Nie lubię moich barier

Wracam do dzieciństwa. Próbuję jakoś poskładać moje wspomnienia, wyciągnąć je z tej mgły. To trochę jak układanie puzzla. Ma się jakieś kawałki, ale trudno z tego zrobić jakąś całość. Z tym, że pisząc o nim, wracają mi jakieś emocje, z tamtych czasów. O to mi w sumie chodzi, żeby emocje z tamtych czasów przywiązać do tamtych wydarzeń, a nie tego, co tu się dzieje.

Pamiętam, jak spaliłem choinkę. Chciałem zobaczyć, jak pali się pojedyncza lameta. Na taki pomysł trzeba wpaść. Wskazuje to niewątpliwie na to, że nie byłem zbyt cwany. A może do dzisiaj nie jestem zbyt cwany, choć parę osób twierdzi, że jestem inteligentny.
W każdym razie, choinka się chyciła ognia, jak się to u nas mówiło. Ano, ogień przeskoczył z jednej lamety na drugą, potem trzecią i choinka stała w płomieniach. Nie zastanawiając się wcale złapałem ją i pobiegłem z nią do łazienki, wrzuciłem do wanny i zalałem wodą z prysznica.
Potem czekałem cały dzień aż stary wróci z pracy. Gdy wszedł, to płaszczyłem się przed nim "Tatusiu, spaliłem choinkę". Ku..., to "tatusiu", to mi do dzisiaj trudno nawet napisać.
O dziwno, nic mi za to nie zrobił. Powiedział, że mam kupić nową choinkę, a że było to dzień przed świętami, to spędziłem następny dzień, szukając jej razem z babcią. Babcia dobra na wszystko.

Czasami trudno było wyczuć, za co się oberwie, a za co nie. Nie wiem nawet za co obrywałem pasem. Nie wiem nawet jak często. Pamiętam tylko, że jak oberwałem z liścia w twarz, to mi potem w uchu huczało i cały policzek był gorący. Skur..., myślę sobie. Kiedyś nie kląłem, może dlatego, że on klął, do czego by się nigdy nie przyznał. Jak i do siorbania zupy. Mnie kazał jeść z lusterkiem przed talerzem, żebym się nie krzywił, wkładając łyżkę do ust, jedząc zupę.
Na taki pomysł też trzeba wpaść. Wiele rzeczy pamiętam niejako, pośrednio, bardziej przez obserwację własnych reakcji.
Gdy widzę dzieci, które zachowują się swobodnie, to czasami czuję niepokój. Pewnie coś w mojej głowie mówi "uważaj, nie rób tego, bo oberwiesz". Interesujące.

Byłem wczoraj na paletkach. Fajnie się grało, choć nie za dobrze grałem. Nikt tu nie trenuje, prawie wszyscy to Azjaci, część z nich trenowała w swoim kraju. Jakiś Hindus opowiedział, że trenował w klubie, w którym gra też najlepsza zawodniczka niemiecka. Ogólnie, to może oni nie tacy dobrzy, ale ja trochę cienki, tym bardziej, że mało ścinam, bo mnie jeszcze ręka w dwóch miejscach boli.

Wczoraj znowu zacząłem się obżerać. Może to nie takie dziwne, bo jadłem śniadanie o 9, a potem grałem i koło 16 byłem nieźle głodny. Ale czasami mam wrażenie, że jem za dużo, gdy jestem niespokojny.

Rano byłem pobiegać i robiłem moje ćwiczenia w parku. Były tam kolorowe papużki i jakieś inne baździajstwo, czyli śmiejące się Kookaburry

http://www.youtube.com/watch?v=ovIYsi8O0Jg

Wyglądają one trochę jak dzięcioły i hałasują jak one, szczególnie o piątej nad ranem.

Bieganie jest dla mnie ważne, to jakby potwierdzenie, że potrafię się zebrać i zrobić coś, a nie tylko snuć się po domu i oglądać coś tam w TV, czy na internecie, czyli uciekać. I tak wiem, że często uciekam, nie zdając sobie z tego sprawy, albo znajdując na to jakieś logiczne wytłumaczenie. Jak wczoraj, gdy nie pojechałem na targ, żeby kupić miód. Wytłumaczyłem to sobie "po sam miód, to się nie opłaca", choć samochodem to niecałe pięć minut ode mnie.

Nie lubię tych moich barier, dlatego z nimi walczę. A dokładniej mówiąc, staram się je zniwelować, między innymi, na ile się da, wracając do ich źródeł, wiadomo PTSD.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!