I co z tym lękiem

Szukam punktu zaczepienia. Moja lista z rzeczami do zrobienia rośnie. Mało co z niej znika, więc widzę po tym, jak stoję, niejako w miejscu. Przy każdej pozycji piszę sobie codziennie minus jeden. Niektóre pozycje mają już -50. To chyba w miarę dobra metoda do obserwacji tego, co się dzieje. Gdy myślę o którymś z tych punktów, to najczęściej czuję napięcie w klatce piersiowej. Coś się broni, przed zrobieniem ich, choć niektóre z nich są bardzo proste, jak "wybranie muzyki do słuchania na komputerze".
Wracam do przeszłości, by wyłapać te momenty lęku.

Myślę, że moje dzieciństwo było pokopsane. Widzę to przez porównanie z tym, co inni ludzie przeżyli. Już wtedy, gdy chodziłem do szkoły, wiedziałem, że jestem jak w więzieniu, czy obozie. Myśl o śmierci była uspakajająca, to jedyna forma ucieczki, wtedy. Po tym, jak pierwszy raz spróbowałem się zabić, po cichu, nie na pokaz, wiedziałem, że zawsze mogę to zrobić. Pierwsza próba nie wyszła, ze względu na brak informacji o tym, czym można się otruć, ale świadomość tego, że mogę w ten sposób uciec od tej okropnej rzeczywistości, była dodawała mi niejako otuchy.

Niezależnie od tego, że teraz odbieram inaczej rzeczywistość, niż kiedyś. Kiedyś świat był okropny i okrutny, teraz, jest jaki jest. Natura ani nie jest okrutna, ani głupia, po prostu jest. Kieruje się jakimiś zasadami, które można w dużym stopniu zrozumieć, gdy ma się trochę informacji. Nie znaczy, że potrafię to przewidzieć, albo że mam sporo kontroli, ale, nie jest to już dla mnie takie niezrozumiałe, dlaczego niektóre "okropne" rzeczy się dzieją.

Z drugiej strony, to zdaję sobie lepiej sprawę z tego, jak mój mózg działa, skąd się biorą niektóre "dziwne" emocje, gwałtowne dołki, a równocześnie jakby próba wychodzenia z nich, czy rozumienia ich. Różne części mózgu, z różnych epok rozwoju i tak dalej.

Wiem też, że moje lęki są niejako zakodowane, to znaczy, wyuczone. Są one w starszej części mózgu, do których dostęp za pomocą logiki nie jest taki łatwy, dlatego wracam do przeszłości, to niejako jedna z metod. Codziennie rano, gdy się budzę, to przypominam sobie, jak leżałem w dzieciństwie na łóżku, nasłuchując, co dzieje się za ścianą. Czy stary jest, czy nie. Czasami budziłem się mając nadzieję, że rzeczywistość to tylko okropny sen, który zaraz się skończy. Czasami śniło mi się, że jestem w obozie koncentracyjnym, wtedy ta moja rzeczywistość wydawała się jakoś łatwiejsza do zniesienia, choć nie za bardzo.

Wczoraj na paletkach była jedna śliczna, E, czy jakoś tak ma na imię. Z nie Azjatów, facetów, było nas chyba tylko dwóch, ja i jeden taki Szwed.

Myślę, że wrócę stąd wtedy, gdy uznam to za stosowne, nie chcę sobie robić stresu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!