Obuchem w łeb

Tak sobie pomyślałem, parę dni temu, że mi całkiem fajnie nawet, oczywiście, jestem sam, co mi się nie podoba, ostatnio nawet bardzo, może przez tą pogodę, ale da się wytrzymać. Fakt, dokuczało mi to biodro, ale zacząłem je rozciągać i wydawało się być lepiej. Oczywiście, ciągle mam te moje lęki, bariery, ale jakoś udawało mi się to wyprzeć z mojej świadomości.
W środę poszedłem do dermatologa, dzisiaj jest piątek. Miał mi coś tam usunąć, miałem nadzieję, że laserowo. Niestety, takie rzeczy się wycina, plamki, inaczej by się to nie zrosło, dowiedziałem się. Dobra, powycinał, wstawił samorozpuszczalne szwy i na moje pytanie o sport odpowiedział, 2 tygodnie przerwy. Potem dodał, 10 dni, ale na początek piano, czyli powoli. Chodzi o to, żebym tych szwów nie pozrywał, on wie, że ja na ściankę, albo paletki. Dobra, myślę, wytrzymam to jakoś, choćby parę dni, pójdę może pobiegać, bo tylko jeden szew na nodze.

W czwartek, czyli wczoraj, idę wreszcie po roku, z tym moim biodrem. Lekarze krótko mnie zbadał i od razu mówi, artroza. Posłał mnie na rentgena. Tam rentgen od razu, więc w ciągu dziesięciu minut były zdjęcia na jego monitorze. Zanim przyszedł to spojrzałem na nie, rzeczywiście, wyglądało to trochę podejrzanie, nawet patrząc na to moim okiem laika.
- Zaawansowana artroza - powiedział, spojrzawszy krótko na zdjęcie.
Mnie zatkało, bo w sumie, myślałem, że mam coś ze ścięgnem, artroza to nie brzmiało dobrze, w dodatku zaawansowana.
- Jak ze sportem, pytam, paletki? - pytam.
- Przyśpieszają degenerację - słyszę.
- Jak z bieganiem? - mówię.
- Też nie jest za dobre - mówi.
- I tak będzie pan potrzebował operacji za parę lat - dodaje - sztuczne biodro, wtedy pani nie pogra już w paletki.
Chyba staliśmy przez chwilę w milczeniu, nawet sam nie wiem.
- Mogę panu zaproponować serię zastrzyków - mówi. - Zrobię panu od razu jeden.
Położyłem się na leżance i on walnął mi jakiś tam kwas hialuronowy, pomagając sobie ultrasonografem, by znaleźć właściwe miejsce.

Do domu dotarłem jakiś dziwny, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Napisałem coś tam w pamiętniku, a potem nawet nie wiem co robiłem, aha, napisałem do kumpelki, szukając pociechy, a potem poszedłem do sklepu i na targ.
- Nie będę już mógł biegać - chodziło mi po głowie - anie grać w paletki.
Gdzie kończy się moment, w którym człowiek ma ochotę na takie życie, bez biegania i paletek, samotne w dodatku. Dołek mnie trochę wciągnął. W dodatku zobaczyłem w sklepie jakieś śliczne zjawisko, do którego nie zagadałem, bo było chyba za młode.
- Samotność - myślałem sobie będąc w domu - coś robię nie tak, że jestem sam.

Skończyło się na tym, że czytałem na internecie o tej artrozie, oglądałem na YT wszystko, co mi wpadło w ręce. To choroba degeneratywna, której nie da się powstrzymać, to głównie wyczytałem. W sumie, to nie wiem, czy spałem z godzinę, bo serce mi waliło i myśli szalały w głowie. Smutek, smutek, samotność, lęk. Cała mieszanka uczuć.
Rano było minimalnie lepiej, napisałem do kogo się dało, nawet do Siostry. To mi trochę pomogło. Kiedyś zgłosił się Surfista, ma odnaleźć znajomego ortopedę, który jest już na emeryturze, ale który też jest sportowcem. Zobaczymy co on powie. Muszę tylko odebrać moje zdjęcie rentgenowskie. Dzisiaj mi się już nie chciało. Jakoś godzę się z tą myślą, że raczej teraz joga i rower, no i wspinaczka.
To tylko parę rzeczy z tych, które mnie akurat dobijają, to raczej te nowe, reszty nie chce mi się wymieniać. Gdybym mógł iść na bouldern, to bym pojechał, mógłbym na rower, ale po tej nieprzespanej nocy jakoś ni mam ochoty. Czuję się jednak tak, jakby mnie akurat jakaś dziewczyna rzuciła. Na siłę zrobiłem moje 20 minut chińskiego, walczę. Jutro muszę się wybrać na rower. Dzisiaj jeszcze rozciąganie się, to też pewnie będzie trudne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!