Nie chcę czekać

Czekam, aż się NB (narkotyk-B) odezwie. Ona się nie odzywa, ja do niej nie zagaduję, bo to jak zabawa z wężem. Złapie się go za ogon, to on się może odwróci i dziabnie.
Obejrzałem coś tam na YT, jakiś "survivor" depresji, czyli taki, który przeżył depresję, chyba głęboką, opowiadał jak sobie z tym radzi. Z zawodu jest lekarzem, co mu pewnie nie pomaga, ale może tak, bo wie jak to działa.
Nie pomaga, bo sam sobie nie wstrzyknie nic do głowy, ale z drugiej strony problemy psychiczne to też stan choroby, tyle, że bardziej hormonalno-neurologicznej, niż powodowanej przez bakterie.
Powiedział - jeśli czekasz, aż ci lęk przejdzie, to robisz coś źle. Nie wiesz, czy ci przejdzie, a jeśli nie zniknie, to będziesz rozczarowany, będziesz sobie pluł w brodę.
Możliwe, że mi się to dlatego spodobało, bo sam do takiego wniosku doszedłem, mniej więcej, niedawno.
- A co, jeśli mi lęki nie przejdą, jeśli takie będą do końca życia? - zacząłem się pytać, sam siebie, na poważnie.
Kiedyś by mnie to może przygnębiło, teraz jest to niejako wyzwoleniem.
Piłem herbatę, mocną, kawę, żeby się móc za pewne proste rzeczy w domu zabrać, jak załatwienie jakichś papierków, czy choćby umycie okien, przez które świat był jeszcze bardziej szary.
Czekałem. Jak zawsze, na natchnienie, aż kofeina mi pomoże, aż będzie łatwiej. Czasami pomagała. Często nie.
Czekam, aż NB się odezwie. Nawet nie wiem dlaczego czekam, wolę się nad tym nie zastanawiać. Jakaś część mojego mózgu tego nie chce.

Gdy pisałem mój pamiętnik, czułem senność, zmęczenie. Popisałem tych parę minut. Zmęczenie przeszło, albo niewiele z niego zostało. Gdy pisałem, to dosłownie skręcało mnie na krześle. Moje ciało jakby chciało uciec. To męczące, wiem, człowiek walczy ze sobą samym. Czy będzie lepiej, nie wiem, ale staram się mniej czekać.

Wczoraj grałem z Muzykiem. Pierwszego seta wygrał. Drugiego przegrał.
- Oddychaj - mówiłem sobie - dasz radę.
Drugiego wygrałem. W trzecim przegrywałem cały czas. Wiadomo, chciałem wygrać, ale nie używałem wszystkich uderzeń. Chodziło mi o psychikę.
- Oddychaj - mówiłem sobie - dasz radę.
To chyba jednak pomaga, bo psim swędem wygrałem. To dodaje jakoś odwagi.

Nadal czekam, aż NB się odezwie. Takie życie, jak z lękami, kto wie, czy mi to kiedyś przejdzie, ale co z tego. Trzeba żyć dalej.


Teraz staram się po prostu robić swoje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!