Deszcz, miła odmiana

Dzisiaj tu święta, większość kafejek chyba zamknięta. Siedzę w domu, przez drzwi balkonu widzę poręcz tarasu, bo balkon jest prawie jak taras. Potem zielone liście drzew przesłaniające resztę świata. Napiłem się kawy, z trochę skwaśniałym mlekiem.
Pójdę chyba na siłownię, ponaciągać się, może będzie wolny kort, żeby z paletkami trochę poćwiczyć. Rana na nodze goi się bardzo powoli, mimo antybiotyku. Wiadomo, może lepiej, jakbym niej skakał, ale, bez poruszania się, to nudno.

Przyzwyczajam się do tego uczucia duszności, gdy mnie lęki łapią. Kawa mi pomaga, dodaje jakby odwagi. Daje mi lekkiego kopa, tak, że łatwiej mi coś zrobić, mimo niepokoju. Ale, mimo wszystko kosztuje mnie to sporo energii.

Wracam dużo do przeszłości, do mojego wewnętrznego dziecka. Mam wrażenie, że czuje się ono przez to mniej samotne, a przez to ja, dorosły, też czuję się lepiej.
Wiadomo "wewnętrzne dziecko" to tylko pewien model, wspomnienia i emocje z przeszłości, ale najwidoczniej mi to pomaga. Więc walczę dalej, szukając metod i technik.
Tu dzisiaj pada, leje, potem chwila spokoju, potem znowu ulewa. W związku z tym, że normalnie, to prawie codziennie świecie słońce, taka odmiana jest nawet miła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!