Mój masochizm ma granice

Wczoraj wieczorem, po tych grach, czułem się dobrze. Stałem w przebieralni, przed lustrem i mówiłem sobie
-- Akurat czujesz się dobrze, zapamiętaj to uczucie, przyda Ci się na jutro.
No właśnie, dzisiaj rano byłem znowu trochę bez energii, ale świadomość tego, że raz mi lepiej, raz gorzej, jest wzmacniana przez takie wspomnienie, jak to z wczoraj.
-- Jak tu utrzymać taki stan samopoczucia -- zastanawiam się.
Obserwuję swoje emocje, starając się, by lęki mną za bardzo nie kierowały, nie podstawiały i tak nogi.
Gdy jestem w domu, to po prostu trochę się duszę, czuję lekki niepokój, dreszczyki na przedramionach.

Chyba przez przypadkowe obejrzenie tych zdjęć z NB (narkotyk-B) znowu zacząłem się zastanawiać, jak by to było. Czy może powinienem był tam jednak do niej pojechać, być blisko niej. Z drugiej strony, to po co się kopać z koniem, nie wspomnę już o tym, że jestem na drugiej półkuli ziemskiej. Niby nie tak daleko jak na Marsa, ale jednak, nie da się spontanicznie to niej wpaść, podróż zajęła by dłużej niż dwa dni, nie wspominając.
To trochę zabawne, myśl, że może jej już nigdy w życiu nie zobaczą. Nie ona pierwsza, nie ostatnia w moim życiu.
Nie mam kontaktu, bo nie chcę czytać o tym, jak się jej miłość rozwija. Mój masochizm też ma swoje granice. A może nauczyłem się lepiej chronić samego siebie? Bo po co brać narkotyk, jak się człowiek potem tylko gorzej czuje.

Komentarze

  1. "Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego, chociażby ta dusza była kretyniczna" - oczywiście to nie moje słowa ale Witolda Gombrowicza.
    Stąd pewnie w zdaniu słowo "kretyniczna" .
    Nie przepadam za Gombrowiczem, a po przeczytaniu Kronosa, jeszcze bardziej.
    Coś jednak w tym jego zdaniu jest prawdziwego. Wydaje nam się, że spotykamy kogoś, kto myśli i czuje jak my, taka pokrewną duszę. Tyle, że jest to nasza ocena na której często żeruje druga osoba... dla zaspokojenia własnego ego..? Nie wiem.
    Może się mylę? Ale takie mam doświadczenie.... , które działa na mnie z każdym wspomnieniem dołująco.

    Miłego dnia Yellowish :)

    ... właśnie... dlaczego Yellowish??

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest, ja się przychylam do opinii, że szukamy własnego odbicia, swojego wewnętrznego dziecka, tak chyba trochę jest w moim przypadku ;) Nie wspomnę już o reszcie upiększania sobie tej innej osoby.
    A dlaczego ktoś może to wykorzystywać? Pewnie dlatego, że wygodniej, poprawia atrakcyjność własnej osoby, gdy więcej zainteresowanych ;) Istnieją pewnie różne powody.
    Dlaczego "yellowish"? Bo było blue coś tam, jak może i piasek, ale nie pisałem tam więcej, więc w sumie trochę przypadkowo, ze względu na piasek i słońce, już dokładnie nie pamiętam. Nie podoba mi się ten nick specjalnie, ale, szkoda mi zmieniać ;)
    Dałem kiedyś komuś namiary na tego innego bloga, więc go przestałem pisać, wot, historia :P
    Dziękuję,
    miłego dnia Tobie też :)

    OdpowiedzUsuń
  3. taa... każdy ma jakąś historię, nie jedną.

    .. słońce... tego mi właśnie potrzeba. Jest dla mnie motorem napędzającym ochotę do życia.
    Bez słońca nie istnieję. I paradoksalnie z terenu klimatycznie nieprzychylnego przenoszę się do podobnego.

    Pozdrawiam nocą piaskowo-słoneczny chłopaku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Być blisko kogoś, kto znalazł nową miłość faktycznie jest masochizmem. Nie chciałabym nawet, żeby taka osoba wróciła, ponieważ czułabym się, jakbym brała jałmużnę.Bo komuś nie wyszło, więc wraca do mnie. A może znowu szuka i odejdzie gdy znajdzie? Jeżeli odeszła to znaczy, że to nie była miłość, że coś jej nie odpowiadało. Wiele osób jest z kimś, bo jeszcze nie znalazła swojej drugiej połówki, bo na razie nie widzi możliwości bycia z kim innym. Takie jest życie, czasem ktoś odchodzi na zawsze, ale... gdy Niebo zamyka okno, otwiera nowe drzwi, wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć. Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!