Biec dalej, gdy "logika" mówi, że to nie ma sensu

Tak sobie tu piszę. Chociażby dlatego, że to dobre ze względów terapeutycznych. Przeczytałem kiedyś. Poza tym, to lubię pisać.
Lubię też czytać inne blogi, ale czasami te ciekawsze trochę bolą. To znaczy, jak ktoś coś więcej czuje, czy pisze o emocjach, to zaczyna "poetyzować". Nie znam się, ale czasami to ciężko przebrnąć, przez tą, skomplikowaną układankę słów. Lubię Hemingwaya, Bukowskiego, Murakami i pisarzy, w sumie to różnej maści. Z południowej Ameryki. Aha, Londona też kiedyś czytałem ;) Oni piszą prosto, ale, też piszą prozą. Ja nie staram się tu nic "tworzyć". Jeśli by ten blog zniknął, to pewnie by mi było trochę szkoda linków, ale kiedyś skasowałem jednego bloga, bo dałem jego adres komuś. Albo może po prostu na niego więcej nie zajrzałem? Nie wiem.
Jak wracałem na rowerze z roboty, to mnie trochę kolano bolało. Zastanawiałem się, czy iść pobiegać, czy może nie, a może tak. Potem zobaczyłem dwie ładne Chinki, które biegły w stronę parku i odezwały się we mnie jakieś instynkty. Więc poszedłem na godzinkę. Mam coś cienką kondycję, bo mało biegam. Za to wczoraj na paletkach wygrałem wszystkie podwójne, niezależnie od tego z kim grałem. To miłe uczucie, ale głównie chodziło mi o moją koncentrację i o przezwyciężenie stresu, lęku. Kiedyś tak miałem, że na meczach strasznie się spinałem i cienko grałem, szlag mnie trafiał, ale nigdy nie złamałem rakietki, raz tylko rzuciłem nią przez całą halę. Widziałem za to jak ktoś złamał. Mnie było chyba szkoda sprzętu.
Czasami zalewała mnie po prostu jakaś fala, wściekłości, nie wiedziałem czego. Teraz wiem, to lęk. Rzadziej mi się to zdarza, może dlatego, że nie mam dziewczyny? A może dlatego, że jak to czuję, to mówię sobie, no właśnie, co sobie mówię? Chyba po prostu "uważaj".
We wtorek byłem na ściance z jedną ładną, czy w sumie, to bardzo ładną kumpelką. Ale, znamy się tyle lat. Poza tym, to coś się we mnie zmieniło. W sumie, to jak tak pomyślę, to często rozmawiam ze swoim wewnętrznym dzieckiem. I coraz milej się do niego odnoszę, zwracam się do niego na przykład "słoneczko". Kiedyś wkurzały mnie te moje lęki, smutki i inne. To ONO było temu winne. Teraz jest może inaczej. Może jestem bliżej siebie, jak Hindusi bliżej Nirwany. Wracam codziennie do mojego dzieciństwa, do tego jak wracałem do domu, czując, jak duszę się ze strachu. Równocześnie staram się robić codziennie pewne rzeczy, które trudno mi robić, jak zasiąść do biurka, czy prowadzić mój "pamiętnik lęków". Jak ta ładna ze ścianki, powiedziała, że zrobiła to, o czym opowiadał Arnstein, ultramaratonista. Gdy "logika" mówiła jej, że bez sensu jest dalej biec, po prostu biegła dalej. Fakt, to nie był ultramaraton, ale może 10 km, ale ... "Logika".
http://www.youtube.com/watch?v=vce-pVYIjx8
Fascynujące jest jak ludzie mistyfikują to, co się dzieje w naszej głowie, albo co kto im powie. Jak moja jedna kumpelka, muzułmanka, zaczęła nosić chustę, oczywiście, by się bardziej przypodobać Bogu, ale ona tego tak nie widzi ;) Ciekawe, czy jutro obudzę się na tyle wcześnie, żeby mi się chciało iść pobiegać.

Komentarze

  1. Hmm, mi jakoś trudno się wyzbyć "poetyzowania", chciałabym czasem prosto, jak jest. Ale wciąż dużo uczuć. Jakie blogi ciężko Ci czasem czytać?

    Powodzenia i dużo słońca! (:

    P.S. Murakami jest świetny!
    P.S.2 Z tą nauką masz rację, też wiem z doświadczenia, że jak się wezmę za coś, to potem już jakoś leci. Ale jakoś nie umiem się przemóc.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też zauważyłam, że "poetyzowanie" idzie w parze z nadmiarem uczuc. może dusza niekoniecznie chce się dosłownie wyrazić na zewnątrz, ale jednak uparcie chce. a może usta, a raczej palce nie potrafią tego tak dokładnie wyrazić, tak prościej? mimo to, lubię takie dni. kiedyś pisałam dużo wierszy. im lepiej mi w życiu, tym gorzej się je pisze.
    mój znajomy, który pisze muzyke i fantastyczne teksty, przyznał sie kiedys, że musi sobie utrudniać życie, bo inaczej by tak nie pisał, że nie może byc szczęśliwy. to trochę jak oddanie swojego szczęścia, jak pakt z diabłem?:)
    dobrze jest się przyjaźnić z "własnym dzieckiem";)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie Ty jedna nie umiesz się przemóc, temu ma to fachową nazwę, prokrastynacja ;)
    Czasami warto po prostu zacząć i porobić coś choćby parę minut, mnie to pomaga, żeby się wciągnąć. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, coś w tym jest. Jak się nie wie, co z uczuciami zrobić, a chce się je wyrazić, to się "poetyzuje".
    Im lepiej w życiu idzie, tym pewnie mniej szarpiących człowiekiem uczuć, które trzeba wyrzucić z siebie.
    Aha, "sam sobie utrudnia", znam tą śpiewkę, jak komuś coś nie idzie, to może sobie powiedzieć "to dla sztuki" ;) Ale może się mylę. Myślę, że wiele ludzi czerpie wenę twórczą też z tego, co kiedyś przeżyli. Stephen King nie morduje nikogo za każdym razem, jak książkę pisze, z tego co wiem ;)
    Ano, "wewnętrzne dziecko" ma coś w sobie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!