię odróżnić głosu rozsądku od głosu lęku, idąc ciągle w niewidocznym labiryncie, we mgle, po kolana w asfalcie. Nie wiem dokąd idę, dokąd dojdę, dlatego po prostu staram się coś robić, czasami na oślep. Wczoraj na paletkach, po treningu dla drużyny, zapytał mnie jeden z tych dobrych graczy w jakiej klasie gram. Jak powiedziałem, że coś tam pogrywam w tej dla klasie dla zupełnych hobbystów, to powiedział, że dlaczego, że jestem dużo za dobry na to. Miło mi się z

Po prostu niepokój

Czuję dzisiaj niepokój. Może dlatego, że muszę coś tam załatwić, może się z kimś wykłócać, a może dlatego, że nie przedłużyli mi zlecenia. W sumie, to sam powiedziałem, że robię dłuższy urlop. Czasami sam wrzucam się do jakiejś łódki, rozwijam żagle, a potem okazuje się, że wiatru nie ma i muszę wiosłować. Ale wiem, że mam moje lęki i one mnie blokują. One mi mówią "nie rób nic, nie ruszaj się, uciekaj od tego, co czujesz". Tak jak to miałem w dzieciństwie, gdy stałem na baczność przed starym, a on mnie pukał pięścią w głowę, albo szarpał za włosy. Nie wolno mi się było ruszyć, pewnie dusiłem się tak samo jak teraz, czując gorąco na twarzy. Wtedy od uderzeń z otwartej dłoni, teraz, to chyba po prostu wyuczony schemat. Ale walczę dalej, bo co mi w sumie pozostało, jak ostatnio nie mam ochoty się zabić. Zabić się, w sumie, to chyba wygodniej, choć nie mówię, że prościej.

Ucząc się nowych schematów myślenia i emocji

Coś mi się ostatnio nie chce tu pisać. Może to zmęczenie, może po prostu chcę mieć święty spokój, może lęki. Z lękami, tymi z przeszłości, to taki problem, że trudno je odróżnić o tych z teraźniejszości. Bo wiadomo, niektórych rzeczy należy się obawiać, jak na przykład chodzeniu po balustradzie mostu. Ale wtedy, to bardziej strach, niż lęk. W każdym razie, gdy pomyślę o tym, że mam coś zrobić, to czasami zaczyna mnie coś dusić. Gdy myślę o wyjeździe do Australii, to też mnie czasami coś dusi, a czasami nie. Może zależy to od ilości kofeiny we krwi. Ogólnie, to po prostu muszę iść do przodu, wiedząc, że moje wyuczone, te lękowe, schematy, włączają się, mówiąc mi "nie ma sensu", "nie da się", albo nic nie mówiąc, tylko dusząc mnie i szukając wymówek. Jak ktoś to powiedział, nikt nie zna Ciebie tak dobrze, jak Twój własny mózg. W tym przypadku chodziło o przykład lęku, który się wzmagał i który ktoś sobie racjonalizował. To znaczy, zamiast powiedzieć "boję się cho