Zanikający ból

Mógłbym dodać trzy kropki, po "zanikający ból...", było by bardziej, nie wiem, może dramatycznie. Napiłem się mocnej herbaty, jeden bierze dragi, drugi herbatę. Słucham sobie Nirvany. Ano, zawsze myślę o tym, że Kurt Cobain się chyba sam przekręcił. "Sam przekręcił" brzmi chyba lepiej, niż "popełnił samobójstwo". On brał dragi, ja piję herbatę. On miał chyba bardziej przechlapane.
Mam wrażenie, że mój ból trochę zaniknął. Tak, jakbym miał różne fazy. Kiedyś smutek, ból, a może najpierw ból, tęsknota, smutek. Teraz jest niepokój. Niepokój był cały czas, dlatego chyba potrafiłem biegać, tyle. Eh, Nirvana coś na mnie źle działa. Pamiętam, jak jej czasami słuchałem i było mi cholernie źle. Tak źle, że już widziałem to drzewo nad jeziorem, nad które chodziłem biegać. Fakt, nigdy nie wybrałem gałęzi. Ale, i tak bym się chyba nie zabił, nie wiem.
W tym momencie wolę słuchać czegoś bardziej pogodnego:
http://www.youtube.com/watch?v=qkKcd51QCiE
Zmarnowałem dzisiaj parę godzin po powrocie do domu, oglądając głupi serial, przeróbkę australijskiego Keth & Kim na US. Był taki bez sensu, że w końcu mogłem się oderwać.
Nie poszedłem na sport, bo byłem jakiś padnięty. W sumie, to chodzę czasami, bo tam są ładne dziewczyny. Ale i tak nie mam z nimi kontaktu. Ale pewnie też chodzę, jak nie wiem, co ze sobą zrobić.
W każdym razie dam sobie dzisiaj odpocząć.
Australia, do dzisiaj pamiętam niektóre fale, choć pamięć o nich powoli znika. Poczekam co mi w pracy powiedzą, na ile mi chcą zlecenie przedłużyć, mnie i jest jeszcze jeden, jak ja. Eh, nie wiem. Do Australii mogę zawsze na 3 miesiące jeździć. Ale może nie jestem jeszcze gotowy? Parę lat temu bałem się, że będzie mi tam po prostu źle. Teraz jestem chyba bardziej stabilny. I pisząc to uświadamiam sobie, że chyba mi w tym kontakt z "wewnętrznym dzieckiem" pomaga. I pewnie też stabilniejsza sytuacja finansowa. I może fakt, że stwierdzam, że potrafię coś konkretnego zrobić, bo kiedyś nie wierzyłem w to. Może rzeczywiście napiszę kiedy jaką książkę, choćby tylko dla samego siebie. To brzmi jak dobry pomysł.
I wiem, że chyba coś we mnie unika bliskości, bo wtedy nie mam problemu z tym bólem ;)
Tak sobie słucham muzyki i myślę, jak to było, siedzieć na wybrzeżu, gdzie zbierali się wieczorem, żeby pograć,każdy na tym, co kto miał. Ja się nie odważyłem. Potem spadł szybki drobny deszcz i wszyscy się rozeszli, powsiadali do samochodów i poodjeżdżali.
Gdy jeździ się samemu spotyka się pewnie innych ludzi, niż gdy się jest z kimś. Spokojnych Szwedów, którzy nagle się upiją i gdy się ich zostawi na chwilę samych, to zerwą znak zakazu parkowania, żebym się nie przejmował, że tam nie wolno parkować. Pewnie za namową tego australijskiego Holendra, który odgrywał wielkiego macho, przy dziewczynach z Hiszpanii, a potem wrócił milutki, bo zatrzasnął sobie kluczyki w samochodzie i potrzebował jakichś narzędzi. Wymiękł jeszcze bardziej, gdy zaprosiłem go na kolację, a dziewczyn już nie było. Przywlókł jakiś alkohol, coś w rodzaju absyntu, na kolor biorąc, bardzo spokojni Szwedzi też coś nagle wyczarowali. Fakt, było w tym coś magicznego, bo siedzieliśmy na trawniku, pod skalnym nabrzeżem, między dwoma stanami. Komórka mi się za każdym razem o godzinę przestawiała jak szedłem od stolika do samochodu, przechodząc z jednej strony czasowej do drugiej.
Nic to, tak mi się przypomniało. Walczę sobie dalej.

Komentarze

  1. Ale ładne obrazy Australii i jej klimatu, można z Twoich słów wyczytać. Takie jakieś małe-duże rzeczy. Herbata zawsze koi, choć mnie chyba bardziej uspakajają fajki, w sumie to zależy od dnia i stopnia niepokoju. Bywa, że ani fajki ani herbata nie są wystarczające.
    Co do mojego terapeuty, to tak, też myślę, że fajnie mieć kogoś takiego przy sobie, mieć tą możliwość przepracowywania z kimś tego, co dzieje czy działo się we mnie, możliwość przegadywania tego, co wydaje się strasznym potworem, a przez słowa oswaja się nieco.
    Choć ostatnio uniemożliwia mi to trochę brak kaski i nieporozumienia z rodzicami. No ale może jakoś tam uda się to pokonać.

    (Muzyka, którą wrzuciłeś bardzo miła dla ucha, a Nirvana, oj rzeczywiście już po jednej/dwóch piosenkach "udupia", przynajmniej mnie. Mimo to lubię bardzo. Kto wie, może właśnie za to, że udupia.)

    Pozdrawiam. (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesłuchałam wrzuconej przez Ciebie muzyki, i mam ją zapisaną, tak mi się spodobała :) Jest strasznie pozytywna, słuchając jej pierwszy raz uśmiechnęłam się do siebie... to tak jakby wyszło słońce :) Dzięki :) A co Nirvany ona chyba na każdego tak działa bez wyjątku ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie :) Mnie się podoba to, z jakim zapałem on to gra, zapominając pewnie o całym świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, Australia ma coś w sobie. Tym bardziej, że jeden kawałek mojej natury jest trochę artystyczny i zapamiętuje, albo stwarza sobie w głowie niezapomniane momenty. Tutaj raczej mnie o tym piszę, zajęty raczej analizowaniem i walką. Choćby po to, by czasami gdzieś pojechać i zagubić się w magii lasu, skał czy morza o poranku :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słucham na okrągło... w dodatku napatrzeć się nie mogę ... definitywnie ma talent i widać, że sprawia mu to wielką radość :) ...chyba zacznę grać na gitarze albo coś ;) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muzyka też dobrze robi :) Mnie to motywuje do gry na gitarze :) Spokojnych snów :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!