Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2013

Biec dalej, gdy "logika" mówi, że to nie ma sensu

Tak sobie tu piszę. Chociażby dlatego, że to dobre ze względów terapeutycznych. Przeczytałem kiedyś. Poza tym, to lubię pisać. Lubię też czytać inne blogi, ale czasami te ciekawsze trochę bolą. To znaczy, jak ktoś coś więcej czuje, czy pisze o emocjach, to zaczyna "poetyzować". Nie znam się, ale czasami to ciężko przebrnąć, przez tą, skomplikowaną układankę słów. Lubię Hemingwaya, Bukowskiego, Murakami i pisarzy, w sumie to różnej maści. Z południowej Ameryki. Aha, Londona też kiedyś czytałem ;) Oni piszą prosto, ale, też piszą prozą. Ja nie staram się tu nic "tworzyć". Jeśli by ten blog zniknął, to pewnie by mi było trochę szkoda linków, ale kiedyś skasowałem jednego bloga, bo dałem jego adres komuś. Albo może po prostu na niego więcej nie zajrzałem? Nie wiem. Jak wracałem na rowerze z roboty, to mnie trochę kolano bolało. Zastanawiałem się, czy iść pobiegać, czy może nie, a może tak. Potem zobaczyłem dwie ładne Chinki, które biegły w stronę parku i odezwały się we

Droga, tak po prostu

Tak sobie siedzę i myślę, albo biegnę i myślę. Dzisiaj wstałem krótko przed 6, poszedłem biegać. Powoli zaczynam widzieć te same postacie. Jakaś szybko idącą kobietę w czapce, dwóch, czasami trzech starszych panów, jeden w czerwonej kurtce. Oni biegną w przeciwną stronę. Pod koniec mojego kółka biegłem za jakimś w krótkich spodenkach, który był szybszy ode mnie, tak, że się trochę zziajałem. I co z tą Australią? Jechać tam, zostawić zlecenie? Czy jazda tam, to krok do przodu, czy ucieczka? Czasami myślę o NB (narkotyk B), ale powoli znikają emocje. No i dobrze, wiem, że tak raczej będzie, ileż można. Mam w tym momencie w miarę spokojne życie, jak na mnie. To znaczy, ciągle mnie coś przygniata do ziemi, czy dusi, gdy chcę pewne rzeczy zrobić. Ciągle nie potrafię się za powyrzucanie pewnych rzeczy wziąć, czy porządne posprzątanie mieszkania, to znaczy, zrobienia porządku z tym, co jeszcze po kątach stoi, od przeprowadzki. Ale z drugiej strony, to mogę sobie iść rano pobiegać, chodzić na

Szósta nad ranem

Obejrzałem sobie wczoraj parę filmików o ultramaratonie i w ogóle. We wszystkich mówią o tym, że trzeba do tego poświęcenia i dyscypliny. I że trzeba to lubić. http://www.youtube.com/watch?v=XSybEPLNQ0w Zawsze lubiłem biegać. Wiadomo, jak się nie ma żadnej kondycji, to jest to pewnie trudne, albo jak się chce za szybko, czy nie ma techniki, nie wiem. Dla mnie to świat sam dla siebie. Wiadomo, nogi czasami bolą, czy trochę może powietrza brakuje, choć mnie, to raczej nogi siadają, w końcu. Jak byłem na jednym obozie treningowym to nazywali mnie "Rain Man", bo po prostu lubiłem biegać. Nie jestem w tym dobry i nie robię tego pewnie jak trzeba, ale gdy uda mi się pokonać bezwład i założyć buty do biegania, to już mnie mało co zatrzyma w domu. Ogólnie, to muszę się powstrzymywać od tego, żeby nie biec za szybko, gdy mam zakwasy, albo w ogóle. Kiedyś za młodu biegałem przez las, czasami był on słoneczny, czasami deszczowy, czasami leżał śnieg. Ale człowiek się jakoś dobrze czuje,

Zakwasy lepsze od lęków

Wczoraj ścianka, ze trzy godziny, potem prawie pół godziny rowerkiem na paletki, potem 3,5 godziny paletek, powrót do domu i padłem na pysk. Dzisiaj poszedłem pobiegać, mimo zakwasów. Miałem biegać wolniutko, co mi się udało przez chyba 12 minut, bo tyle się zawsze rozgrzewam. Potem biegłem jak oszalały. To fajne uczucie tak biec, jak w transie. Potem parę minut luźnego biegu i znowu. Gdy biegnę, to jestem w innym świecie. Nie patrzę na ludzi, których tam trochę było. No, chyba, żeby jakaś ładna dziewczyna biegła, ale też wtedy nie zawsze spojrzę. Gdy biegnę, to zamieniam się w jakieś zwierzę, a może jestem sobą? Staram się codziennie jakiś kawałek walczyć, ćwiczyć walkę z lękiem.

O "Badwater"

Jakoś wpadł mi w oko link o ultramaratonie "Badwater", w Death Valley. Długość 217 kilometrów, temperatury w ciągu dnia dochodzące do 50C. Tu jeden z linków: http://www.youtube.com/watch?v=R3mcZxi-r9U A naprawdę dobry link, to : http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=lQ6jwXIVjgo "Nie wierzysz, że dasz radę zrobić następny krok, ale go robisz, a potem następny..." Wiadomo, większość uważa, że to bzdura, robienie czegoś takiego, ale ludzie robią to, między innymi dlatego, żeby odkryć samych siebie, własne granice, z różnych powodów. Zbudować siebie samego, który potrafi czemuś takiemu podołać. Tak sami mówią. Walczą sami z sobą, nie ma żadnej nagrody, oprócz małego medalu, albo spinki do paska, jak się da radę przebiec szybciej niż 36 godzin. To chyba jeden z najtrudniejszych ultramaratonów na świecie. Chodzi mi o to, co ludzie przeżywają, gdy coś takiego biegną. Piszą, że wtedy żaden z problemów nie jest ważny, łuszczą się one, jeden po drugi.

Granice

Tak sobie wczoraj przed snem obejrzałem krótki fimik o wspinaczach, którzy chodzą "free solo", czyli bez żadnego ubezpieczenia. W sumie, to nie mogą popaść w panikę, wtedy by po prostu nie przeżyli. Ciekawe jaki mają margines błędu? Sporo z nich przeżywa, to znaczy, wspina się tak parędziesiąt lat, jak bracia Huber. To reklama i ma hełm na głowie, żeby nie oberwał skałką. http://www.youtube.com/watch?v=-1L1Fm8QaK4 W pracy piję kawę. Zastanawiam się nad Australią. Czy lepiej zostać tutaj i trochę zarobić, żeby mieć więcej spokoju, czy jechać w nieznane, gdzie się może źle będę czuł? W każdym razie w lipcu jadę do tej Australii na miesiąc, ostatnia szansa, żeby się zastanowić. Wczoraj paletki, smesh wychodzi mi trochę lepiej, powoli. Dzisiaj ścianka, z bardzo ładną blondynką, którą znam od lat. Miła, ma chłopaka, z nim kłopoty, ale ona tak zawsze, od lat. W sumie, to jak sobie pomyślę, że się na ósemki wdrapuję, to znaczy, nie całkiem, bo ich nie przechodzę w kawałku, to się dz

Kierowani instynktami

Duszę się trochę w robocie. Wiem, to nie jest kwestia firmy, bo "zawsze" tak miałem. Kiedyś tylko nie wiedziałem o co chodzi. Leżałem na łóżku, czytając książki, albo je połykając, wiedząc, że mam się za coś wziąć i nie umiałem, najczęściej. Robiło mi się gorąco, czy zimno, mieszało mi się w głowie, ale nic nie pomagało. Teraz jest mi gorąco, czy zimno, wtedy wstaję, chodzę trochę i staram się wyobrazić, czasami, że rozwalam ten niewidoczny mur, który jest wkoło mnie. Czuję się wtedy jak schwytany, jak wtedy, w domu rodzinnym, gdy bałem się wyjść ze swojego pokoju. Paręnaście lat takiej tresury zostawiło widać ślady, nie da się ukryć. Ale mniej jest bólu. Wracam do przeszłości, staram się rozmawiać z moim wewnętrznym dzieckiem, czasami go może pogłaskać po głowie. Wiadomo, jako dziecko człowiek blokuje wiele, ucieka od tego świata. Teraz muszę wrócić, do przeszłości, nie jest to przyjemne. Ale chyba pomaga. Pojechać do Australii, po co, żeby przeżyć coś innego, mieć trochę in