Plan i walka

Stwierdziłem, że muszę sobie jakiś plan na życie zrobić i próbować go realizować. Nie wiem, czy robiłem kiedyś plan ny życie, czy do końca życia.
Możliwe, że nie robiłem jakiegoś poważnego, bo jak człowiek myśli cały czas o samobójstwie, a przynajmniej dosyć często, to znaczy, przynajmniej codziennie, to po co mu plan na życie. To raczej były plany jak tu się zabić. Poczynając od podcięcia sobie żył, w wannie, poprzez powieszenie się na drzewie nad jeziorem, poprzez różne inne formy, skończywszy na wypłynięciu daleko w morze. Ta ostatnia metoda podobała mi się chyba najbardziej. Bo przynajmniej nikt by mojego ciała nie znalazł. A wiadomo, ciało samobójcy chyba nie jest zbyt ciekawe do oglądania, wiadomo, zależy to też od rodzaju śmierci, ale za oglądaniem nieboszczyków to ja i tak nie przepadam.

Wczoraj wieczorem dostałem smsa od NB (narkotyk-B), że jeszcze nie zrobiła sobie z telefonem, chodzi to o uruchomienie WhatsApp. Pytała, co robię na święta. Nie odpowiedziałem jeszcze, bo mi się nie chciało. Poza tym, to pomyślałem sobie, że miłe jest stworzenie lekkiego napięcia, a nie podkładanie się w stylu "to ja od razu odpiszę".

W bibliotece było nawet spoko, tyle, że nie było dziewczyn, które by mną rzucały o ścianę, dlatego może łatwiej mi się było uczyć. Tym bardziej, że ani tam lodówki, ani telewizora. To znaczy, jest jeden na ścianie, z wiadomościami, ale bez głosu.
Bibliotekę wcześnie zamykali, bo to sobota, więc poszedłem potem na jeszcze jedną kawę. Siedziałem sobie, przyglądałem się tym wszystkim ślicznym skośnookim, które tam chodziły i tak sobie rozmyślałem o życiu. Stąd może ten pomysł o planie.
Chcę jeszcze trochę poćwiczyć jaką formę ze sztuki walki, bo gdy wracam do przeszłości, to wyobrażam sobie, jak mojemu staremu daję jakoś, że tak powiem w mordę, czyli bronię się. To mi chyba dobrze robi.

Dzisiaj jechałem rowerem, jak zwykle, koło mnie przejechał biały samochód samochód i ktoś coś głośno krzyknął, chcąc mnie pewnie wystraszyć. Zdarzyło mi się to już chyba ze dwa razy od kiedy tu jestem. Zapamiętałem sobie więc numer rejestracyjny, ale samochód przecież pojechał dalej. Miałem nadzieję, że go jeszcze na jakich światłach złapię, ale nic z tego.
Ale po jakichś pięciu minutach patrzę, stoi, przed jakąś pizzerią, czy coś , biały, numer rejestracyjny też się chyba zgadza. Podjeżdżam, zatrzymuję się, mieli pootwierane okna, a tam kobieta za kierownicą, blondyna z piercingiem na brodzie, takim wystającym małym kolcem. Widać, że trafiłem na "artystkę", jak by to mój były szwagier określił. Za nią na siedzeniu jakiś facet, w miarę młody, bawiący się komórką. Ona pali papierosa.
Więc mówię "czemu na mnie krzyknęliście, o co chodzi".
Ona na to "nikt nie krzyknął, wydawało ci się".
Ja, "nie wydawało mi się". Ona, "wydawało ci się, spieprzaj kutasie". W sumie, to czego się tu spodziewałem, Mrozka?Ale ja spoko Maroko, mówię, "Nie wydawało mi się, ale sobie nie życzę."
Ona, "A co, mam się ciebie bać kutasie (wanker)?".
Ja, "Lepiej bądź ostrożna".
Na to nawet jej cieniak, te z tylnego siedzenia podniósł głowę znad komórki, spojrzał na mnie i mówi "przestań grozić mojej żonie", ale nie zwracałem na niego większej uwagi, bo ona bluzgała, w stylu "co mi zrobisz, kutasie". Leciała tym równo.
Więc po prostu powiedziałem "Wiem, gdzie mieszkasz, ale ty nie wiesz, gdzie ja mieszkam".
Na pół sekundy ją to przytkało, co uznałem za sukces, ale od razu powiedziała "ale my też możemy za tobą pojechać".
Ja, "aha, akurat".
Ona mnie jeszcze trochę zbluzgała, ja życzyłem jej tego samego i pojechałem dalej.
Potem przyszło mi do głowy, że to pewnie jeden z pasażerów zrobił, którego akurat w samochodzie nie było, pewnie poszedł kupować jakąś tam pizzę, czy inny smakołyk tej sfery kulturalnej. Pasowało by to, bo ktoś krzyknął od strony chodnika, a kierowca i ten jej z tyłu, siedzieli od ulicy.
Ja, jak ja, to mało straszny, ale ktoś się rzeczywiście może wystraszyć. Fakt, mogłem być bardziej dyplomatyczny i próbować im to tłumaczyć, ale, czy coś by dotarło, to nie wiem. Myślę tylko, że teraz się zastanowią przez moment, zanim coś takiego jeszcze raz z robią. Będę ich miał na oku. Chyba, że mnie kiedy rozjadą, ale, wtedy, jak przeżyję, to będą mieli spory kłopot.

No i tyle.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!