Surf, lęki i delfiny

Byłem dzisiaj surfować. Obudziłem się w nocy, choć poszedłem późno spać. Rano uczucie napięcia w okolicach klatki piersiowej, wiadomo, lęki, ale jazda na surf, to już rutyna. Wrzucam w siebie szybko jajecznicę, trochą czekolady i jakichś tam sucharków z ryżu do plastikowego woreczka. Do innego parę owoców. Mam plastikowe wiaderko z miękkiego plastiku, dobre na mokre rzeczy. Deska do samochodu i jestem gotowy. Podjeżdżam pod A, która jest nawet w miarę punktualnie, to znaczy, pięć minut za późno. Jedziemy na inną plażę, niż normalnie, bo A nie chce na tą starą, ja też nie, bo tam tłok straszny, bo stoją wieżowce z turystami. Ludzi w wodzie jak mrówków.

Siedziałem w wodzie prawie, że 3 godziny, złapałem parę fajnych fal i mogłem sporo łapanie fal potrenować, bo były w miarę łagodne. Po tych 2 metrowych z Coolangatta, to takie trochę ponad metr, czy jakie duże, to sama przyjemność, im większe, tym lepsze. W wodzie się nawet jakaś dziewczyna do mnie uśmiechała, ale coś nie zagadałem specjalnie, potem ona coś zamruczała, że nic nie złapała przez ostatni czas, czy, że musi iść, czy coś tam, pokazała na zegarek i wyszła z wody. Specjalnie się tym nie przejąłem. Jakoś się do mnie dziewczyny dzisiaj uśmiechały, a może to dlatego, że ja się uśmiechałem.

Surf mi dobrze robi, jak są jakieś znośne fale i nie ma tłoku. Poza tym, to były przez chwilę delfiny. Najpierw jeden wyskakiwał, pionowo z wody, tak, że był może z pół metra nad wodą, w pionie, potem na chwilę się wśród nas zakręcił, ale było tylko płetwę widać, potem zniknął.
Teraz jestem trochę spalony, muszę się chyba kremem trochę wcześniej posmarować, przed wejściem do wody, inaczej, to on się chyba rozpuszcza, czy coś.

Nadal nie wiem, co dalej, ale próbuję coś robić, z mojej listy "to do", wracając też codziennie do mojego dzieciństwa. Próbuję jakoś coś z tymi lękami zrobić, tak, żeby mną tak nie kierowały.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!