Który kraj

Budzę się niespokojny, czasami o 5-tej nad ranem, gdy idę wcześniej spać. Uspakajam sam siebie, mówiąc sobie, że jestem bezpieczny.
Idę moim labiryntem. Czasami ktoś próbuje mi coś radzić, tak, jakby widział coś więcej ode mnie, nie znając mnie.
Moje lęki mnie denerwują, to uczucie, gdy się jakiś pancerz wkoło mnie zaciska, gdy zaczyna mi się mieszać w głowie i nie potrafię jasno myśleć. Kiedyś potrafiłem wyłapać moment, gdy uciekałem w inny świat, dysocjacja, czyli ucieczka w inny świat. Teraz już raczej nie uciekam, to znaczy, w ten inny świat. Może raczej trzymam się bliżej rzeczywistości i bardziej z dala od tego, co mnie może zranić, jakieś zakochanie, czy coś.
Pamiętam, gdy się częściej zakochiwałem, gdy przegapiłem ten moment, gdy mogłem się jeszcze bronić. Coś robiło w mojej głowie "klick", prawie, że słyszalny, na zewnątrz, że tak sobie na przesadę pozwolę. Pamiętam, jak siedziałem w Valetta, czy jak się to pisze, na Malcie, naprzeciwko niebieskookiej Hiszpanki, wieczorem, w kafejce. Potem było mi źle. I po co mi to było?
Nie chodzi mi o normalne zakochanie, ale o takie, które mnie rozszarpuje. Dawno tego już nie miałem i też nie chcę. Mniej jest też tego głębokiego smutku. Może nauczyłem się lepiej bronić samego siebie?
Dzisiaj uciekłem z warsztatu samochodowego. Byłem tam z samochodem na przeglądzie. Nawet nie zapytałem o rachunek. Ale pójdę tam w poniedziałek, bo potrzebuję potwierdzenia jako załącznik do przeglądu. Nawet nie wiem, dlaczego tak uciekłem. Gdy tam jechałem kolejką, żeby samochód odebrać, to czułem, jak mnie coś w żołądku ściska. Pewnie jak wtedy, przed laty, za każdym razem, gdy wracałem do domu. Może było mi za dużo, czego, tego uczucia?
Ludzie biegają za "szczęściem", ja staram się żyć i unikać bólu. Próbuję się przebić przez to uczucie bezwładności. Gdy żyłem bardziej w dwóch światach, było trochę inaczej. Więcej rzeczy robiłem. Ale byłem jakby dwoma osobami, a może trzema. Moje emocje łapały mnie niespodziewanie, budowały pustkę w głowie, albo zalewały falą wściekłości, czy smutku. Przypomina mi się wywiad z Kuklinskim, płatnym mordercą. Też opowiada, jak go zalewała fala wściekłości. Tyle, że ja raczej nie mam skłonności sadystycznych i nie zabijam ludzi. Kuklinski powiedział, że w pewnym momencie stwierdził, że czuje się lepiej, gdy komuś przyłoży, czy może kogoś zabije. Wiadomo, miał więcej kontroli i może przeżywał swoje dzieciństwo w roli oprawcy. Milej pewnie być oprawcą, niż ofiarą.
Kiedyś obawiałem się tych "fal". Bo wtedy nie wiadomo, co człowiek może zrobić. Ale teraz poznałem je lepiej, gdy czuję, że któraś z nich nadchodzi, co zdarza się rzadko, mówię do siebie "uważaj, skoncentruj się, bo idzie fala i nie wiadomo, co z tobą będzie chciała zrobić". Wtedy uważam na każde słowo, mogę chlapnąć i powiedzieć coś, czego naprawdę będę żałował. I wiem coraz lepiej, skąd się biorą. Potrafią sobie wyobrazić, dlaczego ludzie zabijają kogoś, kto się nad kimś znęca. Trochę jak w "Taxi Driver". Jak się nie ma nic do stracenia. Ale to raczej jaki byłem kiedyś.
Dlatego uważam, że jest mi prościej, że coś się zmieniło. Ale samo to nie przyszło. Pracuję nad tym codziennie, ale może za mało, tak, jak z moim Chińskim. Z tym, że wiem, że przyjdzie kiedyś moment, że zrozumiem co mówią, Chińczycy, kwestia treningu. Czy mi na to wszystko starczy życia? Nie wiem. Czy życie ma sens? Nie wiem. Ktoś powiedział, że żyjemy z przyzwyczajenia ;)
Ale nie ma sensu nie robić nic, żeby żyć bardziej tak, jak się chce. To znaczy dla mnie. Dlatego też między innymi, jakoś tam walczę.

Co na nią spojrzę, to mi się NB (narkotyk-B) przypomina, eh, kiedy mi to przejdzie. Może dlatego chcę uciec do Australii? ;)
http://www.youtube.com/watch?v=D7CUJNm-F-Y

Komentarze

  1. Wszystkie emocje są jak fale...Wzbierają, opadają i przenikają nasze dusze.Rodzą się i...umierają.
    A jeżeli w życiu na czymś nam zależy to chyba jakoś tam walczymy. ;) Przynajmniej wypadałoby walczyć, bo ucieczka chyba niczego nie rozwiązuje...
    Nieważne ile było porażek - pomyśl o tym, ile czeka Cię jeszcze zwycięstw :)
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez względu na to, jak to nazywamy - umysł, dusza czy charakter - chcielibyśmy myśleć, że posiadamy w sobie coś więcej niż tylko zbiór neuronów, który nas "ożywia” Susanna Kaysen

    Ano dusza dla każdego będzie czym innym, czymś bliżej nieokreślonym... ;) Zależy jeszcze z jakiego punktu widzenie będziemy na to patrzeć. Mnie chyba najbardziej odpowiada definicja filozoficzna, a ściślej Sokratesa, że "to dusza jest właściwym człowiekiem, jego "ja""...
    Dla mnie moja dusza jest właśnie takim moim prawdziwym ja we mnie...Moim JA odpowiedzialnym za moje uczucia, za moje jestestwo. :)
    Ale tak jak napisałam - dla każdego będzie czym innym :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!