Biec w deszczu

Obudziłem się koło piątej nad ranem i wszystko było bez sensu. Leżałem, przysypiając trochę i zastanawiając się, co tu dalej. Wiedziałem, że jestem w dołku, powtarzałem to sobie "jesteś akurat w dołku, to przejdzie, nie wczuwaj się tak w ten dołek". W pewnym sensie, to może pomaga, bo zastanawiam się co dalej. Czy to, co robię, ma sens, czy nie. Bo jeśli moje życie i tak nie ma sensu, jakiegoś ogólnego, to jest prawie, że obojętne, co robię, byle bym coś robił.

Myślę często o NB (narkotyk-B). Nie byłby to narkotyk, gdybym do niego myślami nie uciekał.

Wczoraj byłem w lesie tropikalnym, czy deszczowym, czy jak się to nazywa (rain forest). Poszedłem szukać jednego drzewa, które ma może ze 4 metry średnicy. Liczyłem się z tym, że może zacząć padać, bo słychać było odgłosy burzy w oddali, ale miałem w miarę dobre buty, poza tym, to do tego drzewa nie było tak daleko. Okazało się, że jest dalej, niż myślałem, bo musiałem zrobić dodatkowych 8 km. Chciałem zrobić parę razy przerwę, żeby coś zjeść, bo od śniadania było już daleko, ale, myślałem sobie "Dojdę najpierw do tego drzewa, zanim zacznie lać".
Gdy dotarłem, zrobiłem parę zbyt ciemnych fotek, zjadłem kawałek czekolady i orzechów, a potem przyśpieszyłem, wiedząc, że mam jeszcze tych dodatkowych 8 kilometrów, nie licząc jeszcze normalnej drogi powrotnej.
Słysząc, że burza coraz bliżej i widząc, że robi się coraz ciemniej, bo i gęste korony drzew, ciemne chmury i w dolinie, więc prawie półmrok, stwierdziłem, że trzeba dodać gazu. Tym bardziej, że część drogi prowadziła po kamieniach, raz w dół, raz w górę, w tej dolinie ze strumykiem, z której musiałem wyjść.
Mam plecak z dwoma dodatkowymi pasami, to znaczy, na brzuch i klatkę piersiową.  więc zapiąłem oba i zacząłem biec.
Lubię biec, nawet pod górkę, tym bardziej, że na mojej trasie biegowej mam sporą górkę.

Gdy poczułem pierwsze krople, to zrobiłem jak zaplanowałem. Koszulkę zdjąłem już wcześniej, żeby jej całkiem nie przepocić, ale do plecaka schowałem wszystkie klucze i komórkę. Założyłem na niego kurtkę przeciwdeszczową, żeby nie przemókł.
Zrobiło się chłodniej, ale jak się biegnie, to tego się nie czuje. Słychać było strumyk, czasami jakiegoś ptaka,  a potem tylko deszcz, padający gdzieś w górze na liście, na dół docierało niewiele kropli.
Biegłem wijącą się ścieżką, uważając, żeby się nie potknąć o kamienie, czy korzenie, omijając czasami jakąś lianę, która w takim świetle wyglądała jak wąż.  Dobrze mi się biegło. Przez jakiś czas padał chyba grad, bo ale nie zwracałem na to uwagi. Ważne było, że wybiegłem już z tej sfery kamieni, które mokre od deszczu mogą być niebezpiecznie śliskie. Teraz była to zwykła ścieżka przez las. Po jakimś czasie więcej kropli przebiło się przez korony drzew, czasami mijałem małe polanki, nieosłonięte drzewami, tak, że po jakimś czasie poczułem, jak mi spodenki pod spodniami przemakają.
Lubię biec, skoncentrowany na każdym kroku, bo gdyby mi się coś tam stało, to musiał bym o własnych siłach kuśtykać, mało kto tam chodzi, a w taki deszcz, to już raczej na pewno nikt. Parę miesięcy temu biegłem już ze skręconą kostką przez las, da się wytrzymać, ale nie poprawia to rehabilitacji. Ból fizyczny nie jest taki straszny, jak moje lęki.
Nie myślałem o tym, że ktoś tam mógłby na mnie napaść, czy coś. Pomyślałem o mojej znajomej, która sama wędrowała przez lasy, też się nie bała. Bo w sumie, jak ktoś chce na kogoś napaść, to nie chodzi w głąb lasu, gdzie i tak nikogo raczej nie spotka.

W każdym razie dobiegłem chyba po godzinie do punktu wyjścia, z małym sklepikiem i kafejką, na szczycie góry. Przestało padać, sklepik i kafejkę akurat zamknęli, ale miałem swoje zapasy, szkoda mi było tylko, że ładnej obsługi nie zobaczę. Piłem tam wcześniej kawę, który mi śliczna, drobna, skośnooka zrobiła. Poszedłem na parking i założyłem suchą koszulkę i kąpielówki, bo te ostatnie akurat miałem w samochodzie. Miałem też polara i sandały. Potem wracałem serpentynami przez ponad pół godziny, by wpaść w taką ulewę, że musiałem się zatrzymać, bo moje wycieraczki robiły basen z deszczu, na przedniej szybie, zamiast go ścierać. Nie licząc małych baseników na drodze, przy których się człowiekowi raczej ster, zamiast kierownicy marzył.

W sumie, to było fajnie. Fajniej, niż w zeszłym roku, bo już w zeszłym roku tam byłem i powiedziałem sobie, że chcę wrócić jeszcze raz, większym samochodem, z dobrym ubezpieczeniem. Ostatnim razem miałem wypożyczony, który nie pokrywał zderzenia z zwierzętami, albo jazdy nocą poza miastem.
Ubezpieczenie jest dobre na kangury i duże kamienie leżące na asfaltowej drodze. Ale fakt, co chwilę były napisy "uwaga na kamienie na drodze", albo "uwaga na spadające kamienie".
Przez ten deszcz nie widziałem żadnych stworzeń przy drodze, bo się pewnie wszystkie gdzieś pochowały, kamienie udało mi się ominąć. Do jednego nawet zagadałem, bo widząc, że coś ciemnego, o kształcie wielkiego królika, albo Wallaby, siedzącego prawie, że na środku drogi, zatrzymałem się, otwierając boczną szybę Wychylam się, dziwiąc, że toto się nie rusza, gadam do niego, myśląc, że kuli się tak z powodu deszczu, a to był po prostu spory głaz. Dla usprawiedliwienia dodam, że było już prawie ciemno, droga przez las, a w dodatku padało.

Ciekawe, ile jeszcze będę sam i dlaczego jestem sam. W każdym razie, to miło biegło się przez ten las. Z dziewczyną by się raczej nie dało, w ogóle, z kimś, było by raczej trudniej, chyba, że ktoś inny lubi biegać przez las w deszczu, większą część drogi pod górkę.

Komentarze

  1. Niesamowite, tak to opisałeś, ze chciałabym to przeżyć. Nie sama jednak, bo raczej stchórzyłabym. Fantastyczne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Ci się mój opis podobał :)
    Ładnie tam było i będąc samemu w lesie, wiedząc, że nikogo się chyba nie spotka, też jest chyba inaczej, człek czuje się może trochę jak zwierzę, truchtając wąską ścieżką w deszczu.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, też mi się wpis spodobał :-) Fajne przeżycie i na pewno w pięknej okolicy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :) Okolica bardzo ładna, moim zdaniem, dosyć dzika, choć ścieżka była dobrze wyczyszczona. W ciągu paru godzin, na ścieżce, spotkałem chyba tylko 3 osoby, facetów, w ciągu pierwszej pół godziny. Czasami przez to, że nie ma ludzi, to jest fajniej, mam wrażenie, że jestem wtedy bliżej natury.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzikie okolice są najpiękniejsze :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!