Mało przyjemny dom.

Byłem wczoraj surfować. Nie chciało mi się jechać dzień wcześniej, ale wczoraj pojechałem nawet chętnie. W drodze nie miałem większych ataków lęku. Parę razy zaczęła mnie ogarniać matowa senność. Znam ją, różni się ona od tej senności, gdy jestem zmęczony.
Na miejscu miałem tylko lekkie zamieszanie w głowie, zapomniałem się posmarować kremem przeciwsłonecznym. Nie było to taż tak tragiczne, bo i tak się posmarowałem przed wyjazdem, a na plażę jedzie się z godzinę, więc mnie nie spaliło.

Fale były łagodne, choć spore, na pewno powyżej metra, wydaje mi się, prognoza mówiła 1,2. Byłem w miejscu gdzie nie było tłoku, ludzie byli jakoś ze 100 metrów dalej. Łapałem falę i ślizgałem się po niej. Nie wiem na czym to polega, ale to fajne uczucie, na desce w górę i w dół fali. Potem fala się kończy, to znaczy, robi się za płaska i człowiek wiosłuje z powrotem, do punktu wyjścia. Im dłużej się na fali jedzie, tym dalej trzeba wracać. Ale obraz zielonkawo-niebieskiej wody mam do teraz gdzieś na tęczówce.
W pewnym miejscu jakaś meduza, czy coś tam, mnie lekko dziabnęło, to znaczy, były pewnie jakieś macki w wodzie, bo przedramię mnie zaczęło trochę palić. Pomyślałem, że może sobie je jakoś o deskę otarłem, ale potem zobaczyłem czerwone pręgi, jakby się lekko o jakieś krzewy, czy kolce podrapać. Oczywiście, bez krwi. Uczucie trochę, jakby się o mocną pokrzywę poparzyć.
Zastanawiałem się, czy coś dalej z tym będzie, bo niektóre bestie są mało przyjemne, wpływają na neurotransmitery, ale po jakimś czasie mi przeszło, po paru godzinach. Wiedziałem, że nie należy tego pocierać, bo wtedy może być jeszcze gorzej.

Walczę z pustką, depresją, lękami. Czasami, nawet jak odbijam sobie o ścianę na siłowni, traci to sens. Mówię sobie "po co to robisz, to do niczego nie prowadzi". Z drugiej strony wiem, że nadaje to jakiejś struktury mojemu życiu, pozwala chyba lepiej obchodzić się ze stresem.
Czasami myślę, że stoję w miejscu, wtedy coś we mnie chciało by po prostu usiąść na kanapie, albo przed komputerem i nic nie robić, to znaczy, oglądać coś w TV, czy surfować po internecie. Jak dzisiaj rano, po powrocie z siłowni. Ale logika powiedziała mi, że ważne, żebym wyszedł z domu, bo mi to pomaga, niezależnie od tego, co mi w danym momencie emocje mówią.
Wyszedłem z domu i to mi pomogło, choć trochę to trwało. Dom, jakoś kojarzy mi się z czymś mało przyjemnym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!