Ogólnie, to chyba lepiej

Siedzę w kafejce, jak zwykle. Byłem pobiegać rano, zrobiłem parę ćwiczeń. Chyba nie chudnę przez to za bardzo, ale też jem za dużo czekolady i orzechów z miodem. W każdy razie chcę chodzić codziennie pobiegać, o ile nie będę miał innego sportu tego dnia.

Poczytałem trochę to, co pisałem w pamiętniku, w 2008. Czy coś się od tamtego czasu zmieniło? Nadal tęsknię za jakąś dziewczyną.
Moje uzależnienie od NB (narkotyk-B) nie jest już tak silne. Nic dziwnego, ona w tym czasie wyszła za mąż, zrobili sobie z chłopem dziecko, a potem zdążyła się rozwieść.
Nie szaleję już chyba tak za bliskością, trudno wyczuć, tego nie jestem taki pewny.
Zmieniło się trochę moje nastawienie do życia. Zacząłem po prostu walczyć, nie zastanawiając się cały czas nad sensem życia. Łatwiej mi robić pewne rzeczy, jak regularnie pisać pamiętnik. Mniej mam ataków duszności, chociaż, to może wynika z tego, że nie muszę tyle robić, bo nie siedzę codziennie w robocie.
Na pewno jestem bardziej nastawiony na walkę i pracuję regularnie nad moim dzieciństwem. Nie uciekam tak w oglądanie seriali. Zamiast tego uczę się chińskiego, to chyba lepsze, choć nie wiem, czy to aż tak wiele zmienia.

Sporo tu ludzi z tatuażami, kobiet i mężczyzn. Nie z jakimiś delikatnymi, ale od razu takimi na pół ramienia, czy pół łydki.

Wczoraj byłem z B, u którego mieszkam, na biliardzie. Są tam czasami ładne dziewczyny, ale wszystko młode. A poza tym, z B, to w ogóle, choć trochę znajomych, to on ma, dzisiaj był na jodze, którą jego kumpelka prowadziła.
Jutro ma się jechać wspinać z jedną, która ma chłopaka. Może wreszcie sobie znajdzie jaką dziewczynę, bo dziczeje, takie mam wrażenie. Chyba jeszcze większy z niego dzikus, niż ze mnie, ale tak do końca, to nie wiem. A ja, a ja nic? Tyle, że w kafejce z jakąś pogadałem, mężatka z dwójką dzieci, sama do mnie zagadała. Wyryw po byku.

Przyszły jakieś Hinduski. Z dwóch metrów czuć jakimiś perfumami. Pachną trochę jak egzotyczne kwiaty, a może to te kwiaty tutaj? Bo siedzę zaraz koło wiader z kwiatami, frezje i pełno jakichś innych. Może być, że w to wiaderko kopnąłem, a wyobrażam sobie nie wiadomo co.

Drzewa tu kwitną, żółto, fioletowo. Wiosna. Po parku, gdzie robię ćwiczenia, chodzą ibisy i jakieś inne większe ptaki, niektóre śmieszne. Czasami można spotkać jaszczura, takiego, na 40 centymetrów. Ucieka na tylnych łapach, wyglądając przy tym jak miniaturowy dinozaur.
Tu, w środku miasta, to się jeszcze w miarę boją, te jaszczury, bo ptaki, to nawet potrafią zaatakować. Za to gdzieś w lesie, czy na plaży, to można podejść na dwa, trzy metry i nie uciekają. Oczywiście, nikt na nie nie zwraca specjalnej uwagi, to jakby wrony u nas, czy inne wiewiórki.

Bieganie dobrze mi robi.

Komentarze

  1. Tia, walczyć nie zastanawiając się nad sensem życia. Bo łatwiej zachować równowagę na tej niekończącej się linie kiedy się biegnie.
    Gdzie znaleźć siłę do tej nieustannej walki? Mój gniew się kończy. Czy istnieje jakieś inne źródło siły?
    Tatuaże są wspaniałe. Są takie hmm... pierwotne? To nie jest dobre słowo. Ale twarze Maorysów są piękne.

    Odpowiadając na twój komentarz pod zasadą nieoznaczoności, (off top: Nie znoszę odpowiadać na komentarze pod swoją własną notką, nie wiem po co wymyślili tą opcję. Moim zdaniem to niszczy dialog między blogerami):
    Nie tylko przelatuje przez nią wiele cząstek. W skali mikro okazuje się, że w próżni pojawiają się i znikają tzw. cząstki wirtualne. Ale to dłuższy temat.
    Eklektycznym, ale nie zawierającym się w jednym dziele - Być (posiadać) wieloma elementami ale nie składać się z nich. To trudne do opisania uczucie. Tamta cała wypowiedź jest próbą zamknięcia go w słowach. Chyba jednak niezbyt udaną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem, robić swoje, nie zastanawiając się za każdym razem nad sensem życia, to nie musi oznaczać, że się biegnie. Dla większości ludzi sensem życia jest prokreacja, oni się chyba nad tym nie zastanawiają, a biegają, jak chomiki w kółku.
    Myślę, że kontakt z własnymi emocjami, w sensie, wewnętrznym dzieckiem, może być pomocny, gdy szuka się siły do walki. Tak jest, przynajmniej po części, w moim przypadku.
    Ja bym inaczej sformułował to pytanie, skąd się biorą problemy, które się ma? Dlatego szukam też źródeł moich problemów, bo wtedy mi łatwiej coś z nimi zrobić, bo najczęściej chodzi tu o wyuczone reakcje i emocje.

    Co do próżni, to tak sobie zażartowałem, bo wiadomo, próżnie nie jest pusta ;)

    Ja odpowiadam różnie, raz na swoim, raz na cudzym blogu. Ale gdy ktoś inny te komentarze czyta, to nie będzie raczej przeskakiwał z blogu na blog, żeby zrozumieć o co chodzi.
    Nie mówiąc już o tym, że masz zablokowaną automatyczną publikację komentarzy, każdy musi być przez Ciebie autoryzowany ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm masz racje, muszę to koniecznie wyłączyć, kolejne wspaniałe wynalazki :/
    Nie wierze, że ktoś inny czyta komentarze jeśli samemu nie komentuje. Poza tym przyznam się szczerze, że jeśli rozmawiam z Tobą to mam gdzieś czy jakiś anonimowy czytelnik zrozumie czy nie zrozumie. Kiedyś zdarzało mi się odpowiadać na swoim. To ma sens jeśli w dyskusje zaangażowanych jest kilka osób. Niestety chyba wszyscy blogerzy których lubiłem czytać parę lat temu przestali pisać.

    No właśnie. Nie zastanawiają się bo biegną. Nie mają czasu by przystanąć i się zastanawiać. Bądź iść nieśpiesznym krokiem kloszarda-filozofa i dryfować myślami gdzieś wysoko. Ja muszę biec, przynajmniej na razie, w innym wypadku moje myśli rozłażą się po jakichś ciemnych uliczkach, podejrzanych spelunach i innych miejscach w których nie życzę sobie żeby się pojawiały. To przejściowy etap. Czekam na kojące uczucie pustki i obojętności. To nie brak wiary w możliwość kierowania własnym życiem. To chęć nie przejmowania się nikim i niczym... Albo dosadniej, w końcu jestem chamem: Mienia w dupie wszystkich i wszystkiego. Źródła wielu problemów leżą poza tobą, mną etc. Niekiedy nie da się przewidzieć, że za rogiem fortepian spadnie Ci na głowę i jedyne co możesz zrobić to pogodzić się z tym, że jest tak a nie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie, to chyba jest to wyłączone, zauważyłem.
    Ja na przykład czytam czasami komentarze, choć sam nie zawsze komentuję. Niezależnie od tego, że wygodna jest funkcja, którą mam włączoną, dzięki której widać, czy ktoś odpisał, kto i gdzie.

    Uczucie pustki i obojętności nie jest w sumie stanem naturalnym, to raczej blokowanie się od pewnych emocji. Patrząc na to z punktu widzenia biologicznego. Jak się człowiek za bardzo blokuje, to traci może potem też ochotę do robienia czegokolwiek. Bo nie czuje tych emocji.
    Nie wiem, czy jesteś chamem, ale może brakuje Ci słownictwa, czy sformułowań, żeby umieć wyrazić swoje emocje bez przeklinania ;)
    Fortepian raczej rzadko spada komuś na głowę, jeszcze nie słyszałem o takim przypadku. To sprowadzanie rzeczy ad absurdum. Może daje Ci poczucie bezpieczeństwa, bo "i tak nie możesz wszystkiego przewidzieć" ;) Przypomina mi to argumentację ezoteryków. "Nauka nie potrafi przewidzieć, czy obliczyć wszystkiego, czyli nauka nie potrafi i nie wie nic".
    Wiadomo, pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, ale uczucie braku kontroli nad własnym życiem ma też najczęściej jakiś powód, z niczego się raczej nie bierze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto nadał Ci kompetencje do określania co jest stanem naturalnym a co nim nie jest? Straciłem ochotę do robienia czegokolwiek dawno temu. Chciałbym żeby było to równoznaczne z "nieodczuwaniem" ale tak nie jest.
    Może brakuje mi słownictwa. Być może trafiłeś w samo sedno. W końcu jestem dzieckiem ukształtowanym przez pornografię i telewizję. Mam dość szukania ładnych określeń na chujowe rzeczy, owijanie zgnilizny w ładne opakowania. Wulgaryzmy to temat rzeka i mógłbym się nad tym rozwodzić przez następne trzy akapity, ale po co? Zawsze znajdzie się ktoś dostatecznie wysublimowany by cmokać z niesmakiem, kręcić głową i moralizować na temat ubogiej nomenklatury ;)
    Właśnie dlatego podałem absurdalny przykład: rzeczy nieprawdopodobne dzieją się każdego dnia! Z całym szacunkiem to, że o czymś nie słyszałeś o niczym nie znaczy. Słyszałeś może o tym: "Są rzeczy na niebie i ziemi o którym nie śniło się waszym filozofom"?
    Uczucie potrzeby przejęcia kontroli nad swoim życiem również z niczego się nie bierze. Który z tych stanów jest "bardziej naturalny", nie mnie oceniać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chodzi mi o kłócenie się o słówka, więc powiedzmy sobie, z punktu widzenia ewolucyjnego, bezruch i bezczynność, przynajmniej u większości ssaków, prowadziła by raczej do ich wyginięcia. Jak ktoś nie wierzy w ewolucję, to wiadomo, ta argumentacja nie pasuje.
    No właśnie, to kwestia podejścia. Przyroda, czy natura, moim zdaniem, nie zna raczej określeń "chujowe", tylko pewne rzeczy dzieją się według określonych zasad. Choćby zasadą prawdopodobieństwa wystąpienia. Nie twierdzę, że nikomu nigdy, nigdzie nie spadł fortepian na głowę, jak i nie twierdzę, że cegła nie może się zatrzymać w powietrzu, przez ułamek sekundy. To wszystko wydarzenia prawdopodobne, tyle, że prawdopodobieństwo ich wystąpienia jest dosyć niskie.
    Coś "nieprawdopodobnego", patrząc na to z punktu widzenia fizyki, bo lubisz używać pojęć z tej dziedziny, nie może się raczej wydarzyć ;) Wiadomo, w języku potocznym nazywa się tak wydarzenia mało prawdopodobne ;) A to, że coś jest mało prawdopodobne, nie znaczy, że nie może się wydarzyć.
    Ja nie cmokam z niesmakiem, mnie to jest wszystko jedno, co i jak piszesz, po prostu raczej obserwuję i zastanawiam się, co i dlaczego.
    Uczucie potrzeby przejęcia kontroli z niczego się nie bierze, wiadomo, często jest na przykład związane z lękami. Widać to u większości tyranów, bo ich biografie znamy, którym często na koniec szajba odbija, bo nie można wszystkiego kontrolować.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta argumentacja nie pasuje nawet jak ktoś w ewolucję wierzy. Co znaczy "z ewolucyjnego punktu widzenia"? Być może gdyby ssaki wyginęły, np. gady ewoluowałby w stronę samoświadomości - nigdy nie wiesz. Zakładając hipotetycznie że mamy taką sytuacje. Skąd wiadomo czy było by gorzej czy lepiej gdyby ssaki wyginęły? ...bo patrzeć trzeba z pkt. widzenia ewolucji.
    Wydaje mi się, że wiem co chcesz powiedzieć ale uważam, że "racjonalny" ludzki punkt widzenia nie jest w stanie, przynajmniej obecnie, pojąć świata, natury czy ich zasad. Zawsze to będą tylko domniemania i spekulacje. Zresztą z "naturalnego" punktu widzenia pewno masz rację: entropia cały czas wzrasta ergo cały czas zachodzi akcja i działanie. Prowadzi ono jednak do końcowej równowagi i bezruchu. Ale to tylko gdy wierzysz że wszechświat jest układem izolowanym.
    Btw. Czy nie wszystkie tego typu spekulacje kończą się na "zależy w co wierzysz"?
    Co miałeś na myśli pisząc: "natura nie zna określeń chujowe"? Abstrahując od tego że natura, poza ludźmi, ma problemy z myśleniem abstrakcyjnym (z naszego punktu widzenia dla odmiany. Nie znamy przecież całej natury). Jestem pewien, że dinozaurom nie spodobałby się to zimne podejście do rachunku prawdopodobieństwa. Dam również głowę, że myśli niejednego z nich zaprzątał instynkt podpowiadający: "jest chujowo" (a raczej dinozaurowy odpowiednik)

    eee... przecież o tym pisałem, że może cie spotkać cokolwiek niezależnie od szans . Nigdy nie wiesz, może to właśnie ty jesteś tym przypadkiem jednym na dziesięć miliardów.

    Obserwacja by stać się wartościowa powinna raczej być wnikliwa nie sądzisz? W innym wypadku jest jak sondaż ogólnokrajowy przeprowadzony na grupie testowej dwóch osób. Jeśli zastanawiasz się co i dlaczego, to nie jest Ci wszystko jedno co i jak piszę. Jeśli zaś jest ci wszystko jedno, to dlaczego miałbyś się zastanawiać co i dlaczego? Intryguje mnie sposób w jaki myślisz, bo miejscami trudno mi go zrozumieć.

    pozdrawiam również (możemy się pozdrawiać jeśli lubisz ten konwenans)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z ewolucyjnego punktu widzenia, chodzi i tu o teorię ewolucji, a nie teorie kosmologiczne, gdyby zwierzęta, szczególnie ssaki, nie walczyły o zdobycie pokarmu, to by wyginęły. To znaczy, nie pomogło by im, gdyby się chowały w norze i czekały, aż będzie lepiej. Nie mówię tu o misiach, czy innych takich ;)

    A co do entropii i tak dalej, to patrz, kosmologia, bo według niej istnieją teorie, które nie kończą się bezruchem.

    Nie bardzo rozumiem, o co Ci tu chodzi.
    >Obserwacja by stać się wartościowa powinna raczej być wnikliwa nie sądzisz? W innym wypadku jest jak sondaż ogólnokrajowy przeprowadzony na grupie testowej dwóch osób.

    Ja pozdrawiam przeważnie, gdy to pierwszy wpis pod notką, w czasie dyskusji już raczej nie pozdrawiam, ale, to raczej bardziej subiektywne. Czasami pozdrawiam, czasami nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Próbuję tylko powiedzieć, że teoria ewolucji nie wartościuje zachowań tylko mówi o sposobie rozwoju. Z pkt. widzenia tego czy innego wymarłego gatunku to źle że postępował w sposób, który doprowadził do jego zagłady. Z pkt. widzenia ewolucji - ten wyginął, pojawiło się pięć innych, co za różnica? Zresztą człowiek robi co może żeby przeciwdziałać schematowi, w którym słabego pożera silny. W wielu obszarach z marnym skutkiem, to prawda ale jednak. Wyrównywanie szans, programy pomocy etc. etc. Darwin nie przewraca a turla się w grobie. :D

    Istnieją takie co się kończą bezruchem i takie co się nim nie kończą. Dlatego napisałem: "Czy nie wszystkie tego typu spekulacje kończą się na „zależy w co wierzysz”?"

    Powierzchowna obserwacja może cię zaprowadzić jedynie do powierzchownych, więc fałszywych , wniosków.

    To nie był pierwszy wpis, to było w trakcie dyskusji. Mnie też się jeszcze czasem zdarza dopisać "pozdrawiam" kiedy kategorycznie się z kimś nie zgadzam ale chce podkreślić, że to nie znaczy że chce mu spalić dom i zgwałcić matkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z tym, że teoria ewolucji nie wartościuje.

    >Zresztą człowiek robi co może żeby przeciwdziałać schematowi
    Powiedzmy sobie, niektórzy ludzie robią co mogą ;) A poza tym, to o jaki rodzaj siły tu chodzi?

    >Istnieją takie co się kończą bezruchem i takie co się nim nie kończą. Dlatego napisałem: „Czy nie >wszystkie tego typu spekulacje kończą się na „zależy w co wierzysz”?”
    Ja nie muszę wierzyć w żadną teorię, bo teorie fizyczne, to nie kwestia "wiary". To zależy znowu
    jakim językiem chce się mówić. Albo bardziej naukowym, albo potocznym. W potocznym, to wiadomo,
    można sobie w teorie wierzyć ;) Tym się różni teoria od wiary, że w teorie nie trzeba wierzyć,
    bo wtedy nie jest to już teoria. Można przyjmować jej prawdziwość, dopóki nie zostanie sfalsyfikowana, ale nie trzeba. Tak jak to przynajmniej rozumiem. Ale, jak wspomniałem,
    to zależy od tego, o czym w ogóle chce się mówić.
    Jeden z moich kumpli określił takie dyskusje jako "filozofia w krótkich majteczkach" ;) czy jakoś tak. To znaczy, gdy się tak tylko dyskutuje, używając od czasu do czasu fachowych pojęć,
    ale nie musząc trzymać się jakichś ram, czy faktów naukowych.

    Jeśli już się bawimy w ścisłość, to nie zgodzę się z Twoim stwierdzeniem ;)
    >Powierzchowna obserwacja może cię zaprowadzić jedynie do powierzchownych, więc fałszywych , wniosków.
    Powierzchowne wnioski mogą być równie dobrze poprawne. Z jednej strony zależy to od modelu, którym się chce coś opisać, z drugiej, to można też czasami poprawnie coś wywnioskować, choćby przypadkowo. Więc może prowadzić do fałszywych wniosków, ale nie musi.
    Zasady Newtona nie prowadzą do fałszywych wniosków, w ramach jego teorii, bo jabłko ciągle spada na ziemię. Nie są one też "fałszywe", gdy chodzi o teorie relatywistyczną, opis jest po prostu niedokładny, ale nadal przewiduje zachowanie wielu obiektów, w ramach tej teorii, czy w granicach dokładności.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!