Mniej czarnego smutku, czy może lęku?

Udało mi się nawet coś dzisiaj zrobić, to znaczy, nie przeleżałem całego dnia oglądając seriale, choć znalazłem nowe. Nie byłem pobiegać, żeby mi z tą łydką przeszło. Muszę na drugi raz bardziej uważać, jak robi "klick" gdzieś u mnie w głowie. Wtedy łatwo mogę dostać kontuzji, bo jakoś tracę kontakt z rzeczywistością, lekko, zamieniam się w wilka, który biegnie przed siebie. W głowie jest wtedy fajnie, ale nogi to nie zawsze wytrzymają ;)
Ciągle się nad Australią zastanawiam. Co mnie tutaj trzyma, to fakt, że jakoś mam coś poukładane, choćby na chwilę i musiał bym to wszystko zostawić. Po drugie, to pewnie kasa. Kasa daje niewątpliwie jakieś tym poczucie bezpieczeństwa, tym bardziej, że pewnie się gdzieś tam w głowie boję, że nie będę w stanie pracować, czy nie znajdę pracy. Człowiek się młodszy nie robi. Albo może to, że mieszkałem już nad morzem, nad Atlantykiem i wyprowadziłem się stamtąd. Gdyby mi nie chcieli umowy przedłużyć, to było by łatwiej. A tak, to co. Co zrobić z tym mieszkaniem, które teraz mam, z tym graciarstwem, które mam w nim, z dwoma gitarami? Gdybym wiedział, czego chcę, czy co mogę osiągnąć, to było by pewnie łatwiej. A tak, szukam trochę po omacku.
Australia jest dla mnie jakaś dzika i tajemnicza. Jest tam mnóstwo miejsc bez ludzi, dużo zwierząt, inne odgłosy, jak Didgeridoo, czy krzyk egzotycznych w sumie ptaków.
Przytyłem znowu, to znaczy, pewnie z 1,5 kilo, bo mniej sportu uprawiałem, a może przez stres, bo zastanawiam się nad tą Australią.
Wczoraj na ściance spotkałem K. Ładna dziewczyna, trochę za młoda dla mnie. Zobaczyła mnie, jak siedziałem sam, gdy B już poszła i zagadała, nawiązując do jakiegoś tematu sprzed dwóch lat. Ostatni raz, jak ją widziałem, latem, siedziała ze swoim chłopakiem i jak mnie zobaczyła, to złapała go za kolano, czy coś w tym rodzaju. Zauważyłem, że część dziewczyn tak robi, gdy widzi, że człowiek się na nie spojrzy, to albo tulą się bardziej do swojego chłopaka, albo coś w tym stylu. Jakby chciały się swoim trofeum pochwalić. K nawet nie zapytałem, co z tamtym. Nie pytam o takie rzeczy, bo przeważnie źle się potem czuję. Po jakichś dziesięciu minutach przyszła jej partnerka do wspinaczki M. Eh, bardzo sympatyczna Szwajcarka o niebieskich oczach. K śmiała się głośno z moich dowcipów.
Medytowałem dzisiaj trochę. W sumie, to wolę nic nie robić, niż oglądać te seriale. Australia, czy nie Australia, zastanawiam się nad tym od paru w sumie lat, bo wizę mam od 5 lat. Dziewczyna, w której byłem zakochany wyszła już dawno temu za Australijczyka. Przedtem miała innego chłopaka. Mieliśmy w sumie dziwny kontakt, taki bardzo bliski, ale chyba wygodniejszy dla niej, niż dla mnie. Gdy pomyślę, jak się kiedyś czułem, to myślę, że coś poszedłem do przodu. Mam ochotę napisać do NB (narkotyk B), albo potem myślę, że to stary schemat, że tylko mnie zaboli.
Ramię mnie boli, stara kontuzja. Idę jutro na paletki, ale nie na trening drużyny, do tego nowego klubu, tylko do innego klubu, dla zupełnych amatorów. Zresztą, zobaczę.
Ładna była ta Szwajcarka, miała coś w sobie. Im dłużej staram się być blisko wewnętrznego dziecka, tym mniej czuję jakiegoś głębokiego smutku i rozpaczy, tej czarnej, jak bez dna.
Nic to, walczę sobie dalej.

Komentarze

  1. To normalne, że zawsze boimy się tego co nie znane... Bezpieczniej jest w miejscach, które znamy i dużo pewniej się czujemy wiedząc, co trzymamy w "garści". Życie niewątpliwie podsuwa Ci wiele okazji... masz też to, czego nie ma tysiące osób, stabilność finansową... A to w dzisiejszym świecie dobry fundament i możesz uważać się w tej kwestii za szczęściarza...;)
    Niestety wiem co to znaczy... nie wiedzieć czego się tak naprawdę chce... niemożność swobodnego zdecydowania jest ciężkie, i każdy ma ten dylemat z tym, że jednym bardziej "utrudnia" życie a innym mniej. Nie należę do tych drugich, dlatego poniekąd mogę Cie zrozumieć. Idziesz do przodu to widać po sposobie pisania... myślę, że idziesz w dobrym kierunku a walka o samego siebie przynosi efekty. Co do NB... to nie pisz... wiem, że Cie "kusi", znam to uczucie... ale znam też to, które dopadło by Cie gdybyś napisał... i jestem pewna, że wiesz co mam na myśli ;) To niezwykle trudne zostawić za sobą bolesną przeszłość, szczególnie związaną z nieszczęśliwą miłością... Ty tego dokonałeś... więc nie ma sensu powracać. Zachowaj spokój... przecież najlepsze jest jeszcze przed Tobą;), a z tego co piszesz otaczają się fajne dziewczyny ... i w dodatku niebieskookie;) ( nie wiem tylko dlaczego uważasz, że są za młode... hmmm).
    Życie toczy się dalej... przyniesie Ci jeszcze wiele okazji, radości , uśmiechu i miłości, ale będzie też niosło ze sobą cierpienie, smutek, tęsknotę i żal.... Tego się nie uniknie, tak to już wszystko jest urządzone. Życzę Ci jednak byś nie skupiał zbyt wielkiej uwagi na tym co złe.... byś za długo nie trwał przy " cierpieniu" i pamiętał jednocześnie, że cierpienie potrzebne jest by poznać prawdziwy smak szczęścia :) No i dbaj o siebie ... bo kontuzje ograniczą Ci dostęp do tego co tak lubisz :). Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, dlatego część ludzi siedzi w sytuacji znanej, ale czasami mało miłej. Kobiety biorą sobie za mężów pijaków, bo ich ojcowie pili, a faceci może jakie zołzy ;)
    Ja biorę też zawsze pod uwagę to, na ile mi z "moimi lękami" będzie gdzieś dobrze, na ile sobie będę radził. W sumie, to zawsze sobie jakoś radzę, ale czasami kosztuje to sporo czasu i energii, też często nie osiągam tego, co bym chciał osiągnąć, co nie wpływa na poprawę poczucia bezpieczeństwa ;)
    Ja nie staram się skupiać na tym co "złe", mam po prostu "blokady", czyli lęki, z którymi codziennie muszę walczyć, które codziennie czuję.
    Myślę, że ludziom czasami trudno zrozumieć, co to jest PTSD, czy jak się czuje blokady.
    Ja osobiście nie potrzebuję pocieszenia, choć jest to niewątpliwie miłe, że ktoś się mną przejmuje :) doceniam dobre intencje i dziękuję za nie :)
    Bardziej chodzi mi o zrozumienie :)
    Wydaje mi się, że potrafię jakoś wczuć się w rolę kogoś autystycznego, czy z syndromem Asbergera, czy kogoś, kto się tnie. Bo czasami chodzi też po prostu o wściekłość, gdy jakaś ściana stoi na drodze i nie wiadomo jak ją obejść. Można to nazwać cierpieniem, zwał jak zwał ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjemnie mi Cię czytać, tak jakoś pogodnie układasz zdania.

    OdpowiedzUsuń
  4. kobiety Cię lubią. popraw mnie jeśli się mylę ;)
    może jednak jesteś tu trochę szczęśliwy? albo chociaż dobrze Ci tu, gdzie jestes? Nie zawsze musimy być w miejscach, o których marzymy. marzenia też są potrzebne.
    muszę się zastanowić czy też przytulam się do T. gdy ktoś się na mnie spojrzy ;) może to nie na zasadzie chwalenia się trofeum, a zwykłego pokazania swojego spłoszenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh brakuje mi we mnie Sleepwalkera...

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę tu jestem szczęśliwy, tyle, że jest tu trochę szaro. Zastanawiam się po prostu, jak bym się tam czuł, gdybym tam mieszkał. Trochę za długo zwlekałem z tą decyzją, tak, to mogłem tam na rok pojechać, teraz musiałby tam jaki rok zostać, żeby mi tą wizę przedłużono, eh, życie.
    Tak to jest, jak się błądzi po labiryncie ;)
    Ta, pewnie niektóre się płoszą, ale najczęściej na spłoszone nie wyglądają ;) Tym bardziej, gdy mnie od lat znają ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja też się zastanawiam nad medytacją i jogą w ogóle.
    tylko jakoś zmotywować się nie sposób.

    a propos chwalenia się trofeum... ja tak nie mam :P

    OdpowiedzUsuń
  8. A propos trofeum, to, najwyraźniej każda tak mówi, "ja tak nie mam" :P

    Ano, jak nie jest się w rytmie, to czasami trudno się zabrać. Jak chodziłem już parę razy na jogę, albo robiłem w domu. Zauważyłem, że bardzo dużo zależy od prowadzącego, jak człowiek nie jest zmotywowany. A co do medytacji, to staram się robić rano po prostu 10 oddechów z zamkniętymi oczami, siedząc na łóżku. Czasami robię dłużej, czasami robię to po południu, czy przed spaniem. 10 oddechów da się wytrzymać, a czasami ma się ochotę na więcej :) Zauważyłem, że przed spaniem to bardzo uspakaja.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja tam bym się chwaliła, choć nie koniecznie nazwałabym faceta trofeum.

    OdpowiedzUsuń
  10. hehe no może i tak, może tego nie zauważam. ale ogólnie jak jesteśmy poza domem, to chcę mieć pana Mrówka jak najbliżej siebie, czuję się wtedy bezpieczniej.
    no myślałam o jodze w domu, bo chodzić gdzieś... wśród ludzi... nieee... to nie dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Skutki złych doświadczeń nie znikają automatycznie po pozbyciu się ich przyczyny... Tkwią w człowieku nadal w postaci zaburzonego poczucia bezpieczeństwa, obniżonego poczucia własnej wartości, w postaci lęków... Podświadomie człowiek spodziewa się, że następnym razem może być tak samo lub podobnie... Strach jest zawsze... Nie można go przezwyciężyć... Ale można się chyba nauczyć go kontrolować... I dzięki temu lęk się zmienia... A ty walczysz ze swoimi demonami ;)
    I wydaje mi się, że wykorzystujesz wszystkie szanse, które daje Ci los... Bo na tym świecie trzeba wyciągnąć co się da z tego, co Ci życie daje... Człowiek osiąga podobno sukces, jeśli wstaje rano i idzie spać wieczorem, a w międzyczasie robi to, na co ma ochotę :)
    A Australia? Myślę, że wcześniej czy później i tak się tam znajdziesz, bo ciągnie Cię tam, oj ciągnie...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lęk i strach, to różne rzeczy. Strach jest związany z obiektem, na przykład dużym psem, lęk jest raczej abstrakcyjny, np. przed pustym mieszkaniem.
    Lęk, czy strach można przezwyciężyć, albo i nie, w danym momencie, albo poprzez terapię. Lęk wysokości jest do "wyleczenia", normalnie bez większych problemów.
    W PTDS chodzi o reakcje, schematy zachowania z przeszłości, czyli stany lękowe, wywoływane impulsami z teraźniejszości, nieadekwatne do siły impulsu.
    Jak ktoś miał wypadek samochodowy, to może bać się wsiąść do samochodu, choć prawdopodobieństwo następnego wypadku jest statystycznie biorąc raczej nikłe.
    Na początku pewnie bałem się wchodzić na ściankę, teraz będąc na wysokości może 14 metrów, gdy jestem zabezpieczony od góry, w ogóle się nad wysokością nie zastanawiam. Co innego, gdy wchodzę na pierwszego, to wtedy człowiek ma trochę pietra, bo może polecieć nawet 6 metrów, albo i więcej i doznać obrażeń. Wtedy trzeba kontrolować strach ;)
    No właśnie, nie wiem, czy mnie aż tak tam ciągnie, do Australii, w tym chyba problem. Bo gdybym chciał, to mógłbym tam po prostu pojechać.
    Dziękuję za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!